18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nie wiem, czy kopać córce grób, czy dalej jej szukać

Daniel Sibiak
Mama Oli od 7 lat nie wie, co stało się z jej zaginioną córką
Mama Oli od 7 lat nie wie, co stało się z jej zaginioną córką Daniel Sibiak
Dorota Bielewska z Osowej obok Wieruszowa wciąż ma nadzieję, że jej zaginiona przed siedmiu laty córka jest wśród żywych.

Ośmioletnia Ola zniknęła po powrocie ze szkoły. Po roku śledztwa do zabójstwa przyznał się sąsiad rodziny Robert B. Udowodnienie mu winy okazało się jednak trudne, bo kilkakrotnie zmieniał zeznania, a ostatecznie wyparł się mordu. Został skazany na siedem lat więzienia, ale ciała Oli dotąd nie odnaleziono. Wkrótce Robert B. ma wyjść na wolność.

Matka Oli nie może się z tym pogodzić. Uważa, że kara była za niska. W dodatku wciąż nie wie, co tak naprawdę stało się z jej córką. Wierzy, że tylko wznowienie procesu i widmo większej kary spowoduje, że Robert B. powie w końcu prawdę o losach jej córki.

Ola zaginęła 14 czerwca 2002 roku. Dziewczynka po powrocie ze szkoły w Biadaszkach w woj. łódzkim jak zwykle poszła do domu państwa B., gdzie zawsze zostawiała tornister i czekała na autobus do domu. Trzy miesiące wcześniej jej rodzice przeprowadzili się z Biadaszek do odległej o 10 kilometrów Osowej, do dziadka Oli, więc dziewczynka musiała dojeżdżać. Miała wrócić do domu o godz. 15. Zaniepokojona matka czekała na nią na przystanku do godz. 19. Później wraz z mężem pojechała szukać dziecka do Biadaszek. Po godz. 23 rodzice zawiadomili policję o zaginięciu dziewczynki. Wiadomość szybko rozeszła się też wśród mieszkańców.

Przez kilka następnych dni pobliskie lasy i stawy przeczesywali bliscy Oli, sąsiedzi, strażacy i policja - bez skutku. Nie pomogły psy tropiące ani włączenie się w poszukiwania detektywa Rutkowskiego.
W pierwszych dniach śledztwa cień oskarżenia padł na ojca dziewczynki. Pracował za granicą, jeździł tirami. Miał dobry kontakt z Olą i gdy nie chodziła do szkoły, zabierał ją czasami w podróż. Został nawet zatrzymany pod zarzutem wywiezienia dziecka. Tę wersję szybko jednak zweryfikowano.

Robert B. podejrzanym stał się dopiero po roku śledztwa. Początkowo przyznał się do zabójstwa i na wizji lokalnej pokazał nawet, jak do niego doszło. Powiedział, że w stodole, gdzie pracował, zrzucił przypadkiem na Olę 50-kilogramowy worek ze śrutą. Jak zeznał, przeraził się, gdy zobaczył zakrwawioną, leżącą na ziemi dziewczynkę. Postanowił, że nikt nie dowie się o wypadku. Włożył ciało Oli do taczki, przykrył je sianem i wywiózł za stodołę. Zaplanował sobie, że zawiezie je potem na pole sąsiada i schowa w rosnącym tam życie.

Po kilku dniach do domu Roberta B. wprowadziła się niczego nieświadoma Dorota Bielewska, która uważała go za przyjaciela. Uznała, że skoro Ola zaginęła w Biadaszkach, to właśnie tu będzie na nią czekać. Zwierzała się Robertowi ze wszystkich tropów i ustaleń policji, a on, słuchając jej żalów, układał w myślach dalszy plan działania.

Po sześciu dniach od zaginięcia Robert B. wystraszył się, że z powodu zbliżających się żniw ktoś może odnaleźć ciało dziewczynki. Postanowił się go pozbyć. Rozkładające się ciało Oli zapakował w worek, polał go kwasem i bezskutecznie próbował podpalić. Następnego dnia wstał o godz. 4 nad ranem i znów poszedł za stodołę. Na zwłoki położył gumę, by paląc się, zamaskowała zapach palonych kości. Gęsty dym przestraszył go jednak - pomyślał, że ktoś może sądzić, że to pali się stodoła, i podnieść alarm. To, co zostało z Oli, spalił zatem w parniku.

Rzeczywiście, wkrótce natrafiono na ciemnoblond włosy i jutowy worek, w który prawdopodobnie były owinięte zwłoki dziecka. Ale w trakcie procesu, który toczył się przed Sądem Okręgowym w Sieradzu, Robert B. nie chciał składać wyjaśnień i nie odpowiadał na pytania sądu. Przeczytano więc wcześniej złożone przez niego zeznania. Ich treść okazała się niespójna - za każdym razem wersja wydarzeń była inna. Raz Ola miała zginąć w wyniku nie-szczęśliwego wypadku podczas pracy w gospodarstwie. Innym razem oskarżony podawał, że dziewczynkę udusił. Potem twierdził, że wersja o duszeniu została wymuszona przez policjantów, a to, co powiedział na wizji lokalnej, jest nieprawdą.
W 2004 r. Sąd Okręgowy w Sieradzu skazał go na siedem lat więzienia. Po apelacji obu stron wyrok uchylił łódzki sąd apelacyjny. W 2006 r. ten sam Sąd Okręgowy w Sieradzu uznał, że najbardziej wiarygodna jest wersja o uduszeniu i skazał Roberta B. za umyślne spowodowanie śmierci na 25 lat więzienia.

Obrona żądała jednak uniewinnienia. Zdaniem adwokata nie było wystarczających dowodów winy, jedynie poszlaki, bo jedynym śladem po zaginionej Oli są włosy znalezione w miejscu, gdzie miało być zakopane ciało dziewczynki.

Sprawa trafiła na wokandę po raz trzeci. Sąd Apelacyjny w Łodzi podtrzymał siedmioletni wyrok. Badania DNA potwierdziły, że kosmyki włosów, które znaleziono w ogrodzie podejrzanego, należały do zamordowanej dziewczynki. - Poprzednie orzeczenia miały luki, ale tym razem sąd pierwszej instancji sprostał zadaniu. Wina Roberta B. została wykazana w sposób niebudzący wątpliwości - mówił sędzia Bolesław Kraupe. Dlaczego więc Dorota Bielewska domaga się wznowienia procesu?
Według niej Robert B. rozpuścił w więzieniu informację, że przyznał się do zabójstwa za pieniądze, a dziewczynka została wywieziona za granicę. Zdaniem matki policja zbyt wcześnie zakończyła śledztwo w sprawie morderstwa jej córki, pomimo wielu niejasności.

Podczas rozprawy sąsiadka Bielewskich zeznała, że w dniu zaginięcia Oli pod jej domem stanęło auto na holenderskich rejestracjach. Wysiadło z niego dwóch mężczyzn, którzy pytali, gdzie mieszkają Bielewscy. Dorota Bielewska zastanawia się, czy dziecko nie zostało przez nich porwane. To samo auto przejeżdżało przez Biadaszki prawie rok po zaginięciu Oli.

- Gdy oficjalne śledztwo zostało zamknięte, samodzielnie szukałam pomocy, gdzie tylko się da. Od jednego jasnowidza usłyszałam, że Oli towarzyszą ciągle dwaj mężczyźni. Być może są to właśnie ci, którzy szukali naszego domu? - zastanawia się Bielewska. - Inny jasnowidz powiedział mi, że Ola przebywa za granicą i odnajdzie się za rok... - dodaje

- Jeśli wpłynie do nas wniosek matki Oli o wznowienie procesu, zostanie rozpatrzony i dokładnie przeanalizowany - usłyszeliśmy w zespole prasowym Ministerstwa Sprawiedliwości.

Zdaniem Elżbiety Czyż z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka szanse na sukces są niewielkie. - Rozumiem emocje matki i to, że chce wierzyć w każdą nową wiadomość dającą jej nadzieję. By wznowić proces, musiałyby się jednak pojawić nowe okoliczności, dowody, których wcześniej nie znano, na przykład niebadany wcześniej materiał genetyczny - mówi Elżbieta Czyż.

Śmierć Oli rozdzieliła rodziców dziewczynki. Pani Dorota nie może wybaczyć mężowi, że zadecydował o przeprowadzce do Osowej. Ojciec uważa, że tragedii winna jest żona, bo nie zgodziła się na przeniesienie Oli do szkoły bliżej Osowej.

Matka Oli zajmuje się teraz wychowaniem 9-letniego Adriana. Razem z synem codziennie wychodzą na taras i patrzą, czy córka i siostra nie wraca do domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl