Niebezpieczne związki gliniarzy i gangstera z Myślenic

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
Oskarżony Rafał C. przed myślenickim sądem
Oskarżony Rafał C. przed myślenickim sądem Artur Drożdżak
Rafał i Mateusz kilka lat tworzyli zgrany duet policjantów, ale teraz już niewiele zostało z dawnej przyjaźni. Poróżnili się wtedy, gdy prokurator aresztował ich za związki z gangsterem z Myślenic, właścicielem agencji towarzyskiej „Eden”.

Ogolony na łyso, niski, mocno zbudowany Krzysztof był przed laty kierowcą tirów, ale z czasem inaczej postanowił zarabiać. Trudno dociec, w którym momencie doszło do tej przemiany, ale nagle wziął ostry życiowy zakręt i zjechał na drogę bezprawia, ciemnych interesów i życia z cudzej niedoli.

Jako kierowca nieraz spotykał dziewczyny pracujące przy drodze w seksbiznesie, ale unikał takich przyjemności. Może dlatego, że jest żonaty. Można jeszcze o nim nadmienić, że był karany. Ma 35 lat.

Powstanie Edenu

Ten jego skręt w stronę bezprawia mógł się rozpocząć dokładnie 12 grudnia 2013 r., gdy założył działalność gospodarczą. W wynajętym budynku przy ul. Daszyńskiego w Myślenicach otworzył agencję towarzyską.

Uznał, że dziewczyny powinny świadczyć swoje usługi nie gdzieś pod chmurką, w krzakach, w których roi się od kleszczy i komarów, ale w wygodnych warunkach - ku zadowoleniu klientów. Nie bez powodu jego burdel dostał szumną nazwę „Eden”, czyli z angielskiego: raj.

W prowadzeniu tego interesu ważną osobą stał się kumpel Krzysztofa, Marcin - o siedem lat starszy, technik-kaletnik, ale kiedyś ponoć bramkarz w innej agencji towarzyskiej.

Znał realia rynku, zwyczaje w tym środowisku, sam prowadził zupełnie inny biznes, więc orientował się w tajnikach księgowości i zawiłościach związanych z płaceniem podatków.

Prawą ręką „od panienek” zgodziła się z kolei zostać Justyna, 28-latka spod Sącza. Kiedyś pracowała w klubie go-go „Heaven” (czyli niebo), potem miała epizod zatrudnienia w hipermarkecie.

W końcu poznała Krzyśka, wymienili się telefonami i mężczyzna zaproponował jej, by została barmanką w „Edenie”. Posadę objęła i stała się zaufaną personą szefa.

Po trwającym kilka miesięcy remoncie klub był gotowy, panie do pracy też. Krzysiek dał ogłoszenie na portalu erotycznym i rozdzwonił się podany w anonsie numer telefonu. Czysto, schludnie, warunki pracy znakomite, sanepid nie miałby się do czego przyczepić.

Z każdą z dziewczyn Krzysiek podpisał umowę najmu; mogły za darmo mieszkać w agencji. Zyskiem z roboty dzieliły się z nim po połowie. Za godzinę wizyty panowie płacili im 200 złotych, za 30 minut - 160 zł. Dziewczyny miały też dochody, jeśli namówiły klienta na drinka. Trunki nie były tanie, przykładowe ceny prezentowały się tak: piwo - 20 zł, butelka szampana - 100 zł, drink z wódką - 40 zł, whisky - 60.

Justyna skrupulatnie notowała czas pobytu klientów w pokojach, zapisywała, ilu ich było, potem karteczkę z wyliczeniami i zarobione pieniądze chowała do sejfu, szyfr do niego znała jako zaufana Krzyśka.

Jeśli były z klientem kontrowersje, to Justyna od razu dzwoniła do szefa. Z późniejszych słów Marcina wynikało, że oprócz pensji kobieta otrzymywała też 600 zł tygodniowo z zysków, jakie agencja miała z nierządu.

Śledczy doliczyli się, że w ciągu półtora roku Krzysztof i spółka zarobili 190 tysięcy zł dzięki wytężonej, wcale niełatwej pracy - głównie w porze nocnej - 13 dziewczyn.

Krzysztof i Marcin zorganizowali też raz wyjazd dwóch dziewczyn do Szwecji, by tam świadczyły usługi seksualne. Jedna potrzebowała kasy, druga była uzależniona od alkoholu i narkotyków, ale także w podbramkowej sytuacji. Zgodziły się na wypad, z Balic dostały się samolotem do Sztokholmu, ale na miejscu nie było wcale różowo. Jedna wróciła po miesiącu, druga uciekła, korzystając z pomocy klienta. Kokosów tam nie zarobiły, a nawet musiały dopłacać do interesu i na swój koszt dojeżdżać do panów.
W pewnym momencie Krzysztof sprzedał część udziałów w agencji znajomemu Dawidowi z Myślenic.

Chłopak wziął kredyt w wysokości 50 tys. zł, by wejść do seksbiznesu, 34 tysiące zł dał Krzysztofowi i od tej pory mógł tam rządzić. Chodził po miasteczku i opowiadał, że teraz to on jest kimś w tym szemranym biznesie. Brał pieniądze z sejfu, przyjeżdżał wcześnie rano i budził dziewczyny, które po nocnej harówce chciały się zwyczajnie wyspać.
Jednak w tym interesie zasady ustala pracodawca, więc musiały się dostosować do wymagań nowego bossa. Justyna dalej pełniła honory barmanki, dziewczyny zgłaszały się do roboty, zarabiały i tak dzień po dniu.

Dawidzior i banda

Krzysztof, oprócz zysków z nierządu, szukał też innych źródeł dochodu.

Pewnego dnia poznał rapera Dawida D., pseudonim Dawidzior. Dla Krzysztofa to była zgubna znajomość - skończyła się wieloletnim wyrokiem.

Nim to się stało, mężczyźni utrzymywali bliskie relacje. Raper był wschodzącą gwiazdą muzyki, śpiewał nawet w trio z Maciejem Maleńczukiem i Niziołem. Wydał solową płytę pod obiecującą nazwą „Nowe życie”.

Kiedy więc raper zszedł na złą drogę?

Może wtedy, gdy zaczęło brakować mu pieniędzy? Miał czterech kolegów z sądeckiego osiedla Zawada, z którymi tworzyli zgraną paczkę. Kamil W. ps. Wajcha i Dariusz R. ps. Koksik trenowali sztuki walki w Klubie Sportowym „Halny”, natomiast Patryk J. ps. Gumiś i Daniel Ł. ps. Klakier im kibicowali.

Wszyscy byli zapatrzeni w Dawida D., który robił karierę jako raper. Był z nich najstarszy, imponował im jako muzyk. Ich znajomość uległa przekształceniu, gdy zaczęli dokonywać włamań, ale te wyskoki nie poprawiły sytuacji finansowej Dawidziora.

W 2015 r. Dawidzior postanowił sprzedać swój klub w Nowym Sączu. Właśnie wtedy poznał Krzysztofa. I choć do transakcji nie doszło, ich znajomość jednak przetrwała. Dawidzior nie krył, że ma problemy finansowe i chętnie weźmie nielegalną robotę. Tym bardziej że miał do pomocy chłopaków, z którymi już wcześniej działali w szajce. Najchętniej dokonałby napadu metodą „na kuriera” lub „na policjanta”.

Od luźnej gadki przeszli do planów, a potem do czynów.

Krzysztof miał informacje o bogatych ludziach w Małopolsce. Wiedział, że w Rabce jest człowiek, od którego można ściągnąć dług, nawet w wysokości trzech milionów zł.

Zdobył broń palną i dał ją Dawidziorowi. Wiedział, że oskubany z kasy przedsiębiorca na pewno nie pożali się policji, bo gotówka była nielegalnie zdobyta. Trzymał ją w sejfach w siedzibie firmy. Szyfry do nich znał właściciel, ale napastnicy kalkulowali, że jak się go przyciśnie, to wyśpiewa cenne cyferki.

Połowę zdobyczy miał wziąć Krzysztof, reszta była do podziału pomiędzy Dawida D. i ludzi, których weźmie „na robotę”.
Przebrani za policjantów usiłowali zmusić właścicieli firmy do otwarcia sejfu. Plan nie wypalił, bo jednego z bandytów zdradziło nerwowe zachowanie. Został pojmany, ale zdążył jeszcze przez krótkofalówkę wezwać kolegów na pomoc. Wtedy Dawid D. wziął pistolet maszynowy Scorpion, który otrzymał od Krzyśka.

Przestrzelił szybę w drzwiach do pomieszczenia, w którym byli pokrzywdzeni. Za ten wyczyn Dawidzior dostał zarzut usiłowania zabójstwa. On i wspólnicy nie zrabowali wtedy ani złotówki.

Do drugiego napadu, w Bukowinie Tatrzańskiej, nie doszło tylko dlatego, że bandę spłoszyła gospodyni domu. Bandyci liczyli na łup 500 tysięcy złotych, bo celem był dom majętnego fiakra, który woził turystów do Morskiego Oka.
Dopiero trzecia akcja zakończyła się „sukcesem”: obrabowaniem i pobiciem jubilera w Krynicy-Zdroju. Zrabowano mu rzeczy za ponad 100 tysięcy zł.

Po wpadce Krzysztof wskazał wspólników i za kierowanie zbrojnym gangiem i nielegalną broń poddał się karze dziewięciu lat więzienia.

Drugi szef gangu, czyli Dawidzior, usłyszał prawomocne skazanie na osiem lat i sześć miesięcy pozbawienia wolności.

Policjanci z Myślenic

Jak przy każdej dużej sprawie, pojawiają się mniejsze wątki. Tu było podobnie. Zarzuty postawiono choćby paserom, którzy kupili biżuterię skradzioną w Krynicy.

Ale najciekawszy był wątek myślenickich policjantów i ich kontaktów z założycielem „Edenu”. Otóż Krzysztof opowiedział o roli Rafała i Mateusza, dwóch stróżów prawa.

Po jego zeznaniach do akcji wkroczyło Biuro Spraw Wewnętrznych Policji. Myślenickim kolegom po fachu założono podsłuchy. Z bilingów wynikało, że Rafał często dzwonił do Krzyśka, wysnuto stąd wniosek, że pewnie ostrzegał go przed kontrolami w agencji towarzyskiej.

Jako tajniacy obaj policjanci bywali przy ul. Daszyńskiego w Myślenicach. Rafał był od policjantem od 15 lat, Mateusz - od dziewięciu. Krzysztofa Rafał znał z siłowni, ot kolega i nic więcej. Gdy było trzeba, to zrobił mu sprawę o przywłaszczenie portfela i Krzysiek dostał po łapkach. Rafał z Mateuszem widzieli, że w agencji jest pity alkohol i stoją dwa automaty do gier zręcznościowych. Prokurator uznał ten brak działania policjantów za niedopełnienie obowiązków i aresztował obu stróżów prawa.

Czemu nie reagowali? Widać kryli Krzyśka - uznali śledczy z Prokuratury Krajowej. Policjanci odpierają zarzuty, że automaty ma kontrolować urząd celny, a sprawdzanie koncesji na alkohol to też nie ich robota. Być może byli niedbali, bo pobieżnie legitymowali osoby w agencji, ale na tym koniec zaniedbań.

Kontrole wykonywali przed południem, bo interes z seksem był całodobowy. Śledczy uważają jednak, że przedpołudniowe kontrole odbywały się, gdy agencja faktycznie nie działała. Zarzucają jeszcze Rafałowi i Mateuszowi, że nie zainteresowali się, czy w lokalu dochodzi do czerpania korzyści z nierządu i przetrzymywani kobiet wbrew ich woli.
Obaj mówią, że pytali o to roznegliżowane panie, ale one nigdy nie zgłaszały pretensji, przestępstw i łamania prawa. Zaprzeczały, by trudniły się prostytucją.

Skoro tak, to jakie podstawy mieli policjanci, by podejmować interwencję i ścigać Krzysztofa? Jeśli kobiety nie chciały go obciążać, to jak Rafał i Mateusz mieli zdobyć dowody, że ktoś czerpał korzyści z nierządu owych pań? To fakt: wpadali do Krzyśka na kawę, ale nie uprzedzali go o żadnych kontrolach i nie brali od niego pieniędzy. Sami wyciągali od niego informacje, w końcu taka była ich robota tajniaków. O tym że Krzysiek założył zbrojny gang, nie mieli zielonego pojęcia.

Automaty w „Słoneczku”

Rafałowi prokurator zarzucił dodatkowo, że miał informację o możliwości popełnienia przestępstwa i nic z tym nie zrobił.
Chodziło o to, że, że jego koleżanka była uczestnikiem kolizji, wystąpiła do ubezpieczyciela o pieniądze za auto zastępcze, a faktycznie jeździła wtedy pojazdem konkubenta. Rafał zaprzecza, by miał wiedzę, że kumpela chciała wyłudzić pieniądze.
Jej w tym zakresie żadnych zarzutów nie postawiono, a policjantowi już tak.

Gdy afera z Krzyśkiem wyszła na jaw, śledczy przyjrzeli się jeszcze innym porządkom w myślenickiej komendzie i kolejnym czterem policjantom postawiono zarzuty niedopełnienia obowiązków.

Podpisali się na listach odbycia strzelania z broni palnej, a faktycznie pistoletu nie wzięli do ręki.
Rafał jako instruktor strzelania w komendzie też odpowiadał za tę fikcję. Ponadto przywłaszczył sobie amunicję i potwierdzał nieprawdę w dokumentach, nielegalnie posiadał 80 naboi.

- Co to za korzyść majątkowa, gdy jeden nabój kosztuje złotówkę? - zauważa, komentując zarzut przywłaszczenia amunicji. Innemu byłemu już policjantowi z Myślenic postawiono zarzut posiadania bez zezwolenia dwóch nabojów. Amunicję znaleziono w jego szafce, gdy był on na zwolnieniu lekarskim.

Zdaniem prokuratury Rafał i Mateusz przyjęli też co najmniej 9600 złotych łapówki od Krzysztofa i Grzegorza W., menedżera restauracji Pod Słońcem w Sieprawiu. Krzysztof wstawił tam swoje automaty do gier losowych i po rozliczeniu z barem dzielił się zyskami z policjantami.

Krzysztof S. dostał 2 lata i 8 miesięcy kary łącznej m.in. za czerpanie korzyści z nierządu

Pieniądze przekazywał Rafałowi na stacji benzynowej lub w siłowni. On z kolei dawał ich część Mateuszowi. Okazało się też, że Rafał i Mateusz, zakumplowani z Grzegorzem G. i Michałem K. z restauracji Pod Słońcem wpadli na pomysł, że kupią i wstawią tam swój automat do gier, by czerpać zyski.

Maszyna do grania

We czterech jeździli do Austrii na zbiory owoców i właśnie tam nabyli za cztery tysiące złotych maszynę do grania.
W obsłudze pomagała im jeszcze Karolina J. Teraz kobieta oraz Grzegorz i Michał mają z tego powodu zarzuty karne. Z czasem policjanci i ich dwaj wspólnicy sprzedali ten automat Krzyśkowi i podzielili się gotówką.

Policjanci twierdzą, że brali mniejsze kwoty i to nie była żadna łapówka, ale zysk z nielegalnych automatów.
Prokurator uważa inaczej i twierdzi, że obaj biorąc regularnie pieniądze z automatów, przyjmowali korzyść majątkową i robili to w związku z wykonywanymi obowiązkami, by nie ujawnić przestępstw skarbowych.

Ich proces toczy się przed Sądem Rejonowym w Myślenicach.

Rafał i Mateusz wyszli już z aresztu tymczasowego i odpowiadają z wolnej stopy. Mateusz ma żal do kolegi i uważa, że Rafał obciąża go niesłusznie, bo liczy na nadzwyczajne złagodzenie swojej kary, a grozi im do 10 lat więzienia.
Pozostali oskarżeni zaprzeczają zarzutom, chcieli się poddać karze, ale nie przystał na to sąd. Rafał i Mateusz już odeszli z policji i otrzymują emerytury resortowe. Jeśli zostaną skazani, to stracą te pieniądze.

Wyrok skazujący

Przed Sądem Okręgowym w Krakowie przed wakacjami zapadł kolejny wyrok na obciążającego ich Krzysztofa S.

Co prawda został uniewinniony od zarzutu działania w zorganizowanej grupie przestępczej, ale uznano go za winnego innych zarzutów, bo ułatwiał kobietom uprawianie prostytucji i czerpał zyski z nierządu w nieustalonej kwocie.

Potwierdził się też zarzut sprzedaży bez koncesji alkoholu w agencji i użytkowania automatów do gry bez pozwolenia urzędu celnego.

Wyrok łączny zamknął się skazaniem go na dwa lata i osiem miesięcy więzienia i zapłatą 50 tys.zł grzywny.

Choć inny oskarżony Marcin T. także został uniewinniony od działania w grupie przestępczej, to sąd uznał, że ułatwił dokonanie napadu w Rabce, czerpał korzyści z nierządu i ułatwił dwóm paniom uprawianie prostytucji w Szwecji.

Za to został skazany na trzy lata i sześć miesięcy oraz zapłatę 23 tysięcy złotych grzywny.

Wyrok półtora roku więzienia usłyszała barmanka w agencji Justyna Z. Ma do zapłacenia 12 tysięcy złotych grzywny.

Półtora roku odsiadki i 16 tysięcy złotych grzywny dostał też Dawid K. - za ułatwianie prostytucji i czerpanie korzyści z nierządu.
Wiesława D., właściciela budynku przy ulicy Daszyńskiego, sąd uznał za winnego ułatwienia Krzysztofowi S. prowadzenia agencji towarzyskiej i czerpania korzyści z nierządu. Wiesław D. ma do zapłaty grzywnę - 20 tysięcy złotych.

Trzyletni wyrok usłyszał ostatni oskarżony, Daniel B. - za ułatwienie napadu w Rabce, dostarczenie broni palnej i nielegalne jej posiadanie.

Ten wyrok nie jest prawomocny. Sprawa w Myślenicach się toczy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Niebezpieczne związki gliniarzy i gangstera z Myślenic - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl