Natasza Urbańska: Mogę teraz robić naprawdę to, co chcę

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Nowy wizerunek Nataszy Urbańskiej zapowiada jej nową płytę. Pierwszym zwiastunek albumu jest piosenka "Nieuchronne"
Nowy wizerunek Nataszy Urbańskiej zapowiada jej nową płytę. Pierwszym zwiastunek albumu jest piosenka "Nieuchronne" Marta Machej
Natasza Urbańska nagrała nową płytę – ale najwięcej radości daje jej czas spędzony z rodziną. Szczególnie na gospodarstwie w podwarszawskiej wsi. Czy to znaczy, że gwiazda musicalu zamieniła się w rolniczkę?

- Niedawno wykasowała pani wszystkie swoje stare zdjęcia z mediów społecznościowych. Co sprawiło, że postanowiła pani tak radykalnie odciąć się od swej przeszłości?
- Dla mnie rozwój jest niezwykle ważny. W poszukiwaniu nowych środków wyrazu wychodzę często ze strefy komfortu i odkrywam nowe przestrzenie - dzięki temu tworzę swoją muzykę. Od przeszło półtora roku pracuję nad moim nowym muzycznym projektem. Ten zabieg odcięcia gruba kreską dotychczasowego wizerunku, jest więc naturalną konsekwencją rewolucji, jaka zaszła we mnie w ostatnim czasie.

- No właśnie: zaprezentowała pani również nową fryzurę. Internet aż zawrzał, kiedy wrzuciła pani zdjęcie z grzywką. Co oznacza ten nowy image?
- Wizerunek artysty jest niezwykle ważną strefą: to niewerbalny komunikat, że idzie nowe. Jest dopełnieniem zmian, które dokonały się we mnie. Niby to tylko grzywka, ale dla mnie to tak naprawdę ogromna zmiana. Czułam że potrzebuję to zrobić – również najzwyklej w świecie po prostu dla siebie.

- I wreszcie najważniejsze: swoją premierę miała właśnie pierwsza piosenka z pani nowej płyty – „Nieuchronne”. Tym razem stawia pani na nowoczesne, ale organiczne brzmienie. Skąd ten pomysł?
- „Nieuchronne” jest efektem współpracy z duetem Sampler Orchestra. Staszek i Paweł zaproponowali mi zupełnie nową jakość brzmienia, połączenie bluesa z nowoczesnymi dźwiękami. Pomysł zrodził się naturalnie. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu na początku tej kreatywnej drogi. Kiedy natrafiają na siebie ludzie z innych światów, wychodzą naprawdę ciekawe pomysły, a w tym przypadku – zaskakujące brzmienia.

- Szukała pani różnych producentów, z którymi chciała nagrać nową płytę. Dlaczego padło akurat na duet Sampler Orchestra?
- W poszukiwaniu własnego muzycznego języka przeszłam długą drogę i próbowałam wielu gatunków. Nagrałam sporo materiału, który jednak nie do końca mnie satysfakcjonował i ostatecznie skończył w szufladzie. To był niezwykle ważny moment dla mnie, zrozumiałam bowiem, że nie chcę iść na kompromis i być kopią kogokolwiek lub wklejać się w czyjeś wizje nowej Nataszy. Dopiero duet Sampler Orchestra miał zupełnie inne podejście do mojego śpiewania – i dzięki temu otworzył przede mną zupełnie nowy i świeży świat dźwięków.

- Tym razem na płycie znajdą się pani kompozycje. Trudno się było pani otworzyć na tworzenie muzyki?
- Pierwsze nieśmiałe kroki w komponowaniu stawiałam przy poprzedniej płycie – „One”. Tym razem już dużo śmielej uczestniczyłam w procesie twórczym. Jest to wynikiem doświadczenia - zarówno życiowego, jak i zawodowego. Jako artystka czuję się obecnie już w pełni gotowa na to, aby zaprezentować słuchaczom swoje umiejętności kompozytorskie.

- W jednym z ostatnich wywiadów deklaruje pani zdecydowanie: „Teraz wiem, co chcę robić”. Z czego wynika ta pewność?
- Myślę, że podczas mojej drogi artystycznej dojrzewam do rozpoczęcia kolejnych etapów, otwierania nowych drzwi i mierzenia się ze sobą i z wszelkimi przeciwnościami. Odwaga i konsekwencja - tego się trzymam, a wsparcie od ludzi wokół mnie daje mi ogromną siłę i pewność, że działając zgodnie ze sobą, działam po prostu dobrze. Nie muszę się chować za jakąkolwiek kreacją, mogę robić naprawdę to, co chcę i nie boję się, bo wierzę, że ta muzyka obroni się sama.

- Początki pani przygody z muzyką pop nie były zachęcające. Wszyscy pamiętamy hejt, jaki spotkał panią przy teledysku do „Rolowania”. Jakie wnioski wyciągnęła pani z tej lekcji?
- Nazywa pan to „lekcją” - a ja mam zupełnie inny stosunek do tego, co mnie wtedy spotkało. Nadal nie jestem w stanie zrozumieć tej potężnej fali hejtu, która wówczas wylała się na mnie zewsząd. To było wyszydzanie, wyśmiewanie, wręcz nienawiść wobec mnie personalnie i wobec mojej artystycznej wizji. A ja zadaję w tym kontekście pytanie: gdzie są granice wolności artystycznej? Podobno ich nie ma. A jednak mnie je wyznaczono.

- Właściwie mogła się pani po tej aferze załamać – i wycofać do świata teatru czy filmu. Pani jednak odważnie wróciła po jakimś czasie z nowymi piosenkami. Skąd ta przekora i upór?
- W młodości przez wiele lat ćwiczyłam gimnastykę artystyczną. I to procentuje do dzisiaj. Natura sportowca nie pozwala mi się poddawać. A tak na serio: po prostu chcę tworzyć muzykę, chce się rozwijać nie tylko jako artystka musicalowa. Mam jeszcze tyle do powiedzenia, chcę tworzyć na scenie i poza nią. Głowa mi pęka od pomysłów. (śmiech)

- Deklaruje pani w jednym z wywiadów: „Dziś nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych”. Co daje pani taką siłę?
- Przede wszystkim czuję się spełniona w roli matki i żony, a mając taki fundament, mam świadomość, że mogę przenosić góry w sferze zawodowej. Tak to działa.

- Zanim zaczęła pani wykonywać pop, zdobyła pani ogromne doświadczenie w musicalowym śpiewaniu. Ono przeszkadza czy pomaga w interpretowaniu takich piosenek, jak „Nieuchronne”?
- Jestem ogromnie wdzięczna za te wszystkie lata w teatrze Buffo, pełne nowych wyzwań, nauki odmiennych stylów w śpiewie i w tańcu. Doświadczenie, które tam zdobyłam, dało mi większą świadomość artystyczną i zdecydowanie pomaga przy nowych projektach. Oczywiście cały czas nad sobą pracuję i poszukuję. Swoje własne piosenki śpiewa się inaczej i lżej niż te musicalowe. Nie mają one bowiem ciężaru setki wykonań, jakie wcześniej powstały. Dlatego mogę budować coś własnego i na nowo.

- W teatrze odgrywa pani różne role. To może wejść w krew. Czy ta Natasza Urbańska, która śpiewa „Nieuchronne”, to też kreacja?
- „Nieuchronne” jest pierwszym singlem zapowiadającym moją płytę, która myślę, że będzie sporym zaskoczeniem dla moich słuchaczy. To będzie osobisty materiał z moimi kompozycjami, gdzie odkrywam inną siebie. Ten album jest wypadkową całej
muzycznej historii, która się przeze mnie przefiltrowała. Gdy byłam dzieckiem, tata zaraził mnie miłością do oldschoolowych dźwięków. Dzisiaj przypominam sobie o nich w swoich piosenkach. Nie nazwałbym tego jednak kreacją, a raczej powrotem do korzeni

- „Nieuchronne” opowiada o tym, że wszyscy żyjemy obecnie w wirtualnym świecie internetu. Jak się pani w nim odnajduje?
- W obecnych czasach pandemii internet stał się jedynym narzędziem dla artysty, aby móc się zaprezentować swym odbiorcom. Natomiast na szczęście mnie nie zdominował, nie mam nawet własnego komputera. (śmiech)

- Facebook czy Instagram tworzą sztuczne relacje między ich użytkownikami. Pani musi jednak korzystać z tych narzędzi jako artystka. Co zrobić, by zachować zdrowy dystans do social mediów?
- Świat mocno przyspiesza, a internet stał się integralną częścią naszej rzeczywistości. To od nas zależy na ile umiemy korzystać z jego dobrodziejstw, a na ile umiemy też pozwolić sobie na nieobecność w nim. Ja osobiście wolę poczytać książkę z moją córką lub obejrzeć dobry film niż siedzieć godzinami w sieci.

- W „Nieuchronne” śpiewa pani, że powinniśmy szukać prawdziwych uczuć nie online, ale w relacji z drugą osobą. To rodzina jest dla pani właśnie takim miejscem na budowanie autentycznej bliskości?
- Rodzina i nasze wzajemne w niej relacje są dla mnie najważniejszą wartością. Nic nie jest mi w stanie zastąpić momentu bliskości z drugą osobą.

- Jest pani aktorką Teatru Buffo, którego dyrektorem artystycznym jest Pani mąż. Jak ta zawodowa zależność wpływa na prywatną relację między państwem?
- Nie wpływa ani trochę. Sprawy zawodowe zostawiamy w teatrze. Jakoś nam się to udaje.

- Mówi pani w jednym z wywiadów: „Janusz nieustannie mnie zaskakuje i inspiruje”. Na czym to polega?
- Cóż: Janusz jest niewątpliwie autorytetem w teatrze dla wszystkich, więc również dla mnie. Nieraz podczas pracy nad kolejnymi premierami w Buffo zachwycał aktorów nowatorskim podejściem. Wymyślona przez niego „Polita” - czyli musical 3D live - to nowa jakość w teatrze muzycznym, doceniona choćby w Rosji, gdzie grałam w nim gościnnie Polę Negri przez kilka lat w Moskwie i Petersburgu. Podobnie było w Korei, gdzie na międzynarodowym festiwalu musicalu w Daegu nasz spektakl zdobył dwie nagrody Grand Prix oraz nagrodę dla najlepszej aktorki festiwalu. To daje poczucie, że pracując z Januszem, biorę udział w czymś wyjątkowym.

- Wspomniała pani o musicalu „Polita”. W wywiadach podkreśla pani, że występ w nim to najważniejsza rola w Pani życiu. Co panią tak zachwyciło w postaci Poli Negri?
- Obie jesteśmy Polkami i zaczynałyśmy podobnie - jako tancerki. Obie spotkałyśmy na swojej drodze zawodowej mistrza, który nadał rozpęd naszej karierze. W przypadku Poli Negri był to Ernst Lubitsch – według mnie jej najlepsze filmy były właśnie jego dziełami. W moim przypadku jest to oczywiście Janusz Józefowicz. Obie też zostałyśmy naznaczone przez wielką gwiazdę sztuki teatralnej. Pola Negri spotkała się z ogromnym uznaniem legendarnej Sarah Bernhardt, mnie spotkało coś podobnego ze strony Niny Andrycz. Nasza słynna aktorka napisała do mnie list ze słowami: „Mianuję cię gwiazdą i życzę zdrowia”.

- Od pewnego czasu mówi się o filmowej adaptacji „Polity”, której chcecie państwo dokonać z mężem. To trudne zadanie do realizacji?
- Faktycznie pracujemy nad tym już od dłuższego czasu. Okres pandemii spowodował jednak, że wszystko zwolniło. Staramy się mimo tego konstruktywnie wykorzystać ten czas. Postanowiliśmy zamienić scenę teatru Buffo na plan filmowy i zrealizowaliśmy wersję wideo spektaklu „Polita”. Montaż trwa, już niedługo będziemy mogli się podzielić efektem końcowym. Równolegle Janusz pracuje nad scenariuszem do filmu. To zawsze wieloletni proces, ale jakże twórczy. Na efekty trzeba będzie jeszcze poczekać.

- W tym roku powróciła pani po raz pierwszy od 2011 roku na kinowy ekran w ekranizacji erotycznej powieści „365 dni”. Jak się pani pracowało na filmowym planie po tak długiej przerwie?
- Można powiedzieć, że nigdy nie miałam za dużych przerw, bo aktorstwo i praca z kamerą, towarzyszą mi w sumie na co dzień. Ekipa filmowa pracująca na planie „365 dni” była niezwykle przyjazna i stworzyła naprawdę luźną atmosferę, a w tego typu produkcji dobra zabawa i luz to podstawa. No i sama Blanka Lipińska, która wiedziała czego chce nakręcała pozytywnie nas wszystkich do pracy.

- Podczas naszej poprzedniej rozmowy, powiedziała pani, że córka Kalina uwielbia śpiewać. To znaczy, że pójdzie w pani ślady?
- Kalinka ma już za sobą debiut na scenie teatru Buffo i muszę przyznać, że wspaniale się na niej odnalazła. Sumienna, przygotowana, niezwykle zdyscyplinowana i widać, że sprawiało jej to przyjemność. Uwielbia śpiewać, uczęszcza do szkółki Metro, gdzie wraz z utalentowana młodzieżą uczy się różnych technik tańca śpiewu czy aktorstwa. Ale jak to będzie w przyszłości? Zobaczymy.

- Pandemia sprawiła, że w tym roku wszyscy spędziliśmy więcej czasu razem z najbliższymi w domu. Jak wpłynęło to na pani rodzinę?
- Pierwszy lockdown spędziliśmy w naszym domu poza Warszawą. Pierwszy raz od lat mieliśmy szansę dostrzec budzącą się wiosnę, jednak niepewność i brak jasnych perspektyw na powrót na scenę, sprawił że to był ogromny stres. Żeby sobie z nim jakoś poradzić zabraliśmy się do pracy zdalnej. Dla Kaliny to był także trudny czas, choćby przez to, że nie miała kontaktu z rówieśnikami. Widziałam jak bardzo tęskni do przyjaciół, a kontakt online nie jest w stanie jej tego zastąpić. Myślę, że przez to obecny czas bardzo mocno nas wszystkich nauczył, jak cenne są bezpośrednie relacje z bliskimi i przyjaciółmi.

- Niedawno władze znów zamknęły wszystkie instytucje kultury. Pani zawsze podkreślała, że teatr Buffo to pani druga rodzina. Jak sobie radzicie w tym trudnym czasie?
- Próbujemy odnaleźć się w tej trudnej rzeczywistości. Wszystko przenosi się do internetu, także my artyści i nasze spektakle. Proponujemy oczywiście spektakle online. Artyści z Buffo są mocno w te transmisje zaangażowani, bo wszyscy po prostu kochamy dla występować.

- Niebawem ukaże się na płycie słuchowisko zrealizowane przez Teatr Buffo na podstawie jego słynnego musicalu „Piotruś Pan”. Usłyszymy w nim panią w roli narratorki. Jak się pani odnalazła w tej nowej roli?
- Podczas premiery „Piotrusia Pana” dwadzieścia lat temu zagrałam moją pierwszą rolę - Tygrysicy z Lilia. Dzisiaj w roli Dorosłej Wendy opowiadam tę historię chłopca, który nie chciał dorosnąć już jako narratorka. „Piotruś Pan” w wydaniu teatru Buffo to piękne libretto Jeremiego Przybory, dowcipnie lekkie i niezwykle mądre, z uroczą muzyką Janusza Stokłosy w reżyserii Janusza Józefowicza, z udziałem takich gwiazd, jak Zbigniew Zborowski i Edyta Geppert, utalentowane dzieci w rolach Piotrusia Pana, Wendy i Zagubionych Chłopców, a do tego piraci, Indianie i krokodyl, Wszystko to sprawia, że audiobook jest wspaniałą propozycją dla całej rodziny.

- Wspomniała pani, że mieszka na wsi z rodziną. Trudno jakoś jednak sobie panią wyobrazić na traktorze w chustce na głowie. Jak wygląda naprawdę pani życie pod Warszawą?
- Bardzo dbamy o to, co jemy, dlatego od dwunastu lat prowadzimy ekologiczne gospodarstwo. Zaczęliśmy skromnie od kilku kurek, teraz to już sto sztuk drobiu, kozy i owce. Mamy też śwież owoce i warzywa. Dzięki temu zaopatrujemy rodzinę i najbliższych w zdrowe produkty. Można też zjeść jajecznicę z naszych jajek w restauracji teatru Buffo. Emilin to również nasza oaza, miejsce odpoczynku. Tworzymy ten dom wspólnie: gospodarstwem zajmują sie nasi pracownicy, którzy pieczołowicie doglądają wszystkich zwierząt, kiedy to my jesteśmy w rozjazdach koncertowych. Kozy, owce, kury, gęsi, indyk, który jest tu królem, ale oczywiście też pieski przygarnięte ze schroniska, które pilnują domu Posadziliśmy własny las, który rośnie wraz z Kaliną i tak jak ona ma już dwanaście lat. Co roku rozbudowujemy nasz ogród warzywny, dzięki czemu zbieramy i suszymy własne zioła. Oczywiście wszystko w duchu ekologicznym, nie stosujemy chemii, nic tu nie jest pryskane. Bardzo pilnujemy tego, co jemy, stąd pomysł na własne ekologiczne gospodarstwo. Przy naszym tempie życia, zdrowie i witalność to podstawa.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Natasza Urbańska: Mogę teraz robić naprawdę to, co chcę - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl