Nie wstyd Panu? - Pytamy Rafała Holanowskiego, biznesmena i byłego polityka oskarżonego w aferze PCK.

Marcin Rybak
Marcin Rybak
Rafał Holanowski, dziś oskarżony, na balu PCK w Hotelu Haston we Wrocławiu w 2015 roku
Rafał Holanowski, dziś oskarżony, na balu PCK w Hotelu Haston we Wrocławiu w 2015 roku Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press
Wyleczyłem się z PiS-u. Kompletnie – mówi w wywiadzie dla portalu gazetawroclawska.pl Rafał Holanowski, znany wrocławski biznesmen i były działacz tej partii, kiedyś miejski i wojewódzki radny. Dziś jest jednym z oskarżonych w sprawie przekrętów w Dolnośląskim Oddziale Okręgowym Polskiego Czerwonego Krzyża. Razem z nim na ławie oskarżonych zasiadają inni dawni politycy PiS – byli radni: wojewódzki Jerzy G., i miejski Jerzy S. a także poseł poprzedniej kadencji Piotr B. Holanowski do winy się nie przyznaje, uważa się za ofiarę, a nie sprawcę. Wywiad publikujemy po złożeniu przez niego wyjaśnień na procesie, który toczy się przed wrocławskim sądem.

Holanowski to znana we Wrocławiu postać. Przez wiele lat działał w PCK. W 2005 roku – po pierwszym wyborczym zwycięstwie PiS – media spekulowały o jego kandydaturze na urząd Wojewody Dolnośląskiego. Ostatecznie nie został nim. Należąca do niego firma była współwłaścicielem spółki, która kupiła od magistratu cześć akcji piłkarskiego Śląska Wrocław. Później odsprzedała je wszystkie magistratowi i dziś to miasto w całości kontroluje klub.


Nie wstyd panu? Był pan prezesem zarządu Dolnośląskiego Oddziału Okręgowego Polskiego Czerwonego Krzyża. W tym właśnie oddziale doszło do nadużyć na dużą skalę. Wyprowadzano pieniądze, wykradano używaną odzież, zbieraną do kontenerów.    Zyski z jej    sprzedaży    oddział PCK miał przeznaczać na swoją statutową działalność. Choćby pomaganie biednym i potrzebującym. A pieniądze szły do prywatnych kieszeni.

W dolnośląskim PCK doszło do zmowy kilku pracowników. Informacja o tym, to był dla mnie prawdziwy szok. Kiedy tylko się o tym dowiedziałem, natychmiast zawiadomiłem organy ścigania. W tej sprawie – tak jak przedstawia ją dziś prokuratura – są dwa wątki. Pierwszy, zasadniczy, dotyczy przywłaszczania odzieży oraz defraudowania pieniędzy. Drugi, związany jest ze współpracą pomiędzy Dolnośląskim Oddziałem PCK a fundacją Supra, w której jestem fundatorem oraz firmą Wtórpol, która skupowała odzież z kontenerów. Zdaniem prokuratury zasady tej współpracy były dla PCK niekorzystne. Podczas moich wyjaśnień w sądzie wykazałem bez cienia wątpliwości, że było dokładnie odwrotnie – PCK dzięki mojej fundacji zyskał, a nie stracił. A dowody na to są w aktach tego śledztwa. Jestem pewien uniewinnienia.


Rafał Holanowski - znany przedsiębiorca, kiedyś polityk z PiS, były miejski radny i niedoszły wojewoda – nic nie wiedział o nadużyciach w organizacji, w której władzach zasiadał. Nic chwalebnego.

Pytał pan czy mi wstyd?    Tak. Wstyd mi za kolegów, których znałem wiele lat. Kolegów z Polskiego Czerwonego Krzyża...

… I z partii PiS. Wśród oskarżonych w sprawie nadużyć w PCK są były wojewódzki radny, były miejski radny i były poseł tej partii.
Tak, niestety także z PiS. Ja jednak w sprawie PCK nie mam sobie nic do zarzucenia. Mówię to z całą stanowczością. Ja po prostu nie miałem możliwości, by cokolwiek wiedzieć o tych nadużyciach. Brzmi to dziwnie, ale wyjaśnienie jest proste. Zarząd oddziału PCK, którym kierowałem, to ciało społeczne obradujące kilka razy w roku. Zajmuje się organizowaniem statutowej działalności. A za oddział i jego pracowników odpowiada etatowy dyrektor. To on zarządza m. in. działalnością gospodarczą, na której PCK ma zarabiać. Najważniejsze jest jednak to, że dyrektor oddziału, zgodnie z przepisami, nie podlegał mi – jako prezesowi – tylko dyrektorowi generalnemu PCK w Warszawie. My, jako społeczne władze okręgu, wiedzieliśmy o sytuacji finansowej oddziału tyle, ile wynikało z dokumentów, które nam prezentowano podczas posiedzeń zarządu. Tyle, że jak się okazało w toku śledztwa, dokumenty które nam przedstawiano, w kluczowych miejscach były zwyczajnie sfałszowane. Można mieć pretensje, że zatrudniliśmy takie osoby, jak dyrektor oddziału Jerzy G., który dziś jest oskarżonym. Ale ja prezesem dolnośląskiego PCK byłem 10 lat, a przez osiem lat współpraca z nim układała się bardzo dobrze, oddział nie miał finansowych problemów. Nie przyszło mi do głowy, że Jerzy G. mógłby zorganizować coś takiego, o co dziś oskarża go prokuratura.


To kiedy pan się zorientował, że w oddziale PCK dochodzi do nadużyć?

Pod koniec maja 2017 roku. Ale żeby tę historię dobrze zrozumieć, musimy cofnąć się o kilka lat i opowiedzieć, jak wyglądała współpraca Polskiego Czerwonego Krzyża z firmą Wtórpol, skupującą odzież używaną. Firma ustawiała kontenery na dzież, a PCK zgodził się by jego logo było na nich umieszczone, za co firma płaciła, ale niezbyt dużo. Oddział dostawał jakieś 7 tys. złotych miesięcznie. Tę współpracę w 2008 roku zerwał Wtórpol, co było ogromnym kłopotem dla całego PCK - wizerunkowym i finansowym. Po kilku latach – dokładnie w 2013 – Wtórpol zaproponował centrali PCK powrót do współpracy. Ale jej warunki – moim zdaniem – były mało atrakcyjne. Gdyby organizacja zgodziła się na nie, to dolnośląski oddział w ciągu trzech lat dostałby jakieś 150 tysięcy złotych. Ostatecznie dostał znacznie więcej i to właśnie dzięki mojej fundacji, za co dziś – paradoksalnie - postawiono mnie przed sądem. Zamiast 5 gr za kilogram zebranej odzieży, jak proponował Wtórpol, PCK dzięki nam dostawał 70 gr! Czternaście razy więcej!

Bo prokuratura uważa, że Pańska fundacja – Supra – była niepotrzebnym pośrednikiem. Przejęła część dochodu, który należał się PCK.
Stanowisko prokuratury w tej sprawie, nawet jeśli wynika z błędnej opinii biegłych, to z ekonomicznego, czy biznesowego punktu widzenia, ale też na zdrowy rozum, to kompletna bzdura. Spróbuję opowiedzieć Panu tę historię do końca. W dużym skrócie w 2013 i 2014 roku Wtórpol proponował współpracę regionalnym oddziałom i warszawskiej centrali PCK. Nikt nie godził się na nowe warunki, a centrala PCK wręcz zabroniła oddziałom nawiązywania współpracy z Wtórpolem. W tym czasie przyszli do mnie dyrektor oddziału Jerzy G. i Piotr B. [później poseł PiS – M.R.]. Prosili o pomoc. Mówili mi, że zaczęły się finansowe problemy w oddziale. Odeszły firmy, które wynajmowały biura w naszym budynku, kursy pierwszej pomocy nie cieszyły się takim powodzeniem jak wcześniej. Zaproponowali, żeby któraś z moich firm zajęła się zbiórką używanej odzieży, we współpracy z Wtórpolem, ale na takich warunkach, by oddział PCK też coś na tym zarabiał. Ja nie chciałem się na to zgodzić, bo nie podobał mi się ten pomysł. Zaproponowałem jednak trójstronną współpracę, ale z udziałem mojej fundacji non profit. Z mojego punktu widzenia to była czysta sytuacja, bo wszystkie zyski, jakie fundacja wypracowuje, przeznaczane są na działalność społeczną, m.in. na pomoc Polakom na wschodzie. To była dla mnie jedyna możliwa formuła. Na inną nie zgodziłby się też Zarząd Główny PCK, ale i firma Wtórpol. To moja fundacja kupiła ciężarówki, wydzierżawiła 2500 kontenerów, zatrudniła pracowników i wzięła ryzyko gospodarcze na siebie, jednocześnie przekazała dwie trzecie własnych dochodów PCK w kwocie około 600 tys. zł netto. Dolnośląski PCK – dzięki temu modelowi współpracy – zarobił 1,1 mln zł, zamiast 150 tys. Moja fundacja uzyskała 360 tysięcy zł. Proszę mi powiedzieć gdzie tu strata PCK?


Ale zaczęły się nadużycia. Część odzieży sprzedawano do sklepów z używaną odzieżą a pieniądze trafiały do prywatnych kieszeni. Wyprowadzano gotówkę. Powstały fikcyjne firmy. Za ich pośrednictwem część pieniędzy, z odzieżowego biznesu, też trafiała do prywatnych kieszeni. Dziś oskarżenie twierdzi, że Pan o wszystkim wiedział i nie reagował.

Pojęcia nie miałem. Dowiedziałem się – jak już mówiłem – w maju 2017 roku. Zadzwoniła do mnie pracownica biura PCK. Siadłem z wrażenia i myślałem że zemdleję. Od razu zacząłem wyjaśniać sprawę i już kilka dni później złożyłem zawiadomienie. Prokuratura nie chce tego widzieć, ale i moja fundacja jest pokrzywdzona tymi przekrętami i to bardziej niż PCK. Kontenery i odzież formalnie należały do fundacji i to nas przede wszystkim okradano. A pieniądze – jeśli wierzyć ustaleniom śledztwa – trafiały do prywatnych kieszeni m.in. jednego z oskarżonych dziś pracowników oddziału PCK. To pan redaktor, na portalu gazetawroclawska.pl, ujawnił, że jeden z nich był już wcześniej skazywany za oszustwa. Ja nic o tym wtedy nie wiedziałem. Proszę mi powiedzieć: jaki ja miałbym interes, żeby dawać mu zarabiać? Kosztem mojej fundacji? Kosztem 10 lat pracy dla PCK?

Polityka? Sporo mówiło się i pisało o tym, że z PCK wyprowadzano pieniądze, które potem nielegalnie zasilały kampanię wyborczą PiS-u. W tym kontekście pojawiła się osoba byłej minister edukacji Anny Zalewskiej. Kiedyś jej bliskim współpracownikiem był Jerzy G. Zatrudniał pan – właśnie w fundacji Supra – męża pani poseł z PiS Mirosławy Stachowiak – Różeckiej.
A prokuratura – jako dowód, że wiedziałem o nadużyciach – wskazuje fakt, iż wpłaciłem datek na kampanię wyborczą Piotra B. Tyle, że ja od 15 lat dokonywałem wpłat na kampanie PiS. Zgodnie z prawem, oficjalnie i tyle ile wolno. Dziś mam być za to karany? Jaki to jest sygnał dla obywateli? Działaj jawnie i legalnie, to wykorzystamy to przeciw tobie?    A męża pani Różeckiej znam od dawna. Polityka nie ma z tym nic wspólnego. To on namówił mnie na założenie fundacji i pracował w niej społecznie, za darmo. Zanim jeszcze pani Stachowiak-Różecka została posłanką.


Jest więc w tej sprawie polityka? Były wyprowadzane pieniądze dla PiS-u? Pani minister, dziś europoseł Zalewska wiedziała o wszystkim? Korzystała z pieniędzy, wyprowadzanych z PCK?

Trudno powiedzieć, ale moim zdaniem nie i nie ma na to dowodów. Wprowadzenie do całej sprawy pani Zalewskiej to sprytny manewr jednego z oskarżonych, by uczynić sprawę polityczną. Poza jego relacjami – powtarzanymi też w mediach – innych dowodów nie ma.

Jest jeszcze historia żywności, przekazywanej PCK z rządowych programów pomocowych. Na przykład 79 ton jabłek. Prokuratura ustaliła, że Piotr B. rozdawał te jabłka „promując swoje nazwisko, oraz funkcję posła na Sejm RP”. Przestępstwa się nie dopatrzono i ten wątek jest umorzony. Ale niesmak jest.
Nie znałem wcześniej tej sprawy. Nie potrafię tego do końca ocenić, ale pewnie ma Pan rację i rzeczywiście jakiś niesmak jest. Ale z drugiej strony, wielu polityków różnych partii, robiło podobne rzeczy. Pamiętajmy też jak to wtedy było. Jabłek było bardzo dużo, bo Rosja nałożyła embargo i odcięła naszych sadowników od swojego rynku. Jak on rozdawał te jabłka i ktoś je zjadł, to przynajmniej się nie zepsuły. Jednak zgadzam się, że politycy powinni szczególnie uważać na to co i jak robią.

No i sprawa 46 ton żywności z unijnego programu pomocowego. Powinna być rozdana biednym. Ale co się z nią stało? Nie wiadomo. Ktoś ukradł i sprzedał? Albo po prostu rozdał biednym ale nie odnotował tego w dokumentach.
Moim zdaniem to ostatnie. Rozdając żywność, od czasu nastania nowej księgowej, nikt nie pobierał potwierdzeń. Opakowania były bardzo dobrze oznakowane, że to pomoc i nie wolno tej żywności sprzedawać. Kaszę, czy makaron w takich opakowaniach trudno byłoby sprzedać.

Śledztwo dotyczące afery PCK było sterowane politycznie? Tak żeby nie narobiło większych szkód rządzącej partii?
Dobre pytanie. Ale nie wiem. Z punktu widzenia rządzącej partii ta sprawa miała na pewno znaczenie, bo została w nią wplątana była minister edukacji. Z pewnością ja czuję się ofiarą tego śledztwa. Poniewiera się mną w myśl zasady, że „każdy dobry uczynek zostanie surowo ukarany”. Jestem oskarżony i sądzony za zorganizowanie akcji, dzięki której PCK na czysto zarobił 1,1 mln zł. To naprawdę niebywałe, a dla mnie smutne i przerażające.

Więc co? Został Pan oskarżony żeby był ktoś ważny z PiS? Żeby wykazać opinii publicznej, że sprawa nie została „skręcona”?
To pański wniosek. Ja tego nie powiedziałem.

Ktoś mi powiedział, że usłyszał od Pana „sprawa PCK wyleczyła mnie z PiS-u”.
Z PiS-u wyleczyły mnie konkretne działania tej partii, prowadzone od jakiegoś czasu. Nie mogę się pogodzić z tym co zrobiono z sądownictwem, czy z Trybunałem Konstytucyjnym. Jaka partia demokratyczna i cywilizowana tak robi? To wyleczyło mnie z PiS-u. Kompletnie.   

Rozmawiał Marcin Rybak

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nie wstyd Panu? - Pytamy Rafała Holanowskiego, biznesmena i byłego polityka oskarżonego w aferze PCK. - Gazeta Wrocławska

Komentarze 3

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość

Co za artykuł ??? krętacz robi z siebie ofiare ,a winny nie on tylko PIS .

M
Max

Ojej, wielki Pan Byznesmen nie kuma, że tony takiej znaczonej żywności spokojnie łyknąć mogli za pół ceny właściciele knajp i barów mlecznych.

G
Gość

Tylko Rybak mógł tak tendencyjne i sugerujące pytania stawiać.

Tylko lewak mógł z osoby oskarżonej zrobić człowieka przytomnego nie lubiącego PIS bo ten chciał dokonać reformy sądownictwa i skorumpowanego na rzecz PO Rzeplińskiego usadzić.

trzeba przypomnieć ze PO wiedząc że może przegra wybory przyjęła ustawę która pisał na kolanie Rzepliński aby pomogła wepchać do TK więcej swoich ludzi niż to by wynikało z proporcji w sejmie.Cała wojnę z TK rozpoczął Rzepliński pokazując Tuskowi jak można wepchać nadwymiarowych POwskich sędziów do TK.

Zaczął wojnę i zginął

Sprawa PCK za każdym razem przedstawiana jest ianczej.

Wpierano nam że ludzie ze struktur PIS kradli przelewając pieniądze na lewe konta tak jakby to się miało nigdy nie wydać.

Po prostu w pierwszej wersji było że kasa za ciuchy nie szła na konto PCK tylko na jakieś konto podstawione.

Myśmy to łykali czekając że z czasem czegoś konkretnego sie dowiemy.

Teraz sie okazuje że całym problemem jest przejecie 30% zysków przez prywatną spółkę

Teraz Rybak wielki sledczy wysuwa insynuacje za insynuacja uderzając bez dowodów w Zalewską czy Różecka.

To goano jest a nie dziennikarstwo śledcze

PIS miał interesy polityczne w ramach przetasowań swych struktur lokalnych, a PO wykorzystywało aferę do wyborów.

W efekcie mamy lewaka prezydenta który dziś knuje w Gdańsku aby robić Polskę dzielnicową.

Zamiast sprawdzić który z prezesów się dorobił na kontenerach to robią aferę ze ktoś ukradł te ciuchy co sie dało sprzedać w secondhandach.

Może nawet dobrze ze podbierali.

Wiele osób szczególnie starszych wyciągało z szaf dobre ciuchy i płaciło dziesiątki złotych za pralnie po czym dawało je do kontenerów myśląc że posłużą biednym.

Tymczasem te ciuch były darte na tzw. czyściwo do wycierania olejów z tokarek.

Czyli wartość tych ciuchów była na poziomie szmat czyli powiedzmy 30 gr/kg.

Gdyby ludzie wiedzieli na co idą te ciuchy toby sami obdarowali biednych.Może być tak że cuchy warte 50 mln dały zysk 1,1 mln.

I tu jest marnotrawstwo bo można się było dogadać z secondhandami i zarobić więcej

Wszystkie te fundacje balansują na granicy prawa i teoretycznie mogą przeznaczyć na siebie 10% wpływów ze zbiórki.Tylko to można sprawdzić

To jest afera z takiego niszczenia ciuchów a nie to że te lepsze ciuchy ktoś kupił

Artykuł niczego nie wyjaśnia a jest atakiem na PIS.

Wygląda tak jakby redaktor z Holanowskim się dogadali co maja gadać tak aby wybielić Holanowskiego a on aby w zamian zaatakował PIS

Zwykła ustawka zbyt grubymi nićmi szyta.

Sprawa się rozejdzie po kościach bo nikt nie wie ile zginęło.Wytrzepano aferę tylko dla polityki.

Policzy tak że 2500 kontenerów dało zysk 1 mln czyli 400zł z kontenera .

Kontener opróżniono 100 razy czyli 4 zł za 30 kg.Daje to15 gr/kg wiec jak ukradli 10 ton to zarobili 1500 zł.

Fundacja miał 90% kosztów i złodziejaszki mieli takie same koszty.

W proceder zamieszanych było kilka osób więc straty są góra 1,5 tys na twarz.Więcej panstwo zarobiło na podatku od sprzedaży tego w secondhandach.

Więcej kosztuje śledztwo prokuratury.

Zarobek wynikał głównie z wkładu pracy a nie ze strat

Wobec powyższego nie ma się co dziwić że czepili się 30% prowizji.Ponieważ działalność zbiórki jest skalowana to nie ma mowy o jakimś ryzyku inwestycyjnym.Systematycznie dokupili tyle aut i kontenerów aby obsłużyć tę ilość towaru

Nie da się stracić na czymś co sie dostaje za darmo i sprzedaje praktycznie jako monopolista czyli dyktując ceny.Dla mnie interes sie kręcił dzięki niewiedzy darczyńców.Gdyby ludzie złożyli pieniądze jakie dawali na pranie to byłoby z tego dużo więcej niż ten milion.Dorabianie do tego polityki jest śmieszne wobec wałków jakie się robi wokół nas i kosztów działanie wielu instytucji

Wróć na i.pl Portal i.pl