Nie wspominając już o tym, że wśród zebranych na Westerplatte byłby jednym z nielicznych, który na tej wojnie walczył. Elektorat PO ani PSL zapewne na obecność generała nie oburzyłby się, choć oburzyłoby się grono polityków. Jeżeli Jarosław Kaczyński uznał, że 1 września nie powinien do Gdańska przyjeżdżać premier Putin, to zapewne zakrzyknąłby również, iż zaproszenie Jaruzelskiego jest skandalem. Tylko czy Donald Tusk musi się bać Kaczyńskiego?
Zresztą, być może, nawet zaproszony gen. Jaruzelski na Westerplatte by się nie pojawił. W jego wrześniowym kalendarzu sądy, przed którymi występuje jako oskarżony i świadek, zajęły już 23 dni, praktycznie wolne pozostają mu więc jedynie weekendy. Czy aby nie jest to wielki wstyd dla państwa polskiego i jego wymiaru sprawiedliwości? Najwyraźniej nie wstyd, a może nawet powód do dumy. Czy słusznie upominając się o uznanie prawdy historycznej przez innych, sami przy okazji nie "gumkujemy" własnej historii?
Jak pokazały obchody rocznicy Powstania Warszawskiego niestety "gumkujemy" ją na rzecz utrwalenia naszej sławy i chwały, dowodząc coraz śmielej, że klęska oznacza zwycięstwo. Przy okazji obchodów rocznicy wybuchu wojny wielekroć podkreślano, że każdy naród ma własną pamięć. Ważne więc, aby nasza pamięć była także w miarę pełna. Zapewne byłaby pełniejsza, gdyby pomyślano o zaproszeniu Jaruzelskiego.
Pan Guzikiewicz ma problemy z pamięcią. Protestuje, mimo że podatnicy sypnęli jego stoczni 150 mln zł
Może to niestosowny skok myślowy, ale kwestia pamięci odnosi się także do czasów współczesnych. Oto pod domem premiera w Sopocie działacze związkowi rozbili podczas weekendu obozowisko. Rozbili je w ramach protestu, że premier z nimi nie rozmawia. Otóż trudno sobie wyobrazić, o czym premier miałby ze związkowcami rozmawiać.
Stocznia Gdańska dostała właśnie uzgodnioną z Komisją Europejską pomoc w wysokości 150 mln zł, na co złożyli się podatnicy, i ma swojego zagranicznego właściciela. Związkowcy sami go chcieli i jeżeli nie wywiązuje się z umów, namioty powinny stanąć przed jego siedzibą.
Premier nic do stoczni nie ma, gdyż jest ona prywatna. Dziwne, że związkowcy o tym nie pamiętają. Może pan Guzikiewicz, inicjator protestów, ma kłopoty z pamięcią? Zapomniał, że podatnicy właśnie sypnęli 150 mln w żywej gotówce? Ile jeszcze mają dosypać, aby był wreszcie zadowolony?
FLESZ: Elektryczne samoloty nadlatują.