Navi, sobowtór Michaela Jacksona: Król popu był zwykłym człowiekiem

Kinga Mierzwiak
Kinga Mierzwiak
Kadr z filmu „Michael Jackson: Searching For Neverland”
Kadr z filmu „Michael Jackson: Searching For Neverland” Materiały prasowe
Rozmawiamy z Navim, sobowtórem Michaela Jacksona. Brytyjczyk wcielił się w rolę Króla Popu w filmie „Michael Jackson: Searching For Neverland” (polski tytuł: "W poszukiwaniu szczęścia"). Film jest adaptacją książki wydanej przez ochroniarzy MJ’a: Billa Whitfielda i Javona Bearda. Film można będzie obejrzeć 29 sierpnia o godz. 22:00 w telewizji Lifetime. Michael Jackson obchodziłby w tym dniu swoje 59. urodziny.

Dlaczego chciałeś być taki jak Michael Jackson? Wiem, że robiłeś sobie operacje plastyczne po to, żeby wyglądać jak Król Popu.

Trudne pytanie, bardzo obszerne. Kiedy oglądałem występy Michaela Jacksona, byłem pod wrażeniem, zawsze mnie inspirował. Można to porównać do gry w piłkę na podwórkowym boisku. Każdy fan futbolu ma jakichś ulubionych piłkarzy. I kiedy gra się dla zabawy, chce się być kimś takim jak ten ulubiony piłkarz. Dzięki Michaelowi mogłem stać się kimś większym dla samego siebie, pozostając wciąż sobą. Mogę koncertować, tańczyć – zarówno lokalnie, w kraju, jak też dawać show za granicą, choć to zdarza się oczywiście o wiele rzadziej. Mogę zaśpiewać takie piosenki, jak „Billie Jean” czy „Thriller”.

Nie bałeś się, że zatracisz siebie w upodobnianiu się do Michaela Jacksona?

Nie chcę udawać, że nim jestem. Po prostu cieszy mnie bycie jak on. To moja podróż przez życie. Dzięki występom zagrałem 350 koncertów i odwiedziłem 62 różne państwa. Jednocześnie nie zatracam siebie, mam swój świat, swoich przyjaciół. Wczoraj na przykład miałem dzień wolny. Będąc na wakacjach, bawiłem się z przyjaciółmi na Karaibach, grywamy czasem w krykieta. Wciąż jestem sobą.

Wspomniałeś, że Michael Jackson cię inspirował. Co konkretnie było dla Ciebie inspiracją?

To, co mnie w nim inspirowało, to nie muzyka, a to, jak pomagał innym ludziom. Troszczył się o nich, wspierał ubogich w Afryce. Jego troska o bliźniego jest mocno słyszalna w jego muzyce. Być może właśnie dlatego jego muzyka ma taką moc.

To prawda, to słychać w takich piosenkach jak „Earth Song” czy „We Are The World”.

Albo w „Beat It”. To są właśnie piosenki o ludziach.

Michael Jackson pomagał wielu ludziom, troszczył się o nich, ale sam popadł w ogromne długi, co też jest jednym z wątków przewijających się w filmie „Michael Jackson: Searching for Neverland”. Twoim zdaniem to właśnie długi doprowadziły go do depresji, a ostatecznie do śmierci?

Myślę, że to nie to. Po prostu nie mógł dłużej być sobą. Wiele zależało od managementu, wymagano od niego grania coraz większej liczby koncertów. Zastąpiono ludzi, którym ufał, nowymi. Traktowano go jak produkt. To go zabiło.

Na pewno pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z Jacksonem.

Tak, to było niezwykłe. Zobaczyłem go i nagle pomyślałem: „Wow, więc to jest najsławniejszy człowiek na całej planecie”. Nie mogłem w to uwierzyć. Ale co najważniejsze, on traktował każdego po ludzku. Kiedy tańczyłem, mówił mi, że robię to dobrze, że powinienem trenować codziennie. Zachęcał do rozwijania swoich talentów.

To bardzo ważne, by dać drugiej osobie taką motywację.

To prawda. Dzięki temu czułem się lepszy. Dodam jeszcze, że kiedy rozmawiało się z Michaelem Jacksonem, to sprawiał wrażenie normalnego, zwykłego człowieka. Bo takim właśnie był. Nie próbował się wywyższać czy udowadniać komuś statusu celebryty.

Bo może w gruncie rzeczy tak jest: artyści prezentują swoje inne oblicze na scenie, ale na co dzień, kiedy zostają sami, zderzają się z problemami. I to chyba dotyczy nie tylko Michaela Jacksona, ale również innych gwiazd popu, co wyraźnie widać w ich teledyskach. Mam tu na myśli choćby Katy Perry, Pink czy Tove Lo.

Zdecydowanie się zgadzam. Bo to wciąż są ludzie, tacy samy jak my. To, że widzimy ich na okładkach gazet, nie oznacza, że nie mają problemów finansowych, problemów w związkach. Oni stoją dokładnie na tej samej platformie, na której stoimy my – osoby, które ich podziwiają. W rzeczywistości dotykają ich te same problemy. I nie ma od tego ucieczki.

Jako sobowtór Michaela Jacksona zdarzyło ci się zastąpić go na przykład na spotkaniu z fanami?

Absolutnie nie. Michael na spotkania z fanami przychodził sam. Ja wspierałem go jedynie w takich sytuacjach, gdy wychodził z hotelu, a ja miałem po prostu odciągnąć uwagę prasy, by MJ mógł spokojnie dotrzeć do samochodu. Michael Jackson traktował fanów jak rodzinę. Nigdy by nie pozwolił na to, by ich oszukać.

Nie było niebezpiecznych sytuacji? Sytuacji, w których miał cię otoczyć tłum?

Było kilka takich sytuacji, podczas których czułem się naprawdę przestraszony. Ale zawsze miałem wystarczającą ochronę, by nic się nie stało. Było też kilka śmiesznych sytuacji. Takich, w których ja odciągałem uwagę dziennikarzy, a Michael mógł pójść do pokoju wypełnionego balonami i skakać po nich.

Było w nim dużo z dziecka. Nawiązując do tytułu filmu, „Michael Jackson: Searching for Neverland”: czy Twoim zdaniem fani, podobnie jak Michael Jackson, chcieli pozostawić w sobie choć cząstkę dziecka? Może właśnie to ich przyciągało do Jacksona?

Niektórych przyciągała muzyka, innych taniec, jeszcze innych to, że mimo iż wydawał się superbohaterem, troszczył się o ludzi, dbał o nich. Ale masz rację: wielu fanów Michaela Jacksona chciałoby pozostać choć w części dziećmi, poczuć beztroskę, której brakuje nam w dorosłym życiu.

No właśnie. Może to w tym wszystkim jest najważniejsze. To, że w dorosłym życiu zatracamy tę dziecięcą szczerość?

I znów muszę się zgodzić. W dorosłym życiu stajemy się bardziej krytyczni, agresywni, wydajemy osądy, żałujemy pewnych rzeczy, obrażamy się. Dziecko się nie obraża, nie osądza, po prostu idzie dalej. Dlatego dobrze jest zostawić w sobie trochę wewnętrznego dziecka i… nie żałować, nie bronić się przed innymi ludźmi. Dorośli ludzie boją się odrzucenia, z czasem tracą zaufanie, stają się bardziej cyniczni, dzieci tego nie mają.

Muszę zapytać również o emitowany na innym kanale (Sky Arts – przyp. red.) serial „Urban Myths”, który wzbudził tyle kontrowersji. Odcinek o Michaelu Jacksonie wzburzył jego córkę, Paris, która napisała: „Czuję się bardzo dotknięta i jestem przekonana, że podobnie czuje wiele innych osób. To sprawia, że naprawdę mam ochotę zwymiotować”. Producenci tłumaczyli później, że to pastisz. Ty też czułeś się oburzony?

Tak. To, w jaki sposób pokazali tam Michaela, było uwłaczające. Fani MJ’a, jego córka mogli się poczuć urażeni. Też tak się poczułem. Po prostu go ośmieszyli. I tu nie chodzi ani o koncept, ani o scenariusz, lecz o sposób, w jaki go przedstawiono. Inne odcinki, na przykład ten z Marlonem Brando, nie były do tego stopnia prześmiewcze.

Zdarza Ci się, że przechodzisz ulicą, a fani MJ’a wołają: „Michael, Ty żyjesz!”? Bo może wciąż niektórzy z nich wierzą, że Michael jednak żyje.

Och, wiem, co masz na myśli. Jasne, wielu fanów zapewne nie pogodziło się z myślą, że Michaela Jacksona nie ma już z nami. Jeżeli pytasz mnie o zdanie, sądzę, że Michael nie żyje. Chciałbym, żeby był nadal wśród nas, ale to raczej niemożliwe. On nie zrobiłby tego swoim fanom, nie oklamałby ich, nie uciekłby od nich i ich nie zranił.

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała
Kinga Czernichowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Navi, sobowtór Michaela Jacksona: Król popu był zwykłym człowiekiem - Gazeta Wrocławska

Wróć na i.pl Portal i.pl