Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na poligonie z błogosławionym - księża z Kielc wspominają Jerzego Popiełuszkę

Dorota Kułaga
W samodzielnej jednostce wojskowej w Bartoszycach z błogosławionym księdzem Jerzym Popiełuszko, wtedy klerykiem, byli między innymi trzej kapłani pracujący obecnie w diecezji kieleckiej - od lewej Marian Janus, Władysław Sowa i Jan Tusień.
W samodzielnej jednostce wojskowej w Bartoszycach z błogosławionym księdzem Jerzym Popiełuszko, wtedy klerykiem, byli między innymi trzej kapłani pracujący obecnie w diecezji kieleckiej - od lewej Marian Janus, Władysław Sowa i Jan Tusień. Łukasz Zarzycki
Kilku kapłanów z diecezji kieleckiej było w wojsku z Jerzym Popiełuszko. Wspominają tego wyjątkowego księdza, już błogosławionego.

W 1966 roku powołana została samodzielna jednostka wojskowa w Bartoszycach.

- Pierwszy pobór do wojska nastąpił 25 października. Służba wojskowa trwała dwa lata, do 17 października 1968 roku - wspomina ksiądz Marian Janus, proboszcz parafii Świętego Stanisława Biskupa Męczennika na osiedlu Barwinek w Kielcach. Właśnie do tej jednostki przymusowo został też wcielony Jerzy Popiełuszko.

Udało nam się porozmawiać z trzema kapłanami, którzy dwa lata spędzili u boku obecnego błogosławionego. W tej samej - drugiej kompanii - był ksiądz Władysław Sowa, były rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach. A w innych kompaniach księża Marian Janus i Jan Tusień z Kielc. Opowiedzieli nam o tym, jakim klerykiem, a później kapłanem był Jerzy Popiełuszko, czym się wyróżniał, dlaczego tak bardzo był niszczony przez władze komunistyczne.

Ksiądz Władysław Sowa zapamiętał niezwykłą życzliwość i serdeczność obecnego błogosławionego. - Nie był atletycznej budowy, ale był bardzo silny duchem. Nie wiem, czy jego późniejsza działalność w kościele Świętego Stanisława na Żoliborzu nie była efektem tego, co przeżył w wojsku - mówi ksiądz Władysław.

Mobilizował ich do wspólnej, głośnej modlitwy

- Batalion składał się z trzech kompanii. W sumie było 300 kleryków i około 50 osób świeckich. Na 12 żołnierzy przypadało dwóch, którzy byli spoza seminarium. To byli członkowie partii albo kandydaci do partii. Ich zadanie polegało na tym, żeby przekazywać władzom wojskowym, a później komunistycznym wszystko, co mówimy, co robimy i co myślimy. Chodziło o to, żeby namawiać kleryków do rezygnacji z seminarium. Dawano różne propozycje dotyczące choćby dobrej pracy. Drugie zadanie było takie, żeby klerycy, którzy w przyszłości zostaną księżmi, „zrozumieli”, że władza ludowa jest dobrą władzą, żeby z nią nie walczyli, tylko współpracowali i pomagali w szerzeniu ideologii marksistowskiej w Polsce. Dopiero ostatnie zadanie było takie, żeby wyszkolić bojowo żołnierzy - dodaje ksiądz Marian Janus.

Dlaczego tak prześladowano Jerzego Popiełuszkę? -Często modliliśmy się indywidualnie. A Jerzy, wtedy jeszcze kleryk, mobilizował nas, żeby modlitwa była głośna, wspólna i żeby każdy nosił oznaki religijne, takie jak łańcuszki czy różaniec na palcu. On manifestował tę religijność bardzo odważnie. Był atakowany, bo wpływał pozytywnie na innych kleryków. A tą manifestacją zewnętrzną pokazywał klęskę partyjnych założeń. Wtedy nie chodziło o sprzeciw w kwestiach wojskowych, tylko moralnych, religijnych - podkreśla ksiądz Marian Janus, który zapamiętał Jerzego Popiełuszkę jako bardzo życzliwego, koleżeńskiego i odważnego kleryka. I niezwykle gorliwego w modlitwie, za co był prześladowany przez dowódców.

Był bardzo pobożny, głęboką wiarę wyniósł z domu

W drugiej kompanii, tej samej co ksiądz Jerzy Popiełuszko, w wojsku w Bartoszycach był wieloletni rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach Władysław Sowa.

- Byłem w drugim plutonie, a on w trzecim. Nasze izby żołnierskie oddzielała umywalnia. Spotykaliśmy się często na zbiórkach, na zajęciach, na świetlicy czy w kościele w sali parafialnej, kiedy wychodziliśmy na przepustki. U nas zawsze sprawa rozbijała się o głośne odmawianie różańca, bo nasi przełożeni nie chcieli, żebyśmy się głośno modlili. Jak to robiliśmy, to kapral wpadał na salę i kończyło się to alarmem czy inną karą. Chodziło o to, żebyśmy się nie afiszowali z modlitwami. A Jerzy rzeczywiście był bardzo zdecydowany w tych kwestiach. Był bardzo pobożny, tę głęboką wiarę wyniósł z rodzinnego domu - wspomina ksiądz Władysław Sowa.

Zmienił imię na Jerzy, ale dla nich w wojsku był Alkiem

Przyznaje, że znamienna była dla niego zmiana imienia. -Miał na imię Alfons, w wojsku mówiliśmy na niego Alek - ksiądz Władysław sięga pamięcią do tamtych lat. Są dwie wersje zmiany imienia. Ponieważ Alfons w języku polskim ma pejoratywne znaczenie, więc jedna jest taka, że rektor przed święceniami zasugerował mu zmianę imienia, żeby później nie był obiektem głupich komentarzy. A drudzy mówią, że był zaprzyjaźniony z jedną rodziną z Olsztyna, która zasugerowała zmianę imienia. Zmienił na Jerzy, zastanawialiśmy się, dlaczego. Czy nie było tak, że w świętym Jerzym widział swojego patrona, który walczy ze smokiem. W jego przekonaniu jednoznaczne było to, kto jest tym smokiem. On preferował walkę nie mieczem, ale słowem i czynami. Zgodnie ze swoim hasłem: „Zło dobrem zwyciężaj”. To jest nasza prywatna hipoteza, dlaczego zmienił to imię na Jerzy. Prawdopodobnie chodziło o tę symbolikę świętego.

Dziękuje Bogu za to, że mógł być świadkiem dwóch lat życia błogosławionego, a wszystko na to wskazuje, że już niedługo świętego. -Jak przechodzę koło jego pomnika przy katedrze, to mówię: Alek, bo tak się do niego zwracaliśmy, o nic cię nie proszę, tylko o to, żeby ten kręgosłup i nogi nie dawały mi się tak we znaki, abym mógł tak chodzić i biegać, jak biegaliśmy razem w Bartoszycach! - dodaje ksiądz Władysław, który w domowym archiwum ma zdjęcie podarowane przez księdza Jerzego z dedykacją i podpisem Alek. To dla niego bezcenna pamiątka.

Wszystkie prześladowania znosił cierpliwie, bez nienawiści

W trzeciej kompanii był natomiast ksiądz Jan Tusień, który obecnie jest proboszczem w parafii Świętego Wojciecha w Kielcach.

- Mieliśmy kontakt, spotykaliśmy się z Jerzym. Były krótkie rozmowy, bo szliśmy do różnych zajęć. Wspominam go jako wspaniałego kolegę, bardzo życzliwego, zawsze chętnego do pomocy. Był bardzo rozmodlony i trzeba dodać, że zapraszał nas - kolegów do modlitwy. Był odważny. Nie bał się konsekwencji swojego działania. To nas wzmacniało wewnętrznie - podkreśla ksiądz Jan. I dodaje, że błogosławiony ksiądz Jerzy bardzo lubił odmawiać różaniec. Tej modlitwie poświęcał dużo czasu. I to właśnie uformowało jego duchowość, jego wielkość.

O tym jak był prześladowany w wojsku, dużo nie mówił. Ale po wyjściu z jednostki podupadł na zdrowiu, był osłabiony. Trafił do szpitala. -Pewnie można byłoby napisać tom wspomnień, w wielu przypadkach przykrych. Ale Jerzy znosił to wszystko z wielką wytrwałością, bez nienawiści czy nawet nerwów - podkreśla ksiądz Jan Tusień.

Już jako kapłan raz pojechał go odwiedzić do Warszawy, do parafii Świętego Stanisława Kostki. - Wtedy była już na niego nagonka. Nie mogłem się do niego dostać, prawdopodobnie go nie było. Nie sądzę, żeby bał się wpuścić kolegę. Myślę, że był zamknięty, to były czasy prześladowań - mówi proboszcz parafii Świętego Wojciecha.

Wierzy, że już niedługo błogosławiony Jerzy Popiełuszko zostanie ogłoszony świętym. - W moim odczuciu święta była też jego mama Marianna. Dała piękny przykład tego, jak wybaczać tym, którzy torturowali i zamordowali jej syna - dodaje ksiądz Jan.

Teraz co roku spotykają się przy grobie błogosławionego

Co roku spotykają się przy grobie błogosławionego księdza Jerzego na Żoliborzu przy kościele Świętego Stanisława.

- Właśnie w ostatni poniedziałek, 19 października, byliśmy na takim spotkaniu. Akurat wypadło w rocznicę uprowadzenia księdza Jerzego. Organizuje je jeden z naszych kolegów z wojska, obecnie biskup rzeszowski Edward Białogłowski. Był też biskup Jan Kopiec z Gliwic. Ci, którzy mogą, przyjeżdżają. I tak patrzymy się na siebie, jak PESEL idzie do przodu. Już to nie są ci szybcy, przystojni młodzieńcy, którzy prawie 50 lat temu spotkali się w wojsku. Między innym z klerykiem Jerzym, dziś błogosławionym - mówi były rektor.

Za przykładem Jezusa oddał życie za ewangeliczne ideały

- Był solidarny z wyzyskiwanymi i pokrzywdzonymi, za przykładem Jezusa oddał swoje życie za ewangeliczne ideały - tak 19 października mówił o błogosławionym Jerzym Popiełuszce biskup ordynariusz diecezji kieleckiej Jan Piotrowski. Było to podczas mszy świętej w bazylice katedralnej w Kielcach.

W poniedziałek, 19 października, obchodzona była rocznica uprowadzenia księdza Jerzego, który był okrutnie torturowany, a potem został zamordowany. Pogrzeb odbył się 3 listopada 1984 roku i był wielką narodową manifestacją. 6 czerwca 2010 roku ten wyjątkowy kapłan został ogłoszony błogosławionym. Wszyscy głęboko wierzą, że w ciągu kilku najbliższych lat dołączy do grona świętych. Francuska komisja kościelna uznała ostatnio za cud uzdrowienie z białaczki szpikowej Francoisa Audelana.

Cudowne uzdrowienie Francuza - duży krok do kanonizacji

- Prawie sześćdziesięcioletni François Audelan z Créteil kilkanaście lat temu zachorował na białaczkę - wyjaśnia ojciec Szczepan Praśkiewicz, pochodzący z Kielecczyzny duchowny, który jest konsultorem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Watykanie.

- Nie pomogły stosowane chemioterapie ani przeszczep szpiku kostnego. W listopadzie 2011 roku nastąpiło gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia, w sierpniu 2012 roku chory znalazł w ostatnim stadium choroby. Lekarze oznajmili jego żonie i córkom, że nie ma dla niego ratunku, gdyż komórki rakotwórcze rozprzestrzeniły się w całym organizmie. Do łóżka chorego rodzina wezwała więc kapłana, księdza Bernarda Briena, z ostatnimi sakramentami. Opatrznościowo nieco wcześniej ksiądz ten był w Warszawie, gdzie nawiedził grób błogosławionego Jerzego Popiełuszki, zapoznał się z jego życiem i zauważył, że ma tę samą datę urodzin. Po powrocie zaczął propagować we Francji jego kult. Po udzieleniu choremu sakramentu chorych, a było to 14 września 2012 roku, wyjął obrazek księdza Jerzego, dotknął nim nieprzytomnego Audelana i modlił się o uzdrowienie. Gdy odszedł, chory otworzył oczy i zapytał żonę, co się stało. Poczuł się zdrowy! Zaskoczeni lekarze przeprowadzili szczegółowe badania i nie stwierdzili śladów białaczki. Chory wrócił do rodziny. Nie odczuwa żadnych dolegliwości - opowiada ojciec Szczepan.

Jest to przełomowa decyzja w sprawie kanonizacji. -Lekarze wykazali niewytłumaczalność uzdrowienia z punktu widzenia nauki, a teologowie związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy wezwaniem wstawiennictwa błogosławionego, a uzdrowieniem. I uznali, że właśnie jego wstawiennictwu należy przypisać cud, jaki jest wymagany od błogosławionego, aby mógł on być ogłoszony świętym. O ile orzeczenie lekarzy francuskich potwierdzi konsulta medyczna lekarzy światowej sławy przy rzymskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, papież Franciszek będzie mógł wpisać księdza Jerzego w poczet świętych - dodaje ojciec Szczepan.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie