Nauka, wiara i Boże Narodzenie. Ksiądz, fizyk kwantowy, mówi o Bogu

Maria Mazurek
Maria Mazurek
Zdjęcie szopki z kościoła św. Stanisława Kostki w Krakowie - Adam Bujak.  Z książki „Podwawelska kolęda”, wydawnictwo „Biały Kruk”
Zdjęcie szopki z kościoła św. Stanisława Kostki w Krakowie - Adam Bujak. Z książki „Podwawelska kolęda”, wydawnictwo „Biały Kruk”
Czy nauka udzieli kiedyś odpowiedzi na pytanie, czy Bóg istnieje? Pytamy o to dr. hab. Wojciecha Grygla, naukowca i księdza. - Nie. Ale nauka stawia nas przed pytaniem o coś, co ją uzasadni. Einstein powiedział, że najbardziej niezrozumiałą rzeczą jest to, że świat jest zrozumiały. Nie poznamy tej prawdy. A tą prawdą jest Bóg.

Zacznę prowokacyjnie: wyobraźmy sobie, że naukowcy znajdują odpowiedź na pytanie, czy Bóg istnieje...

Nauka zdobyła sobie taki autorytet, że oczekujemy od niej odpowiedzi na pytanie, czy Bóg istnieje.

Nauka - w ogóle myśl ludzka, bo będę traktował naukę jako szczyt możliwości ludzkiej myśli - nie może jednak istnienia Boga dowieść. Może jedynie sugerować, że coś poza nią musi być założone, żeby w ogóle ona miała sens. I to robi. Stawia nas przed pytaniem o coś, co ją uzasadni.

Coś poza granicą poznania?

Tak. Mamy pewne nieusuwalne dziury w naszej wiedzy, poza które nie jesteśmy w stanie wyjść.

Ma ksiądz pewność? Ludziom kilka wieków temu też wydawało się, że nie są w stanie wyjść poza granice, które jednak zostały później przekroczone.

Ks. d r hab. Wojciech GrygielUrodził się w 1969 roku w Świdnicy. Ksiądz, filozof, fizyk, chemik. Prodziekan Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Papieskiego
Ks. d r hab. Wojciech Grygiel

Urodził się w 1969 roku w Świdnicy. Ksiądz, filozof, fizyk, chemik. Prodziekan Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie.

Ale nauka, w miarę rozwoju, tym bardziej wskazuje nam na tę dziurę ontologiczną, jak się fachowo nazywa niemożność odpowiedzi na zadane przez Gottfrieda Leibniza pytanie - dlaczego istnieje raczej coś, niż nic? Dziś wiemy bardziej niż kiedykolwiek, że jest granica w możliwości ludzkiego poznania, której nigdy nie będziemy w stanie przekroczyć. Einstein powiedział, że najbardziej niezrozumiałą rzeczą, którą możemy o świecie stwierdzić, jest to, że ten świat jest zrozumiały. Czyli, w pewnym sensie, zrozumiałość świata jest czymś, czego nie jesteśmy w stanie naukowo wyjaśnić. Nauka rozczytuje, jaki jest świat, nie odpowiadając, dlaczego on taki jest.

Albert Einstein jest ciekawym przypadkiem - jego refleksje, w wiecznym sporze o istnienie Boga, wykorzystują zarówno ateiści, jak i osoby wierzące. Raz mówił, że Bóg jest wytworem ludzkiej słabości, a innym razem porównywał się do małego dziecka, które wchodzi do wielkiej biblioteki i choć nie potrafi przeczytać wszystkich książek, to wie, że ktoś je napisał.

Ale to pozorna niekonsekwencja. Einstein nie miał, tak jak my w chrześcijaństwie, osobowej koncepcji Boga. Dla niego Bóg to był zamysł tkwiący w przyrodzie. W Boga trójjedynego, który osądza nasze grzechy, Einstein nie wierzył. On postrzegał Boga nie po chrześcijańsku, nieosobowo.

Podobnie Karol Darwin. Uważał się za agnostyka, dopuszczał jednak, że coś za tym ładem stoi.
To częsta refleksja wielkich naukowców. Bóg jako porządek przyrody. Hawking też w swoim najbardziej znanym bestsellerze „Krótka historia czasu” stwierdził, że jeżeli poznamy prawa przyrody, to poznamy zamysł Boga.

Nie ma ksiądz wrażenia, że Kopernik, Galileusz, Newton, Einstein, choć różnie się deklarowali, mówili o tym samym?
Bo oni poszukiwali prawdy. A prawda, jak mówił Werner Heisenberg - i wypowiadał to w kontekście fizyki - tkwi w głębinie. Im bardziej odkrywamy tajniki świata, im głębiej sięgamy, tym bardziej zbliżamy się do prawdy o świecie. Bo podejrzewam, że dla nich, tak samo jak dla mnie, prawda w ścisłym sensie to jest sam Bóg. Zresztą, proszę sobie przypomnieć, co Jezus mówi do Piłata: „ja przyszedłem po to, żeby dać świadectwo prawdzie” (J 18, 38b). Nauka nigdy pełnej prawdy nie ukaże - do tego potrzebne jest Objawienie.

Kantyczka mała lecz doskonała
Z ciszy się z mroku wyłania
Gdziebyś nie kluczył
Usłyszysz - wrócisz
- Znowu u szopy tej staniesz
Co za muzyka, że tak dotyka serca
I lód - że topnieje
Że w noc przepastną widzisz znów jasność
- Gwiazdę i Szlak i Nadzieję
Snuj się piosneczko, utulaj Dziecko
Jak śnieżna kulo - mknij Ziemio
W bezkresną noc ciemną
- Lampy krąg jasny
- Twarze, co zgasły
Serca dziecinną kołatką przywołaj
Zawołaj
Tu zaproś raz jeszcze…
(...)

Fragment wiersza „Kantyczka mała” Leszka Długosza

Ksiądz postanowił zostać kapłanem, zgłębiając fizykę kwantową. Czyli można więc powiedzieć, że nauka przybliżyła księdza do Boga?
Nie powiedziałbym tego tak wprost, ale nie potrafię rozdzielać zamiłowania do nauki od bycia kapłanem. Nauka może bowiem stanowić istotną motywację w myśleniu religijnym.

Może dać wiarę, że istnieje coś więcej?
Tak jest w moim przypadku. Nauka stawia mnie przed Tajemnicą.

Ciekawe, że Kościół długo walczył z nauką, z tym, co głosił Kopernik, co głosił Newton - zresztą człowiek wierzący. O Galileuszu nie wspominając, ten dopiero miał z Kościołem problemy.
Te problemy wzięły się z tego, że teologia wtedy była bardzo zrośnięta z geocentrycznym obrazem świata, czyli takim, w którym Ziemia tkwi w środku Wszechświata. To był przednaukowy obraz rzeczywistości, który średniowieczni teologowie traktowali jako absolutny. Samo zakwestionowanie wyobrażenia świata odebrano jako uderzenie w prawdy wiary. Proszę zwrócić uwagę, że dopiero za Jana Pawła II Galileusz został zrehabilitowany. Musiał czekać na to 400 lat.

Jan Paweł II był obrońcą nauki.
Jak relacjonuje wielu bezpośrednich świadków, Jan Paweł II naukę ,,czuł”. Być może nie do końca się na niej znał, ale chętnie otaczał się fizykami; jeździł z nimi na narty i chętnie ich słuchał.

Nie ma ksiądz wrażenia, że to średniowieczne myślenie, ten przednaukowy obraz świata, ciągle tkwi w niektórych księżach? Walka z teorią ewolucji jest tego przykładem.
Tak, ten obraz jeszcze mocno tkwi w teologii. Dopiero teraz teologowie przymierzają się do zaakceptowania ewolucyjnego obrazu świata; zastanawiają się nad konsekwencjami teologicznymi.

Nie rozumiem, w czym jest problem. Bo jakby przyjrzeć się prawdom przyrody, i przyjrzeć się ewolucji, to ona jest dla mnie argumentem za - a nie przeciw - istnieniu Stwórcy.
Przyznam pani rację - ewolucję można uważać za element stwórczego zamysłu Boga. Bóg mógł posłużyć się prawami ewolucyjnymi do stworzenia świata. To bliska mi refleksja.

Jedyne, w czym ewolucja kłóci mi się z chrześcijaństwem, to fakt, że ona się nie skończyła. A skoro tak, to Jezus nie był „ostateczną” wersją człowieka.
Dlaczego to się pani kłóci? Pan Bóg się objawia i realizuje swoje zbawcze plany na pewnym etapie historii. Wcielił się więc w tak biologicznie ukonstytuowanego człowieka, jaki żył dwa tysiące lat temu. Z perspektywy ewolucji Wszechświata to czas bardzo krótki. Ale Chrystus był Bogiem i człowiekiem w jednej naturze, więc żaden superman go nie prześcignie, nie ma takich obaw. Zresztą nie istnieje dziś wśród naukowców zgoda co do tego, że ludzki gatunek w ogóle dalej ewoluuje. Niektórzy uważają, że ewolucja kulturowa zastąpiła ewolucję biologiczną.

To w czym tkwi problem części Kościoła z ewolucją?
Ewolucja ma złą prasę. Była niesłusznie krytykowana, również przez kręgi kościelne, za materializm, za odrzucenie tak zwanej przyczynowości celowej.

Czyli?
Ewolucja posługuje się przypadkiem, a Pan Bóg, jak podnoszono, nie może działać poprzez przypadek - bo to, co Pan Bóg robi, jest celowe. Stąd ewolucja nabawiła się złej etykiety. Natomiast nauka każe nam myśleć, że pan Bóg również mógł posłużyć się przypadkiem w dziele stworzenia. A my intuicyjnie kontrastujemy przypadek z celowością. Nam ten przypadek jakoś do pana Boga nie pasuje.

Ksiądz chce powiedzieć, że Bóg stwierdził: „rzucę kostką, zobaczę, jak wyjdzie”?
Nie. Właśnie cała zabawa polega na tym, że dzisiejsze postrzeganie kwestii przypadku w nauce podpowiada nam, że również przypadek mógł być elementem planu.

Dalej tego nie rozumiem.
Proszę przyjąć to jako świadectwo tego, jak daleko nauka każe nam przełamywać nasze intuicje. Operujemy bardzo potoczną koncepcją przypadku, tymczasem jeżeli użyjemy matematycznych teorii, które opisują przypadek - bo to w nauce jest opisywane bardzo porządną, matematyczną teorią - to widzimy, że on nie jest przeciwny racjonalności. Wręcz przeciwnie, przypadek jest elementem racjonalności.

… ?

Widzę, że pani wciąż walczy ze swoimi intuicjami. A nauka, na pewnym poziomie, każe nam się z nimi rozstać. Intuicja nie jest dobrym przewodnikiem ku prawdzie, przydaje się tylko na początku tej drogi. I również dlatego teoria ewolucji napotyka na takie sprzeciwy, bo ludzie patrzą na nią intuicyjnie. A jak odejdziemy od intuicyjnego postrzegania przypadku, uporządkowania i racjonalności, to widzimy, że te pojęcia nie muszą być sprzeczne. Tylko to jest bardzo trudne, bo wymaga głębszego przebudowania myślenia.

To, co stało się w fizyce w XX wieku było chyba zamachem na te nasze intuicje? Schrődinger, jeden z twórców mechaniki kwantowej, powiedział, że gdyby wiedział, do czego go ta nauka zaprowadzi, nigdy by się za nią nie zabrał.
Einstein w pewnym sensie również poległ na mechanice kwantowej, choć sam uczynił wiele dla jej rozwoju. Nigdy nie był gotów wyzbyć się pewnych intuicji fizyka - determinizmu i niezależności od obserwatora - a tego wymagała mechanika kwantowa.

A w XIX wieku pokutowało przekonanie, że w fizyce już wszystko zostało odkryte. Do tego stopnia, że przymierzano się do zamykania wydziałów fizyki.
W XIX wieku w fizyce królowała mechanika newtonowska. Jej zastosowania bardzo się poszerzyły, gdy do mechaniki weszły chociażby metody statystyczne, dając możliwości opisu na przykład ciepła i energii. Mechanika newtonowska miała taką cechę, że dostarczała jednolitego opisu mikroświata i makroświata. Stąd wydawało się, że skoro taki opis został już osiągnięty, to nic dalej nie trzeba robić. Natomiast przyroda miała w schowku nowe rzeczy, których tą intuicyjną i do tej pory uniwersalną mechaniką newtonowską już nie dało się wytłumaczyć.

Przyszedł Planck z mechaniką kwantową i Einstein z teorią względności i wszystko wywrócili do góry nogami?
Mówiąc precyzyjniej, teoria względności ma swoje źródła w elektrodynamice Maxwella. Zaczęło się od odkrycia, że istnieje w przyrodzie największa i nieprzekraczalna prędkość światła, czyli 300 tys. km/sek. Nic w przyrodzie nie może się szybciej poruszać. To spowodowało naukową rewolucję i wymusiło przebudowę mechaniki newtonowskiej poprzez porzucenie założenia, że czas wszędzie we Wszechświecie płynie tak samo. Jeżeli chcemy utrzymać konsekwentnie to, że prędkość światła jest nieprzekraczalna, to musimy wyzbyć się naszego przekonania o równoczesności zdarzeń we Wszechświecie. W tym tkwi sedno zapoczątkowanej elektrodynamiką Maxwella rewolucji relatywistycznej.

I ona pogwałciła nasze intuicje, tak samo, jak pogwałciła je teoria ewolucji?
Tak, ponieważ ludzki umysł wyposażony jest w pewien zestaw wiedzy intuicyjnej, nabytej ewolucyjnie, potrzebnej do tego, żeby człowiek mógł codziennie funkcjonować. Powiem o jednej takiej intuicji: co by się stało, gdyby rozłożyła pani zegary po całym świecie? Czy one będą tak samo pokazywać upływ czasu? Jakie jest pani pierwsze założenie?

Te zegary będą w różnych strefach czasowych, ale tak, wskazówki będą poruszać się w taki sam sposób.
Tymczasem teoria względności każe nam obalić przekonanie, że czas wszędzie we wszechświecie płynie tak samo. Tak samo ogólna teoria względności każe nam rozstać się z myśleniem, że przestrzeń musi być płaska. Potocznie uważa się, że mamy naturalnie wbudowany euklidesowy model widzenia, w którym przestrzeń jest płaska i trójwymiarowa. To jest model przestrzeni mechaniki newtonowskiej. Tymczasem przestrzeń może ulegać zakrzywieniu pod wpływem zawartej w niej masy i energii.

Jak byłam mała, tata opowiadał mi o mrówce, która idzie po kartce, widząc tylko dwa wymiary. My, patrząc z góry, widzimy trzeci wymiar, ale są jeszcze kolejne wymiary, których my nie dostrzegamy, coś „nad nami”. Tato to chyba mówił w kontekście Boga, ale pasuje też do fizyki.
Ciekawe, choć punkt widzenia mrówki nie prowadzi do pytania o trzeci wymiar. Nauka doprowadza nas natomiast do pytań o prawdę - wprawdzie nie zapewnia opisu ostatecznego, ale poszerza horyzont wiedzy. Pozwala również dostrzec granice i przede wszystkim zadać pytanie o sens. Ale wymaga porzucenia sposobu, w jaki naturalnie postrzegamy. Świat kwantowy charakteryzuje się na przykład nielokalnością. Cząstka może być w kilku miejscach naraz. Dla naszych mózgów to jest obrazoburcze. Nie potrafimy sobie wyobrazić, że każdy z nas mógłby być i tu, i tam, i tu, i tam jednocześnie. Ale niestety, jak okazuje się, że mamy brać fizykę na serio, to tak to wygląda.

Czy fizyka Plancka i Einsteina bardziej przybliża nas do Boga niż fizyka Newtona?
Przedziwny porządek świata jest bardziej widoczny w abstrakcyjnych teoriach współczesnej fizyki. Choć cały czas ułomnie, to jednak odsłania sieć relacji i powiązań stanowiących o tym porządku. Jeżeli Bóg może w jakikolwiek sposób do naukowca ,,przemówić’’, to robi to poprzez piękno teorii i wyrafinowanie ich matematycznych struktur.

Bóg jest matematyką?
Wielu fizyków tak pani odpowie.

A ksiądz jak mi odpowie?
Chrześcijaństwo wyposażyło nas w wiele zantropomorfizowanych wyobrażeń o Bogu. I nie jest to złe, bo jakiś rąbek prawdy o Jego istocie w ten sposób do nas dociera. Jeśli jednak te wyobrażenia traktujemy absolutnie, to gdy z jakiegoś powodu okażą się one nie do końca poprawne, to wielu na Boga może się wręcz zamknąć i uznać religię za niewiarygodną. Dziś nadal pozostajemy przy pewnych prostych wyobrażeniach religijnych, które nauka może kazać nam zrewidować.

Religia nie nadążyła za nauką? Te wyobrażenia sprawdzały się w średniowieczu, a niekoniecznie teraz?
Powiedzmy, że sprawdzały się świetnie do końca XIX wieku. Odnoszę wrażenie, że pewne obrazy, którymi religijność w katolicyzmie się żywi, przy współczesnym rozpędzie nauki, stają się infantylne. Może teraz ktoś posądzi mnie o herezję, ale powiedziałem to, bo widzę, że cementowanie takich infantylnych obrazów powoduje, że ludzie, którzy chcieliby popatrzeć na wiarę w sposób bardziej odważny i przemyślany, traktują to jako przeszkodę, nie pomoc. Jest to istotny i niestety mało dostrzegany dziś problem ewangelizacyjny.

Nauka może być dla takich ludzi drogowskazem, choć nigdy nie doprowadzi do poznania prawdy, czyli Boga?
Pojawią się w przyszłości nowe teorie - choćby tak oczekiwana kwantowa grawitacja, ale to samego fenomenu nauki nie zmieni. Wraz z kolejnymi naukowymi odkryciami będą pojawiać się kolejne pytania. Studnia bez dna.

Skoro nauka zawsze będzie doprowadzać nas do ściany, do niemożności odpowiedzenia na to najważniejsze dla nas pytanie, to po co w ogóle ją zgłębiać?
Człowiek ma wewnętrzną potrzebę rozumienia. Ale wierzymy, że w sposób pełny spełni ją dopiero po śmierci. Święty Paweł pisał, że teraz poznajemy jakby w zwierciadle. „Dopiero w przyszłym życiu poznamy tak, jak jesteśmy poznani” (1 Kor 13, 12).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nauka, wiara i Boże Narodzenie. Ksiądz, fizyk kwantowy, mówi o Bogu - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl