Monika Palikot o teatrze, butach z charakterem, podróżach i domu

Dorota Krupińska
Monika Palikot, związana z Gardzienicami, po długiej przerwie wróciła na scenę, ale w Warszawie
Monika Palikot, związana z Gardzienicami, po długiej przerwie wróciła na scenę, ale w Warszawie Małgorzata Genca
- Lubię gdy ubrania zmieniają swoje funkcje, sukienka staje się płaszczem i odwrotnie. Jak w teatrze, to czym jest kostium czy rekwizyt zależy od aktora, czym on go uczyni, jaki mu nada sens - ujawnia Monika Palikot. Żona byłego lubelskiego posła wraca do teatru - jako kostiumolog.

Stworzyła pani kostiumy do spektaklu w reżyserii Michała Gielety „Projekt Laramie”. Zatęskniła pani za teatrem? To debiut w roli kostiumografki?

Ta tęsknota jest stale obecna, myśli o teatrze wracają do mnie, choć muszę przyznać, że całkowicie nie odeszłam z tego środowiska. Odwiedzają mnie ludzie związani z teatrem. Opowiadają o swoich projektach artystycznych i planach. Przysłuchuje się temu z uwagą. „Projekt Laramie” autorstwa Moisesa Kaufmana w tłumaczeniu i reżyserii Michała Gielety nie był moim debiutem. Po raz pierwszy kostiumy zaprojektowałam do sztuki „Małe zbrodnie małżeńskie” E.E. Schmitta w reżyserii Karola Wróblewskiego.

Okazała garderoba Moniki i Janusza Palikotów. Obydwoje traktują ubiór jak rodzaj sztuki
Okazała garderoba Moniki i Janusza Palikotów. Obydwoje traktują ubiór jak rodzaj sztuki Małgorzata Genca

Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy poznałam Agnieszkę Marszałek, która wcześniej prowadziła lifestylowy magazyn dla rodziców „Kikimora”, doskonały edytorsko, z dużą ilością artykułów oraz autorskich sesji zdjęciowych. Dyskutowałyśmy o stworzeniu wspólnego artystycznego projektu. Sporo wtedy podróżowałam z rodziną po świecie, oglądałam piękne przedmioty takie jak akcesoria modowe, ubrania, rzeczy których nie ma w Polsce. Pomyślałam, że nic nie stoi na przeszkodzie, by te małe dzieła sztuki prezentować i sprzedawać w kraju, że w Polsce też muszą być dostępne tak niezwykłe i wyszukane przedmioty. Otworzyłyśmy więc z Agnieszką w Warszawie, pierwszy w Polsce POP-ART-HOUSE Capricorn, z akcesoriami modowymi, ubraniami mojego autorstwa oraz z dziełami polskich artystów. Capricorn to swoista kombinacja concept stor’u, pop up stor’u oraz domu produkcyjnego, który z czasem stał się również niezwykłym miejscem skupiającym ciekawych ludzi kultury i sztuki. To tam właśnie spotkałam aktora i reżysera Karola Wróblewskiego, prywatnie partnera Agnieszki, mojej przyjaciółki i wspólniczki w biznesie. Myślałam, że kostiumy do tego spektaklu to będzie epizod. Okazało się, że nie, od tego właśnie rozpoczęła się moja nowa przygoda z teatrem. „Projekt Laramie” to trzeci spektakl, po „Małych zbrodniach małżeńskich” i „Jaskółeczce” Tadeusza Słobodzianka w reż. K. Wróblewskiego, przy którym pracowałam. „Projekt Larami” nie istniałby bez zaangażowania i energii prezeski Fundacji Edukacji Teatralnej i Artystycznej FETA Beaty Kawki. Premiera spektaklu odbyła siętydzień temu, we wrześniu w Teatrze Dramatycznym/Scena na Woli w Warszawie.

Czy tematyka Laramie jest ważna dla pani? O tym spektaklu było głośno w Stanach.

Bardzo ważna. To teatr zaangażowany. Reżyser podejmuje aktualny temat społeczny, wkłada kij w mrowisko. Spektakl po raz pierwszy wystawiony był w USA w 2000 roku. Wydźwięk sztuki doprowadził do zmiany amerykańskiego prawa. Sztuka opowiada o zabójstwie studenta homoseksualisty, którego śmiertelnie pobili rówieśnicy. Wszyscy zadajemy sobie to pytanie: Jak to możliwe? Czy to strach przed innością potrafi popchnąć do zabójstwa? Akcja dzieje się w małym miasteczku Laramie. Porusza ważną kwestię inności, tak naprawdę mówi o uprzedzeniach wobec osób o innym kolorze skóry, odmiennych przekonaniach politycznych czy religijnych. Po naszej premierze pojawiły się głosy czy w Polsce tego typu spektakle mają sens, czy teatr może coś zmienić. Wierzę, że tak.

Skąd czerpie pani inspiracje przy tworzeniu kostiumów?

Może banalnie to zabrzmi, ale wszystko jest dla mnie inspiracją. Otaczający mnie świat, a najbardziej podróże, gdy opuszczam swoje miejsce życia wyobraźnia zaczyna działać. Bardzo często bywam w muzeach czy galeriach. Przyjaźnię się z artystami, wsłuchuję się w ich pomysły. Lubię także obserwować ludzi na ulicach, to jak są ubrani. Ulice Paryża w tygodniach mody są tak kolorowe i artystyczne, że wystarczy zająć stolik w kawiarni, usiąść na zewnątrz. Nie trzeba wchodzić na pokaz. To, co widać na ulicy jest żywe i świeże i bardzo odważne. Naturalnie śledzę trendy w modzie. Zachwycam się japońskimi projektantami. Uwielbiam ich estetykę. Ale pierwszą moją miłością są stroje ludowe. Ta swoboda i odwaga w zestawieniu kolorów nie pojawia się nigdzie indziej w świecie sztuki. Wracając do „Projektu Laramie” to reżyser Michał Gieleta bardzo precyzyjnie określił czego ode mnie oczekuje. Historia rozgrywa się w stanie Wyoming, który m.in. kojarzy się z estetyką kowbojską - moje zadanie było inne. Grupa aktorów to członkowie Tectonic Theater Project z Nowego Jorku, to oni wyruszają w podróż do Larami. Tam spotykają ludzi różnych zawodów rozmawiają z tymi, którzy znali Matthew Sheparda- zamordowanego chłopaka. Próbują zrozumieć, co się stało. Warto dodać, że w sztuce wszystkie kwestie to cytaty z wywiadów z mieszkańcami miasteczka. Ta trupa teatralna na scenie to nowojorczycy, którzy próbują nam opowiedzieć coś ważnego. Kostiumy musiały wzbudzać zaufanie widza, a jednocześnie przekonać, że to obywatele świata . Każdy z aktorów gra kilka ról dlatego musiały być uniwersalne i tylko lekko podkreślać zadanie aktorskie. W sztuce Gielety aktorzy nie przebierają się gdy odgrywają role różnych postaci. Jeden strój, ale w inny sposób założony i z odpowiednim dodatkiem ma podkreślać ich osobowość oraz zmianę, staje się ważnym środkiem przekazu. Chłopak, który gra homoseksualistę występuje bez marynarki, a gdy zamienia się w sierżanta zakłada ją i zapina się tak, by strój przypominał mundur. Praca przy kostiumach w spektaklu, który nie ma scenografii to duża odpowiedzialność. Mam nadzieję, że się udało.

Z okien swojego domu Monika widzi Stare Miasto
Z okien swojego domu Monika widzi Stare Miasto
Małgorzata Genca

Pani sama jest ubrana bardzo oryginalnie. Czy projektuje pani stroje na co dzień dla siebie, męża?

Projektuje głównie dla siebie, mniej dla dzieci i męża. Niektórzy mówią, że cała jestem japońska, bo moje ubrania są wariacjami kimona. Oczywiście są bardzo współczesne, ale z akcentami etnicznymi. Lubię nosić męskie, meksykańskie spodnie, bogato haftowane i do tego męską koszulę, to taki mój mundurek. Uwielbiam takie stroje, w których mogę wyjść zarówno na ulicę jak i do teatru. Moje płaszcze szlafrokowe z paskiem w talii mogą być strojem do opery, ale można też świetnie w nich wyglądać otwierając drzwi listonoszowi. Bardzo ważnym elementem są buty. Rzadko noszę sportowe, lubię pantofle na małym obcasie i buty z charakterem, z pieprzykiem. Moje ulubione, które wzbudzają kontrowersje, to te przypominające diabelskie kopytka, czarne z przedzielonymi palcami.

Prasa rozpisywała się, że ubiera się pani w Mediolanie i Londynie.

To plotka. Oczywiście mam swoje ulubione marki. W czasie podróży zaglądam do butików i szukam wyjątkowych, nietuzinkowych rzeczy. Ale tak naprawdę noszę ubrania swoich projektów. Zaufałam sobie. Traktuję ubiór jak rodzaj sztuki. Zresztą takie jest hasło mojej galerii - sklepu „Fashion is art, nothing is impossible”, moda jest sztuką. To dla „Capricornu” punkt wyjścia. Lubię gdy ubrania zmieniają swoje funkcje - sukienka staje się płaszczem i odwrotnie. To jak w teatrze, to czym jest kostium czy rekwizyt zależy od aktora, czym go uczyni, jaki mu nada sens. Gdy myślę o tym, jak zaczęła się moja pasja to dochodzę do wniosku, że jestem od dziecka związana z szyciem. Spędzałam wakacje w pracowni krawieckiej dziadka. Mieściła się w starym poniemieckim domu na Dolnym Śląsku. Dziadek miał kilka maszyn do szycia, na stołach leżały bele materiału, a pod ścianą stała magiczna szafa jak ta z książki „Opowieści z Narni”. Wisiały w niej rzędy strojów, gdy zaglądałam do niej i rozsuwałam wieszaki wydawało mi się, że za nią jest inny, nieskończony świat.

Dom w którym mieszkacie jest niezwykły. Wnętrza przypominają dekoracje teatralne. Kto je projektował?

To stary dom. Niektóre jego części, mury pochodzą z XIII wieku kiedy należał do wikariuszy, którzy mieszkali przy kościele św. Michała i opiekowali się nim. Dach pochodzi z kościoła ojców dominikanów. W czasie remontu zakonnicy wymieniali go na nowy, więc mąż zaproponował, że odkupi od nich starą, piękną dachówkę, którą pokryty był ich budynek. Wnętrza urządzał Janusz. Ma gust i zacięcie do takich prac. Meble pochodzą z Anglii, Włoch, często są to kopie dawnych mebli. Bibeloty i dodatki kupujemy razem. Cenimy ładne, estetyczne i artystyczne przedmioty, lubimy się nimi otaczać. Przywozimy je często z naszych licznych podróży. Dźwigamy w pudełku przez pół świata cztery szklanki, tylko dlatego, że wypatrzyliśmy je w jakimś sklepie z antykami i bardzo nam się spodobały. Dostajemy też od naszych przyjaciół i gości prezenty, współczesne obrazy, plakaty. Wieszamy je na ścianie, na dowód, że to żywe, nasze miejsce.

Co słychać u Janusza Palikota? Odszedł z polityki, ale udziela się na blogu. Pisze w nim sporo o sztuce, o teatrze.

Pisanie przynosi mu satysfakcję, daje równowagę, odpoczynek. Napisał książkę o Leśmianie, „Nic-Nic. Ontologia na marginesach Leśmiana”. Została bardzo dobrze przyjęta. To dzieło jest jego dumą. Pracuje też nad nową książką o Czechowiczu. Poza tym realizuje się w biznesie. Kupił pod Tenczynkiem niedaleko Krakowa stary browar i próbuje go postawić na nogi.

Nie wraca do polityki?

Nie. Ja też go nie namawiam. Myślę, że przynajmniej na razie jest to rozdział zamknięty. Odpoczywa od niej. Oczywiście śledzi, co się dzieje, ale jest wyważonym obserwatorem.

Skoro nie jest zaangażowany w politykę, ma zapewne więcej czasu dla rodziny. Jak go spędzacie?

Podróżujemy. Korzystamy z każdej okazji by wyjechać. Śmieję się, że nie możemy usiedzieć w miejscu. Czasami nauczyciele naszych dzieci grożą nam palcem gdy zwalniamy ich z piątkowych lekcji. My po prostu pożądamy zmian i nowych bodźców. W czasie podróży jesteśmy bardzo aktywni. Odwiedzamy galerie, teatry to nasz wspólna pasja. Razem kochamy teatr. Oglądamy dużo. Ruszamy w Polskę za sztuką. Ostatnio byliśmy w Opolu na premierze „Mistrza i Małgorzaty” Janusza Opryńskiego. Często bywamy w domu na ukochanej Suwalszczyźnie. Uwielbiamy polską przyrodę i jeziora. Jeździmy także na Dolny Śląsk, gdzie dzieci odwiedzają dziadków. Wracamy do Włoch. Nie będę oryginalna gdy powiem, że Wenecja jest naszym ulubionym miejscem, to miasto ze snów. A gdy nie podróżujemy, to żyjemy szkolnym rytmem naszych dzieci.

Pomagacie im w lekcjach?

Tak. Staram się aktywnie uczestniczyć w ich szkolnych obowiązkach. Poświęcam im popołudnia. Sprawdzam prace domowe, uczę się z nimi. Janusz też pomaga, szczególnie w matematyce. Mąż miał zdawać na matematykę, ale miał wilczy bilet za zaangażowanie w działania opozycji i żadna uczelnia nie chciała go przyjąć. Tylko KUL był schronieniem dla takich jak on- nie było tam wydziału matematyki, wybrał filozofię. Czasem, gdy widzę, że dzieci ledwo żyją z nadmiaru obowiązków to rzucamy wszystko i idziemy do kina.

Nie tęsknicie za Warszawą?

Mąż jest lokalnym patriotą. Ceni filozofię małej ojczyzny. Kocha Lublin i dobrze się tu czuje. Pracował i wiele zrobił dla tego miasta. Moje życie zawodowe natomiast jest w Warszawie. Lubię duże miasta, ich rytm, puls, anonimowość i klimat. W Lublinie z kolei mam, rodzinę, dom, szkołę dzieci i tu odpoczywam. Lublin bardzo się zmienił, ma świetną ofertę kulturalną, nowe lub odnowione instytucje. Dużo się dzieje. Nasi goście są zachwyceni miastem.

Projektowanie kostiumów dla teatru to początek nowej artystycznej drogi?

Nie wiem, nie traktuję tego jako jedynej obranej drogi. Moim głównym zawodowym miejscem jest Capricorn. Myślę jednak, że jeśli znajdą się projekty, którym sprostam, rzucę się w wir pracy.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Monika Palikot o teatrze, butach z charakterem, podróżach i domu - Plus Kurier Lubelski

Wróć na i.pl Portal i.pl