Niemcy w pośpiechu opuszczali Łódź. Zapewniali, że już tu nie wrócą [ZDJĘCIA ARCHIWALNE]

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Polscy żołnierze defilują w 1945 roku ulicami Łodzi
Polscy żołnierze defilują w 1945 roku ulicami Łodzi archiwum MTNn w łodzi
19 stycznia 1945 roku na ulice Łodzi wjechały radzieckie czołgi. Łodzianie zapamiętali, że noc poprzedzająca wyzwolenie była w mieście bardzo jasna. Rozświetlały ją bowiem setki świateł. Nie wiedzieli jeszcze wtedy, że były to flary zrzucone przez rosyjskie samoloty

Początek roku 1945 był w Łodzi śnieżny i dosyć mroźny. Łodzianie czuli, że niemiecka okupacja już się kończy. 12 stycznia 1945 roku znad Wisły ruszyła ofensywa Armii Radzieckiej. Łódź znalazła się w pasie natarcia 69. Armii i 11. Samodzielnego Korpusu Pancernego. Żołnierze kierowali się do naszego miasta od strony Radomia. Jak podają w książce „Wyzwolenie Ziemi Łódzkiej” profesorowie Kazimierz Badziak i Włodzimierz Kozłowski, wojska radzieckie miały dotrzeć w rejon Łodzi około 26 stycznia. Po drodze nie napotykały jednak na silny opór Niemców, więc posuwały się znacznie szybciej. Dziennie żołnierze radzieccy pokonywali po 40 kilometrów, a bywały dni, że nawet 70. Tak więc już 16 stycznia znaleźli się na przedpolach Łodzi, w okolicach Zgierza i Radogoszcza. Do Łodzi wojska radzieckie wkraczały od strony ul. Rzgowskiej, Narutowicza, Łagiewnik, Szosy Rokicińskiej. Ich doktryna zakładała, by unikać walk w centrum miasta.

16 stycznia 1945 roku nad Łodzią pojawiły się radzieckie samoloty.

- Był to nalot typu rozpoznawczego - wyjaśnia Wojciech Źródlak, kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowych Oddział Radogoszcz. - Podczas jego trwania miasto zostało oświetlone dużą ilością flar, które powoli opadały na spadochronach. Tej nocy w Łodzi było jasno jak w dzień. Przy okazji na Łódź spadły też bomby. Między innymi w centrum miasta, które było zamieszkane głównie przez Niemców oraz w rejon dworców kolejowych. Na Dworcu Fabrycznym zniszczono na przykład dwa parowozy i pięćdziesiąt cztery wagony. Nalot miał cel psychologiczny. Poza tym podczas niego Rosjanie zrobili zdjęcia miasta. Przystępując do ataku na Łódź, Rosjanie nie mieli bowiem dużego rozeznania co do samego miasta, sposobu jego obrony. Ten nalot wywarł na łodzianach ogromne wrażenie.

Michał Szewczyk, znany łódzki aktor, miał 11 lat, gdy nadeszło wyzwolenie. Z siostrą i rodzicami mieszkał w Rudzie Pabianickiej, przy ul. Pabianickiej 26. Tam się urodził i wychował. Obok znajdowało się duże pole, które należało do Niemca Pohla.

- U nas, w Rudzie Pabianickiej, mieszkało wielu Niemców - mówi aktor. - Pamiętam, że we wrześniu 1939 roku, gdy do Łodzi wkraczało niemieckie wojsko, to witano je kwiatami. Gdy potem opowiadałem o tym znajomym, to nie mogli w to uwierzyć, ale tak było. Niemcy, którzy tu mieszkali, cieszyli się, że zobaczyli swoich żołnierzy.

Pamięta bombardowania ze stycznia 1945 roku. Niedaleko znajdowało się lotnisko Lublinek, więc w okolicy latało wiele radzieckich samolotów.

- Wróciłem właśnie z łyżew- opowiada Michał Szewczyk.- Lodowisko urządzono na ulicy Pabianickiej. Ruch był niewielki, więc można było się poślizgać. A Pabianicka była wyłożona solidną, bazaltową kostką. Tata, który wrócił z obozu, siedział w kuchni i moczył nogi. Miał bardzo spuchnięte... Okna w mieszkaniu były zaciemnione. Nagle usłyszeliśmy huk. Powiedziałem wtedy, że pewnie pękła opona w jakimś samochodzie. Wcześniej miały miejsce takie sytuacje i huk też był duży. Ale doszedłem do zaciemnionego okna, lekko je odchyliłem i zobaczyłem, że jest jasno jak w dzień. Ulice rozświetlały flary... A usłyszeliśmy huk, bo na znajdujące się koło nas pole spadła bomba.

Najważniejsze wydarzenia minionego tygodnia w skrócie
4 stycznia 2016 roku - 10 stycznia 2016 roku

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Michał Szewczyk wyszedł potem na ulicę i zobaczył leje po bombach. Wiele znajdowało się na polu Pohla, koło domu Szewczyków.

- Bomby nie ważyły dużo, bo leje nie były głębokie - zauważa Michał Szewczyk. - Ucierpiał tylko jeden dom przy ulicy Franciszka, który został zburzony. Była to niewielka kamieniczka.

Przyszła do nich pani Pilcowa. Była Niemką i właścicielką kamieniczki, w której mieszkali. Powiedziała, że jej córka opuszcza dom przy ul. Kolejowej i mogą tam zamieszkać.

- Oświadczyła, że ona też jedzie - wspomina Michał Szewczyk. - Zapowiedziała, że oni już tu nie wrócą więc możemy się przeprowadzić na ulicę Kolejową. Ale tata nie chciał, choć w tamtym domu były prawdziwe luksusy.

Michał Szewczyk zapewnia, że pani Pilcowa była dobrą Niemką. Dawała jego mamie jedzenie dla dzieci.

- Bawiłem się z jej wnukiem - tłumaczy pan Michał. - Jego tata chodził w czarnym mundurze.

Po Rudzie szybko rozniosły się ostrzeżenia, by chować się po domach, siedzieć po ciemku i nikomu nie otwierać. Rosjanie mieli do nich wchodzić i gwałcić kobiety.

- Ale po dwóch-trzech dniach, gdy biegałem po zaspach śniegu, zobaczyłem jakiś krzyczący tłum koło sklepu - opowiada Michał Szewczyk. - Zaczęto mówić, że do mieszkania, które zajmowała matka z dwoma córkami, weszli Rosjanie i zaczęli rzekomo gwałcić kobiety. Ktoś musiał o tym powiadomić radzieckie dowództwo, bo dosyć szybko pojawił się tam samochód marki willis. Siedziało w nim dwóch żołnierzy. Kierowca i jakiś oficer.

Weszli do domu, po chwili wyprowadzili dwóch żołnierzy. Zabrali im pasy, szynele. Poszli z nimi pod płot. Oficer wyjął nagana i zastrzelił ich na oczach mieszkańców Rudy. Ludzie zaczęli krzyczeć, że tak nie można, bez sądu. - Nie krzyczcie, nie krzyczcie, ludzi u nas dużo! - odpowiedział oficer i odjechał.

Michał Szewczyk pamięta też kolumny z radzieckimi żołnierzami jadące ul. Pabianicką.

- Jechali wozami konnymi, w walonkach, z karabinami na sznurku i to przed nimi uciekała taka potężna armia jaką mieli Niemcy - wspominał aktor.

Zaraz po wyzwoleniu Michał Szewczyk z rodzicami i siostrą poszli przez całe miasto odwiedzić rodzinę, która mieszkała na Julianowie. Tam dowiedzieli się o tragedii Radogoszcza.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Poszliśmy na teren tego więzienia - wspomina pan Michał.- Wszędzie były ludzkie ciała, czuć było swąd spalonych zwłok. Pełno było ludzi. Wielu z nich płakało...

Tadeusz Krzemiński, gdy wybuchła wojna, miał rok. Razem z mamą i siostrą został wysiedlony z osiedla im. Józefa Montwiłła-Mireckiego. Okupację przeżył w domu przy ul. Jęczmiennej, na Manii. Gdy zbliżało się wyzwolenie, Tadeusz i jego siostra Anna byli sami w domu. Tadeusz chorował. Przyszła po nich sąsiadka. Pani Janicka powiedziała: Choć Tadek, wezmę was do kanału.

- W okolicach ulicy Jęczmiennej znajdowały się takie kanały - wyjaśnia Tadeusz Krzemiński. - Przepływała nimi rzeka Łódka, Bałutka. Ludzie po szczebelkach zeszli do tego kanału, na dół. Kanał był wymurowany, ale bardzo wąski. Parę osób się tam zmieściło. Tam przetrwaliśmy całą noc.

Tadeusz Krzemiński zapamiętał, że ktoś po linie spuszczał czajnik z gorącą wodą. Rano dowiedzieli się, że Łódź jest wyzwolona.

- Przyszła moja mama - opowiada Tadeusz Krzemiński. - Razem z nią i siostrą poszliśmy w kierunku naszego osiedla. Nagle rozległ się wybuchł. Okazało się, że to jakiś niewypał zostawiony na dachu domu przy ulicy Srebrzyńskiej. Tam znajdował się mały posterunek policji. Choć na początku wszyscy myśleli, że wracają Niemcy... Doszliśmy do osiedla, weszliśmy do swojego mieszkania. Zostało część naszych mebli, inne do nas nie należały. Mieszkał w nim podobno stolarz z Rygi. Gdy weszliśmy do mieszkania, to na stole znajdowała się jeszcze nie dokończona kolacja. Niemcy musieli uciekać w pośpiechu.

Krystyna Trojanowska, gdy wybuchła wojna, miała cztery lata. Razem z rodzicami też mieszkała na osiedlu im. Józefa Montwiłła-Mireckiego. W połowie stycznia 1940 roku razem z pięcioma tysiącami innych mieszkańców tego osiedla jej rodzina została wysiedlona. Znaleźli się w obozie przy ul. Łąkowej.

-Tata pracował w łódzkiej Izbie Skarbowej - opowiada pani Krystyna. - Gdy znalazł się w obozie, miał przy sobie klucze do biurka, a trzeba było je otworzyć. Jeden z pracowników Izby, który był Niemcem dowiedział się, że tata jest w obozie. Przyjechał na ul. Łąkową. Odebrał klucze, a jednocześnie załatwił nasze zwolnienie z obozu. Okazało się, że tata jest niezbędny w pracy, musi dokończyć jakieś sprawy. Tak więc po dwóch tygodniach nasza rodzina opuściła obóz przy Łąkowej. Gdybyśmy zostali tam dłużej, to pewnie dziś bym nie żyła. Byłam bardzo chora. Tak ciężko, że mama trzy razy wkładała mi w ręce gromnicę, bo myślała, że umrę...

Po wyjściu z obozu rodzina Trojanowskich zamieszkała przy ul. Targowej 15, u dziadka pani Krystyny, który był kolejarzem. Potem przenieśli się do malutkiego mieszkania przy ul. Nawrot 66.

- Pod koniec 1942 czy na początku 1943 roku zamieszkaliśmy przy ulicy Piotrkowskiej 18- wspomina Krystyna Trojanowska. - Mieliśmy pokój z kuchnią na pierwszym piętrze. W tej kamienicy mieszkały tylko trzy polskie rodziny. My, dozorca i trzecia rodzina, której nazwiska nie pamiętam. Pozostałymi lokatorami byli Niemcy. Pod naszym mieszkaniem znajdował się niemiecki warsztat samochodowy.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Pani Krystyna pamięta, że w czasie wojny na całej ul. Piotrkowskiej wisiały hitlerowskie flagi. Zapamiętała też jedną z niemieckich rodzin z kamienicy.

- Mąż tej pani zginął pod Stalingradem - dodaje. - Miała dwoje dzieci. Dziewczynka mogła mieć ze cztery lata, a chłopiec - sześć. Często bawiliśmy się z nimi na podwórku. W sumie była nas trójka polskich dzieci. Ta Niemka, której nazwiska nie pamiętam, wynosiła na podwórko kanapki. Dawała je nie tylko swoim dzieciom, a także nam...

Pani Krystyna pamięta dzień wyzwolenia, 19 stycznia. Wyszła z tatą na ul. Piotrkowską, a od strony północnej widać było tumany dymu. Płonęło radogoskie więzienie. Potem na ul. Piotrkowskiej pojawili się Rosjanie.

