Nie zamiatam zła pod dywan. Dziecko w Kościele musi być bezpieczne

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
W parafiach, gdzie doszło do pedofilii, a sprawca został prawomocnie skazany, wierni muszą od nas usłyszeć, kiedy to się stało i kto jest sprawcą - mówi bp Andrzej Czaja, ordynariusz diecezji opolskiej.

Ksiądz biskup powołał przedwczoraj 8-osobowy zespół roboczy, który przygotuje program zachowań wobec dzieci i młodzieży w diecezji opolskiej.
To jest ważna część naszego działania na rzecz ochrony dzieci i młodzieży w środowisku kościelnym. Zespół został powołany zgodnie z zaleceniem Konferencji Biskupów Diecezjalnych. Znaleźli się w nim ludzie, którzy reprezentują bardzo różne środowiska Kościoła - m.in. wydział katechetyczny, Caritas, szkolnictwo, duszpasterstwo rodzin, duszpasterstwo młodzieży, seminarium. Chodzi o to, by żadnego ważnego środowiska w programie prewencji nie pominąć. Chcemy skorzystać z doświadczeń amerykańskich (jedna z członkiń zespołu, pani Karolina Fromont, przez cztery lata pracowała w USA), a także będziemy się przyglądać podobnym dokumentom, które już powstały w kraju.

Co zespół powinien określić?

Konkretne zasady postępowania w pracy duszpasterskiej z dziećmi i z młodzieżą. Także zasady reagowania na oznaki wykorzystania seksualnego. Chcemy zawrzeć w tym dokumencie konkretne wskazówki dotyczące spotkań z małoletnimi zarówno w parafii, jak i na pielgrzymkach, obozach, oazach itp. Będziemy bardzo mocno akcentować nietykalność cielesną osób małoletnich.

Dotyczącą nie tylko seksualności, ale i przemocy?

Zdecydowanie tak. Chodzi o ochronę dzieci i młodzieży w szerokim tego słowa znaczeniu. Musimy zadbać z całą mocą o to, by w przestrzeni kościelnej dziecko nie tylko czuło się, ale naprawdę było bezpieczne. Mam nadzieję, że wchodząc z programem prewencji do parafii i do środowisk kościelnych, będziemy też oddziaływać na całe społeczeństwo. I to jest najlepsza droga do uświadomienia, że problem jest nie tylko kościelny, ale także społeczny.

Gdzie wyznaczyć granicę? Nie ma wątpliwości, że na „zły dotyk” nie może być miejsca. Ale dzieci naturalnie przybiegają się przytulić do katechetki czy księdza. Małe szczególnie.
To jest i zawsze będzie trudne. Nie powinniśmy doprowadzać do dziwactwa i nienormalności, bo dziecko zwyczajnie potrzebuje, żeby mu okazać czułość. Doświadczyłem tego szczególnie, kiedy odwiedzałem naszych misjonarzy na innych kontynentach. Dzieci do mnie podchodziły, a ja reagowałem po europejsku, czyli próbowałem kontakt raczej ograniczać, żeby nie było żadnych podejrzeń. Trzeba jednocześnie zdecydowanie bronić dzieci i młodzież przed nadużyciami. Trzeba zwalczać patologię. Ale jednocześnie, jak procedury będą gotowe, nie przyjmować postawy, że wszystkich o wszystko podejrzewamy.

W kościelnych instytucjach i środowiskach wychowawczych mają funkcjonować osoby zaufania. To do nich mają przychodzić dzieci, ale także dorośli, by powiedzieć, że dzieje się lub może się dziać coś złego. Trudno będzie zadekretować, komu dzieci mają zaufać…
Nie sposób tego zrobić. Takie osoby na pewno nie będą wyznaczane z poziomu kurii. Środowisko lokalne będzie wskazywać samo, kto jest taką osobą publicznego zaufania. Kto się tym zaufaniem cieszy. Ale i ta osoba będzie podlegała obserwacji przede wszystkim kierownictwa przedszkola, szkoły itd. Żeby to wszystko się powiodło, potrzeba na pewno Ewangelii i nawrócenia nas wszystkich. Tylko wtedy program prewencji będzie działał, a jednocześnie nie stanie się narzędziem do podejrzewania wszystkich przez wszystkich. Bo to byłoby fatalne.

Wręczając dekrety, ks. biskup zwracał uwagę na jeszcze inne zadanie zespołu roboczego.

Namysłu i wielkiego wysiłku wymaga zbudowanie dobrego sposobu komunikowania się z ofiarą pedofilii, z jej rodziną, ze wspólnotą, w której się to dokonało - szkołą, przedszkolem, a w naszych warunkach najczęściej jednak z parafią. A ostatecznie także ze sprawcą. To wymaga udrożnienia.

W diecezji działa mianowany przez ks. biskupa delegat ds. ochrony dzieci i młodzieży. Telefon i e-mail do niego jest na stronie internetowej diecezji.
I ludzie z tego korzystają. Już wiedzą, że to do ks. Sylwestra Pruskiego mają się zwracać. W komunikacji z poszkodowanym uczestniczy także psycholog, kierownik duchowy. Oferujemy ofierze, jeśli tylko tego sobie życzy, pomoc psychologiczną i prawną. Pokrywamy koszty terapii także wtedy, gdy ktoś chce ją prowadzić z innymi fachowcami. Także biskup, jeśli tylko poszkodowany i jego bliscy tego chcą, spotyka się z pokrzywdzonymi i rozmawia. I bywa tak, że ten dialog zostaje nawiązany, a potem odzywają się emocje związane z bólem i z całym tym przeżyciem. Zdarza się wtedy, że ten dialog i dobra komunikacja się zrywa. Trzeba stale te kontakty z ofiarą i jej bliskimi udrażniać po to, by mógł trwać proces naprawiania krzywdy. Ten proces - już to widzimy - jest często obliczony na lata. Ta komunikacja pulsuje. Czasem poszkodowany i jego bliscy chcą i potrzebują kontaktów z biskupem. Dopominają się o rozmowy ze mną, nie tylko z pełnomocnikiem. A potem to się zrywa i nie chcą tych kontaktów wcale. To są bardzo złożone kwestie.

Przykład choćby amerykańskich diecezji pokazuje, że to naprawianie krzywd oznaczało także wypłacanie odszkodowań. Niektóre diecezje zbankrutowały…
Z całą pewnością podstawa do odszkodowania jest wtedy, kiedy biskup wiedział o przestępstwie pedofilii i je „przyklepywał”, zamiatał pod dywan, chronił sprawcę, zaniedbał swoje obowiązki. Natomiast to nie działa na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej.

Przypomnijmy, ksiądz biskup pisał o tym w liście pasterskim, ile przypadków pedofilii miało w diecezji opolskiej miejsce?

W przypadku sześciu księży, którzy to przestępstwo popełnili, została orzeczona wina. Stwierdzam to z zażenowaniem, z bólem i przepraszając. Trzy kolejne postępowania jeszcze trwają. W parafiach, gdzie do tych przestępstw doszło i wina została udowodniona, chcemy w najbliższym czasie nie tylko o tym wprost powiedzieć i być może program profilaktyki w tych właśnie wspólnotach rozpocząć. Zamierzam w tych parafiach zorganizować nabożeństwa pokutne - prawdopodobnie w pierwszy piątek wielkiego postu, z udziałem któregoś z biskupów. Chodzi o modlitwę i o wynagrodzenie. Także w formie postu i jałmużny. Zachęcam kapłanów i wiernych, żeby nas w tym wsparli. Chodzi o to, żeby naprawiać zło, które miało miejsce i próbować także powiększyć dobro duchowe Kościoła, by przywrócić jakąś duchową równowagę.

Obecność biskupa na takim nabożeństwie ma być dla ludzi w tej parafii potwierdzeniem, że Kościół nie ucieka od prawdy o tym, co się stało?
Stanowczo tak. Parafianie muszą od nas usłyszeć, że tu miało miejsce takie zdarzenie, w tym i w tym roku. I - ponieważ mówimy o zakończonych procesach - dopuścił się tego grzechu taki a taki ksiądz. Otaczamy modlitwą także ofiarę, ale ofiara ma prawo do dyskrecji i delikatności i to prawo należy uszanować. Będziemy wspólnotę parafialną prosić, by pamiętała w modlitwie o poszkodowanym i o jego rodzinie. Modlitwą trzeba też otoczyć sprawcę. Troskę o zbawienie jesteśmy jako Kościół winni każdemu człowiekowi. Niezależnie od kary, która go prawnie za popełnione zło spotyka.

Co się dzieje, kiedy do kurii zgłasza się ofiara księdza pedofila?

Działamy zgodnie z zasadą „zero tolerancji”, w czym zresztą bardzo nas wspiera - obowiązujące od 2017 roku - prawo państwowe. Delegat biskupa ds. ochrony nieletnich zgłoszenie przyjmuje. Wszczyna się proces wstępny, a jednocześnie od razu zostaje powiadomiona prokuratura (jest kodeksowy obowiązek, aby każdy, kto ma wiedzę o takim przestępstwie, prokuratora poinformował) oraz odpowiednia watykańska kongregacja. Kongregacja zwykle czeka z ostatecznymi decyzjami na orzeczenie sądu. My jesteśmy czynnikiem wykonawczym.

Jak wyglądało pierwsze zgłoszenie przypadku pedofilii w kurii?

To było w roku 2012. Ta data jest istotna, bo wtedy nie było procedur, które dzisiaj mamy. Nie było Centrum Ochrony Dziecka (powstało dwa lata później - przyp. red.). W kościelnym wymiarze mieliśmy tylko wytyczne watykańskie. Mówiąc szczerze, nie byłem - bo nie mogłem być - przygotowany na tę sytuację. Pamiętam, ten poszkodowany chłopak był z mamą i z jej przyjaciółką. Poprosiłem biskupa Pawła Stobrawę, by i on uczestniczył w tej rozmowie. Siadamy, słuchamy i pierwsza reakcja była taka, że wszystkim nam ciekły łzy. Powtórzę, nie było dzisiejszych procedur. Trzeba było reagować tak, jak dyktuje serce i sumienie. Dzień wcześniej dostałem od sióstr kamilianek piękny stojący krzyż. Przyniosłem ten krzyż. Dałem go temu chłopcu i prosiłem go, żeby się trzymał Pana Jezusa. To nie było łatwo powiedzieć młodemu człowiekowi, który miał 14 lat. Ale prosiłem go bardzo, by za to, czego ksiądz dopuścił się w jego życiu, nie obwiniał Pana Boga i Kościoła.

Jak wyglądało wtedy postępowanie prawne?

Zgodnie z ówczesnymi wytycznymi Watykanu poinformowałem, że poszkodowani mają prawo zgłosić tę sprawę do prokuratury. I natychmiast wszcząłem postępowanie kanoniczne.

Dzisiaj by się to odbyło inaczej…

Powtórzę, jest od 2017 roku prawo państwowe, które obowiązek zgłoszenia nakłada na mnie i na każdego, kto ma wiedzę o takim przestępstwie. Nawet jeśli rodzina prosiłaby o dyskrecję, nie mam wyboru. Muszę zgłosić do prokuratury.

Po filmie „Kler” grający w tym filmie Arkadiusz Jakubik powiadomił ks. biskupa o przypadku pedofilii w Strzelcach Opolskich…

I myśmy tym tropem poszli zgodnie z prawem, niczego nie ukrywając. Ale delegat biskupi w odpowiedzi przypomniał też panu Jakubikowi, że także on może i właściwie powinien zgłosić tę sprawę do prokuratora.

Przed 2017 bliscy poszkodowanych prosili, by uruchamiając proces kościelny, prokuratury nie powiadamiać?

W kilku przypadkach byłem proszony, by nie zgłaszać sprawy do organów państwowych - proces kościelny uruchamiałem zawsze - i zachować daleko posuniętą dyskrecję. Tłumaczono to zwykle chęcią ochrony poszkodowanego przed oszkalowaniem we własnym, zwykle niewielkim środowisku. Powszechne przekonanie jest takie, że bliscy poszkodowanych bardzo chcą poinformować odpowiednie organy i tylko szukają sposobu, jak to zrobić. A moje doświadczenie z poprzednich lat wskazuje, że silniejsza była potrzeba dyskrecji i prośba o jej zachowanie. Więc ja nawet proboszcza parafii nie powiadamiałem, dlaczego zabieram wikariusza i odsuwam go od pracy w duszpasterstwie. A poszkodowanych prosiłem, żeby złożyli oficjalne zeznanie w sądzie biskupim.

Dzisiaj składa się je przed delegatem biskupa.

A wtedy prosiłem o przyjęcie zeznań oficjała sądu. Jak każde zeznanie przed sądem biskupim było ono poprzedzone przysięgą na Pismo św.

Ta przysięga wielu ludziom źle się kojarzy. Zarzuca się Kościołowi dość powszechnie, że zamyka nią usta poszkodowanym.

To całkowite nieporozumienie. Nikt nie jest zobowiązywany pod przysięgą, że będzie milczał o tym, co go spotkało. Przysięga zobowiązuje jedynie do prawdomówności.

A co ze sprawcą? Miał poczucie winy?

W tym pierwszym przypadku dzwoniłem do księdza zaraz po rozmowie z poszkodowanym i jego mamą. Przyjechał do kurii. Po tym, co usłyszałem od poszkodowanego, byłem mocno przekonany o jego winie. Na szczęście udało mi się go przekonać, że jeśli tak było, to powinien się przyznać. Nawet za cenę więzienia czy wydalenia ze stanu duchownego. Poprosił o czas do namysłu. Przyszedł po dwóch godzinach i się przyznał. To bardzo ułatwiło sprawę. Po tygodniu wysłaliśmy dokumenty do kongregacji w Watykanie. Ksiądz został ze stanu duchownego wydalony.

Sprawcy łatwo się przyznają?

W większości przypadków tak nie jest. Z bólem i zażenowaniem mówię, że mnie zadziwia, iż winna i ogromnie skrępowana często czuje się ofiara, a sprawca poczucia winy nie ma. I to jest dla mnie misterium zła, że taki ksiądz do końca nie staje w prawdzie, nawet kiedy wyrok sądowy już zapadł. To jest moje zadanie, żeby go doprowadzić do uznania winy i do wstąpienia na drogę pokuty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nie zamiatam zła pod dywan. Dziecko w Kościele musi być bezpieczne - Plus Nowa Trybuna Opolska

Wróć na i.pl Portal i.pl