Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie uzależniam swojego spełnienia od mężczyzny

Rozmawiał Paweł Gzyl
Elka w wykonaniu Pauliny Chruściel stała się ulubienicą widzów
Elka w wykonaniu Pauliny Chruściel stała się ulubienicą widzów fot. Wojciech Gadomski
Telewizja. PAULINA CHRUŚCIEL opowiada o swojej roli w popularnym serialu „Singielka”

- Przed nami kolejny sezon „Singielki”. Cieszy się Pani, że poświęca tyle czasu tej postaci?

- Cieszę się z pracy nad nowym sezonem. Bo pierwszy sezon to ciekawy scenariusz, dobrze zarysowane postaci, świetnie prowadzone wątki. Poza tym, pracuje przy nim wspaniała ekipa. Aktorzy, ale również reżyserzy i operatorzy, nie wymienię wszystkich, ale to oni dzielnie walczą, żeby przy rygorze trybu pracy w serialu codziennym, utrzymać zadowalający poziom. Nie odpuszczają, są świetnymi profesjonalistami. Nie wiem, jaki będzie drugi sezon. Polubiłam tę Elkę z pierwszego i mam nadzieję, że za bardzo się nie zmieni. Choć przyznam, że w tej materii scenarzyści ciągle nas zaskakują.

- A co Panią zaciekawiło w postaci Elki, że postanowiła Pani ubiegać się w zeszłym roku o tę rolę?

- Nie ubiegałam się o nią. Sama przyszła. (śmiech) Zadzwonił do mnie Marek Palka, reżyser castingu „Singielki”. Byłam wtedy półtora roku po urodzeniu dziecka. Zdążyłam zrobić dwie duże premiery w teatrze, po raz pierwszy zagrałam w reklamie. Pamiętam, co powiedziałam przez telefon: „Wiesz, przyjdę na casting, ale ja się do tego nie nadaję - jestem za dramatyczna i mam za małe cycki” (śmiech). Sama siebie zaszufladkowałam jako aktorkę teatralna, specjalizującą się w rolach dramatycznych - a tu nagle „Singielka”. „Ja, która grałam Hamleta, miałabym być polską Bridget Jones? W życiu!” - myślałam. Marek jednak naciskał: „Spróbuj!”. Poszłam więc na casting z biegu, trochę niedospana, nie doczesana, w ferworze zajęć, między dzieckiem a teatrem. Zagrałam na całkowitym luzie, a potem... ją polubiłam.

- No i okazało się, że to strzał w dziesiątkę.

- Widzowie też bardzo polubili Elkę, dostaję sygnały wskazujące na dużą sympatię. Oczywiście zawsze są słowa krytyki, że jest zbyt naiwna, ale tak jest ta postać pisana, trochę się tego ode mnie oczekuje w tym formacie. Tam, gdzie mogę dać jej coś więcej - daję mój temperament, czasem spieram się, że dana scena powinna być zagrana ostrzej. W każdym dublu staram się zagrać trochę inaczej. Ale nie ja odpowiadam za obraz całości - montaż czy scenariusz. Ja muszę wykonać powierzone mi zadanie. To pewna konwencja i ostateczny efekt jest zawsze kompromisem między tym, co aktor chciałby zagrać, a tym, co jest zapisane w scenariuszu. Cieszy mnie, że dziewczyny, które oglądają serial często piszą do mnie, że postać Elki daje im pozytywną energię, siłę i wolę działania, jest ludzka i się z nią identyfikują. Dla mnie ważne jest też to, że jestem w tej roli wiarygodna. Ja sama nabrałam takiego bardzo pozytywnego nastawienia do życia. Pewnie dzięki temu, że zostałam mamą.

- No właśnie: nie jest Pani już od dawna singielką. Jak więc budowała Pani tę postać?

- Przede wszystkim jestem aktorką. Przecież, żeby zagrać Lady Makbet nie muszę nikogo zabić (śmiech). Ale faktycznie, czasy swojego singielstwa pamiętam, jak przez mgłę. Natomiast w moim środowisku mam wiele znajomych singielek. Niektóre są nimi z wyboru, innym tak ułożyło się życie. Podziwiam je za ich mądrość, babską siłę i determinację, z jaką podchodzą do życia. Są niesamowite. Zależało na tym, aby przez moją bohaterkę opowiedzieć o czymś więcej. To historia o poszukiwaniu miłości, prawdziwego uczucia. Każdy nosi w sobie taki głód miłości. Podobnie z kompleksami - to, że jestem w związku nie sprawi, że one całkowicie znikną. Nie wierzę w to. Udało mi się stworzyć wiarygodną dziewczynę z krwi i kości. Wrażliwą, a jednocześnie bardzo silną, zabawną i wzruszającą. Trochę mądrą, czasem głupią - niedoskonałą.

- Ten serial chyba się jednak nie podoba feministkom, bo pokazuje, że współczesna kobieta i tak znajduje spełnienie dopiero, kiedy znajdzie faceta.

- Jeśli pyta mnie pan, co osobiście myślę na ten temat, to życzyłabym sobie, aby drugi sezon był dowodem na to, że szczęście kobiety nie zależy tylko od tego, czy znajdzie mężczyznę. Nasze damskie poczucie spełnienia w dużej mierze zależy od nas samych, od naszej samoakceptacji - zalet i wad - bez potrzeby przypodobania się mężczyźnie. Od tego, ile siebie lubimy i czy mamy poczucie własnej wartości.

- Pani jest feministką?

- Myślę, że jak większość współczesnych kobiet. Mężczyzna jest dla mnie przede wszystkim partnerem, rozmówcą, może być przyjacielem. Ale nie uzależniam swojego spełnienia czy szczęścia tylko i wyłącznie od niego. Staram się budować i mieć swój własny niezależny świat. Lubię tych mężczyzn, którzy traktują kobiety jak partnerki, doceniają ich niezależność i mądrość, którzy są czuli na kobiecą wrażliwość i sposób patrzenia na świat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski