Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niedaleko pada piłka od jabłoni, czyli piłkarskie rodziny [ZDJĘCIA]

Marcin Kostaszuk
Bracia Żewłakow  (na zdjęciu Marcin)  to pierwsi bliźniacy w historii kadry Polski
Bracia Żewłakow (na zdjęciu Marcin) to pierwsi bliźniacy w historii kadry Polski archiwum
Choćby nie wiadomo jak zabezpieczać się przed nepotyzmem, naturalną koleją rzeczy jest nasiąkanie dzieci profesjami rodziców. Od tej zależności nie jest wolna także piłka nożna, o czym wielokrotnie przekonywaliśmy się w historii wielkiego futbolu, pełnej braterskich i ojcowsko-synowskich wątków.

Wojciech Szczęsny ma dopiero 22 lata, ale już w tym wieku jednym susem przeskoczył większość barier, jakie w latach 80. i 90. stawały przed jego ojcem Maciejem. Choć tata może pochwalić się tytułami mistrza Polski z czterema różnymi klubami, nigdy nie było mu dane sprawdzić się w najlepszej lidze świata, za jaką uchodzi angielska Premier League.

Tymczasem splot wielu okoliczności sprawił, że jego syn już teraz stanął w bramce Arsenalu Londyn - obecnie trzeciej ekipy w Anglii - debiutując w Lidze Mistrzów już dwa lata temu przeciwko nieziemskiej Barcelonie. Mimo to pytania o rolę "starego Szczęsnego" cały czas jeszcze bywają dla Wojciecha drażniące.

- Uwierały mnie porównania do ojca. Nie tyle jednak same porównania, bo to jest naturalne, ale bardziej to, że mało ludzi wierzyło, że do wszystkiego doszedłem sam. Przejmowałem się tymi plotkami - mówi w wywiadzie dla "Playboya" obecny bramkarz piłkarskiej reprezentacji Polski. Na samodzielność wybił się szybko - podobnie jak Jakub Błaszczykowski, inny członek kadry Smudy.

Jemu z kolei wypominano, że wprost z IV ligi trafił do mistrzowskiej Wisły Kraków za sprawą wstawiennictwa słynnego wujka Jerzego Brzęczka, też kadrowicza i kapitana drużyny srebrnych medalistów olimpijskich z Barcelony.

Kuba zamknął usta krytykom bardzo szybko: po transferze do Wisły w 2005 roku (niewiele brakowało, a trafiłby wtedy do… Lecha Poznań) wystarczyły mu dwa lata, by stać się najlepszym polskim piłkarzem grającym w kraju, w obecnym sezonie najlepszym prawym pomocnikiem niemieckiej Bundesligi. W tym już wujek nie mógł mu pomóc…

Ojcowie i synowie w kadrze
Dla synów słynnych piłkarzy jedynym sposobem wyjścia z cienia słynnych przodków jest przebicie ich osiągnięć i udowodnienie samodzielności. Udaje się to bardzo nielicznym, choć niewiele brakowało (jednego dobrego sezonu…), by o swych doświadczeniach rodzinnych Szczęsny mógł rozmawiać z Euzebiuszem Smolarkiem - synem Włodzimierza, brązowego medalisty mistrzostw świata z Hiszpanii.

Kariera Ebiego obfitowała w wiele wzlotów i upadków, niestety te drugie przydarzyły mu się akurat wtedy, gdy ważyły się losy kadry na Euro 2012. I tak jednak Euzebiusz ma już swoje miejsce w historii polskiej piłki - choć nie sięgnął po takie laury jak jego nieżyjący już ojciec, pokonał go w korespondencyjnym pojedynku na gole w koszulce z orłem: 20 do 13.

Szczęśni i Smolarkowie nie byli pierwszymi reprezentantami Polski z jednej rodziny. Palmę pierwszeństwa dzierżą pomocnicy ŁKS-u Łodź z rodziny Jańczyków. Ojciec Roman zagrał w kadrze w 1932 roku, jego syn Wiesław 25 lat później i w obu przypadkach były to jednorazowe epizody.

Sytuacja powtórzyła się po wojnie w przypadku bramkarza Ryszarda i obrońcy Jerzego Wyrobków, a także obrońcy Romana i napastnika Tomasza Koryntów, pomocników Stanisława i Macieja Terleckich. Przed Smolarkami i Szczęsnymi ojcowsko-synowski duet w kadrze stworzyli też gracze Lecha.

W latach 70. i 80. bramkarz Piotr Mowlik wystąpił w reprezentacji 21 razy - mało kto pamięta, że choć w kadrze Piechniczka na mundialu w Hiszpanii (1982) był tylko rezerwowym, to sześć lat wcześniej u Górskiego zdobywał srebrny medal olimpiady w Montrealu (1976) także na boisku, będąc bohaterem chyba najdziwniejszej zmiany bramkarza w historii kadry. Otóż w 20. minucie meczu z NRD Jan Tomaszewski po wpuszczeniu dwóch goli nie wytrzymał presji finału i nieomal… uciekł z boiska.

Mowlik wszedł za niego, spisał się lepiej, ale efektem porażki 1:3 była dymisja Kazimierza Górskiego z funkcji trenera reprezentacji Polski. Dziś chyba nikt nie zwolniłby trenera za "zaledwie" srebro…

Gorzkiego smaku trenerskiego chleba zaznał później także sam Piotr Mowlik, ale piłkarską schedę po nim przejęli synowie Mariusz i Łukasz. Bardziej utalentowany okazał się pierwszy z nich (gra w polu), który zaliczył jeden występ w reprezentacji Polski w 2004 roku.

- Zawsze były zapytania, czy doścignę ojca pod względem liczby występów w reprezentacji lub osiągnięć. Wiadomo, on wystąpił 21 razy w reprezentacji Polski, zdobył mistrzostwo i puchar kraju czy medal igrzysk olimpijskich. Trudno to zliczyć, a tak naprawdę do tej pory osiągnąłem niewiele w porównaniu do niego. Nie ma o czym gadać, tata był wielkim piłkarzem. Ja mam 30 lat i jeszcze wiele ambicji, ale ojca raczej nie dogonię - mówił w jednym z wywiadów Mariusz Mowlik, który, co interesujące, jest współzałożycielem Stowarzyszenia Profesjonalnych Piłkarzy i Amatorów. Organizacyjną żyłkę ma też jego brak Łukasz, doskonale znany w Poznaniu jako wieloletni kierownik drużyny Lecha.

Ojcowsko-synowskie duety na świecie nie są wyjątkiem, choć wśród największych gwiazd futbolu kontynuacja kariery na najwyższym poziomie zdarzała się rzadko. Ewenementem rodzina Maldinich - tata Cesare był obrońcą legendarnej drużyny Milanu z lat 50. a syn Paolo (na tej samej pozycji i w tym samym zespole) zdobył wszystkie klubowe trofea w latach 80. i 90. Własnego syna trenował także Johan Cruijff - legendarny holenderski pomocnik i twórca potęgi klubu FC Barcelona, w którym w latach 90. grał także jego syn Jordi. Junior talent miał, ale kontuzje zahamowały jego karierę, choć pod koniec lat 90. zapowiadał się na gwiazdę najpierw Barcy, a potem Manchesteru United.

Braterskie duety
O tym, że łatwiej w świat piłki ruszyć rodzinie, świadczą również kariery braterskich duetów. W polskiej reprezentacji pierwszymi braćmi byli Jan i Stefan Lothowie (lata 20. XX wieku), warci odnotowania choćby dlatego, że pierwszy z nich (Jan) zaliczył w kadrze występy zarówno na pozycji bramkarza, jak i… napastnika! Przypadek raczej niepowtarzalny, choć ostatnio w sieci pojawił się film z treningu kadry z pięknym golem Wojciecha Szczęsnego. A poza Robertem Lewandowskim asów na tej pozycji raczej nie mamy…

Lothowie w reprezentacji nigdy nie zagrali razem - taki przypadek był udziałem dopiero braci Zastawniaków z Cracovii, którzy wspólnie (w latach 1927-28) zagrali w dwóch meczach, co ciekawe zakończonych identycznym rezultatem 3:3. Pierwszych bliźniaków kadra Polski doczekała się znacznie później - Michał i Marcin Żewłakowowie debiutowali w niej odpowiednio w 1999 i 2000 roku, razem pojechali m.in. na mundial w Korei i Japonii.

Dziś jako 36-latkowie trzymają się nadal świetnie, ale większe szanse na "bliźniaczy" występ na Euro 2012 mieli Paweł i Piotr Brożkowie. Po kiepskim (dla obydwu) sezonie Franciszek Smuda zaprosił do drużyny tylko napastnika Pawła, a i to wyłącznie w roli rezerwowego.

Z wielkich braterskich duetów na świecie mocno zapadli w pamięć Holendrzy: bracia Ervin i Ronald Koeman oraz Ronald i Frank de Boer. Włosi szczycą się Simone i Filippo Inzaghim, a Niemcy żyją wspomnieniami Dietmara i Uli Hoenessów i dziwią się - jak cały świat - przypadkiem duetu Boatengów. Potomkowie emigrantów z Afryki Jerome i Kevin-Prince są ze sobą skłóceni do tego stopnia, że w jednej drużynie nie wystąpią nigdy nawet w meczach… międzypaństwowych. Jerome wybrał bowiem grę dla naszych zachodnich sąsiadów, a bardziej utalentowany Kevin dodaje chwały Ghanie.

- To sytuacja, która dotyczy też relacji z żoną czy rodzicami. Potem nie trzeba wiele, by się przeprosić i by wróciło szczęście - bagatelizuje konflikt Kevin Boateng, który wyjątkowo bezpardonowo obchodził się z bratem w meczu Ghany z Niemcami na mundialu w 2010 roku.

Najbardziej egzotyczne więzi nieomal rodzinne łączą jednak nie Boatengów, lecz wielokrotnego reprezentanta Hondurasu z legendą futbolu… polskiego. Otóż ojciec 28-letniego dziś obrońcy Oscara Garcii Ramireza był tak zaprzysięgłym kibicem Juventusu Turyn z lat 80. , że swojemu synowi - późniejszemu reprezentantowi Hondurasu - dał na drugie imię… Boniek. "Zibi" na wieść o tym szczerze się wzruszył, bo jego syn Tomasz na podbój stadionów się nie wybrał. Pewnie słusznie - takiego ojca na boisku by raczej nie przebił…

Marcin Kostaszuk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski