Nico Hofmann, producent "Nasze matki, nasi ojcowie": Zraniłem Polaków. Przykro mi

Andrzej Dworak
Kadr z filmu "Nasze matki, nasi ojcowie"
Kadr z filmu "Nasze matki, nasi ojcowie" Fot. materiały promocyjne
- Naszym błędem było, że nie poradziliśmy się historyków z Polski. Zaniedbaliśmy to - mówi Nico Hofmann, producent serialu "Nasze matki, nasi ojcowie", w ekskluzywnej rozmowie z Andrzejem Dworakiem.

Jest Pan producentem pokazywanego niedawno w Telewizji Polskiej trzyczęściowego filmu "Nasze matki, nasi ojcowie", a filmy o Niemcach i II wojnie światowej kręci Pan od trzech dziesięcioleci. Skąd się wzięła ta fascynacja?
To się wzięło z zainteresowania moją własną historią rodzinną. Na początku kariery filmowca zekranizowałem wojenny dziennik mojego ojca, a moim pierwszym dużym filmem był "Land der Väter, Land der Söhne", w którym zagrał mój nauczyciel i mistrz Jan Biczycki. Opowiadał on o winach Niemców w stosunku do Polaków wykorzystywanych jako przymusowi robotnicy. Opierałem się tu na biografii przedsiębiorcy Fritza Riesa, który w wyniku programu aryzacji gospodarki przejął fabrykę w Lublinie i wykorzystywał w niej Polaków. To był mój film dyplomowy w szkole filmowej. Pokazywano go również w Izraelu, ze względu na to, że pierwszy raz niemiecki film zajmował się głównie tematem relacji synów i ojców w kontekście wojennej winy.

To był dopiero początek tego kierunku zainteresowań...
Tak, zajmowaliśmy się Trzecią Rzeszą z różnych punktów widzenia w firmie teamWorx, na przykład w takich filmach jak "Stauffenberg", "Ucieczka", "Drezno" czy "Rommel", ale też "Nicht alle waren Moerder", w którym to filmie tematem jest kwestia przeżycia Żydów w czasie wojny. Wciąż wracałem bowiem do problematyki tych czasów.

A jaka jest Pańska osobista historia rodzinna związana z II wojną światową?
Ta historia jest taka: moja matka - w czasie wojny nastolatka - była żarliwą zwolenniczką Adolfa Hitlera i należała do Związku Niemieckich Dziewcząt (BDM). Natomiast opowieścią o moim ojcu są "Nasze matki, nasi ojcowie", ponieważ postać głównego bohatera Wilhelma Wintera granego przez Volkera Brucha jest wzorowana na przeżyciach wojennych ojca, który służył na końcu pobytu w wojsku na Ukrainie.

Rozumiem druzgocącą krytykę serialu w Polsce. Nie miałem takiego zamiaru. Mam jasne poglądy na winę Niemców, którzy są winni nieskończenie

Był też na froncie wschodnim?
Tak. Dwukrotnie brał tam udział w działaniach wojennych, został ciężko ranny i skończył przygodę z wojskiem w lazarecie. Ojciec był niemieckim żołnierzem, strzelał i zabijał.

Opowiadał Panu o tym?
Dopiero teraz, kiedy ma 86 lat. I to jest powód, dla którego powstał ten film. Chciałem nakręcić film, który umożliwiałby dialog z naszymi rodzicami mającymi w czasie wybuchu II wojny światowej całe życie przed sobą, a wkrótce może ich nie być na świecie. Ten film miał być ostatnią szansą dyskusji z pokoleniem mojego ojca o tym, co rzeczywiście działo się na wojnie i co nasi ojcowie robili w czasie wojny jako żołnierze.

Które z przeżyć Pańskiego ojca weszły do "Naszych matek, naszych ojców"?
Wiele obrazów pochodzi ze wspomnień mojego ojca - na przykład ten bezsensowny atak na stację telegrafu i scena, kiedy Wilhelm budzi się w czołgu koło rannego Rosjanina, daje mu coś do picia, tamten potem umiera koło niego. Albo to, kiedy brat Wilhelma Friedhelm mówi na początku filmu, że wojna wydobędzie z każdego to, co w nim najgorsze. To zdanie pochodzi z pamiętnika mojego ojca, który został napisany przez niego po wojnie około 1946 roku.
Jak ojciec zareagował na Pański film?
Pokazałem mu już pierwszy surowy jeszcze montaż i to spowodowało, że rozmawialiśmy na temat filmu i wojny przez wiele miesięcy. Z biegiem czasu coraz bardziej się otwierał, coraz więcej przypominał sobie i o tym opowiadał mi potem całymi dniami i nocami. Wspomnienia podziałały na niego przytłaczająco, bo ma 86 lat i wciąż myśli o umieraniu i o tym, że zabijał jako żołnierz. Ale to palące pytanie wisiało w powietrzu przez wiele lat i nie było stawiane rodzicom - czy zabijałeś podczas wojny.

A co powiedziała Pańska mama?
Widziała film wielokrotnie i jej reakcja była o wiele mniej emocjonalna, a nawet bardzo racjonalna. Jej zdaniem jest to pierwszy film niemiecki od dłuższego czasu, który realistycznie ukazuje wojenną rzeczywistość.

W czasie jednej z dyskusji o filmie powiedział Pan, że tytuł "Nasze matki, nasi ojcowie" jest rodzajem wyznania, określenia się, i że film jest rozmową syna i ojca… To zakłada spory wysiłek w dążeniu prawdy oraz uczciwość. Jednak treść "Naszych matek, naszych ojców" to przecież fikcja. Na ile zatem Pana zdaniem jest ten film prawdziwy?
Powiedziałbym, że od strony niemieckiej oraz przedstawienia wojennych wydarzeń jest to film prawdziwy. Na tyle oczywiście, na ile tylko można to odczuć w moim pokoleniu. Dowodzi tego mnogość reakcji w Niemczech oraz intensywność dyskusji w rodzinach.

Praca nad scenariuszem Pana i Stefana Koldiza trwała około pięciu lat...
Była to praca całego zespołu składającego się z sześciu, siedmiu ludzi. Ale tak, trwała pięć lat.

Czy dziś coś by Pan zmienił w tym, co powstało?
Głęboko wstrząsnęła mną reakcja Polaków na ten film. Liczyłem się z każdą możliwą reakcją w Niemczech, ale absolutnie nie przewidziałem reakcji strony polskiej, tym bardziej, że Polska jest mi bliska. Mam wielu polskich przyjaciół, znam wasz kraj, realizowałem filmy w koprodukcji z Polakami w Warszawie, a zostałem wychowany artystycznie przez Polaka, aktora teatru Münchner Kammerspiele Jana Biczyckiego. Jan był dla mnie nie tylko aktorem i nauczycielem, ale również zastępował mi ojca. Jako młody człowiek przez ponad dwa miesiące podróżowałem busem po Polsce i była to wspaniała podróż. Dlatego krytyka z Polski jest dla mnie szczególnie bolesna, ale rozumiem ją. I skoro pan o to pyta, to gwarantuję panu, że sceny w Polsce zrobiłbym inaczej - po głosach debaty, które śledzę od tygodni.

W jaki sposób by je Pan zmienił?
Widzi pan, sięgnęliśmy po niezwykle mocny zespół doradców składający się z niemieckich historyków, ale po tym, co się wydarzyło, nie ograniczyłbym się jedynie do ekspertów niemieckich i dobrałbym sobie historyków z zagranicy.

Cała ta polska sekwencja w "Naszych matkach, naszych ojcach" jest rzeczywiście niechlujna - niechlujny jest język polski, w którym mówią Polacy, napisy po polsku, nawet twarze partyzantów jawią się nam jak z innego świata, nie polskie...
Wie pan, naprawdę tragiczne w tym wszystkim jest to - i od tego nie mogę uciec - że na poziomie scenariusza skupiłem się najbardziej na wątku Viktora i tego, jak Żydowi może się udać przeżyć za granicą. Naszym błędem było, że nie poradziliśmy się tu historyków z Polski, bo wówczas moglibyśmy wiele zmienić jeszcze w montażu - pięcioma, sześcioma ujęciami mogliśmy zmienić nawet najtrudniejsze sekwencje. Zaniedbaliśmy to, ponieważ od strony dramaturgicznej najbardziej interesowało nas, jak niemiecki Żyd może przeżyć w Polsce. A tak doszło do spiętrzenia scen o antysemickiej wymowie i przez perspektywę pars pro toto interpretuje się to tak, jakbym chciał w takim świetle pokazać wszystkich Polaków. Tutaj zawiniliśmy, i jest to dla mnie nauczka. Bardzo mi przykro, że zraniłem tym ludzi.
U Pańskich przyjaciół w USA widział Pan na ścianie portrety ojców i dziadków w żołnierskich mundurach. Opowiadał Pan potem, że pomyślał pan, że Amerykanie mogą być bohaterami, a Niemcy raczej nie. A Polacy według Pana też mogą być bohaterami?
Polacy mogą być bohaterami, bo mieli wspaniały ruch oporu i walczyli w sprawiedliwej wojnie. Bohaterstwo Niemców jest złamane i dogłębnie ambiwalentne.

Wróćmy do "Naszych matek, naszych ojców". Niemcy i Polacy patrzą na ten film z różnych perspektyw. Polskim widzom trudno jest uznać Wasze matki i Waszych ojców za reprezentatywnych Niemców dla czasu okupacji. Dla nas Niemcy reprezentują raczej esesmani, zbrodniarze z wojska, gestapo i obozów koncentracyjnych, a nie normalni Niemcy - ta tragicznie piękna piątka młodych berlińczyków ukazana w Pana filmie. Zdaje Pan sobie z tego sprawę?
To oczywiste, że mamy różne punkty widzenia… Mój film ma taki kształt dlatego, że chciałem wsadzić palec w niemieckie rany tak głęboko, jak tylko się da. Bo tu rzeczywiście chodzi o strzelanie, o stosowanie przemocy, o zabijanie innych ludzi. Chciałem wywołać debatę na temat tego, co ci ojcowie i dziadkowie robili w czasie wojny. Cały film prezentuje naturalnie niemiecki punkt widzenia i to wielka różnica, czy ogląda się go z pozycji niemieckich, czy polskich.

Jest jeszcze efekt odwrotny - przez poruszające losy głównych bohaterów filmu dotarło do nas silniej, że byli i inni, normalni Niemcy. Trudno nam to przyznać, ale coś z tego po Pana filmie pozostaje. I to chyba nie jest to sprawiedliwe wobec filmowego obrazu Polaków?
Rozumiem to i rozumiem druzgocącą krytykę w pana kraju. Nie miałem jednak z pewnością takiego zamiaru. Mam jasne poglądy na winę Niemców, którzy są winni nieskończenie. I nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żebym tę winę transferował poza Niemcy. To się nie mieści w moich horyzontach myślowych. Nastawiałem się na gorącą i głęboką dyskusję w Niemczech i taka się odbyła. Niemcy dyskutowali nawet już nie o tym, jak było na wojnie, tylko jak to możliwe, że do takiej wojny w ogóle mogło dojść. To decydujące w tej debacie, która w jasny sposób zakłada winę Niemców.

Czym są dla Pana "Nasze matki, nasi ojcowie" po 30 latach osobistego borykania się z historią II wojny światowej?
Sądzę, że to koniec tej narracji.

Nico Hofmann jest wielokrotnie nagradzanym reżyserem i producentem niemieckim. Właściciel firmy teamWorx Television & Film GmbH, należącej do grupy medialnej UFA/FremantleMedia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Nico Hofmann, producent "Nasze matki, nasi ojcowie": Zraniłem Polaków. Przykro mi - Portal i.pl

Komentarze 84

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

F
FOLKSDOJCZ
SZKOP
B
Blad
czlonkinie Bund Deutscher Mädel i zolnierze SS, z ust im pan to , wyjął Panie Hofmann ...
Warto go posluchac.
C
Chrisraf
ich bin Chrisraf. Was darf ich für Sie tun?
S
Sławomir Hałaczkiewicz
Nico Hofmann kłamie:"Naszym błędem było, że nie poradziliśmy się tu historyków z Polski,". Radzili się profesora Musiała. Rady zignorowali. Normalne, jak pospolici ignoranci.
S
Sławomir Hałaczkiewicz
Nico Hofmann kłamie:"Naszym błędem było, że nie poradziliśmy się tu historyków z Polski,". Radzili się profesora Musiała. Rady zignorowali. Normalne, jak pospolici ignoranci.
M
MEX
"No i mam: ten film jest bardzo dobry dla Niemców - obejrzeli dokladnie to, czego oczekiwali, ale ten film jest zły dla Polski, bo Niemcy obejrzeli nas takimi jaki chcieli... "...celna uwaga ale niemcy moze nie tyle CHCIELI nas obejrzec takimi...co raczej MYSLELI, ze tacy moze bylismy, bo uslyszeli moze taka historie.
M
MEX
"No i mam: ten film jest bardzo dobry dla Niemców - obejrzeli dokladnie to, czego oczekiwali, ale ten film jest zły dla Polski, bo Niemcy obejrzeli nas takimi jaki chcieli... "...celna uwaga ale niemcy moze nie tyle CHCIELI nas obejrzec takimi...co raczej MYSLELI, ze tacy moze bylismy, bo uslyszeli moze taka historie.
M
Marian Biczycki
Acha - zapomniałem. Mamy dużo doskonałych filmów wojennych - od "Kanału" A. Wajdy do "Czasu honoru". Może polscy politycy (Zdrojewski? Sikorski?) postarają sie, aby mogli jje obejrzeć niemieccy telewidzowie pod np. wspólnym tytułem: "Wasze matki, wasi ojcowie".
M
Marian Biczycki
Dobry, rzetelny i artystyczny film niemiecki, to krótki epizod z czasow poczatków X Muzy. W okresie powojennym zabrakło gwiazd typu Marleny Ditrich czy dobrych reżyserów (no, może margaritte von Trotta lub Schlendorf). Niemieckie kino przzwycziło nas do gniotów i starałem sie nie ogladac niemieckich filmów, aby sie nie zanudzić. Ten film oglądałem jednak z założenia i dużą uwagą - chcialem miec własne zdanie. No i mam: ten film jest bardzo dobry dla Niemców - obejrzeli dokladnie to, czego oczekiwali, ale ten film jest zły dla Polski, bo Niemcy obejrzeli nas takimi jaki chcieli... Przeprosiny Pana Hoffana nie zrobiły na mnie wrażenia, a Jego rzekome polski sympatie nie sa chyba szczere. Powołuje sie na polskiego mistrza, mentora, niemal ojca - jana Biczyckiego (jestem Jego bratankiem). Znam wojenne losy małego Janka i Jego zdrowy polski patiotyzm i z cała pewnościa byłby filmem tak dotkniety jak ja i inni Polacy. A czy Pan Hofman wie, gdzie spoczął Jan Biczycki ( w Monachium) i jak trudno utrzymać polski grób na niemieckim cmentarzu? Grób był wielokrotnie zagrożony likwidacją, a Polski Konsulat też nie pomógł w przetrwaniu grobu. Choć Stryj wiele zrobił dla polskiej kultury (choćby był twórca warszawskiej "Stodoły", pierwszym reżyserem i współtwórcą "Niechno tylko zakwitną jabłonie" A.Osieckiej czy mitycznego "Króla Ubu), to nikt Go juz nie chce pamietać w Polsce, w Niemczech był cenionym reżyserem, aktorem i pedagogiem, ale jednak tylko emigrantem o trudnym do wymówieniu nazwisku.
w
widze swiatlo
a tobie i mlot pneumatyczny nie pomoze.
o
ob
Najpierw masowa rzez narodow a potem olaboga wybaczcie nam. Teraz ten dupek tez sobie z nas kpi w zywe oczy, tak mu przykro jak mi wesolo gdy to czytam.
Bezczelne nowe pokolenie bezkarnych narcyzow niemieckich. O szowinizmie nie wspomne bo to juz bylo.
M
MEX
patrzec jak interlokutorzy z braku merytorycznych argumentow traca panowanie nad soba i zaczynaja rzucac inwektywami...
Czasami nie trzeba dlugo czekac...tak jak i Twoim przypadku...prawdziwa natura i pochodzenie akcentuja sie jezykiem wypelnionym fekaliami...
S
Schlesier
besser Wasserpole als scheiß Polacke merkt dir das so sagen die Deutscher zu euch
S
Sikamandera
Wszyscy wiedzą ze ten film jest tendencyjny.Żołnierze AK.na co dzień walczyli w nieskazitelnych ubraniach białych koszulach i krawatach i prowadzenie partyzanckiej wojny zmienić tego nie mogło.Dlatego oczywiście może i powinna dziwić niewiedza i ignorancja niemieckich twórców filmu.Film oczywiście jest nastawiony,na zmianę opinii publicznej świata a także szerokiej rzeszy polskich telewidzów,oglądających niestety ten film
f
firiduri
Ziranko. Tragedią to jest stan twojej mózgownicy
Wróć na i.pl Portal i.pl