- Koło naszego domu był sklep galanteryjny, a obok sklep firmowy fabryki Plihala - opowiada Krystyna Trojanowska.- Sprzedawano w nim elegancką bieliznę. Kiedyś na Piotrkowską zajechała ciężarówka. Wysiadły z niej Rosjanki. W walonkach, szaroburych płaszczach. Weszły do sklepu z bielizną. Gdy zaczęły z niego wychodzić, to każda miała na sobie nałożone po kilka eleganckich koszul nocnych. Założyły je na te brudnoszare płaszcze.

Pod koniec stycznia pani Krystyna zaczęła chodzić do szkoły, która znajdowała się przy ul. Próchnika.

- I nosiłam do szkoły codziennie swój stołek! - dodaje łodzianka.

W lutym jej rodzina wróciła na osiedle im. Józefa Montwiłła-Mireckiego. Ich mieszkanie stało puste. Nie było mebli rodziny Trojanowskich. Znalazły się u sąsiadów.

- Trzeba było im długo wyjaśniać, że były to nasze meble- śmieje się pani Krystyna.

Wojnę w Łodzi przeżył też Leszek Fabian. Gdy wybuchła, miał kilka miesięcy. Mieszkał z rodzicami przy ul. Skarbowej 28, na tzw. osiedlu skarbowym. Potem zostali wysiedleni przez Niemców. Zamieszkali w kamienicy przy ul. Kilińskiego 116.

- Początkowo mieszkaliśmy w ładnym, dwupokojowym mieszkaniu na parterze lewej oficyny - mówi Leszek Fabian. - Po śmierci mojego ojca, Niemka, która zajmowała jeden pokój, kazała nam się zamienić. Wzięła lepsze mieszkanie, my musieliśmy pójść do gorszego.

Na ul. Kilińskiego Leszek Fabian przeżył dzień wyzwolenia Łodzi. Miał wtedy sześć lat. Ale pamięta rozświetlone niebo nad Łodzią.

- Z samolotów Rosjanie zrzucili flary, one dawały tę jasność- opowiada Leszek Fabian. - Ulicą Kilińskiego, w kierunku Placu Niepodległości, uciekali Niemcy. Jechali odkrytymi samochodami. Mieli na sobie cywilne marynarki.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Pan Leszek pamięta, że w okolicy jego domu, chyba na ul. Kilińskiego 118 wybuchła bomba.

- Myśmy wtedy z mamą schowali się w piwnicy - wspomina Leszek Fabian. - W następnej klatce był schron, ale nie mieliśmy do niego dostępu. Byłem wtedy chory, więc mama owinęła mnie w wełniany dywan i zniosła do piwnicy. W niej przeżyliśmy rosyjskie bombardowania. Ale ze sobą nie zabraliśmy naszego psa. Małego ratlerka. Kiedy wróciliśmy do domu, psa jednak nie było. Zobaczyliśmy tylko kupę pierza. Okazało się, że nasz piesek wygryzł dziurę w pierzynie i się w niej schwał. Przestraszył się bombardowania.

Już od początku stycznia pan Leszek przeczuwał, że coś się szykuje. Nad Łodzią krążyły samoloty radzieckie, słychać było odgłosy wybuchów.

- W kamienicy mieszkało wielu Niemców - wspomina.- Zaczęli się pakować i uciekać.

Zaraz po wyzwoleniu mama pana Leszka wynajęła furmankę, zapakowała rzeczy i wrócili pod swój przedwojenny adres, na ul. Skarbową. Gdy weszli do mieszkania, to zobaczyli przerażający widok. Na żyrandolu wisiała kobieta, a na podłodze leżała druga. Były to Niemki, matka i córka, które w czasie wojny zajęły mieszkanie Fabianów.

- W mieszkaniu pełno było też mundurów, czapek żandarmów, takich „kogutów” - dodaje pan Leszek. - Widok tych kobiet mam jeszcze dziś przed oczami. Nie zamieszkaliśmy w tym mieszkaniu, nie bylibyśmy w stanie. Przeprowadziliśmy się piętro wyżej.

Pan Leszek pamięta, że potem w ich starym mieszkaniu pojawili się Rosjanie. Wynieśli ciała kobiet i rzucili na śnieg, na rogu ulicy.

- Ich zwłoki leżały tam długo, widok był okropny - mówi Leszek Fabian.

Niedługo po tym Leszek Fabian z dwa lata starszym kolegą pobiegli przez park w stronę radogoskiego więzienia.

- Mama o tym nie wiedziała- zaznacza łodzianin. - Poszliśmy na cmentarz w Radogoszczu, gdzie akurat chowano zamordowany przez Niemców więźniów Radogoszcza. Ich ciała kładziono do takich długich, wykopanych rowów...

Tymczasem w domu przy ul. Skarbowej 28 pojawili się żołnierze radzieccy. Sztab Armii Czerwonej mieścił się na ul. Julianowskiej. Żołnierze zamieszkali w pomieszczeniach koło sali gimnastycznej. Pan Leszek pamięta, że wyświetlali w niej filmy. Chodził je oglądać. Żołnierze brali go na ramiona, by lepiej widział. Dwóch oficerów radzieckich wynajęło pokój u państwa Torbusów.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

- Byli to kulturalni panowie- twierdzi Leszek Fabian. - W mieszkaniu Tobusów był pokój z dwoma tapczanami, więc zapytali, czy mogą się tam zatrzymać.

Leszek Fabian zapamiętał dwie wizyty Rosjan w jego domu. Raz przyszli pożyczyć kozetkę, której już nie oddali. Potem pojawiło się dwu czy trzy osobowa ekipa Rosjan. Spojrzeli na tapczan i wycięli z niego kawałek materiału.

- Na suknię potrzebne, bo Natasza idzie do teatru - wytłumaczyli i odeszli. A w tapczanie pozostała wielka dziura...

Ale Leszek Fabian pamięta również, że za domem, na placu rozstawili kuchnię polową. Ile razy się tam pojawił, to dostawał od nich jedzenie dla siebie i mamy.

- Przypuszczam, że mieszkał u nas oddział NKWD - mówi Leszek Fabian. - Twierdzili, że idą na Berlin. I wraz z frontem odeszli.

Leszek Fabian kręcił się koło Rosjan. Raz nawet wsiadł do ich ciężarówki i powiedział, że chce z nimi jechać do Berlina.

- Samochód ma dziurę, nie pojedziesz - wytłumaczyli chłopcu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Niemcy w pośpiechu opuszczali Łódź. Zapewniali, że już tu nie wrócą [ZDJĘCIA ARCHIWALNE] - Dziennik Łódzki

Komentarze 7

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

D
Drb
"wyzwolenie.... mam nadzieje, że po kolejnych 27 latach życia nie będę czytał takich bzdur....
777
SPRAWIEDLIWOSC I PRAWO TO POste S>ŁOWA ZEMSTA = ZYSK PO TRUPACH PLEBEUSZY CIEMNEGO LUDU.
ł
łodzianin
Nie potępiam nikogo, zemsta jest jedyną radością biednych i pokrzywdzonych, piszę o prawdzie i historii. Coś jak dzisiaj w polityce. A bandytyzm i złodziejstwo zawsze będzie bandytyzmem i złodziejstwem. Podobnie głupota.
.
Te sprawy przestały być problemem politycznym, to już historia. Na szczęście.
?
Było bezprawie, była żądza odwetu za te lata terroru. I co w tym dziwnego? Chcesz potępić ludzi, którym Niemcy pozabijali rodziny, którzy każdego dnia bali się o siebie i bliskich?
Ty wiesz jak ciężkie warunki mieli Polacy tu, na ziemiach włączonych do Rzeszy?

Wiesz, przypomina mi się kultowa moim zdaniem scena z serialu Dom, gdy adwokat grany przez Łomnickiego bronił (Janczara) zabójcę obozowego kapo. To oddaje sens takich zdarzeń.

Aha, moi dziadkowie żyli tu w Łodzi. I nie wspominali jakichś drastycznych scen z TEGO okresu. Gorzej to wyglądało za okupacji. Dużo gorzej.
G
Gość
artykul jakby przepisany ze stalinowskiego podrecznika historii
ł
łodzianin
dla prawdy historycznej należałoby napisać o kilkudziesięciu godzinach od kiedy Niemcy zwiali a ruskie nie wjechali. "Ciekawy" czas rabunków, bezprawia i samosądów na łódzkich Niemcach którzy zostali w Łodzi.
Wróć na i.pl Portal i.pl