Nie bać się. Nie panikować. Jechać do wód. Żadnej wojny nie będzie

Aleksandra Suława
Aleksandra Suława
Narodowe Archiwum Cyfrowe
Ludzie łudzili się, że wojna odsunie się w czasie, albo jeśli już wybuchnie, to front zatrzyma się na Wiśle. Gazety publikowały ogłoszenia zapraszające turystów na jesienny turnus, kusząc obniżonymi cenami zabiegów i jedyną w Polsce radioaktywną termą solankową - mówi Marcin Wilk, autor książki „Pokój z widokiem. Lato 1939”

Kiedy było wiadomo, że to już?

Że wybuchnie?

Że wybuchnie.

Dopiero w ostatnich dniach sierpnia. 23 podpisano pakt Ribbentrop -Mołotow. Mało kto zdawał sobie sprawę, co ten fakt naprawdę oznacza, chociaż Polacy instynktownie czuli, że raczej nic dobrego. 24 wezwano do kopania rowów przeciwlotniczych - na metr głębokich, dwa metry szerokich. Ruszyła mobilizacja, ale tylko tajna, kartkowa, żeby nie drażnić Rzeszy. Ci, którzy wracali z wakacji, zwykle w nadzwyczajnie zatłoczonych pociągach, plotkowali, że przy zachodniej granicy można zauważyć ruchy wojsk.

Kolejki do sklepów były?

Różnie. W Krakowie dla przykładu zaczęła się lekka panika, a zarząd miejski opublikował ceny podstawowych artykułów. Bardziej przezorni szykowali zapasy już wcześniej - w prasie ukazywały się listy produktów składających się na tzw. zapas żelazny, czyli zestaw żywności, mający wystarczyć na ok. dwa tygodnie. Byli i tacy, którzy budowali prowizoryczne schrony, brali udział w szkoleniach przygotowujących do ataków gazowych, albo szykowali się do pracy jako sanitariuszki i sanitariusze.

A ci, którzy czekali na ostatnią chwilę?

Zaklejali szyby papierowymi paskami, kupowali w aptekach tampony - substytut masek gazowych i brali śluby. Na potęgę brali śluby. 27 sierpnia, „Ilustrowany Kurier Codzienny” donosił, że w Krakowie przed południem odbyło się 150 ślubów.

To 27 sierpnia. Tymczasem jeszcze piątego, jak cytujesz w książce, Maria Dąbrowska w swoim dzienniku notuje, że planuje wyjazd do Ciechocinka, a później do Sztokholmu na „Penklub”. A gdy już w Ciechocinku widzi, że jej bliscy robią żelazne zapasy stwierdza, że „zaczyna ją to podniecać i w jakiś dziwny sposób bawić”. Niefrasobliwość?

Z dzisiejszej perspektywy łatwo jest tak sądzić, jednak wtedy nikt nie był pewny przyszłości. Ludzie łudzili się, że wojna albo odsunie się w czasie, albo jeśli już wybuchnie, to front zatrzyma się na Wiśle, a walki potrwają nie dłużej niż kilka dni. Byli i tacy, którzy do ostatnich dni sierpnia w to wierzyli: gazety publikowały ogłoszenia zapraszające turystów na jesienny turnus, kusząc obniżonymi cenami zabiegów i jedyną w Polsce radioaktywną termą solankową.

Słyszę „turnus 39.” i widzę: deptak, tatarak, truskawki ze śmietaną i flirtujące pary. Dobry obraz? Czy całkowicie błędny?

Niepełny. Jeśli pamięć nie sięga do jakichś wydarzeń, uruchamiamy wyobraźnię, która może dramatyzować historię, ale też może ją upiększać. W przypadku lata 39. działa ten drugi mechanizm: filtr retro, wzmacniany dodatkowo kontrastowaniem okrucieństwa wojny z tym, co było tuż przed nią. Bo przecież, jeśli wojna była takim koszmarem, to jak cudownie musiało być wcześniej.

A nie było?

Sielskie życie wiedli nieliczni. Owszem, końcówka lat 30. odznaczała się rozkwitem mody na wojaże. Jak pisali Łozińscy, „świat po pierwszej wojnie oszalał na punkcie turystyki”. Jeżdżono na północ: do Juraty, Augustowa, Sopotu, jeżdżono na południe: do Zakopanego i Krynicy, jeżdżono do wód: Truskawca, Druskiennik i Ciechocinka. Dbano o urodę, zażywano ruchu, pielęgnowano kontakty towarzyskie. Wszystko to prawda, ale prawda o życiu elity. Żeby wyjechać na takie wakacje, trzeba było mieć nie tylko pieniądze, ale i urlop, który wówczas przysługiwał nielicznym - na przykład zatrudnionym na państwowych posadach. Nie mówiąc już o mieszkańcach wsi, na której żyło 2/3 ówczesnych obywateli Polski. Tam lato było nie okresem wypoczynku, ale intensywnej pracy. Rekreacyjne wyjazdy stanowiły przywilej elity: artystów, polityków, dziennikarzy, intelektualistów.

Elicie widmo nadchodzącej wojny nie psuło zabawy?

Istnieje coś takiego jak „myślenie wojenne”. To czasy, gdy ludzie mają poczucie, że na świecie źle się dzieje i być może nagromadzenie tych negatywnych okoliczności zaowocuje wybuchem konfliktu. Tak było w czasie zimnej wojny, tak było w 1989 roku, tak było - i to kilkukrotnie - w latach 30. Jednak chyba nikt, w żadnym z tych okresów, nie powiedziałby: tak, chcemy wojny, planujemy wojnę, a wszystkie pozostałe elementy życia, w tym relaks i wakacje, spychamy na margines. Poza tym wydaje mi się, że ludzie bardziej niż na problemach w skali makro, są skupieni na bardzo wąskich fragmentach życia. Niektórzy nie mogą interesować się polityką, bo nie mają wystarczających kompetencji, na przykład - tak jak wiele osób w latach 30. - są analfabetami. Inni zaś mają kompetencje, ale nie mają ochoty. Jeszcze inni mają i kompetencje, i ochotę, ale za to brakuje im poczucia skali, kontekstu, który mógłby pomóc zrozumieć to, co dzieje się wokół nich.

Czyli?

Wielu spośród moich rozmówców dopiero po wybuchu wojny albo i później uświadomiło sobie wagę wydarzeń, których byli świadkami. Opowiadając o lecie 39 stwierdzali: było normalnie, były wakacje, było jak zawsze. Jedna z nich, Żydówka, mówi, że „antysemityzm właściwie nas nie dotknął”, po czym wymienia szereg sytuacji, w których spotkała się z ewidentną dyskryminacją. To pokazuje również, w jaki sposób postrzegamy rzeczywistość - oswajamy, racjonalizujemy, chroniąc się w ten sposób przed byciem w stanie ciągłej gotowości. Po prostu żyjemy, zamiast wciąż szykować się do odparcia ataku.

A czym wytłumaczyć, że Eugeniusz Kwiatkowski, minister skarbu, wicepremier, osoba, której nie brakowało kompetencji do oceny sytuacji politycznej, snuje plany rozwoju Polski do 2050 roku i nie uwzględnia w nich wojny?

Plan, który Kwiatkowski przedstawił na posiedzeniu sejmu w 1938 roku, zakładał zlikwidowanie ekonomicznych i infrastrukturalnych podziałów, budowę dróg, zbrojenia, edukację, rozwój kultury, mający prowadzić do zatarcia różnic między Polską A i Polską B. Prezentując te plany, zapewne zdawał sobie sprawę z tego, że mogą nie doczekać się realizacji. Mówił zresztą, że „życie jest bardziej skomplikowane od wszelkich, jaśniejszych nawet wypracowań na dalszą metę”. Jednak czy świadomość ryzyka przekreśla możliwość snucia planów? Nie sądzę. W sierpniu 39 podczas dożynek pracujący w polu mówili: „jesteśmy gotowi i do żniw, i do odparcia wroga”. Przekładając to na współczesne czasy: jeśli jesteś wrażliwą osobą, to pewnie niepokoi cię to, co dzieje się w Polsce i na świecie. Populizm, nacjonalizm, migracje, kryzys demokracji. Ale czy to oznacza, że masz nie jechać na wakacje, albo nie snuć planów na kolejny rok? Nie sądzę. Chociaż może kolejne pokolenia będą miały inne zdanie i powiedzą o nas: siedzieli, pili kawę i rozprawiali o II wojnie światowej, zamiast zająć się kryzysem klimatycznym.

Przełomowego momentu nie da się uchwycić? Staje się wyjątkowy dopiero z perspektywy czasu?

Dla moich bohaterów lato 39 w ogóle nie wydawało się ważne. Jeden z bohaterów, chociaż opowiada o tym, że razem z matką szykował się do ewakuacji, że pakował do wagonów kołdry i ubrania, swoje wspomnienia o lecie 39 kwituje słowami: nie miałem poczucia, że to jakiś przełomowy czas. I nie jest w tym poczuciu odosobniony. Ale tak właśnie działa umysł. Jeśli pomyślisz na przykład o tym, jak pierwszy raz się zakochałaś, to pamiętasz czas zaraz przed? Pewnie nie. Duże wspomnienie przyćmiewa mniejsze.

Na swój sposób smutne: może gdybyśmy dostrzegali i analizowali okoliczności, wielu zdarzeń udałoby się uniknąć.

Myślę, że zbyt często skupiamy się na wielkich procesach, historii przez duże „H”, a zbyt rzadko przyglądamy się sobie: nie patrzymy w lustro i nie szukamy odpowiedzi na pytanie: gdzie ja jestem, jak się sytuuję wobec tego, co aktualnie dzieje się w kraju czy na świecie. Zbyt rzadko myślimy o tym, co wpływa na kształtowanie świadomej tożsamości. A gdy nie ma świadomej tożsamości, łatwo przyjąć tę, którą próbują narzucić nam inni: politycy, populiści, ekstremiści.

Fakt, że ci ostatni rosną w siłę sprawia, że chętnie porównujemy współczesne czasy do lat 30. Słusznie?

Globalnie? Nie wiem. Z jednej strony rozumiem te analogie, z drugiej wiem, że lata 30. to był inny świat: rzeczywistość, w której inaczej wyglądała komunikacja, prywatność, honor, szacunek, wstyd, i mnóstwo innych spraw. Powiedziałbym wręcz przekornie: ludzie często myślą, że historia może ich wyręczyć z zaangażowania w teraźniejszość. Że jeśli prześledzą, jak wyglądały sprawy w przeszłości, to znajdą remedium na współczesne problemy. Historia jest pouczająca, to prawda, ale z drugiej strony to tak nie działa. Różnice, o których wspomniałem, wiele zmieniają.

Więc bohaterowie twojej książki niczego nas nie nauczą?

Nauczą czegoś, co nazywa się „życiową mądrością”. Jest tam np. historia o chłopaku, który dostał od ojca pamiątkowy zegarek. Jadąc na rowerze, zgubił prezent. Potem bardzo bał się wrócić do domu, myślał, że ojciec zrobi awanturę. Jednak nic takiego się nie stało. Ojciec wiedział, że w obliczu nadchodzącej wojny rzeczy materialne schodzą na dalszy plan. Albo Żydówka, która idzie na plażę w Sopocie. Jest sierpień, słonce, piasek. Chce trochę się poopalać, popływać. Dopiero kiedy zbiera się do powrotu, zauważa napis: „Żydom wstęp wzbroniony”.

I jaka z tego nauka?

Moim zdaniem taka, że czasem zbytnie zamartwianie się, separuje nas od doświadczania rzeczywistości. Chociaż każdy może zinterpretować ją po swojemu. Z pojedynczych historii można czasem wyczytać więcej, niż z obserwowania wielkich procesów. Nie mówiąc już o tym, że czasem wielkie sprawy zaczynają się od drobnych gestów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Danuta Stenka jest za stara do roli?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nie bać się. Nie panikować. Jechać do wód. Żadnej wojny nie będzie - Plus Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl