Napędzają mnie skrajne emocje

Agaton Koziński, red. działu opinie
Na pytania Agatona Kozińskiego odpowiada Wojciech Kilar

Nasz rozmówca opowiada nam, dlaczego zniechęcił się do polityki, czemu przestał pić alkohol i jak bardzo przeżywa prawykonania swych utworów.

Co jest ważniejsze:
teoria czy praktyka?

Praktyka. W mojej dyscyplinie konieczna jest znajomość podstawowych rzeczy, jak umiejętność pisania nut czy gry na klarnecie, by nie używać na nim dźwięków, które są powyżej lub poniżej skali. Tego typu rzeczy trzeba się nauczyć. Ale nadmiar teorii prowadzi do akademizmu. Są ludzie, którzy doskonale znają wszystkie tajniki rzemiosła zebrane przez historię, ale zwyczajnie brakuje im talentu, by tę wiedzę wykorzystać. Jest na to masa przykładów. Tak jest chociażby z trenerami Adama Małysza. Doskonale wiedzą, jak należy postępować, ale im nie wychodzi.
Natomiast talent się objawia w praktyce. Jego się nie można nauczyć. Najlepszy przykład to Nikifor, wybitny malarz amator. Generalnie jest tak, że zajść wysoko można przede wszystkim dzięki praktyce i pracy. Tak jest z twórcami, wynalazcami, rewolucjonistami.

Co bardziej uczy:
zwycięstwo czy porażka?

Porażka nie uczy niczego w sytuacji, gdy uważamy, że wszystko, co robimy, jest dobre, a za porażkę obwiniamy krytyków. Choć zwycięstwo jest tutaj jeszcze niebezpieczniejsze, bo utwierdza nas w pysze, utrwala nas w przekonaniu o własnej doskonałości. Na mnie porażki i zwycięstwa miały taki sam wpływ. Mam świadomość, że z kilkudziesięciu utworów symfonicznych, które napisałem, w pełni udanych jest 20 procent. Ale tych porażek nie traktuję jako sprawy życiowej, są rzeczy ważniejsze. I tak nie mam szans przeskoczyć dawnych mistrzów sprzed 200-300 lat. Nikt nie doścignie w maestrii Bacha, Beethovena, Mozarta.

Co jest istotniejsze:
praca czy rodzina?

Oczywiście, że rodzina. Ona jest naturalnym krwiobiegiem człowieka - w przeciwieństwie do pracy. W rodzinie spotykamy żywych ludzi. Wprawdzie mojej muzyki też słuchają żywi ludzie, ale mimo wszystko nigdy nie zdołam nawiązać z nimi tak bliskiego kontaktu, jaki miałem ze swoją świętej pamięci żoną. Choć mam świadomość, że w ten sposób na to pytanie łatwiej odpowiedzieć osobie usatysfakcjonowanej zawodowo.

Co lepiej informuje:
prasa czy telewizja?

Telewizja biegnie, umyka, dlatego podchodzę do niej głównie rozrywkowo. Oglądam w niej głównie pozycje kulturalne, mecze. Zdecydowanie wolę słowo pisane. Można wrócić do tekstu, cofnąć, natomiast program w telewizji przelatuje. Choć prasę przeglądam wybiórczo. O gospodarce nie mam zielonego pojęcia. Kiedyś wydawało mi się, że mam jakieś pojęcie o polityce, nawet wypowiadałem się na ten temat publicznie. Byłem przekonany, że dojdzie do koalicji Platformy Obywatelskiej z Prawem i Sprawiedliwością. Uważałem, że to będzie potężna siła, która jest w stanie ten kraj odmienić. Ale okazało się to niemożliwe. A skoro tak się stało, to uznałem, że na polityce też się nie znam, i przestałem się nią interesować. W prasie szukam więc głównie informacji o kulturze i sporcie.
Nie możemy także zapominać o radiu. Kiedy siedzę sam w domu, to ono jest drugim człowiekiem, który mi towarzyszy. Mam wrażenie, że mogę z nim porozmawiać.

Co bardziej inspiruje:
nowoczesność czy klasyka?

Zdecydowanie klasyka, bo ona oznacza doskonałość. Dlatego słucham głównie muzyki dawnej, czytam książki napisane kilka wieków wcześniej. Najbardziej inspirują mnie barok i jego przełom z rokoko. Ale nie mogę także pominąć średniowiecza i stworzonego wtedy chorału gregoriańskiego. Nowoczesność inspiruje mnie w tym sensie, że obserwuje świat, który mnie otacza. Zwracam uwagę na to, jak zmieniają się ludzie, ubiór. I w tym także szukam inspiracji.
Co mocniej napędza:
szczęście czy frustracja?

I jedno, i drugie. Wszelkie intensywne, skrajne nastroje, czy to szczęśliwe, czy nieszczęśliwe, mogą być napędem. Zdarzało mi się komponować w obu stanach i w takich okolicznościach powstawały utwory, z których byłem zadowolony. Są ludzie, którzy największe dzieła swego życia stworzyli w chwilach wyjątkowego szczęścia. Ale na przykład Jan Kochanowski napisał "Treny", będąc załamanym śmiercią córki.

Czym się komunikować:
listem czy telefonem?

Nie piszę listów, jestem na to za leniwy. Zdarza mi się rozmawiać długo przez telefon z osobami bliskimi. Ale ich krąg jest bardzo ograniczony. Właściwie nie mam rodziny. Moja żona nie żyje od roku, tak że została mi tylko dalsza rodzina z jej strony. Rozmawiam też czasami z przyjaciółmi. I, oczywiście, zawodowo, ale to są już inne rozmowy. W sumie dużo nie rozmawiam.

Co jest ważniejsze:
wiara czy wiedza?

Wiara, zdecydowanie. Nawet nie próbuję uzasadnić jej wyższości nad wiedzą - wiara nie potrzebuje dowodów. Albo się ma łaskę wiary, albo jej się nie ma. Ja mam łaskę dążenia do wiary. Nigdy bym się nie ośmielił powiedzieć, że moja wiara jest pewna, niewzruszona. Ale mam pragnienie wiary.

Co silniej uzależnia:
alkohol czy miłość?

W moim przypadku miłość, bo jestem stuprocentowym abstynentem. Od 40 lat nie miałem kropli alkoholu w ustach. Kiedyś zdarzało mi się pić, podchodziłem do tego bankietowo, ale znudziło mi się, uznałem, że to strata czasu. Poza tym nie piła moja żona, więc uznałem, że sam także nie będę sięgał po alkohol. W każdym razie w tym roku obchodzę 41. rocznicę mojego niepicia. Gorzej z papierosami, bo od nich nie mogę się uwolnić.
Nie umiem natomiast powiedzieć, czy miłość uzależnia. Ja tak naprawdę poznałem tylko jedną osobę w moim życiu, więc trudno to traktować w kategoriach uzależnienia. W młodości podkochiwałem się w kilku dziewczynach, ale od czasu spotkania żony byłem tylko z nią. Na takie pytanie powinny więc odpowiadać osoby bardziej bogate w doświadczenia w tej materii.

Jak łatwiej darować winy: wybaczyć czy zapomnieć?
Chyba zapomnieć. Akurat stoję teraz przed podobnym problemem. Jedna osoba powiedziała słówko za dużo na mój temat. Jeszcze dziś rano wydawało mi się, że nie będę w stanie jej tego wybaczyć. Ale później dostałem list z przeprosinami i mi przeszło. A niedługo pewnie w ogóle o tym zapomnę. W ogóle nie jestem specjalnie pamiętliwy, nie hoduję w sobie uraz. Zdarzało mi się, że pytałem żonę, o co mam do kogoś uraz, bo sam nie za bardzo pamiętałem.

Wybaczyć jest łatwiej, zwłaszcza osobie wierzącej. Codziennie przynajmniej raz odmawiam "Ojcze nasz". Tam jest wers "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom". Ten fragment jest dla mnie jak spowiedź. Wypowiadając te słowa, zastanawiam się, czy rzeczywiście te winy wszystkim odpuściłem, czyli wybaczyłem. Zapominanie trwa trochę dłużej. Nie tak łatwo jest wyrzucić przykre doświadczenie z pamięci. Ludzki mózg to jednak nie komputer, z którego można coś wykasować jednym naciśnięciem guzika.

Co pomaga odpocząć:
spacer czy książka?

Spacer. Podczas niego mam najlepsze pomysły. Na przykład pamiętam, jak szedłem koło dworca PKP we Wrocławiu i tam mi przyszedł do głowy temat z filmu "Wilcze echa". Z kolei w 1971 roku, idąc przez park Kościuszki blisko mojego domu w Katowicach, w pobliżu kościoła św. Michała wymyśliłem utwór "Upstairs-Downstairs" na chór i orkiestrę - w latach 70. była moda na anglojęzyczne tytuły.

Co bardziej cieszy:
mecz czy koncert?

Koncert to przeżycie duchowe, ale podczas jego trwania nie ma olśnień nagłych. Nagłe eksplozje radości są przy meczach - zwłaszcza wtedy, gdy kończą się one zgodnie z moim życzeniem. Wtedy jestem cały naładowany optymizmem, inaczej patrzę na świat. Na koncerty właściwie nie chodzę - pojawiam się tylko na tych, na których powinienem być, czyli na których grana jest moja muzyka.

Najchętniej też bym na nie nie chodził, podczas prawykonania z tremy chcę zakopać się pod ziemię - ale moja nieobecność byłaby lekceważeniem. Choć w sumie koncert bardziej cieszy, bo przegrane mojej drużyny, w dodatku przez sędziego, przeżywam bardzo mocno. Generalnie angażuję się w kibicowanie. Oczywiście, Polakom, ale mam także swoje ulubione drużyny, którym kibicuję, gdy nie grają z nami.

Na przykład piłkarzom Niemiec, ta drużyna zawsze mi szalenie imponowała. Pamiętam ich pierwsze Mistrzostwo Świata z 1954 roku, słuchałem wtedy transmisji w radio. W finale z Węgrami nikt im nie dawał szans, przecież wcześniej przegrali z tą drużyną 8: 3. A jednak w finale wygrali 3: 2. Decydującą bramkę strzelił kapitan Helmut Rahn. Od tamtego meczu kibicuję Niemcom.
Nie chodzę na mecze osobiście, już od dawna nie pojawiam się na stadionach. Jestem jednak zdeklarowanym kibicem Ruchu Chorzów, dawniej także Polonii Bytom - bo to była drużyna założona przez lwowian przed II wojną światową związanych z Pogonią Lwów.

Co wybrać na wakacje:
morze czy góry?

Miałem kiedyś okres morza. Zdarzało mi się nawet odpływać kilka kilometrów od brzegu, pływanie było moją największą pasją. Ale zacząłem odczuwać bóle w kręgosłupie od tego pływania i wtedy zacząłem jeździć w góry. Tam przeżyłem najpiękniejsze chwile mego życia. Chodzę głównie po Tatrach, choć liznąłem też trochę Alp - zdecydowanie jednak wolę nasze góry. Wędrowanie po nich doprowadziło mnie do skomponowania utworów z nimi związanych, jak "Krzesany", "Orawa", "Kościelec 1909", "Siwa mgła".

Co warto zapamiętać:
człowieka czy chwilę?

Jedno i drugie. Pamiętam, jak poznałem moją żonę. Miałem wtedy 21 lub 22 lata. To była chwila. Szedłem korytarzem na parterze akademii muzycznej w Katowicach i na schodach, dosłownie przez moment, mignęła mi jakaś sylwetka - i natychmiast znikła. Coś mnie w tej sylwetce zafascynowało. I potem z tą osobą spędziłem całe moje ważne życie. Tę chwilę pamiętam do dziś.
Pamiętam też bardzo mocno prawykonanie "Missa pro pace" w Warszawie w 2001 roku w Filharmonii Narodowej. Były wtedy straszne mrozy i byłem przekonany, że nikt nie przyjdzie. Stałem na zapleczu, z nerwów paliłem papierosa za papierosem. W końcu słyszę pierwszy dzwonek, drugi. Myślę: "no trudno, trzeba wyjść i zobaczyć tę pustą salę". Wychodzę, a tu nadkomplet. Potem dostałem burzę braw. Ale tak jest zawsze. Każde pierwsze wykonanie utworu było, jest i będzie potwornym stresem. Wcześniej nigdy nie wiadomo, jaki utwór się skomponowało. Muzyka dopiero w zderzeniu z publicznością okazuje się dobra albo zła. Dlatego zawsze jest trema, lęk, co to będzie.

Co po sobie zostawić:
pomnik czy wnuki?

Dobrą opinię u ludzi. Świadomość, że się nigdy nikomu nie zrobiło krzywdy, że się było dobrym człowiekiem to najwspanialsza rzecz, jaką można po sobie zostawić. Chcę zostać w pamięci ludzi jako kompozytor - ale dopiero w drugiej kolejności. A w pierwszej jako człowiek, który nigdy nikomu świni nie podłożył. To jest moje największe marzenie.

Cv
Wojciech Kilar, rocznik 1932, należy do grona najwybitniejszych polskich twórców muzyki poważnej w XX wieku. Urodził się we Lwowie, ale od 1948 roku związany jest z Katowicami. Debiutował pod koniec lat 50. na Warszawskiej Jesieni. Początkowo jego kompozycje cechował awangardowy styl. Z czasem zaczął je upraszczać, chętnie wprowadzając do swych utworów inspiracje religijne i ludowe. Często komponował także muzykę do filmów, m.in. tak znanych obrazów, jak "Sami swoi", "Ziemia obiecana", "Przypadek", "Drakula", "Pianista"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl