Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najbogatszy poseł Małopolski o polityce. "W Sejmie nie ma osób przypadkowych"

Maria Mazurek
Andrzej Gut-Mostowy w swoim hotelu Sabała na zakopiańskich Krupówkach
Andrzej Gut-Mostowy w swoim hotelu Sabała na zakopiańskich Krupówkach Joanna Urbaniec
Pieniądze nie robią ze mnie dobrego polityka. To nie jest tak, że bogaci posłowie są lepsi, bardziej uczciwi i że tylko tacy powinni trafiać do Sejmu- mówi Andrzej Gut-Mostowy, polityk Platformy Obywatelskiej, najbogatszy poseł Małopolski i drugi najbogatszy poseł w kraju, przedsiębiorca, góral od pokoleń. Rozmawia Maria Mazurek.

Pan jest bogaty z domu?
W wymiarze materialnym? Bynajmniej. Można powiedzieć, że dorobiłem się na saksach. Od pierwszego roku studiów na Akademii Ekonomicznej w Krakowie w każde wakacje jeździłem do Szwecji zbierać truskawki. W tamtych czasach to było bardzo opłacalne. A ja wiedziałem, jak sprytnie te pieniądze potem wykorzystać. Inwestowałem na giełdzie, w kantor wymiany walut, wreszcie kupiłem i wyremontowałem podupadającą wówczas ruderę, hotel Sabała na Krupówkach. Potem jeszcze zainwestowałem w Karczmę przy Młynie i kompleks narciarski Witówski. Moi rodzice byli prostymi góralami: matka zajmowała się gazdówką, czyli góralską rolą. Ojciec był stolarzem. Od dziecka znałem smak pracy, pomagałem ojcu w warsztacie. Pieniądze zawdzięczam pracowitości. W tym sensie jestem bogaty z domu.

A szczęście?
Nie! W biznesie nigdy nie można liczyć na szczęście. Zawsze trzeba mieć kilka wyjść awaryjnych, wszystko dobrze sobie przekalkulować. Przedsiębiorcy, którzy liczą na szczęście, zawsze tracą.

Klan Gutów-Mostowych ma na Podhalu długą tradycję.

Pierwsze wzmianki o rodzinie Gutów na Podhalu pochodzą z 1630 roku. Mostowy to był przydomek nadany później, w XIX wieku. Mój pradziadek miał prawo do pobierania myta na moście w Poroninie, choć przy okazji musiał dbać o jego oświetlenie i remonty. Cała wieś zaczęła więc mówić na niego "mostowy" i tak zostało. Obok mostu miał z kolei pensjonat, przekazany później dziadkowi. Kto tam nie gościł! Tuwim, Matejko, Staff, nawet Lenin! A Jan Kasprowicz napisał wiersz o mojej babci, "Pani Pawłowa". Teraz organizujemy co roku huczne zjazdy rodzinne na Podhalu. Silne więzi rodzinne to zresztą specyfika całego Podhala, regionu, gdzie przez wieki praktycznie nie istniało zjawisko migracji.

Nie istniało, bo górale nie lubią obcych?

E tam, nie lubią obcych. Sam mam żonę z Krakowa. Po prostu jeszcze sto kilka lat temu na Podhale nie było łatwo się dostać. Praktycznie nie istniało zjawisko turystyki, pociąg przyjeżdżał raz na kilka dni, górale byli odcięci od świata. Może dlatego górale do dziś są trochę inni niż reszta Polaków.

Pan wchodził do Sejmu w 2005 r. już jako zamożny człowiek. Po co ta polityka?

Praca posła była konsekwencją pracy w samorządzie, bo wcześniej byłem radnym wojewódzkim i radnym miasta Zakopanego. Praca w samorządzie była natomiast naturalną konsekwencją pracy w samorządzie studenckim - bo byłem szefem akademika i radiowęzła studenckiego. Od zawsze było we mnie społeczne zacięcie, myślenie o czymś wykraczającym poza własne podwórko, chęć zmian.

Ale po co Panu był Sejm, postrzegany przez większość ludzi jako bagno?

Może po to, żeby coś po sobie zostawić. Coś więcej niż hotel, karczmę, pieniądze. Polityka może dawać satysfakcję.

I daje?
Daje. Choćby kwestia Małopolskiej Organizacji Turystycznej, która powstała z mojej inicjatywy w 2001 roku. Miałem mnóstwo pracy, żeby do pomysłu jej powstania przekonać małopolskich samorządowców. Ale wiedziałem, bo turystyką zajmuję się całe życie, że jest potrzebna w Małopolsce organizacja zrzeszająca przedsiębiorców, jak i władzę, która będzie promowała region jako całość. Bo 80 proc. turystów przyjeżdża tu samochodem. Wpadając do Zakopanego, chcą od razu zobaczyć Jezioro Czorsztyńskie czy Kraków. I odwrotnie. Właściciel pojedynczej stacji narciarskiej nie da rady samodzielnie promować swojej działalności, z kolei władze potrzebują współpracy z drobnymi przedsiębiorcami, którzy wiedzą z autopsji, co trzeba poprawić, gdzie jest problem.

Nie odnosi Pan wrażenia, że Zakopane ma problem z poczuciem wyższości? Z postawą "nie musimy się starać, bo i tak do nas przyjadą"?
Może niektórym góralom rzeczywiście wydaje się, że ich knajpę na Krupówkach ludzie odwiedzą tylko raz w życiu, więc nie muszą się starać. Ale to złudne. Turysta jest coraz bardziej świadomy, wczytuje się w recenzje, wsłuchuje w rekomendacje znajomych. Ja w każdym razie, jako właściciel restauracji czy hotelu, nie odważyłbym się wychodzić z założenia, że klient i tak się znajdzie. W MOT stworzyliśmy profesjonalne badania ruchu turystycznego. Teraz ta organizacja jest stawiana za wzór w całej Europie. Więc jeśli pani mnie pyta, po co mi polityka, to choćby po to.

Powstanie MOT-u to sprawa sprzed kilkunastu lat, kiedy nie był Pan jeszcze posłem.
Jako poseł pomogłem zdobyć 3,5 miliarda złotych na przebudowę zakopianki i przekonać rząd do pomysłu organizacji olimpiady Kraków-Zakopane.

To przede wszystkim sukces Jagny Marczułajtis-Walczak.

Jagna jest moją kuzynką i nie chwaląc się, to ja ją zaraziłem polityką. Razem z Jagną i senatorem Stanisławem Hodorowiczem stanowimy trio, którego zazdroszczą nam inne regiony Polski.

Pan nie przyjmuje uposażenia poselskiego, co jest zrozumiałe. Myśli Pan, że praca posła powinna być funkcją społeczną?
Nie. To praca, za którą powinno się płacić. Ja zrezygnowałem z uposażenia, bo jako zamożny człowiek miałem taką możliwość. Ale to nie znaczy, że bogaci posłowie są lepsi, bardziej uczciwi i że tylko tacy powinni trafiać do Parlamentu. Nie ma reguły.

To może posłom powinno się więcej płacić?

Zadaje mi pani niezręczne pytania. Gdybym powiedział, że uposażenie poselskie jest wystarczające, naraziłbym się na krytykę. Że łatwo mi mówić, bo mam te kilka milionów na koncie. Ale uważam, że to praca, w której powinno myśleć się przede wszystkim o interesie kraju, nie swoim.

Co PO dobrego zrobiło dla kraju?

Cały pakiet decyzji finansowych i gospodarczych, przez który przeszliśmy przez kryzys suchą stopą. Utrzymaliśmy mocny kurs złotówki. Polacy tego nie doceniają, ale za granicą ekonomiści stawiają nas za wzór.

A jeśli zapytam Pana o PO jako przedsiębiorcę? Oni zawiedli się na rządach Tuska. Obiecywał ułatwienia, niższe podatki. Ułatwień nie ma, jest za to awantura z OFE.
W sprawie OFE trzeba by wykluczyć zdanie ekonomistów, którzy są związani, np. przez zasiadanie w radach nadzorczych, z OFE. Poza tym, czy Tusk bierze te pieniądze dla siebie?

Nie, ale łata nimi dziurę budżetową. Można stwierdzić, że kupuje sobie za nie kolejną kadencję.

Przecież rząd wiedział, że to będzie niepopularna decyzja, nie mógł się więc kierować względami pijarowymi. Tak samo kiedyś atakowano Margaret Thatcher. Historia pokazała, że jej reformy ocaliły Anglię.

A gdzie te niższe podatki?

PO nie obiecywało, że obniży podatki, tylko że nie będzie ich podwyższało. Przypomnę, że to Jarosław Kaczyński teraz wpadł na pomysł wprowadzenia nowej, 39-procentowej, stawki podatku.

Ułatwienia dla przedsiębiorców?

Zgodzę się, że tu jest jeszcze wiele do zrobienia. Ale są dostępne wiarygodne badania, które wskazują, że o tym, czy biznes w danym kraju jest opłacalny czy nie, nie decyduje ilość formalności, a kurs waluty, koszty pracy, podatki, infrastruktura. Tak, formalności są - szczególnie dla tych otwierających działalność - uciążliwe. Ale nie demonizujmy.

Miałam na myśli też codzienne podkładania nogi przedsiębiorcom. Te drobne absurdy w stylu: przebudowa budynku, bo ściana stoi trzy centymetry nie w tę stronę.

Prawo budowlane jest w części nonsensowne, zgoda. Ale jego nowelizacja była gotowa już kilka lat temu. To ówczesny prezydent, Lech Kaczyński, oddał ją do Trybunału Konstytucyjnego. Ale nie poddaliśmy się i za kilka miesięcy wejdą w życie uproszczenia.

Może Pan z czystym sumieniem powiedzieć, że się Pan nie zawiódł na PO?
(Dłuższa chwila zastanowienia). Jestem konserwatywnym góralem z Podhala, logiczne więc, że pewne kwestie głoszone przez PO, szczególnie światopoglądowe, są mi obce. Ale jeśli funkcjonuje się w dużej partii, trzeba być zdolnym do kompromisów. Tak jest na całym świecie.

Nie ma Pan wrażenia, że część posłów w ogóle nie powinna znaleźć się w Sejmie?
W Sejmie nie ma osób przypadkowych, anonimowych - bo tam wszyscy albo wcześniej byli wójtami, albo dyrektorami szkół, albo - jak ja - przedsiębiorcami. I tak dalej. Ale ta nieprzypadkowość, wybieralność nie zawsze idzie w parze z umiejętnością patrzenia z punktu widzenia dobra państwa.

Potem parlamentarzyści, zamiast zająć się merytoryczną pracą, brylują w mediach jako bohaterzy wielu plotek.
To też kwestia przedstawiania polityki przez media. Ale dziennikarze mają do tego prawo, niech piszą, niech trzymają rękę na pulsie. Duża jest ich rola w demokracji.

O Panu kiedyś pisali w plotkarski sposób?
Napisali raz, że mam trzy kochanki. Żartuję. Jestem zbyt poukładany, by stać się bohaterem plotek. Czas z tym skończyć!

Kim jest

Andrzej Józef Gut-Mostowy (ur. w 1960 w Zakopanem) - polityk, samorządowiec, przedsiębiorca, poseł na Sejm V, VI i VII kadencji (PO). Absolwent Akademii Ekonomicznej w Krakowie.
Ma na koncie blisko 10 mln zł. W 1995 został właścicielem Hotelu "Sabała" w Zakopanem. Żona Bożena, dzieci: Łukasz, Barbara, Jerzy i Andrzej.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska