Największa bitwa Legionów. Bitwa a sprawa polska

Paweł Stachnik
Legioniści w okopach pod Kostiuchnówką
Legioniści w okopach pod Kostiuchnówką Archiwum
4-6 lipca 1916. Trwa bitwa pod Kostiuchnówką na Wołyniu. Oddziały polskie bronią frontu przed przełamaniem przez Rosjan. To największe starcie, w jakim podczas I wojny uczestniczyły legiony.

We wrześniu 1915 r. I i III Brygady Legionów Polskich w pościgu za wycofującymi się oddziałami rosyjskimi przekroczyły Bug i weszły na Wołyń. Miesiąc później, pod koniec października, dołączyła do nich II Brygada, która transportami przez Stanisławów i Nadwórną przyjechała z Karpat, gdzie wcześniej walczyła.

W ten sposób, po raz pierwszy od początku wojny, wszystkie trzy brygady legionowe znalazły się razem, na jednym odcinku frontu. Całością dowodził generał c.k. armii Stanisław Puchalski.

Zanim jednak legioniści zajęli pozycje, musieli je sobie wywalczyć. We wrześniu 1. Pułk Piechoty uderzył na wieś Kostiuchnówkę i zajął ją, ale walki na swoim odcinku prowadził jeszcze przez miesiąc.

Z kolei w październiku ciężkie walki z Rosjanami stoczyły II i III Brygada. Na przełomie października i listopada żołnierze II Brygady w krwawych walkach zdobyli wzgórza wokół tej ukraińskiej wsi. Można powiedzieć, że była to pierwsza bitwa pod Kostiuchnówką. Druga odbędzie się za osiem miesięcy.

Spokój na Wołyniu

Po walkach zaczęła się wojna pozycyjna. Po obu stronach frontu wybudowano system polowych umocnień: okopów, ziemianek, schronów i rowów łącznikowych.

- Teren, o którym mówimy był bardzo podmokły, pokryty bagnami i rzeczkami, dlatego kopanie okopów było utrudnione. Najpierw budowano więc specjalny szalunek z drewna, a następnie wypełniano go ziemią, kamieniami i piaskiem i dopiero na tym stawiano zasadnicze umocnienia - wyjaśnia dr Tomasz Dudek, krakowski historyk, autor monografii bitwy zatytułowanej „Kostiuchniówka 1916”.

Na zapleczu powstały natomiast całe zbudowane z drewna legionowe osiedla: ziemianki, stajnie, magazyny, kasyna, kaplice. Poszczególne pułki zaś prześcigały się w uzyskaniu jak najpiękniejszego wyglądu swoich kwater.

Józef Piłsudski w okopach 1. Pułku Piechoty Legionów Polskich pod Kostiuchnówką.
Józef Piłsudski w okopach 1. Pułku Piechoty Legionów Polskich pod Kostiuchnówką. Archiwum

Stacjonująca na Wołyniu dywizja legionowa liczyła w sumie około 16 tys. żołnierzy, z czego w linii służyło 6,5-7 tys. ludzi. Reszta znajdowała się w formacjach tyłowych, jednostkach uzupełnienia, Departamencie Wojskowym Naczelnego Komitetu Narodowego, szpitalach legionowych itd.

Wojna miała charakter pozycyjny. - Służba w gruncie rzeczy nie była ciężka. Aż do początku lipca 1916 r. nie było poważniejszych walk. Utrzymywano więc i rozbudowywano pozycje, patrolowano przedpole, starano się zdobyć jeńca itd. - mówi dr Dudek.

Tak było do czerwca 1916 r., kiedy Rosjanie rozpoczęli nową ofensywę. Ofensywę, która miała zmienić sytuację na froncie wschodnim.

Przełamać front

Nowy dowódca rosyjskiego Frontu Południowo-Zachodniego gen. Aleksiej Brusiłow opracował plan wielkiego uderzenia na siły austro-węgierskie. Miało ono doprowadzić do przełamania frontu, odzyskania utraconych wcześniej terenów, a w efekcie do wyeliminowania Austro-Węgier z wojny.

Akcja pomyślana była z rozmachem. Brusiłow przewidywał uderzenie na odcinku o długości prawie 500 km, z wykorzystaniem 40 dywizji piechoty i 15 kawalerii. Stany w dywizjach piechoty pouzupełniano do 18-20 tys. żołnierzy, zgromadzono amunicję, przydzielono nowe działa. Nastrój wojska był - jak zapisał generał - „doskonały”. Rosyjski „walec parowy” jeszcze raz miał ruszyć naprzód.

- Ofensywa rozpoczęła się na początku czerwca bitwą w rejonie Łucka. Tam Rosjan udało się powstrzymać, ale tylko dlatego, że przybyły posiłki niemieckie z frontu zachodniego. Kolejną próbę przełamania Rosjanie podjęli w rejonie Gruziatyna, gdzie broniła się II Brygada Legionów. Tam również zostali odparci, choć Brygada poniosła duże straty - opowiada dr Dudek.

Ataki na odcinek zajmowany przez I Brygadę w rejonie Kostiuchnówki zaczęły się 6 czerwca. Na polskie pozycje nacierały masy rosyjskiej piechoty wspieranej silnym ogniem artylerii. Legioniści trzymali się twardo i odpierali natarcia, sami też często kontratakowali odzyskując utracony przejściowo teren.

Gorzej było z walczącymi na skrzydłach oddziałami austriackimi i węgierskimi (11. Dywizja Kawalerii i 128. Brygada Honwedów). Bardzo często nie wytrzymywały one nacisku i wycofywały się, umożliwiając Rosjanom oskrzydlenie pozycji legionowych. By tego uniknąć, Polacy kontratakowali również na odcinkach sąsiadów i odzyskiwali stracone pozycje.

Odpoczynek patrolu legionowego na Wołyniu, 1916 r.
Odpoczynek patrolu legionowego na Wołyniu, 1916 r. Archiwum

Obronić Redutę

To, z czym legioniści mieli do czynienia w czerwcu było jednak tylko przygrywką do poważniejszego uderzenia. Najcięższe chwile na odcinku I Brygady nadeszły 4 lipca. Rano zaczęła się nawała artyleryjska. Polscy żołnierze po raz pierwszy mieli okazję odczuć na własnej skórze to, co było koszmarem frontu zachodniego: wielogodzinne ciężkie bombardowanie artyleryjskie.

Pociski rozwalały okopy, ziemianki i schrony. Wybuchy rozrzucały fontanny ziemi i piasku, odłamki i potrzaskane drewniane belki. By uniknąć start, z pierwszej linii wycofano żołnierzy, pozostawiając w okopach tylko czujki, które miały ostrzec przed nadchodzącym atakiem.

Ten zaczął się koło godz. 10. - Rosjanie ruszyli na wysuniętą pozycję nad rzeką Garbach, której bronił I batalion 5. Pułku Piechoty. Moskale zastosowali charakterystyczną dla siebie taktykę masowego ataku: na polskie pozycje nacierały masy żołnierzy w kilku liniach, jedna za drugą - opisuje dr Dudek. Nie liczono się ze stratami ludzkimi.

Rosyjski atak udało się odeprzeć, ale było jasne, że na dłuższą metę obrona wysuniętej pozycji nad Garbachem nie ma szans. Wydano więc rozkaz wycofania się. Niestety, przez rzeczkę Garbach prowadziły tylko dwa wąskie mostki, co z góry ograniczało możliwość szybkiego i sprawnego wycofania się. I batalion 5. Pułku Piechoty poniósł duże straty, poległ m.in. jego dowódca kpt. Stanisław Sław-Zwierzyński. Przebić się udało tylko części żołnierzy.

Ograniczenie dróg wycofania się wyłącznie do dwóch niewielkich mostków było ewidentnym błędem taktycznym legionowego dowództwa. Srogo zemścił się on na żołnierzach I batalionu.

Piłsudski na swojej Reducie

Drugi silny rosyjski atak poszedł na Redutę Piłsudskiego. Była to wysunięta polska pozycja, oddalona o zaledwie o kilkadziesiąt metrów od również wysuniętej rosyjskiej placówki.

Największy nacisk Rosjanie wywierali tam na batalion kpt. Józefa Olszyny-Wilczyńskiego, późniejszego generała WP, zamordowanego we wrześniu 1939 r. przez bolszewików. Ogień rosyjskiej artylerii był tak silny, że obawiano się, czy ktokolwiek na Reducie przeżył.

By podtrzymać obrońców na duchu odwiedził ich sam Piłsudski, choć jego otoczenie oponowało i drżało o życie komendanta. Wieczorem zaś Piłsudski zdecydował, że trzeba się wycofać na drugą linię obrony.

W nocy z 4 na 5 lipca przeprowadzono kontratak w rejonie parku dworskiego, ale nie powiódł się on z powodu liczebnej przewagi Rosjan.

Następnego dnia bitwa stała się jeszcze bardziej zacięta. Nieprzyjaciel znów przeprowadził miażdżącą nawałę artyleryjską. Wielu żołnierzy zginęło, odnotowano przypadki szoku nerwowego. Uczestnicy bitwy (np. Roman Starzyński, Wacław Lipiński) wspominali po latach, że ostrzał był tak silny, że nie dawało się go wytrzymać.

Potem ruszyło zmasowane natarcie rosyjskiej piechoty. Nie sprostali mu honwedzi z węgierskiej 128. Brygady obsadzający pozycje na tzw. Polskiej Górze. Napierani przez Rosjan wycofali się. Ich okopy musieli odbić żołnierze z 3. Pułku Legionów.

Legionista na rysunku Leopolda Gottlieba
Legionista na rysunku Leopolda Gottlieba Archiwum

Upał, głód i zmęczenie

Warunki walki były bardzo ciężkie. Panował upał, brakowało wody i jedzenia, ze strony rosyjskich pozycji wychodziły nieustające ataki piechoty, które tylko z najwyższym trudem udawało się odpierać. Ludzie byli straszliwie zmęczeni. Piłsudski domagał się od komendanta Legionów gen. Stanisława Puchalskiego zluzowania lub przysłania posiłków.

Podczas jednego z rosyjskich ataków nieprzyjaciel przedarł się na tyły 3. i 6. Pułku Legionów na Polskiej Górze. Obrońcy zostali okrążeni i tylko za cenę dużych strat zdołali wydostać się z matni i przebić do swoich.

Trzeciego dnia bitwy, 6 lipca, Rosjanie ponawiali ataki, które były jeszcze bardziej zacięte. Oprócz piechoty na pozycje legionowe szarżowała kawaleria z 16. Dywizji. Jej natarcie zostało zmasakrowane przez ciężkie karabiny maszynowe. W międzyczasie jednak osłaniająca polskie prawe skrzydło grupa gen. Küttnera została rozbita i Moskale wyszyli na polskie tyły. Sytuacja stawała się coraz groźniejsza.

- Gen. Puchalski zdecydował, że oddziały legionowe muszą rozpocząć stopniowy odwrót. Osłaniać go mieli żołnierze 1. Pułku Piechoty ppłk Edwarda Rydza-Śmigłego, który dotychczas nie był zbyt mocno zaangażowany w walki, więc był w dobrym stanie. Legionowe oddziały wycofywały się w spokoju i porządku, gdy tymczasem Austriacy w panice uciekali na zachód, za Stochód, porzucając broń i oporządzenie - mówi dr Tomasz Dudek.

Podczas odwrotu batalion mjr. Tadeusza Wyrwy-Furgalskiego (nota bene absolwenta geologii na UJ) zabłądził i natknął się na rosyjski partol. Podczas wymiany ognia zginął Furgalski, a płk Leon Berbecki został ciężko ranny.

Czterokrotna przewaga

Jaki był bilans trzydniowej bitwy pod Kostiuchniówką?

- Po stronie polskiej było około 2 tys. zabitych, rannych i zaginionych, a więc bardzo dużo. Była to największa bitwa z udziałem Legionów podczas całej wojny. Dzięki wytrwałości i umiejętnej walce legioniści utrzymali pozycje jak długo się dało i nie dopuścili do przerwania frontu - wyjaśnia dr Tomasz Dudek.

Według jego szacunków podanych w książce na pozycje legionowe nacierało w sumie 29 tys. rosyjskich żołnierzy wspieranych przez 120 dział. Dawało to atakującym czterokrotną przewagę.

Krakowski historyk zwraca też uwagę na inny aspekt bitwy. Walczący tam dowódcy niemieccy dostrzegli, że Legiony to bardzo wartościowe wojsko, wartościowsze niż oddziały austriackie, i uznali, że dobrze byłoby mieć u swego boku więcej takich polskich jednostek.

Nasunęło to niemieckim wojskowym pomysł utworzenia polskiej armii, a konsekwencją tego było ogłoszenie tzw. Aktu 5 listopada, w którym państwa centralne zapowiedziały powstanie Królestwa Polskiego. Był to faktyczny powrót sprawy polskiej na arenę międzynarodową i początek drogi do odtworzenia państwa polskiego.

Dowódca rosyjskiego Frontu Południowo-Zachodniego gen. Aleksiej Brusiłow
Dowódca rosyjskiego Frontu Południowo-Zachodniego gen. Aleksiej Brusiłow Archiwum

Fiasko ofensywy

Przeprowadzona z rozmachem ofensywa Brusiłowa odepchnęła Austriaków i Niemców mocno na zachód. Rosjanie wzięli do niewoli około 370 tys. jeńców i zdobyli prawie 500 dział. Ich atak był wielkim zaskoczeniem dla austriackiego dowództwa, które było przekonane, że armia rosyjska po klęskach, jakich doznała w 1914 i 1915 r. nie jest już w stanie wykrzesać z siebie poważnych działań ofensywnych.

By zatrzymać rosyjski walec parowy Austriacy ściągnęli oddziały z frontu włoskiego, a Niemcy z zachodniego, spod Verdun. Natarcie Brusiłowa udało się zastopować dopiero w sierpniu 1916 r. pod Włodzimierzem Wołyńskim i na linii Karpat. Była to ostania wielka ofensywa armii rosyjskiej podczas I wojny.

Po odzyskaniu niepodległości Wołyń znalazł się w granicach Polski. W okresie międzywojennym miejsce bitwy uporządkowano, a ją samą upamiętniono.

- Powstały tam cmentarze, na Polskiej Górze usypano kopiec, ustawiono tablice informacyjne, przyjeżdżały wycieczki. Wszystko to zostało zniszczone podczas wojny przez miejscową ludność ukraińską, a po wojnie przez Sowietów.

Dopiero w latach 90. harcerze z Chorągwi Łódzkiej zajęli się odbudowywaniem cmentarzy. Wyremontowano też dawną polską szkołę w Kostiuchnówce, w której mieści się teraz Centrum Polonijne. Nocują w nim coraz liczniejsze wycieczki przyjeżdżające z Polski - mówi dr Dudek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Największa bitwa Legionów. Bitwa a sprawa polska - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl