Najwyższy czas ruszyć na wielkie grzybobranie

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Grzybiarze ruszyli w polskie lasy
Grzybiarze ruszyli w polskie lasy Mariusz Kapala / Gazeta Lubuska
Budzimy się bladym świtem, bierzemy w ręce koszyk i ruszamy w las. Zdarza się, że przemierzymy pięć, dziesięć kilometrów i nic, nawet malutkiego maślaka nie znajdziemy, ale i tak jesteśmy szczęśliwi. Polacy to zapaleni grzybiarze. I dobrze! Zbieranie grzybów to doskonały sposób na wyciszenie i odreagowanie stresu

Janusz Piechociński, były wicepremier, minister gospodarki, były prezes PSL - zapalony grzybiarz. W internecie pełno jego zdjęć z prawdziwkami, koźlarzami, a nawet z pełnym koszem maślaków.

Pasję zbieractwa odziedziczył po mamie. Ta, jak mówi, zbierała grzyby z sukcesami. Sąsiedzi biegli do Puszczy Kozienickiej, w okolicy której mieszkali, z samego rana, ona po szkole, potem po pracy spokojnie brała koszyk w rękę i ruszała w las. Wracając, uśmiechała się już od progu.

- I tak to się u mnie zaczęło. Nie mam czasu jeździć gdzieś daleko, więc zbieram grzyby w okolicach Celestynowa czy Piaseczna - opowiada Piechociński. Chodzi w tak zwane swoje miejsca, rano, w sportowym dresie. Wchodzi w kępy brzózek, w zarośla i szuka. Kiedyś po takiej porannej wyprawie spotkała go jakaś kobieta. „Ale ja pana widziałam wczoraj rano, latał pan jak wariat z wiaderkiem między drzewami” - zagadała ze śmiechem.

Najważniejsze, żeby wiedzieć, gdzie latać. Grzyby rosną w określonych miejscach. Dlatego w nowy las trzeba zawsze wejść z jakimś tubylcem. Taki wie, gdzie szukać grzybów. On nie lubi zbiorowych grzybobrań, tych krzyków: „Mam! Znalazłam! Ale piękny!”. Ale czasami zdarza mu się pójść w zarośla z przyjaciółmi czy znajomymi, bywa, że celowo omija jakiegoś grzyba, żeby potem usłyszeć: „Piechociński nie zauważył, a ja znalazłem!”.

Pod jakimi drzewami rosną grzyby? Lista miejsc, w których znajdziesz ich najwięcej. Zobacz na kolejnych slajdach >>>

Ściąga przed grzybobraniem. Pod jakimi drzewami rosną grzyby...

Rekord grzybobrania to było 86 kilogramów surowego prawdziwka zebranego pod Bielskiem Podlaskim. Nic nie zapowiadało takiego sukcesu. Była susza, chociaż kilka dni wcześniej przeszły nad tym terenem burze. Wziął 20-litrowe wiaderko i poszedł w las. W starym sosnowym niewiele znalazł, więc może przy torfowisku? Kilka szarych koźlarzy. Dalej był zagajnik sosnowo-brzozowy. A tam same prawdziwki. Wracał w to miejsce z cztery razy. Miał tyle grzybów, że pakował do wiaderka same kapelusze, szkoda było miejsca na nóżki.

Dzisiaj grzyby rozdaje, surowe, świeżo zebrane. Kiedyś robił znajomym prezenty w postaci słoiczków z grzybami marynowanymi, ale, jak przyznaje, żona się zbuntowała. „Moje ręce, moje paznokcie, moje słoiki, mój czas i moja cierpliwość. Basta!”. Musiał jej wcześniej grzyby obrać, przygotować, ale i tak powiedziała dość. Więc dzisiaj obdarowywani sami muszą grzyby obrabiać.

- Najbardziej lubię pierogi z kapustą i grzybami, rydze z patelni, które zawsze przyrządzam z przyjacielem. Lubię zbierać grzyby, ale mówiąc szczerze, wielkim fanem grzybowych dań nie jestem - przyznaje wiceminister.

Mimo tego chodzi i zbiera. A czasami człowiek przemierzy wiele kilometrów, umorduje się i nic, nawet malutkiego maślaka, o prawdziwku nie mówiąc.

- Czemu ludzi ciągnie do lasu? Co takiego jest w tym zbieraniu grzybów? - dopytuję.

- A dlaczego mój szwagier potrafi przesiedzieć nad Wisłą 16 godzin, wrócić do domu przemarznięty i opowiadać, że miał cztery brania? - wzrusza ramionami Piechociński. - Pasja i tyle - dopowiada.

Chociaż przyznaje, że zbieranie grzybów to jedyna czynność, przy której tak się koncentruje, tak skupia na szukaniu, że nie myśli o niczym innym. Kiedy był ministrem, biegł do lasu przed godz. 5, bo przed godz. 7 czekała już na niego ochrona.

- Najgorsze chwile przeżywałem wtedy, kiedy wiedziałem, że są grzyby, a byłem służbowo w jakiejś innej części Polski. Miałem wtedy świadomość, że mój rywal w zbieraniu, pewien emeryt, wyzbiera mi wszystkie grzyby - śmieje się były minister gospodarki. Tak, w tym roku też biega po zagajnikach. Szuka.

Niektóre grzyby jadalne są na tyle charakterystyczne, że trudno je z czymkolwiek pomylić. Niestety istnieją wyjątki, które mogą przyczynić się do tragedii. Które gatunki grzybów trujących łatwo pomylić z jadalnymi? Sprawdź w galerii --->

Trujące grzyby w Polsce, które łatwo pomylić z jadalnymi. Uw...

Grzyby występują we wszystkich strefach klimatycznych, przede wszystkim na lądach, ale, o czym może nie wszyscy wiedzą, także w wodach - i tych słodkich, i tych słonych. Do tej pory opisano około 70 tysięcy gatunków grzybów, ale ta liczba może być większa. Jak można wyczytać w Wikipedii, pierwszy grzybami zainteresował się Teofrast, grecki uczony i filozof, uczeń i przyjaciel Arystotelesa, który zaliczył je do roślin pozbawionych korzeni, w związku z tym nie potrafił określić sposobu, w jaki się żywią. W epoce rzymskiej badania nad grzybami nie posunęły się za daleko. Rzymianie szczególne znaczenie przypisywali truflom. Wierzyli, że te powstają od uderzeń błyskawic, które przekazują im moc niezbędną przy kreacji życia - stąd trufle były stosowane jako środek wspomagający zajście w ciążę. Kult grzybów powszechny był wśród Majów i Azteków, z kolei w Indiach grzyby uważano za symbol płodności. Po raz pierwszy zarodniki grzybów zaobserwował w 1588 roku włoski uczony, wynalazca, lekarz i literat - Giambattista della Porta, ale przez kolejne dwieście lat dominował jeszcze pogląd o spontanicznym powstawaniu grzybów. W XVII, XVIII i XIX wieku zainteresowanie grzybami rosło, wielu badaczy systematycznie opisywało kolejne odkryte ich gatunki, często zresztą jeden gatunek pojawiał się kilkukrotnie pod różnymi nazwami. Klasyfikacji grzybów dokonał dopiero Pier Andrea Saccardo, włoski mykolog i botanik, porządkując to, o czym donosili jego poprzednicy.

Grzegorz Wereszczyński, informatyk, specjalista od systemów komputerowych, opowiada tak: „Miałem 5 lat, mieszkałem wtedy w Gdańsku, pod nosem, tuż za moim blokiem był piękny las, a właściwie dębowo-sosnowy park, z którego przynosiłem do domu swoje pierwsze grzyby. Kolorowe podgrzybki, duże, białe kule purchawicy olbrzymiej, pieczarki. Nauczyłem się czytać, wertując Dzieci z Bullerbyn i Mały atlas grzybów z końca lat 70. Może ktoś pamięta: czarna, sztywna okładka z kilkoma grzybami, w środku ryciny stu kilku gatunków. Do dziś pamiętam, pod którym numerem krył się jaki gatunek. I tak to się zaczęło. Z rodzicami, owszem, chodziłem jesienią na grzyby, ale poza zwyczajowymi czterema, może sześcioma gatunkami grzybów niczego więcej się nie nauczyłem. Dla mnie to było mało. Mam naturę zbieracza, moje hobby to głównie zbieranie: grzyby, skamieliny, minerały. Od dobrych dziesięciu lat udzielam się i uczę rozpoznawania grzybów na zaawansowanych grupach grzybolubów (mykofilów), początkowo było to bioforum w internecie”.

Obecnie ze znajomymi Grzegorz Wereszczyński współadministruje na Facebooku grupę dla miłośników grzybów „Fungi Forever”. Ich celem, jak mówi, jest szerzenie i pogłębianie wiedzy o grzybach, edukacja, współodkrywanie, dzielenie się znalezionymi rzadkimi gatunkami, doświadczeniami. Stawiają na naukowe podejście - psiakom i szatanom mówią „nie”. Współpracują z naukowcami: zbierają grzyby, robią im zdjęcia, niektóre owocniki (rzadkie, ciężkie w rozpoznaniu makro) przesyłają naukowcom do oznaczenia mikroskopowego. Nierzadko ich znaleziska opisywane są potem w pismach specjalistycznych.

- Grzyby gotuję, suszę, smażę, marynuję, robię lecznicze nalewki, przygotowuję mielony susz i traktuję go jako immunostymulant, poprawiam nim własną odporność na przeziębienia i uczulenia. Grzyby zdrowotne, rzadkie i będące pod ochroną, jak żagwica listkowata maitake, lakownica lśniąca (reishi), soplówka jeżowata, shiitake kupuję i hoduję na kostkach. Taka hodowla naprawdę nie jest trudna. I na pewno nie jest nudna - opowiada Wereszczyński.

Bardzo lubi smardze (grzyby wiosenne) w przepisach kuchni francuskiej, zimówki aksamitnotrzonowe (grzyby zimowe, które zbiera do lutego) w miso, czyli japońskiej zupie, dzikie boczniaki ostrygowate (grzyby późnojesienne) przyrządzone w formie flaczków.

Zbiera grzyby w okolicy, w której mieszka. Chociaż czasami robi sobie dalsze wyprawy. Najpiękniejszy i najbogatszy, jeśli chodzi o zbieranie grzybów, jest rejon Puszczy Białowieskiej - występuje tam ponad 2 tysiące opisanych gatunków grzybów wielkoowocnikowych. Bardzo bogaty i zróżnicowany jest również Kampinoski Park Narodowy i jego otulina, to trzeci najbogatszy w gatunki grzybów obszar w Polsce.

- Co panu daje to chodzenie po lesie? - dopytuję, jak każdego swojego rozmówcę.

- Mam naturę zbieracza, więc zbierając grzyby, odkrywając nowe gatunki, spełniam się. Staram się, o ile to możliwe, być pogromcą mitów, a jest wiele mitów o grzybach. Wiele przekłamań, a przekłamania, mity i zabobon to niewiedza, którą warto odczarowywać - tłumaczy.

I z pasją opowiada: „Najgroźniejszy grzyb to muchomor zielonawy, do niedawna zwany muchomorem sromotnikowym, który wcale nie jest podobny do czubajki kani. To niby podobieństwo, tak rozdmuchiwane przez media w okresie grzybowego szaleństwa, utrwala niewiedzę. Muchomor zielonawy ma zielonawy wierzch kapelusza (w różnych odcieniach w zależności od pogody i wieku owocnika), wyrasta z pochwy, nie ma żadnych cętek, kropek czy innych pozostałości pokrywy, ma przyjemny zapach, ma przyjemny smak i zabija w ciągu doby. Gdy osoba czuje skutki spożycia muchomora zielonawego, zazwyczaj jest już za późno. Jeden owocnik może otruć całą rodzinę i ten gatunek jest odpowiedzialny za prawie wszystkie zatrucia śmiertelne grzybami. Więc wyróżnikiem trujących grzybów wcale nie jest specjalny wygląd czy odrażający smak, zapach albo czernienie srebrnej łyżeczki czy cebuli. To bzdury, szkodliwy mit i zabobon, który wciąż żyje. Poczciwy muchomor czerwony tak wspaniale prezentujący się wśród brzóz może przynieść jedynie mniejsze lub większe halucynacje, nie śmierć. On nawet muchy nie zabije, owszem, gdy namoczymy muchomor w mleku, a tego mleka skosztują muchy, to przestaną się ruszać, ale mamy kilka godzin na ich sprzątnięcie i usunięcie z domu, bo potem wstaną i znowu zaczną latać. Gorzki w smaku goryczak żółciowy zwany jest szatanem, co stygmatyzuje go jako bardzo groźny grzyb, a on jest jedynie gorzki i co najwyżej może zepsuć smak potrawy, to wszystko. Prawdziwy borowik (obecnie krwistoborowik) szatański jest rzadkim grzybem objętym ochroną gatunkową i też nie jest to gatunek szczególnie trujący, jedynie ma wyraziście czerwone trzon i spód kapelusza. Grzybów naprawdę trujących jest zaledwie kilkanaście”.

Największe grzyby świata. Potrafią być cięższe od człowieka!...

Wspomniany już wyżej Janusz Piechociński napisał na Twitterze: „W polskich lasach występuje 1,4 tys. gatunków grzybów jadalnych, choć tylko 47 z nich jest dopuszczonych do obrotu produkcji przetworów grzybnych. Przeciętny Polak rozpoznaje 15 gatunków grzybów, a wytrawny grzybiarz około 40 gatunków”.

Wereszczyński zna około dwustu gatunków. - Zbieranie grzybów to na pewno fajny sposób na relaks. Żyjemy w rzeczywistości, w której panuje szum informacyjny, jesteśmy przebodźcowani. I to odpowiedź naszego organizmu na taki stan rzeczy. Zbieranie grzybów to czynność stosunkowo prosta, a jest elementem terapii dla naszego organizmu, często zalecanym przez psychologów - mówi Maria Rotkiel, psycholog. - To taka ucieczka od codzienności, forma odreagowania. Znacznie lepsza niż butelka wina wypita wieczorem, bo zdrowa, nierobiąca nikomu krzywdy - dodaje psycholog.

Kolejna rzecz to nasz instynkt - atawistyczny instynkt zbieracza.

- Ludzie zawsze zbierali jedzenie, to daje nam poczucie bezpieczeństwa. Kiedy zbieramy grzyby ze znajomymi, czasami licytujemy się, więc jest i element rywalizacji, ale on nie jest dominujący. Myślę, że zbieranie grzybów jest dzisiaj tak modne, bo jest formą wyciszenia, podczas którego na dodatek obcujemy z naturą. Sama uwielbiam chodzić na grzyby - przyznaje Maria Rotkiel.

A można je zbierać cały rok! „Dwa czynniki decydują o masowym pojawieniu się owocników grzybów. Pierwszym jest pora roku. Grzybnia, tak jak i inne organizmy w naszej strefie klimatycznej, ma w swoim rozwoju wyraźny cykl roczny. Dla większości gatunków grzybów porą owocnikowania jest druga połowa lata i jesień. Wzrost owocników niektórych grzybów jest w zasadzie nieograniczony, choć z czasem jest coraz wolniejszy. Jeśli pozostawić je w spokoju, osiągają gigantyczne rozmiary - nieraz kilkukrotnie przekraczające typowe. Kres życia owocnika grzybów kapeluszowych zwykle przychodzi szybko - w wysokiej temperaturze w ciągu kilku dni, zjadają je od środka larwy owadów, grzyby pasożytnicze, bakterie i inne organizmy” - możemy wyczytać na portalu www.grzyby.pl. W okresie letnim i jesiennym masowe pojawienie się owocników grzybów jest silnie uzależnione od splotu takich czynników jak: dostępna wilgoć w podłożu, bieżące opady i wilgotność powietrza, temperatura powietrza oraz naturalny rytm rozwoju grzybni danego gatunku.

Anna Wyszykowska nie wie o grzybach tyle, co Grzegorz Wereszczyński, ale od dziecka jeździła z rodzicami na grzybobrania. Przychodziło późne lato, jesień - w sobotę pakowali się w czwórkę do starego, wysłużonego malucha, oprócz rodziców jeszcze brat, i jechali do lasu.

- To był swego rodzaju rytuał. Jeździliśmy w Jurę Krakowsko-Częstochowską. Tata miał tam swoje ulubione miejsca, zawsze pełne grzybów. Wyruszaliśmy bladym świtem, wracaliśmy na obiad, który mama zawsze przygotowywała dzień wcześniej - opowiada Anna, dzisiaj bizneswoman.

Pamięta, że w lesie mieli trzymać się rodziców, chociaż zdarzało im się zgubić, na szczęście całą czwórką, tata zawsze jednak znajdował wtedy drogę powrotną. Nauczył ją, że trzeba szukać słupów z liniami wysokiego napięcia, bo one doprowadzą człowieka do drogi albo jakiejś miejscowości.

- To były wspaniałe wyprawy. Lubiliśmy je z bratem. Poznaliśmy grzyby, zresztą te zebrane przez nas zawsze przeglądali rodzice. Podczas tych wypraw sporo rozmawialiśmy ze sobą. Tata opowiadał nam o drzewach, przyrodzie, to były niesamowite lekcje biologii - wspomina. Pamięta radość z każdego znalezionego grzyba, te kapelusze wystające z mchu, śpiew ptaków. I powroty do domu. Byli zmęczeni, ale szczęśliwi. Mama obierała potem te grzyby godzinami. Część suszyła, ale robiła też słoiki. Nos wykręcało, bo po całym domu niósł się wtedy zapach octu, którego do dziś nienawidzi.

- Na studiach jakoś przeszła mi pasja zbierania grzybów, ale kiedy założyłam własną rodzinę, z przyjemnością do starych nawyków wróciłam. Na szczęście mąż też uwielbia wycieczki po lesie - śmieje się. Jeżdżą na grzyby od września, w każdy weekend, jeśli nie wyskoczy coś nieprzewidzianego. Uwielbiają to. Postanowiła połączyć rodzinne grzybobrania z piknikami. Zawsze bierze do samochodu jakieś smakołyki, koc, zawsze robią sobie w lesie dłuższą przerwę, żeby posiedzieć i pogadać.

- Niezwykle dużo dają mi te nasze grzybowe wyprawy. Bardzo ciężko z mężem pracujemy, dzieci oprócz szkoły mają sporo dodatkowych zajęć. A to jest czas, który spędzamy razem. Poza tym wyłączam wtedy głowę. Nie myślę o papierach, kontrahentach, o problemach, po prostu wypatruję prawdziwków, podgrzybków, maślaków - wylicza. No i jest wśród natury, ogródek przed domem to zdecydowanie nie to samo.

Zbieranie grzybów może jednak nie mieć nic wspólnego z przyjemnością, dla niektórych jest ciężką pracą i po prostu biznesem. Ostatnio głośno o Rumunach, którzy pojawili się w podkarpackich lasach. Zbierają grzyby w sposób zorganizowany i niemal przemysłowy. Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, leśnicy przekonują, że Rumuni zebrane w Polsce grzyby masowo wywożą na handel do Niemiec i Francji. Pojawili się na Podkarpaciu już trzy lata temu, ale w tym roku grup jest znacznie więcej i są bardziej liczne. Jak podaje gazeta, w polskich lasach można zbierać grzyby również do celów przemysłowych, ale na to potrzebna jest umowa z Lasami Państwowymi. Nie może się to też odbywać w miejscach niedozwolonych. Rumuni o żadne zgody się nie starali.

Polacy wolą jednak zbierać grzyby rekreacyjnie. Od wielu lat, co zauważa psycholog Maria Rotkiel, panuje swoista moda na rodzinne, ale nie tylko, grzybobrania. W czasach peerelu dużym powodzeniem cieszyły się zakładowe wycieczki organizowane w weekendy, nazywane z przekąsem pracowniczymi grzybobraniami. Dzisiaj grzybiarze skrzykują się przez internet. Na różnego rodzaju grzybiarskich forach obecnych jest po 50, 100 tys. osób. Ludzie umawiają się w konkretnych miejscach, spotykają się, rozmawiają o grzybach, wymieniają doświadczeniami, a potem ruszają w las. Nawet właściciele psów, którzy i tak chodzą ze swoimi czworonogami do lasu, organizują spacery połączone ze zbieraniem grzybów.

Grzegorz Wereszczyński ma zresztą dla tych ostatnich pewną sugestię, mówi tak: - Spróbujcie swoje psiaki nauczyć tropienia grzybów, możecie zacząć od prawdziwków ukrytych w trawie czy liściach, albo gąsek. Kto wie, może zaczną wam znajdować trufle? Bo trufle też rosną w Polsce. Dla was i psów to może być fantastyczna zabawa. I nie ma znaczenia, jakiej rasy jest pies, to może być zwyczajny kundelek. Moja wspaniała dziewczyna, Monika, zaczęła pod tym kątem uczyć naszego 3-letniego małego munsterlanderka Cyrusa. Idzie mu naprawdę dobrze. Powodzenia!

od 7 lat
Wideo

echodnia Policyjne testy - jak przebiegają

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl