Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie lubię, jak mówią: "Król paluszków"

Redakcja
Na lodowisku odpoczywa od firmy, od chipsów, paluszków, orzeszków i krówek
Na lodowisku odpoczywa od firmy, od chipsów, paluszków, orzeszków i krówek Michał Sikora
W małopolskim Osieku, niespełna ośmiotysięcznej gminie położonej nieopodal Oświęcimia, wyrosła firma, która opanowała dziś blisko połowę rynku paluszków w Polsce. Kim jest człowiek, który tuż pod nosem skawińskiej firmy Bahlsen (tej od paluszków "Lajkonik") stworzył prawdziwą potęgę w trudnej branży przekąsek - pisze Marek Bartosik

Oto oni: najbogatsi i najbardziej wpływowi Małopolanie [ZDJĘCIA]

Trochę mąki, wody, soli, starannie wypracowana receptura i lata codziennej roboty. - Dopiero razem staje się to złotym interesem - uśmiecha się Adam Klęczar. Nie tylko w rodzinnym Osieku koło Oświęcimia nazywany jest królem paluszków. Sam nie lubi tego określenia. - Tytuł króla zwykle był dziedziczony, królowie pochodzili z arystokracji. My pozycję naszej firmy zbudowaliśmy z żoną ciężką pracą - tłumaczy.

Przedsiębiorstwo AKSAM założone przez Adama Klęczara i jego żonę ma dzisiaj jedną trzecią - wartego 200 mln złotych rocznie - polskiego rynku paluszków.

Pod nosem "Lajkonika"
AKSAM produkuje także chipsy, orzeszki i słodycze - wszystkie z przymiotnikiem "beskidzkie".
Firma powstała i rozwinęła się tuż pod bokiem największej konkurencji, czyli "Lajkonika", który od 1970 roku w zakładzie w Skawinie produkuje swoje paluszki, a obecnie należy niemieckiego potentata Bahlsen.

Firma zatrudnia dzisiaj 400 osób, ale AKSAM to także hokej, bo właściciele firmy uratowali przed upadkiem ten sport w Oświęcimiu. Dawna Unia, której nazwę wzbogacono o słowo AKSAM, też walczy o najwyższe pozycje w lidze. Początki były trudne, ale to już odległa przeszłość, a liczy się teraźniejszość i przyszłość.

A ta zaczęła się w budynku, który obok swego domu zbudował ojciec Adama Klęczara. Kiedy w 1993 roku temu ostatniemu trafiła się okazja zakupu używanej maszyny do produkcji paluszków, sfatygowanej, ale nadal na chodzie, wówczas rodzice przekazali mu ten budynek pod produkcję i tak rozpoczęła się historia "Paluszka beskidzkiego".

- Bardzo pomogła wtedy rodzina - dodaje Adam Klęczar. Przyznaje, że w tym czasie sprzyjało mu również szczęście. Zakład w Skawinie akurat był prywatyzowany, modernizowany i przejmowany przez niemiecki kapitał, przez co jego rynkowa aktywność znacząco spadła. Inny śląski producent właśnie wymieniał piece do wypieku paluszków.

Akurat wtedy ruszyła produkcja paluszków w Osieku, przy rodzinnym domu Adama Klęczara.
Firma ulokowana została w miejscu strategicznym, w centrum terenu zamieszkanego przez ponad 6 milionów ludzi. Ale kiedy w pierwszych latach jechał z towarem w stronę Krakowa, to już od rzeki Skawy słyszał od hurtowników i sklepikarzy: "Dobre te paluszki. Kupimy, ale jak będą się nazywały Lajkonik". Zanim nadkruszył pozycję skawińskiego potentata, musiały upłynąć lata. Dzisiaj według branżowych statystyk w tradycyjnych sklepach, jego paluszki stanowią ponad 42 procent sprzedaży w całej Polsce.

- Inaczej sytuacja przedstawia się w hipermarketach, ale w ostatnich latach i tam zrobiliśmy duży postęp - tłumaczy. Po podbiciu lokalnego rynku kolejne cele wyznaczał według prostych kryteriów. - Schemat był banalny, wybieraliśmy jak najszybszą, najprostszą drogę do nowych miejsc sprzedaży - mówi.

Dlatego jego samochody zaczęły jeździć słynną "gierkówką", wprawdzie wyboistą, lecz prostą i najszybszą drogą w tamtych czasach w kierunku Łodzi. Analogiczna sytuacja miała miejsce w przypadku Dolnego Śląska.
Ameryka i Afryka...
Obecnie jego "Paluszki beskidzkie" można kupić na Zachodnim Wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, w najodleglejszych zakątkach Azji Wschodniej czy w Afryce Równikowej. W 2003 roku ruszył nowy zakład, w którego halach pracują dzisiaj 23 piece do paluszków. Wszystkie te maszyny zostały wyprodukowane i skonstruowane według pomysłów właścicieli i zatrudnianych przez nich inżynierów. Firma ma też własną ekipę budowlaną. To ona kończy właśnie budowę kolejnej hali i magazynu.

Adam Klęczar zainwestował więc pieniądze nie gdzieś daleko, ale w swych rodzinnych stronach, gdzie wszyscy go znają od lat. Zatrudnia przede wszystkim mieszkańców okolicznych wsi. Okolica jest bogata, także dlatego że wielu tu górniczych emerytów. Takie środowisko potrafi docenić, że Klęczarowie płacą nieźle i terminowo, a nawet wysyłają swoich pracowników, za kilka złotych od osoby dziennie, na wczasy do Rowów nad Bałtykiem.

- Wysoka jakość, średnia cena - tak Adam Klęczar wyjaśnia podstawy swego sukcesu. Przyznaje, że w pierwszym okresie próbował produkować towar trochę niższej jakości. - Przekonałem się, że jest to sposób na sprzedaż jednorazową, a dla mnie najważniejsze jest, aby firma spokojnie się rozwijała. Wolę jeść małą łyżeczką, ale ciągle! - przypomina swoją zasadę. Kredytów unika, na giełdę mu się nie spieszy. - Dzięki temu budząc się rano, wiem, że mam tyle samo co wtedy, gdy zasypiam - tłumaczy.

Planuje dalsze inwestycje. Na terenie zakupionego w ostatnim czasie 30-hektarowego gospodarstwa w Osieku chce zbudować ośrodek turystyczny. - Wysokiej klasy i za średnia cenę - akcentuje. - Pamiętam pierwszą zimę, po tym jak wszedłem w paluszki. Zainwestowaliśmy wszystkie pieniądze. Przyszły mrozy, a my nie mieliśmy co do pieca wrzucić, żeby ogrzać mieszkanie. Jako głowie rodziny, w której było dwoje małych dzieci, nie było mi do śmiechu. Na szczęście paluszki zaskoczyły - wspomina.

Biznes razem z żoną zaczęli od postawienia w Osieku kiosku obok szkoły, do której chodziło wtedy 700 dzieciaków. Z myślą o takich klientach z rodziną obierali ziemniaki na frytki, piekli gofry, robili zapiekanki.

Pierwszy worek ziemniaków na frytki dostali od babci, bo po wybudowaniu kiosku już nie mieli pieniędzy. Na początku lat 90. próbowali handlu spożywczego, bo popyt na wszystko w tym czasie był wielki. Wówczas trafiła im się używana maszyna do wypieków paluszków. - Ta pierwsza - wspomina sentymentalnie Adam Klęczar.

Dopiero w ostatnich latach próbują trochę skorzystać z powodzenia, jakie życie im przyniosło. Sześć lat temu przeprowadzili się z żoną z jej rodzinnych Kęt do nowo wybudo- wanego domu w Osieku. Mieszka znowu obok rodziców. Ojciec prawnik z zawodu, a kiedyś prezes miejscowego GS, pomaga mu w interesach.

Niedawno Adam Klęczar kupił też kampera. - Skorzystałem na recesji w USA - uśmiecha się. Za samochód z potężnym silnikiem zapłacił o jedną trzecią taniej, niż kosztował on przed kryzysem.
Tym autem wypuszczają się czasem z żoną nad Bałtyk albo do Chorwacji. - Nie przepadam za hotelami, wolę swobodę, niezależność, jaką daje ten sposób podróżowania - opowiada, pokazując z dumą wyposażenie swego domu na kołach.
Klawisze i guziki
Najbardziej chyba jednak lubi usiąść na krześle, wziąć na kolana akordeon, położyć palce na klawiszach, guzikach, i poczuć jego muzykę. Skończył szkołę muzyczną. Dzięki akordeonowi już jako czternastolatek zarabiał pierwsze pieniądze. Ma w domu dwa akordeonowe "mercedesy", czyli Weltameistera na 120 basów i kupionego niedawno okazyjnie oryginalnego Horha.

- Jako młody człowiek nigdy nie słuchałem "Dżemu", ale teraz bardzo lubię tę muzykę i słowa piosenek Ryśka Riedla - opowiada . Często grywa z dawnymi muzycznymi kolegami, z którymi czasem koncertuje w okolicznych kościołach, żeby "coś dać swemu duchowi i Bogu".

Hokej w życiu państwa Klęczarów to absolutna nowość. Nigdy wcześniej nie jeździli na mecze do Oświęcimia, choć to tak niedaleko. Parę lat temu w Osieku pojawili się działacze Unii, której groziła likwidacja. Dał trochę pieniędzy, pojechał na pierwszy mecz. - W naszym wypadku sprawdziło się powiedzenie, że na pierwsze trzy mecze hokejowe można pójść, ale na czwarty już się musi - tłumaczy.

Dwa lata temu został głównym sponsorem Unii, do której nazwy od tamtej pory dodano słowo "AKSAM". W ciągu zaledwie czterech lat oświęcimski hokej przeszedł wyboistą drogę od wizji upadłości do walki o brązowy medal mistrzostw Polski w sezonie 2010 /2011.
Adam Klęczar z żoną na łyżwach nauczyli się jeździć dopiero tej zimy. W garażu mają dwa hokejowe kije, ale śmieją się, że to raczej dla samoobrony, bo w krążek pewnie by żadne z nich nie trafiło.

Hokej daje 48-letniemu Klęczarowi wiele emocji, a jego firmie rozgłos. Na lodowisku może odpocząć od firmy, pod której marką sprzedaje dzisiaj też chipsy produkowane w drugim zakładzie na Słowacji czy krówki i orzeszki: oczywiście "beskidzkie".

W ostatnich dniach najważniejsze były mecze jego hokeistów, historycznie wielokrotnych wicemistrzów i mistrzów Polski. Wczoraj wygrali trzeci raz z GKS Jastrzębie i zdobyli pierwszy brązowy medal mistrzostw Polski, a pierwszy jako TH Aksam Unia Oświęcim.

Dla głównego sponsora to wielka radość i duma. Ale spokojnie, zaraz wróci do budowania "małą łyżeczką" swojego paluszkowego i hokejowego imperium.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl: 11 lat za próbę zabójstwa córki
Sportowetempo.pl. Najlepszy serwis sportowy
Skok do celu Adama Małysza: czytaj wszystko o ostatnim występie najlepszego polskiego skoczka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska