Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mo Farah i Usain Bolt - bolesne pożegnania

Jakub Guder, Londyn
fot. Andrzej Banaś
Po porażce Usaina Bolta w finale na 100 m podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata w Londynie, na Stadionie Olimpijskim miało nie wydarzyć się już nic ciekawszego. Sport jednak jest bardzo kreatywny w pisaniu nowych scenariuszy.

Sobotni wieczór w Londynie miał być pożegnaniem z bieżnią dwóch mistrzów - wspomnianego już Bolta, który z jamajską sztafetą 4x100 chciał sięgnąć po złoto, oraz Mohameda Faraha, ulubieńca Brytyjczyków. Sympatyczny „Mo” był głównym faworytem do tytułu mistrzowskiego na 5000 m. Nic zatem dziwnego, że bilety wyprzedane zostały do cna, a w drodze z metra na stadion można było spotkać spekulantów handlujących biletami. W tłumie kręcili się też mężczyźni sprzedający pamiątkowe szaliki w barwach Jamajki, z podobizną Bolta oraz napisami: „Legenda” i „Najszybszy na świecie”. Rozchodziły się błyskawicznie, po 10 funtów sztuka.

Mo Farah to dobro narodowe Brytyjczyków, choć nie zawsze była to łatwa miłość. W 2015 roku wokół Mo zrobiło się głośno, gdy ujawniono nieczyste praktyki kubańskiego trenera z amerykańskim obywatelstwem Albera Salazara, z którym współpracował Farah. Dopingu mu nigdy nie udowodniono, ale innym podopiecznym Salazara już tak.

Tak czy inaczej - Brytyjczycy kochają „Mo”. Było to słychać na finiszu sobotniego biegu na 5000 m. Takiej wrzawy miał tutaj nawet Usain Bolt. Niestety - w tym ostatnim biegu na stadionie (Brytyjczyk ma się teraz przestawić na zawody uliczne) przegrał. Pokonał go Etiopczyk Muktar Edris. Za metą Mohamed Farah długo krył twarz w dłoniach, w oczach pojawiły się łzy. Nie mógł pogodzić się z porażką, choć brawa dostał takie, jakby wygrał. Znów podkreślił, że rywali biegli razem przeciwko niemu, że „poświęcili jednego z nich”. Podobnie mówił, gdy wygrał na 10 000 m. Zresztą tamto złoto do soboty było jedynym krążkiem gospodarzy na tych mistrzostwach. - To było niesamowite. To była długa podróż, ale niewiarygodna - podsumował swoją karierę wyraźnie wzruszony. Farah karierę zakończył z sześcioma złotymi medalami mistrzostw świata i czterema tytułami mistrza olimpijskiego.

W sobotę z bieżnią rozstał się także Usain Bolt. Od początku było wiadomo, że wszystkie kamery będą skierowane na niego, ale nikt się nie spodziewał , że z powodu kontuzji. Jamajczyk w finale sztafety 4x100 m biegł na ostatniej zmianie. Pałeczkę dostał na trzeciej-czwartek pozycji, przed sobą miał Amerykanina Christana Colemana, lecz po kilku krokach zaczął utykać i z grymasem bólu na twarzy upadł na bieżnię. Od razu pojawiła się przy nim pomoc medyczna, lecz po kilku chwilach z pomocą kolegów wstał i sam opuścił stadion. Około północy lekarz reprezentacji Jamajki Kevin Jones poinformował w specjalnym komunikacie, że Bolta... złapał silny skurcz. - Ostatnie trzy tygodnie były dla niego bardzo ciężkie - napisał dr Jones.

Jamajczycy o spowodowanie kontuzji oskarżają organizatorów i międzynarodową federację (IAAF). Twierdzą, że ponad 40 min. musieli czekać w call roomie (pomieszczenie, z którego zawodnicy wychodzą na stadion), a przez to trudno im było utrzymać ciepło mięśni po rozgrzewce. Jak podaje The Guardian - sfrustrowany sytuacją był treningowy partner Bolta Yohan Blake, a Omar McLeod stwierdził, że to było „niedorzeczne”. Faktycznie - start sztafet się trochę opóźnił, bo w tym czasie… celebrowano pożegnanie Mo Faraha. Na telebimach Stadionu Olimpijskiego wyświetlono m.in. krótki film z najważniejszymi fragmentami kariery Brytyjczyka.

Sztafetę 4x100 niespodziewanie wygrali Brytyjczycy (37.47), przed Amerykanami (37.52) i Japończykami (38.04). Wśród pań najlepszy okazał się skład USA (41.82).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska