„Nie chcemy wojny. Pokazujemy, że imperium zła nie opłaci się zaatakować państw NATO”. Wywiad z wicepremierem Mariuszem Błaszczakiem

Lidia Lemaniak
Lidia Lemaniak
W naszym przekonaniu operacja na granicy to był plan, który został nakreślony na Kremlu. Jego pierwszym etapem była destabilizacja Polski, a drugim – atak na Ukrainę. Gdyby Polska była zdestabilizowania, nie mogłaby wspierać Ukrainy i pewnie o to właśnie władcom Kremla chodziło - mówi Mariusz Błaszczak.
W naszym przekonaniu operacja na granicy to był plan, który został nakreślony na Kremlu. Jego pierwszym etapem była destabilizacja Polski, a drugim – atak na Ukrainę. Gdyby Polska była zdestabilizowania, nie mogłaby wspierać Ukrainy i pewnie o to właśnie władcom Kremla chodziło - mówi Mariusz Błaszczak. CO MON
- Wartość sprzętu, który przekazaliśmy Ukrainie to ponad 1 mld 700 mln dolarów. To dużo, ale mamy świadomość, że to inwestycja w nasze bezpieczeństwo. To nie są koszty, to jest inwestycja. Zresztą, wsparcie, którego udzieliliśmy, niejako też nakłania nas do szybszych prac związanych z wyposażeniem Wojska Polskiego w nowoczesną broń – mówi w wywiadzie dla polskatimes.pl Mariusz Błaszczak. Z wicepremierem, szefem MON Lidia Lemaniak rozmawiała m.in. o konsekwentnym wzmacnianiu polskiej armii.

W środę 24 sierpnia minęło pół roku, odkąd Władimir Putin ogłosił inwazję na Ukrainę na pełną skalę. Dokładnie tak wyobrażał sobie Pan przebieg tej wojny?

Miałem nadzieję, że Ukraińcy się obroną. Uważam, że dokonują wielkiej rzeczy. Ci dzielni ludzie bronią nie tylko swojej ojczyzny, ale bronią też przed imperium rosyjskim Europy, w tym Polski. Trudno było określić, jak będzie przebiegała ta wojna. My ostrzegaliśmy i przygotowywaliśmy się na to, że Rosja będzie próbować odbudowywać swoje imperium – świadczyły o tym chociażby słowa wypowiadane przez Putina na Westerplatte 1 września 2009 roku. Jego słowa zostały skontrowane przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który mówił wówczas, że każde imperium jest złe i przynosi zło. Niewątpliwie, można było się spodziewać tego, że Putin zaatakuje Ukrainę.

Mógł o tym świadczyć atak hybrydowy reżimu Łukaszenki na polską granicę?

Wiedzieliśmy, że dzieje się coś złego po ataku z Białorusi na Polskę. Podczas prac Komitetu ds. Bezpieczeństwa i Spraw Obronnych, którym kierował premier Jarosław Kaczyński, analizowaliśmy te wszystkie sygnały, które do nas napływały. Były to sygnały ze służb, następnie ze Straży Granicznej oraz od sojuszników. W związku z tym przygotowaliśmy się na obronę z kierunku białoruskiego i była ona skuteczna, chociaż nam w niej przeszkadzano. Przeszkadzała opozycja i przeszkadza do dzisiaj, szargając dobre imię Polski w Parlamencie Europejskim. Wtedy przeszkadzała przyjeżdżając na granicę i próbując wywierać presję na polskich strażników granicznych oraz żołnierzy. W naszym przekonaniu operacja na granicy to był plan, który został nakreślony na Kremlu.

Co miał na celu ten plan?

Jego pierwszym etapem była destabilizacja Polski, a drugim – atak na Ukrainę. Gdyby Polska była zdestabilizowania, nie mogłaby wspierać Ukrainy i pewnie o to właśnie władcom Kremla chodziło.

Podsumowując – Ukraina wygrywa czy przegrywa tę wojnę?

Niewątpliwie Ukraina wygrywa o tyle, że Putin, atakując ten kraj, liczył na zupełnie inny bieg wydarzeń. Zakładał, że łatwo doprowadzi do zmiany władz w Kijowie, zainstaluje tam władzę, która będzie mu posłuszna. Spodziewał się, że wojsko rosyjskie będzie witane kwiatami. Tymczasem było inaczej. Wojska rosyjskie, próbując wywrzeć presję na Ukraińcach, dopuściło się i dopuszcza nadal zbrodni wojennych, co jest – w moim przekonaniu – wyrazem tego, że plan, który został napisany na Kremlu, się nie ziścił.

Obrona Ukrainy nie byłaby możliwa bez wsparcia militarnego jej sojuszników. Polska jest w czołówce pomocy militarnej Ukrainie. Wyprzedzają nas tylko USA i Wielka Brytania. Może Pan zdradzić, jaka jest wartość pieniężna sprzętu, który przekazaliśmy Ukrainie?

Wartość sprzętu, który przekazaliśmy Ukrainie, wynosi ponad 1 mld 700 mln dolarów. To dużo, ale mamy świadomość, że to inwestycja w nasze bezpieczeństwo. To nie są koszty, to jest inwestycja. Zresztą, wsparcie, którego udzieliliśmy, niejako też nakłania nas do szybszych prac związanych z wyposażeniem Wojska Polskiego w nowoczesną broń. My takie prace już przygotowywaliśmy, bo ustawa o obronie Ojczyzny była przygotowana wcześniej – jeszcze przed atakiem rosyjskim na Ukrainę. Teraz ten proces przyspieszył. W związku z tym kupujemy nowoczesną broń w USA oraz w Korei Południowej. W przypadku naszych sojuszników z zachodu Europy, niestety, wsparcie Ukrainy jest bardzo symboliczne. W związku z tym także wsparcie, które nam obiecano – mówię o Niemcach – też ma charakter symboliczny.

O Niemczech jeszcze porozmawiamy. Sprzęt produkowany przez polską zbrojeniówkę świetnie sprawdza się w praktyce, co pokazała właśnie wojna na Ukrainie. Mam na myśli polskie Pioruny, Groty oraz Kraby. Czy w związku z tym zainteresowanie polskim sprzętem za granicą rośnie?

Tak. Kraby zostały zamówione przez Ukrainę. Jeśli chodzi o Pioruny to już niedługo, razem z moim odpowiednikiem z pewnego państwa NATO-wskiego, będziemy uczestniczyli w podpisaniu kontraktu na ich sprzedaż. Faktycznie, polska broń, która sprawdziła się na Ukrainie, cieszy się zainteresowaniem, bo okazała się skuteczna – mam na myśli właśnie wspomniane Kraby, Pioruny i Groty. Sprzęt ten świetnie się sprawdził, a to daje szansę polskiemu przemysłowi zbrojeniowe na zwiększenie produkcji.

Wróćmy do Niemiec. Czy jest Pan rozczarowany ich postawą, jeśli chodzi o pomoc Ukrainie? Kanclerz Olaf Scholz zapewnił niedawno, że niemieckie wsparcie dla Ukrainy jest duże, ale chyba tak nie do końca jest…
Polityka Niemiec jest rozczarowująca, ale ona nie jest taka od wczoraj, czy od czasu, kiedy Olaf Scholz objął stanowisko kanclerza. Ona była rozczarowująca również za czasów Angeli Merkel. Polityka Niemiec jest też bardzo niebezpieczna dla Europy, dlatego że w jej konsekwencji, Putin zdobył pieniądze na zbrojenia i te środki wykorzystuje. Poza tym to jest polityka uzależniająca Europę i same Niemcy od dostaw rosyjskich surowców energetycznych, a w związku z tym, dająca władcom Kremla oręż w postaci kurka z dostawami ropy i gazu, który mogą zakręcić. Ten oręż Rosjanie już wykorzystywali w 2009 roku przeciwko Ukrainie, kiedy w okresie zimowym Rosja wstrzymała dostawy surowców energetycznych do tego kraju. Ta polityka nie jest więc zaskoczeniem, ale trzeba wyciągać z niej wnioski.

Zdaje się, że Polska – w odróżnieniu od Niemiec – wnioski wyciągnęła.

Oczywiście. Trzeba budować odporność naszego kraju - energetyczną i wojskową, trzeba rozwijać polskie siły zbrojne. Od 2015 roku, od kiedy prezydentem jest pan Andrzej Duda i Prawo i Sprawiedliwość sprawuje władzę, wykonujemy te działania. Realizujemy testament śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nasza polityka jest inna od tej, którą prowadziła koalicja PO-PSL – to tamten rząd likwidował jednostki wojskowe. My je budujemy i zwiększamy liczebnie Wojsko Polskie. Nawiązujemy również ścisłe relacje w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego. W konsekwencji 10 tys. żołnierzy amerykańskich stacjonuje na polskiej ziemi, a dowództwo V Korpusu jest w Polsce na stałe, czyli to z naszego kraju dowodzone są wojska amerykańskie na całej wschodniej flance NATO. To są osiągnięcia władz po 2015 roku.

W zamian za maszyny typu T-72, które przekazaliśmy Ukrainie, Niemcy miały dać Polsce czołgi Leopard. Ale – jak Pan jakiś czas temu ujawnił – Niemcy oferują zaledwie 20 sztuk czołgów, Polska chce przynajmniej 44 maszyny. Czy dialog w tej sprawie trwa, czy jest w zawieszeniu?

Odpowiedziałem wprost mojej odpowiedniczce Christine Lambrecht, że jesteśmy zainteresowani przynajmniej batalionem czołgów, czyli w wydaniu zachodnioeuropejskim, to są 44 maszyny. Oferta, którą nam złożono w postaci do 20 czołgów, a pierwsze egzemplarze miałyby trafić do nas dopiero w przyszłym roku, nie spełnia naszych oczekiwań i niewiele daje. To oferta zupełnie symboliczna. W związku z tym odpowiedziałem na piśmie mojej niemieckiej koleżance, że liczymy na to, iż trafi do nas batalion czołgów. W przeciwnym razie – jeśli Niemcy dalej będą chcieć nam przekazać do 20 maszyn – nie zmieni to w ogóle sytuacji. Ale my nie czekamy na Niemcy, tylko rozpoczęliśmy intensywne działania. Pierwsze czołgi Abrams w wersji starszej, trafią do Polski w przyszłym roku. Na poligonie w Biedrusku pod Poznaniem już szkolą się czołgiści. Jeszcze w tym roku nowoczesne koreańskie czołgi K2 trafią do Wojska Polskiego. Przypomnę, że opozycja w Polsce próbowała zapewnić naszemu państwu bezpieczeństwo, poprzez przytulenie się do Niemiec. Widzimy więc, jaka jest polityka niemiecka, jakie „bezpieczeństwo” mogą nam zapewnić. To żadne bezpieczeństwo. Polityka niemiecka jest nastawiona na robienie interesów z Rosją i niewątpliwie jest polityką, która nie daje nam gwarancji, że możemy czuć się bezpieczni. Gwarancje bezpieczeństwa osiągamy dzięki NATO, relacjom ze Stanami Zjednoczonymi oraz dzięki temu, że budujemy własne zdolności, czyli rozwijamy Wojsko Polskie.

Wspomniał Pan o Abramsach, więc czy w przyszłości planowana jest szersza polonizacja tych wozów – np. łączność, system BMS? Czy planowane są jakieś ich modyfikacje lub nawet modernizacje?
Zamówiliśmy najnowocześniejsze czołgi, to są czołgi w wersji najlepiej wyposażonej, czołgi sprawdzone w boju. Należy podkreślić, że są to jedne z najlepszych czołgów na świecie i są wykorzystywane przez Armię Stanów Zjednoczonych dopiero od niedawna. Można więc powiedzieć, że stanowią bardzo młodą konstrukcję w zakresie zastosowanych w nich rozwiązań technologicznych, w związku z czym potrzeba ich dalszej modernizacji stanowi dość odległą perspektywę. Czołgi Abrams będą nie tylko w 100% spełniały wymagania Wojska Polskiego, ale zapewnią również najwyższy możliwy poziom interoperacyjności z naszymi sojusznikami, a w szczególności z armią Stanów Zjednoczonych. Jeżeli chodzi o ich późniejsze modyfikacje, to z naszego punktu widzenia bardzo ważne jest, że posiadają one otwartą architekturę w zakresie możliwości ich dalszej modernizacji, w związku z czym będziemy nie tylko na bieżąco śledzili rozwój tej platformy po stronie amerykańskiej, ale będziemy również analizować możliwość wykorzystania polskich rozwiązań.

W jakim terminie 116 starszych M1A1SA, które zaczną docierać w przyszłym roku, ma zostać zmodernizowanych do standardu takiego samego, jak zakupione 250 M1A2SEPv3.
116 dodatkowych czołgów „starszej wersji" to dla Polski koszt jedynie ich przywrócenia do sprawności oraz pakietu logistycznego, części zamiennych. Te czołgi kupiliśmy na bardzo preferencyjnych warunkach. Wszystkich sceptyków chce jednak uspokoić, naszym celem jest nie tylko jak najszybsze wzmocnienie wojsk pancernych w krótkiej perspektywie, ale również utrzymywanie odpowiedniego poziomu zdolności obronnych Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej. Tak samo, jak przewidujemy modernizację czołgów koreańskich i uruchomienie w Polsce produkcji ich „spolonizowanej” wersji K2PL, tak również planujemy modernizację starszych czołgów Abrams, po tym jak zakończą się dostawy najnowszych czołgów M1A2 SEP v.3. Konfiguracja i wyposażenie czołgów, które będą dostarczane dla polskich Sił Zbrojnych w przyszłym roku zapewni największy poziom interoperacyjności ze sprzętem wojsk sojuszniczych.

Wracając do Niemiec, to list, który wysłał Pan swojej odpowiedniczce, spotkał się z jakąś jej reakcją, czy nie?

Nie, nie dostałem odpowiedzi na swój list.

Czyli można powiedzieć, że chyba temat niemieckich czołgów jest zamknięty?
Cały czas czekam na odpowiedź. Jeżeli Niemcy zdecydują się przekazać 44 czołgi, to my je oczywiście przyjmiemy. Jeśli nie – to i tak poradzimy sobie bez tego wsparcia.

Słyszałam, że Niemcy nie chcą się zgodzić na to, żeby części zamienne do czołgów Leopard, były produkowane przez polski przemysł zbrojeniowy. To prawda?

Mamy złe doświadczenia, jeżeli chodzi o modernizację Leopardów, bo przecież mamy w Wojsku Polskim stare tego typu czołgi, które modernizujemy. Nasze złe doświadczenia wynikają właśnie z tego, że każdą śrubkę musimy uzgadniać z niemiecką firmą, a to powoduje, że proces modernizacji Leopardów się przedłuża, trwa wręcz w nieskończoność.

Dlaczego tak się dzieje?

Zapewne dlatego, że Niemcy nie chcą pozwolić, żeby wyrosła im konkurencja w postaci polskiego przemysłu zbrojeniowego.

Dużo Pan ostatnio kupuje, Panie Premierze. Wymienię chociażby amerykańskie czołgi Abrams, wyrzutnie rakietowe HIMARS, południowokoreańskie czołgi K2, armatohaubice K9 czy samoloty FA50. Jaki jest koszt tych zakupów, które Pan w ostatnim czasie poczynił, aby wzmocnić polską armię?

To jest tak, że umowy ramowe, które podpisaliśmy nie tak dawno, teraz wypełniamy treścią związaną z konkretnymi zamówieniami. Nie jest takie proste, żeby wskazać dziś łączną cenę, dlatego że zamówienia są rozłożone w czasie. Na przykład jesteśmy zainteresowani kupnem1 tys. czołgów, które będą zbudowane w planowanym na kilka lat okresie. Pierwsze egzemplarze zostaną wyprodukowane w Korei Południowej, od 2026 roku czołgi będą produkowane w Polsce – 180 czołgów zostanie wyprodukowanych w Korei, a 820 już w Polsce. Trudno więc wskazać na cenę, która będzie po 2026 roku. Z dwóch powodów. Po pierwsze – dlatego że w związku z inwazją Rosji na Ukrainę mamy do czynienia z inflacją, a więc ceny będą się zmieniały. Po drugie – przygotowujemy produkcję w Polsce. W związku z tym cena też będzie wynikała z naszego zaangażowania. W produkcję będzie zaangażowane konsorcjum polsko-koreańskie – PGZ ze strony polskiej, ze strony koreańskiej – Hyundai Rotem. Przygotowujemy linię produkcyjną oraz miejsce produkcji. Te wszystkie czynniki będą kształtowały cenę sprzętu.

Jaka zatem będzie konfiguracja czołgów K2PL, jeżeli może Pan to zdradzić? Tzn. czy bliżej będzie ostatecznej konfiguracji do prezentowanej wcześniej propozycji Hyundai Rotem, czy też będzie się ona znacząco różnić?

Wszystkie zakontraktowane czołgi K2 zostaną wyposażone w system łączności zgodny z systemem użytkowanym w Siłach Zbrojnych RP, a także w system zarządzania polem walki BMS, kompatybilny z systemem, w który zostaną wyposażone czołgi M1A2 ABRAMS. Kontrakty z Koreą Południową (czołgi K2, armatohaubice K9, samoloty FA-50) to jedno z najważniejszych i największych polskich zamówień obronnych w ostatnich latach. Chcemy jednocześnie, żeby ten sprzęt docelowo był produkowany z szerokim udziałem polskiego przemysłu zbrojeniowego oraz z uwzględnieniem opinii i ocen ekspertów wojskowych. Stawiam na szybkie dostawy oraz duży transfer technologii do Polski. Czołgi pozyskane w ramach pierwszego etapu zostaną spolonizowane i doprowadzone do standardu K2PL.

Nasuwa się pytanie – czy Wojsko Polskie ma czołgistów i pilotów, aby obsłużyli oni tak dużą liczbę sprzętu?

Jak już mówiłem, pilot wyszkolony na F-16 potrzebuje zaledwie kilku godzin żeby zacząć samodzielnie latać FA-50. Dzięki podpisanym ostatnio kontraktom na samoloty szkolno-bojowe będziemy mogli szkolić więcej nowych pilotów. Jeżeli chodzi o czołgistów to szkolenia na czołgach Abrams już trwają. Nie zasypiamy gruszek w popiele i czuwamy nad tym, żeby zabezpieczyć nasze możliwości obronne pod każdym kątem. Dlatego każdy sprzęt trafiający do Wojska Polskiego już na etapie planowania uwzględnia wszystkie aspekty związane z przyszłą logistyką i szkoleniami. Niebawem ruszają pierwsze kursy na czołgi K2. Pierwszy odbędzie się w Korei. Tak jak w przypadku szkolenia na Abramsach żołnierze będą nabywać uprawnienia instruktorskie, by później szkolić czołgistów w Polsce. Po dostawach sprzętu, w tym również trenażerów i symulatorów, kolejne kursy będą odbywać się już w Polsce. Równocześnie rozpoczynamy proces kwalifikacji pierwszych kandydatów do szkół w USA. W prowadzonych tam kursach uczestniczyć będą najbardziej doświadczeni czołgiści, którzy w przyszłości staną się kadrą dowódczą i instruktorską i będą szkolić personel tu na miejscu, w Polsce. Chcę z pełną mocą podkreślić, że zależy nam na profesjonalnym wyszkoleniu kadry zarówno instruktorskiej, jak i załóg, dlatego korzystamy z doświadczeń ośrodków szkolenia w USA i Korei. System szkolenia dostosowujemy do obecnego i przyszłego wyposażenia polskiej armii.

Planuje Pan kolejne zakupy lub zapytania ofertowe dotyczące sprzętu dla Wojska Polskiego w najbliższym czasie?
Tak, oczywiście. W 2016 roku uruchomiliśmy proces kontraktowania znacznych ilości sprzętu wojskowego, w efekcie którego w ręce polskich żołnierzy systematycznie trafia nowoczesne wyposażenie. Trwają dostawy polskich haubic samobieżnych Krab, które zamówiliśmy wraz ze sprzętem towarzyszącym w liczbie pozwalającej na wyposażenie czterech dywizjonów, czyli mowa o blisko 100 haubicach. Zamówiliśmy 120 moździerzy samobieżnych Rak. Chcę tylko przypomnieć, że już w 2019 roku zamówiliśmy partię HIMARS-ów, a teraz zamawiamy kolejnych 500 sztuk, to rakiety o zasięgu do 300 km. To jest bardzo duża liczba. Zamówiliśmy śmigłowce AW149, które są produkowane przez Leonardo i będą produkowane w Świdniku. Przymierzamy się także do kolejnego zamówienia Black Hawków, które są produkowane w PZL Mielec - to drugi producent śmigłowców, który ma fabrykę w Polsce. Przed nami zamówienie na kolejne polskie wyrzutnie rakietowe WR-40 Langusta, ale zdajemy sobie też sprawę, że chcąc uzyskać wysoki stopień nasycenia wojska tego typu sprzętem musimy oprzeć zamówienia również o naszych partnerów zagranicznych. Zwróciliśmy się też do naszego partnera amerykańskiego z zapytaniem ofertowym w sprawie kolejnych baterii Patriot. Oprócz tego rozmawiamy z naszymi partnerami z Korei Południowej w zakresie potencjalnego pozyskania i wspólnego rozwoju wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych na podwoziu kołowym K239 Chunmoo. Jest to o tyle istotne, że nasze zamówienie dotyczące wyrzutni rakietowych Himars musi uwzględniać moce produkcyjne amerykańskiego przemysłu oraz potrzeby Armii Stanów Zjednoczonych w tym zakresie. Mógłbym jeszcze długo wymieniać. W zasadzie potrzeby są tak duże, że w każdej dziedzinie jesteśmy zainteresowani sprzętem. Gama jest bardzo szeroka.

Wie Pan, że niektórzy politycy opozycji, ale też niektóre media, twierdzą, że zakupy są „bez sensu”. I tutaj pojawia się argument pod tytułem: „po co kupujemy K9 od Korei Południowej, skoro mamy własne Kraby”?

Już odpowiadam – zamówimy i zamawiamy, bo przecież mamy aktywne zamówienie – tyle Krabów, czyli odpowiedników K9, ile Huta Stalowa Wola jest w stanie wyprodukować, zakładając też zwiększenie mocy produkcyjnej. Kwestią kluczową jest czas. Otóż w 2016 roku zostały zamówione Kraby. Gdyby zostały one zamówione w 2011 czy 2012 roku, to wtedy moce produkcyjne Huty Stalowa Wola byłyby większe i moglibyśmy teraz wykorzystywać to wszystko, co byłoby zrobione wcześniej. Niestety, dopiero w 2016 roku rząd Prawa i Sprawiedliwości zamówił Kraby dla Wojska Polskiego. Wcześniej – rząd koalicji PO-PSL – armatohaubic Krab nie zamawiał. Gdyby to zrobił, to mielibyśmy większe moce produkcyjne. Jeszcze raz bardzo stanowczo podkreślam – wykorzystamy w pełni moce produkcyjne Huty Stalowa Wola, która prócz Krabów będzie produkowała również Borsuki, czyli bojowe wozy piechoty, będzie budowała niszczyciele czołgów, to jest program Ottokar-Brzoza, produkuje też RAK-i. Gama produktów jest bardzo szeroka, wykorzystamy maksymalnie moce produkcyjne HSW. Jest jeszcze jeden element – cały czas trwa proces polonizacji Kraba. Armatohaubica Krab ma podwozia koreańskie, wieżę – brytyjską, silnik – niemiecki przekładnie – amerykańskie, odkuwki do lufy – francuskie. Gdyby ten proces został rozpoczęty 10 czy 15 lat temu, to teraz bylibyśmy w zupełnie innym miejscu.

I znowu wracamy do pieniędzy, bo w niektórych mediach słyszałam, że wydaje Pan za dużo na uzbrojenie dla polskiej armii…

To działania, które wzmacniają bezpieczeństwo Polski. Nie sądziłem, że ktoś może krytykować mnie za to, że kupujemy dużo sprzętu i modernizujemy wojsko. Możemy sobie na to pozwolić, ponieważ jest ustawa o obronie Ojczyzny, która stanowi fundament, jeżeli chodzi o finansowanie. Od przyszłego roku mamy 3 proc. PKB.

A czego Wojsko Polskie nie ma? Czego brakuje i co powinno się natychmiast uzupełnić?

Doświadczenia z wojny na Ukrainie stanowią o tym, co jest najbardziej potrzebne. Wnioski są takie – artyleria odgrywa kluczową rolę. W związku tym artylerię rozwijamy. Pierwsze partie HIMARS-ów zamówiliśmy już w 2019 roku, więc wyprzedziliśmy wypadki. Nasze analizy wskazywały, że jest inaczej niż mówili niektórzy o tym, że wojsko wcale nie musi być liczne i wcale artyleria nie jest ważna, tylko wojska specjalne są ważne. Wojska specjalne są ważne, ale rzeczywistość pokazała, że artyleria odgrywa kluczową rolę. Ważne są też wojska pancerne, dlatego kupujemy czołgi. Ważne są też siły powietrzne. Już w 2020 roku zamówiliśmy dwie eskadry F-35, czyli najnowocześniejszych samolotów na świecie, a teraz – FA-50. Na FA-50 są zupełnie nieuzasadnione ataki. To samoloty szkolno-bojowe – dzięki temu będziemy mogli wyszkolić więcej pilotów. Tylko 8 godzin doszkolenia potrzebuje pilot, żeby przesiąść się z F-16 na FA-50 i w drugą stronę – z FA-50 na F-16. Oba te samoloty zostały zaprojektowane przez tę samą firmę amerykańską – Lockheed Martin. Oba posiadają uzbrojenie w zasadzie tożsame, to znaczy mogą być uzbrojone w tę samą broń. FA-50 są dostępne już od przyszłego roku i to jest rewelacyjne, bo kiedy popatrzymy na zamówienia, to np. Słowacja ma dwa lata opóźnienia na zamówienie F-16. Potrzeba chwili powoduje, że jest to idealne rozwiązanie.

Polska armia ma ciągle, niestety, sprzęt postsowiecki. Co z nim?

Sprzęt postsowiecki musi być wycofywany ze względu na to, że brakuje nam części zamiennych. Przypomnę, że w przypadku MiG-29 doszło do katastrofy – zginął pilot – dlatego że wojskowe zakłady lotnicze nie były w stanie wyprodukować takiej części, która by odpowiadała wymaganiom tego sprzętu. Musimy jak najszybciej ten sprzęt wycofać i zastąpić go sprzętem pochodzącym ze świata zachodniego. I tak właśnie robimy.

Wracając do HIMARS-ów, o których Pan już wspominał, to 26 maja skierował Pan zapytanie ofertowe właśnie na 500 tych wyrzutni. Niektórzy myśleli, że to błąd, bo to ogromna liczba. 500 sztuk jest w ogóle realne do pozyskania od Amerykanów? Kiedy Pan się spodziewa odpowiedzi od USA?

Czekam na odpowiedź i pytam o nią. W Stanach Zjednoczonych procedury są długie – najpierw Pentagon, potem Departament Stanu, potem Kongres. Oczywiście, mam świadomość zdolności produkcyjnej i ta dostawa będzie rozłożona w czasie. Niemniej, doświadczenia z Ukrainy wskazują, że wyrzutnie HIMARS odgrywają kluczową rolę, w związku z tym mamy nasze zamówienie złożone w maju na 500 sztuk.

Jeśli już o USA rozmawiamy, to myśliwców F-22 Raptor miało być w Polsce początkowo 6, a jest 12. Ich obecność jest podyktowana wzmocnieniem sił NATO w Europie przez USA. Z czego wynika ich podwojona liczba?

Z polityki odstraszania. Chodzi o to, żeby pokazać agresorowi, że jesteśmy odporni i żeby nie ośmielił się nas zaatakować. Stąd też 12 F-22. Miałem sposobność zapoznania się z tymi samolotami, rozmawiałem z pilotem i dowódcą eskadry. Byłem w Łasku, gdzie stacjonują te myśliwce. Musimy pokazać skuteczną politykę odstraszania potencjalnego agresora. Musimy pokazać, że siły Sojuszu Północnoatlantyckiego są gotowe do tego, żeby obronić terytorium naszych państw. Przy czym podkreślam, że my nie chcemy wojny. My pokazujemy, że imperium zła nie opłaci się zaatakować państw NATO.

Skoro tak stawiamy na politykę odstraszania, to jesteśmy bezpieczni w tym momencie? Nie grozi nam atak Rosji?

Jesteśmy bezpieczni wtedy, kiedy będziemy konsekwentnie wzmacniali nasze bezpieczeństwo. Mamy przy naszej granicy wojnę, Ukraina została zaatakowana przez Rosję. Wzmacniamy bezpieczeństwo naszego kraju. Stąd też kampania „Zostań żołnierzem RP”, dobrowolna zasadnicza służba wojskowa i wszelkiego rodzaju zachęty do tego, żeby młodzi ludzie przystępowali do Wojska Polskiego. Konsekwentnie wzmacniamy bezpieczeństwo naszego kraju. Stąd też relacje z USA – ćwiczenia naszych żołnierzy z żołnierzami amerykańskich na polskiej ziemi. To wszystko stanowi o naszym bezpieczeństwie.

Już Pan powiedział o żołnierzach, więc zapytam Pana, jak wygląda w tej chwili zainteresowanie dobrowolną zasadniczą służbą wojskową, która została wprowadzona na mocy ustawy o obronie Ojczyzny? Ilu chętnych się zgłosiło?

Nie mamy jeszcze wyników po święcie Wojska Polskiego. To były bardzo intensywne 3 dni, w których odbyło się ponad 50 pikników wojskowych. Widziałem na własne oczy, że w Iławie – w mieście w woj. warmińsko-mazurskim, które ma niecałe 40 tys. mieszkańców – w bardzo krótkim czasie złożono 20 wniosków, a więc całkiem sporo.

Czytałam niedawno, że dyscyplinuje Pan dowódców jednostek wojskowych w całym kraju i otrzymali oni od Pana pisma, w których krytykuje Pan ich za „niezrozumienie intencji powiększania armii, zarysowanych w ustawie o obronie Ojczyzny”. To prawda?

Tak, to prawda. Dyscyplinuję dowódców, ponieważ zauważyłem zjawiska niepokojące, czyli nieprzykładanie wagi do rekrutacji przez niektórych – podkreślam niektórych - dowódców, więc w związku z tym, przedstawiłem swoje oczekiwania. To jest sprawa najważniejsza. Na dowódcy spoczywa rola lidera, człowieka, który zachęca do służby w Wojsku Polskim i stanowi przykład, więc musi się tym procesem interesować. Liczę na to, że efekty dyscyplinującej odprawy będą pozytywne. Oczywiście trzeba zaznaczyć, większość dowódców się stara.

No dobrze, Panie Premierze, to jak zachęci Pan młodych ludzi do tego, że warto być żołnierzem Wojska Polskiego?

To szansa dla młodych ludzi. Różnie w życiu bywa – czasami ktoś ma kłopot ze startem w dorosłe życie, a Wojsko Polskie daje mu dobry start. To 4560 zł – jeżeli ktoś nie skończył 26. roku życia, to cała ta kwota, bo nie płaci podatku, trafia do niego. Oprócz tego Wojsko Polskie zapewnia różnego rodzaju kursy i umiejętności np. prawo jazdy czy patent nurka. Jeżeli ktoś jest pracowity i ambitny, a ma utrudniony start, to Wojsko Polskie gwarantuje mu stabilizację materialną, zdobycie zawodu, wykształcenia i umiejętności. Wojsko Polskie to jest naprawdę dobry wybór i atrakcyjne perspektywy. Mamy też inne formy, czyli Wojska Obrony Terytorialnej, które dają możliwość łączenia aktywności zawodowej ze służbą wojskową. Jest też nowa forma, czyli aktywna rezerwa, a więc tylko raz na kwartał uczestniczy się w ćwiczeniach, bo może np. praca zawodowa nie pozwala, by ktoś mógł raz na miesiąc tak, jak w przypadku żołnierzy WOT, uczestniczyć w ćwiczeniach. Naprawdę, są bardzo różne formy służby wojskowej. Jesteśmy bardzo elastyczni. Naszym celem jest, żeby jak najwięcej ludzi było przeszkolonych z umiejętności posługiwania się bronią. Ale to nie koniec – żeby jeszcze było zorganizowanych, bo w sytuacji zagrożenia niezwykle ważna jest też organizacja. Trzeba przeszkolić ludzi z umiejętności posługiwania się bronią i tych ludzi organizować.

Kiedy według realnych założeń Ministerstwa Obrony Narodowej dojdziemy do zakładanych 250 tys. żołnierzy zawodowych i 50 tys. żołnierzy WOT?

Najszybciej, jak to jest to możliwe. Nie wyznaczyłem takiego terminu. Proces jest cały czas monitorowany. Co tydzień mamy odprawy, w których uczestniczy szef Centralnego Wojskowego Centrum Rekrutacji oraz – w miarę potrzeb – inni dowódcy. Powołałem też inspektora kontroli wojskowej, który przedstawia mi analizy i monitoruje rozwój zdarzeń. To proces, który przebiega intensywnie. My nie mamy czasu, żeby planować w perspektywie długoletniej. Podkreślam – to jest nasz cel minimum – 300 tys. żołnierzy Wojska Polskiego. Celem wyższym jest przeszkolenie jak największej liczby ludzi w umiejętności posługiwania się bronią.

rs

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl