Nauczycielka z Katowic w Norwegii. Barbara Anna Zielonka omal nie zdobyła nauczycielskiego Nobla

Anna Dudzińska
Wideo
od 16 lat
Barbara Anna Zielonka, nauczycielka z Katowic, znalazła się w 10-osobowym finale Global Teacher Prize. Jeszcze nigdy żaden polski nauczyciel nie był tak blisko tego prestiżowego wyróżnienia, popularnie nazywanego nauczycielską Nagrodą Nobla, wiążącego się z ogromną nagrodą finansową w wysokości miliona dolarów.

Ślązaczka uczy angielskiego w norweskiej szkole średniej w Nannestad. Ogłoszenie zwycięzcy nastąpiło w Dubaju w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Laureatką Global Teacher Prize została Brytyjka Andria Zafirakou. Właśnie w Dubaju z Barbarą Anną Zielonką rozmawiała specjalnie dla DZ Anna Dudzińska z Polskiego Radia Katowice.

Bill Gates, wymieniając nazwiska 10 finalistów Global Teacher Prize, powiedział, że przyszłość świata w dużej mierze zależy od nauczycieli. Spotkałaś w swojej szkole niezwykłych pedagogów?
Miałam to szczęście, że moi rodzice byli wspaniałymi nauczycielami. Oboje pracowali w Śląskich Technicznych Zakładach Naukowych w Katowicach. Mama była polonistką, a ojciec uczył przedmiotów zawodowych. Gdy byłam w siódmej, ósmej klasie, chodziłam do szkoły rodziców odrabiać zadania. Siadałam w ostatniej ławce i uczyłam się słówek z angielskiego, czytałam lektury, a trochę podsłuchiwałam tego, co mówiła mama. Miała wspaniały kontakt ze swoimi uczniami. Zresztą niektóre relacje przetrwały do dzisiaj. Moja mama była dla niektórych inspiracją. Wielu jej uczniów zostało nauczycielami. I ja też.

Barbara Anna Zielonka, nauczyciel mistrz, w Dubaju, tuż przed finałem: „Młodzi ludzie muszą być otwarci na zmiany, muszą rozumieć inne kultury, nie mogą
Barbara Anna Zielonka, nauczyciel mistrz, w Dubaju, tuż przed finałem: „Młodzi ludzie muszą być otwarci na zmiany, muszą rozumieć inne kultury, nie mogą skupiać się tylko na lokalności”. Na zdjęciu z jednym z gości gali: Tonym Blairem, byłym premierem Wielkiej Brytanii Fot. ARC

Angielskiego zaczęłaś uczyć wcześnie, mając 17 lat.
To było niezwykłe doświadczenie. W każdą sobotę szłam do Domu Dziecka w Katowicach-Bogucicach na lekcje angielskiego. Zauważyłam, że nasze spotkania mają dla podopiecznych domu dziecka szczególne znaczenie. Mieli ze mną większy kontakt niż ze swoimi opiekunami. Przyszło mi wtedy do głowy, że praca nauczyciela rzeczywiście może zmienić czyjeś życie.

Ale nie chciałaś zostać i być nauczycielką w Polsce, dlaczego?
Czuję się „obywatelem świata”, ale to mama pomogła mi w znalezieniu pracy w Norwegii. To na swój sposób niesamowite, bo ona nie znała angielskiego. Zaczęła się uczyć języka zaledwie 5 lat temu. Ale znacznie wcześniej poznała nauczycieli z Norwegii. Zaprzyjaźniła się z nimi, rozmawiając za pomocą „Google translatora”. Do dzisiaj nie wiem, jak to było możliwe. I tak po skończeniu studiów, trafiłam do norweskiej szkoły w turystycznej miejscowości Trysil. To była szkoła zawodowa. Moi uczniowie dobrze wiedzieli, że będą w przyszłości stolarzami i będą budowali tradycyjne norweskie domki wakacyjne.

I angielski nie będzie im za bardzo potrzebny.
Właśnie, początkowo nie chcieli się uczyć z podręczników, które im proponowałam. Oni byli zupełnie niezmotywowani. I to było moje przebudzenie. Uznałam, że muszę całkowicie zmienić sposób nauczania. Tak, by po prostu zainteresować ich nauką.

Jaka jest norweska szkoła?
Dzisiaj uczę w Nannestad, moja szkoła jest po prostu przyjazna dzieciom. Mają lekcje od 8.45 do 15.45 z długą przerwą na lunch. Stołówka szkolna prowadzona jest przez uczniów. To szkoła zawodowa. W Norwegii przekonuje się uczniów, by kształcili się z myślą o konkretnym zawodzie. I tak uczymy kucharzy, kelnerów, cukierników, kosmetyczki oraz pracowników lotnisk. Szkoła ma własną rzeźnię i salon kosmetyczny. Nie ma czasu na teorię, bo praktyka jest na pierwszym miejscu, a po trzech latach nauki młodzi ludzie rozpoczynają pracę. Moja szkoła znajduje się w miejscowości, w której większość mieszkańców to rolnicy. Są uczniowie zainteresowani budową traktorów i tacy, których pasjonuje budowa latawców. Poznają słownictwo w dziedzinie, która ich interesuje, a gramatyka i słówka same wchodzą im do głowy. Przecież żeby się przygotować, muszą przeczytać np. angielskie artykuły. Moim zadaniem jako nauczyciela jest trafnie rozpoznać, czym się interesują.

Wykorzystujesz w tym celu chyba wszystkie dostępne media społecznościowe.
Przede wszystkim chodzi mi o to, by pokazać, że uczniów nie możemy zamykać w czterech ścianach szkoły. W XXI wieku klasa istnieje „wszędzie”, dostępność do internetu sprawia, że można korzystać ze wszystkich światowych zasobów wiedzy. A nauczyciel nie powinien uczniów ograniczać. Jeśli mam chłopaka, który interesuje się astronomią lub fizyką, to na moich lekcjach angielskiego może pogłębiać tę wiedzę. Ulepszyłam program „Genius Hour” („Godzina z geniuszem”). Uczniowie piszą swoje projekty na interesujące ich tematy, zapisują pytania, a potem na całym świecie szukają tych, którzy mogliby udzielić im odpowiedzi.

To nie może być takie proste.
Dlaczego? Skoro ja wykorzystuję Facebooka, LinkedIn czy Twittera i buduję swoją profesjonalną siatkę znajomych, to oni także mogą to zrobić. Media społecznościowe nie muszą być wykorzystywane tylko dla rozrywki. Młodzież też początkowo wątpiła, ale szybko okazało się, że na przykład uczeń, który interesuje się nanotechnologią, może porozmawiać z profesorem z Uniwersytetu Stanforda. Wiadomo, że nie zawsze pierwszy ekspert zareaguje, ale nie zdarzyło mi się w czasie sześciu lat trwania programu, by uczeń pozostał zupełnie bez odpowiedzi.

W ten sposób twoi uczniowie łączą się z ekspertami, ale przecież rozmawiają też z dziećmi z całego świata.
Na przykład chcę zrealizować temat o różnych narodowych akcentach w języku angielskim. Siadamy i łączymy się ze szkołą w Stanach Zjednoczonych, Australii czy na Jamajce. Oprócz konwersacji mamy oczywistą odpowiedź na pytanie, jak brzmi angielski w różnych regionach świata. Do tego uczniowie zaczynają zdawać sobie sprawę, że to nie jest takie trudne, że jeśli czegoś bardzo chcemy, to możemy znaleźć odpowiedź na Jamajce albo na Uniwersytecie Stanforda.

Dlatego pozwalasz na to, by uczniowie w czasie twoich lekcji mieli włączone telefony komórkowe?
Nie tylko telefony, również komputery i tablety. Wszystko, żeby nauka stała się ciekawsza. Nie jestem wyznawcą „telefonicznego spa”, w którym nauczyciele zamykają smartfony swoich uczniów. Uważam, że dobrze wykorzystywana technologia może być pomocna przy budowaniu relacji, na przykład z uczniami interesującymi się tym samym, lecz mieszkającymi na innym kontynencie.

W tej szkole nie obowiązują podstawy programowe, lektury, regulaminy? Uczniowie nie piszą kartkówek z trybów warunkowych i konstrukcji past participle?
W norweskiej szkole nikt nie ma pojęcia, ile czasów mamy w języku angielskim. To ja, jako anglistka, muszę wiedzieć, jak wygląda III okres warunkowy. Oni nie. Ale muszą się dogadywać po angielsku. Dla mnie najważniejsza jest empatia, krytyczne myślenie, komunikacja - umiejętności, które potrzebne są nie tylko na lekcjach angielskiego. Pewnie jest mi łatwiej niż nauczycielom w Polsce. Na przykład jeśli chodzi o kulturę, muszę przeanalizować z uczniami wybrany tekst napisany po 1950 roku albo wybrany film. Moi uczniowie sami wybierają, co chcą analizować.

To właściwie mogłybyśmy skończyć rozmowę, bo rzeczywistość norweska zupełnie do polskiej nie przystaje.
Prawda jest taka, że nie ma idealnego modelu nauczania. Nawet wychwalany przez wszystkich model fiński mógłby zostać ulepszony. Wprowadzenie określonych norm edukacji zależy od kultury kraju, w którym się to robi. Ale nie zamierzam na razie wracać do polskiej szkoły. W tej chwili myślę o sobie jako o „obywatelce świata”. Po zakończeniu pracy w Norwegii chciałabym pojechać jeszcze gdzieś dalej, na przykład do Australii.

Nauczyciele z całego świata zastanawiali się w Dubaju, jak powinna wyglądać szkoła, by rozpoczynający ją dzisiaj uczniowie potrafili odnaleźć się na rynku pracy w 2030 roku
Po pierwsze, uczniowie naprawdę nie mogą skupiać się wyłącznie na problemach lokalnych. Dla mnie to naturalne, że w XXI wieku młodzież kończąca szkołę jest przygotowana do pracy w międzynarodowych korporacjach. Nie może bać się innych narodowości, musi wiedzieć, jak się komunikować, być otwarta na częste zmiany, rozumieć inne kultury, dyskutować i myśleć krytycznie. Nie wyobrażam sobie, by bezmyślne wkuwanie i zapamiętywanie suchych faktów mogłoby nas do tego przybliżyć. Dziś potrzebna jest globalna perspektywa, a nie informacje o tym, co dzieje się tylko w Norwegii albo tylko w Polsce. Rynek pracy wymaga innych umiejętności i jeśli szkoła ich tego nie nauczy, to kto?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nauczycielka z Katowic w Norwegii. Barbara Anna Zielonka omal nie zdobyła nauczycielskiego Nobla - Plus Dziennik Zachodni

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl