Młodzi odchodzą z Kościoła, czyli gdzie ten Polak - katolik? Wyjaśnia socjolog

Roman Laudański
Roman Laudański
Młodzi to grupa najszybciej odchodząca z Kościoła. Potwierdzają to międzynarodowe badania.
Młodzi to grupa najszybciej odchodząca z Kościoła. Potwierdzają to międzynarodowe badania. Anna Kaczmarz
Rozmowa z dr. Grzegorzem Kaczmarkiem, socjologiem.

– Przeszkodziłem panu w pracy nad ogólnopolskim badaniem młodzieży. Komu młodzi ufają i uważają za autorytet, a komu nie?
– Badania objęły specyficzną kategorię uczniów ostatnich klas szkól ponadpodstawowych stojących przed ważnymi wyborami życiowymi: dalszej edukacji, pracy, a nawet miejsca życia i decyzji rodzinnych. Młodzież tę charakteryzuje silny krytycyzm i brak zaufania wobec „kapłanów”, polityków, działaczy społecznych, instytucji, urzędów, ale też mediów… To moim zdaniem w znacznej mierze skutek właśnie medialnego przekazu dotyczącego tych osób i instytucji, koncentrującego się na ciemnej i sensacyjnej ich stronie i dowód jak łatwo młode umysły ulegają indoktrynacji informacyjnej, propagandowej. Zgoda, to także pokłosie różnych afer kościelnych, politycznych, samorządowych, degrengolady autorytetów i wzorów kariery. Młodzież chłonie wszystko jak gąbka i albo potępia w czambuł, albo gloryfikuje. Nie mają jeszcze własnego doświadczenia i zdania, dlatego bardzo łatwo ulegają cudzym (medialnym) opiniom i sugestiom. Zresztą, wiedzą o tym wszyscy specjaliści od marketingu i reklamy.

– A może mają lepszą intuicję niż tacy „dziadersi” jak my? Przepraszam, ale zbiorowe rezygnowanie z udziału w lekcjach religii zaczęło się jeszcze przed filmami braci Sekielskich.
– Jak w przypadku każdego zjawiska społecznego składa się na to cały szereg przyczyn. Jedną z nich było samo wprowadzenie nauki religii do szkół i presja wywierana na młodzież i rodziców w tej kwestii, przy często niskim poziomie katechezy i katechetów oraz doktrynalnym i indoktrynacyjnym podejściu.

Kiedy pytam znajome dzieci, której lekcji najbardziej nie lubią, to najczęściej słyszę, że religii! Przyzna pan, że to zdumiewające i alarmujące w kontekście ponad 30 lat funkcjonowania systemu nauczania religii w polskich szkołach.

– W czasach naszej młodości najczęściej wskazywano na matematykę czy fizykę.
– Jak ponad 90 procent Polaków jestem wychowany w tradycji katolickiej, i dostrzegam u siebie wewnętrzny opór przed krytyką, a nawet oceną Kościoła. To jest tak, jak ocena i potępianie rodziców, którzy zmarnowali nam dzieciństwo. Wypieramy ze świadomości złe rzeczy, czasem piekło, które nam zgotowali, i mimo wszystko czujemy się w obowiązku ich kochać. Uważam, że podobnie jest z naszym stosunkiem do religii, kapłanów i Kościoła. Te instytucje już dawno utraciły społeczne zaufanie, ale my wciąż boimy się sami do tego przyznać. Co gorzej: zupełnie nie widzi tego sam Kościół i wielu jego kapłanów.

– Młodzi to grupa najszybciej odchodząca z Kościoła. Potwierdzają to międzynarodowe badania. Przyjrzyjmy się starszym. W 2016 roku 65 proc. Polaków oceniało Kościół pozytywnie, teraz tylko 42 proc. –wynika z raportu „Kościół w Polsce” ogłoszonego niedawno przez Katolicką Agencję Informacyjną. Stwierdzenie: Polak – katolik, jest jeszcze aktualne?
– Jak mówiłem: jesteśmy wychowywani w duchu tradycji katolickiej, z istoty zachowawczej, więc to zmienia się bardzo powoli. Moim zdaniem maleje utożsamianie się Polaków z instytucją Kościoła katolickiego, a nie dewaluacja samej wiary w Boga.

– Przyznajemy się do wiary, a nie do Kościoła instytucjonalnego?
– Te dwa porządki zaczynają się na naszych oczach rozchodzić. Obserwujemy to od lat we wszystkich zsekularyzowanych społecznościach. Ten proces rozpoczął się w krajach najbardziej zaawansowanych materialnie i wyzwolonych kulturowo. Ich społeczeństwa uniezależniają się od wpływu duchowych i politycznych „kapłanów”, zwłaszcza hierarchów. W naszych realiach, procesy te poszły w jeszcze inną stronę… Na te przemiany kulturowo – cywilizacyjne nakłada się to, co od lat dzieje się wewnątrz Kościoła i wokół Kościoła jako instytucji ale niestety coraz częściej też jako wspólnoty.

– Co innego głoszą, a co innego robią. Od ludzi wymagają, a od siebie niekoniecznie.
Ludzie widzą rozbieżność przekazu doktrynalnego Kościoła, który wciąż oczekuje od wiernych dyscypliny, określonych etycznych zachowań -zarówno w życiu prywatnym jak i publicznym, i grozi sądem i potępieniem, a równocześnie kapłani, a zwłaszcza hierarchowie, nie dają świadectwa takich postaw. Coraz częściej widzimy coś zupełnie przeciwnego, bo media, skoncentrowane na sensacji i przekazie negatywnym, skutecznie to eksponują. Stąd spotęgowany efekt psychologiczny – dramatyczny spadek autorytetu Kościoła jako instytucji wiary, zaufania publicznego, ale również strażnika osobistej i zbiorowej etyki oraz moralności.

Dr. Grzegorz Kaczmarek, socjolog.
Dr. Grzegorz Kaczmarek, socjolog. archiwum

– Zirytował mnie pan. Media skoncentrowane na sensacji?! Bardzo przepraszam, gdyby nie media, to ci księża pedofile dalej gwałciliby dzieci, a biskupi przerzucaliby ich pomiędzy parafiami! Duchowni wszystkich szczebli potrafią tylko składać piękne deklaracje ofiarom pedofilii, chwalić się procedurami i zapewniać o modlitwie!
– Już się przyznałem, że znajduję w sobie wewnętrzny opór - swoistego cenzora, a nawet bolesne emocje, by szczerze wypowiadać się na temat mojego Kościoła, w tym zachowań i wypowiedzi jego kapłanów i hierarchów. Myślę, że z podobnych powodów tzw. opinia publiczna w Polsce jest łaskawa, a polski lud boży nadal jest wiernopoddańczy.

Kościół ma wyjątkową niezdolność do samokrytyki i autorefleksji, choćby próby rzetelnego, uczciwego i przejrzystego wyjaśniania tych ciemnych i grzesznych stron własnej natury.

Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że kiedy mówimy o olbrzymiej instytucji, a taką jest Kościół, państwo czy duża partia, to efektem jednostkowej nikczemności, czy jednej głupiej wypowiedzi jej notabla czy hierarchy są szkody na ogromną skalę! Wręcz proporcjonalne do wielkości i społecznego znaczenia instytucji - szczególnego zaufania społecznego.

– A kiedy Jarosław Kaczyński wzywa do obrony kościołów, kiedy stawia znak równości między Kościołem a Polską, nie świadczy to o sojuszu tronu i ołtarza? To nie jest dowód na stwierdzenie: Polak - katolik – jedynie wyborca PiS?
– Polscy politycy i duchowni nawet nie próbują ukryć tej komitywy, a tym samym manipulacji, socjotechniki i chyba cynicznej gry społecznymi sumieniami i lojalnością wobec narodowych wartości i świętości, tu ochrony Kościoła. Uświadamiam sobie, że spowodowane tym rozdarcie w szczególny sposób dotyczy mojego pokolenia –przełomu systemowego i religijnego. My: niepokorni obywatele, ale księża i hierarchowie, byliśmy w tym samym Kościele – społecznie czułym i odpowiedzialnie zaangażowanym w świat, w którym wspólnie funkcjonowaliśmy. Ale właśnie przemiany świata spowodowały, że nasze drogi się rozeszły i dzisiaj jesteśmy w coraz bardziej różnych (nie) wyobrażonych światach, wrogich obozach… Zasmucające i zastanawiające jest to, że Kościół stanął po stronie „prawicowej” władzy, z czego władza skwapliwie skorzystała.

– Przestaliśmy potrzebować religii?
– Nie! Wprost przeciwnie! To dodatkowe obciążenie i oskarżenie wobec Kościoła. Nie tylko nie maleje potrzeba duchowości, porządku moralnego, etycznego, społecznego i systemowego ich wsparcia, ale ta potrzeba jest w nas coraz silniejsza. Rozchwiany, niestabilny świat potrzebuje dziś równowagi. Moim zdaniem nie mówimy tu o zagubieniu, nieumiejętności odnalezienia się ludzi Kościoła w nowym porządku świata, ale o dramatycznym zaniechaniu. Kościół z całą premedytacją nie próbuje być wparciem dla ludzi potrzebujących, poszukujących, a nawet błądzących, ale łaknących Wiary i Prawdy, dóbr i wartości niematerialnych, ba duchowych. Trwa w postawie zdumiewającej obojętności, a nawet – wiem, że to mocne!: zaparcia się Ewangelii, niedostrzegania tego głodu i zmian w jego artykulacji i dlatego potrójnie traci.

– Jeśli chodzi o wypowiedzi hierarchów, to przoduje w nich m.in. arcybiskup Jędraszewski; ostatnio podał dane dotyczące występowania z Kościoła. Wcześniej w archidiecezji krakowskiej aktu apostazji dokonywało 50 – 60 osób rocznie, a teraz 445! O czym toświadczy?
– To nawet nie czubek góry lodowej. Bo nie chodzi o formalną apostazję. Chodzi o oddalenie duchowe i „funkcjonalne” – rolę Kościoła w naszym realnym życiu- jego konstrukcji społecznej i osobowej. Tu dzieje się katastrofa. I nie chodzi tylko o to, że spada liczba praktykujących, zawieranych małżeństw sakramentalnych, chrztów - to tylko zewnętrzna forma i te zjawiska i tendencje nie oddają istoty zmian. Wciąż zresztą kultywujemy - z przyzwyczajenia i przywiązania do tradycji wiele obrzędów i zachowań i „aktów strzelistych”, a nawet reaktywujemy nowe – jak orszaki Trzech Króli. Chodzi o organiczne zaniedbanie praktyki wspólnotowości i źródeł chrześcijaństwa, którego istotą jest powszechność (katholikos), otwartość prostota, prawda….

– Apostazja, występowanie z Kościoła może jeszcze wzrosnąć?
– Jeśli  Kościół zdobyłby się na jakąś fundamentalną prowokację, np. wezwanie do wypisywania się dla tych, którzy nie chcą dawać na tacę lub którzy są wobec niego krytyczni, ale byłby to ruch absolutnie samobójczy. To emocjonalny, a może nawet duchowy, a nie formalny bunt świadomych katolików jest wskaźnikiem klęski Kościoła jako instytucji zaufania i przewodnika zwłaszcza dla młodych ludzi.

– Strajki kobiet skierowane były również przeciwko Kościołowi?
– Nasza rozmowa przybiera kształt spirali, co uświadamia mi, jak głębokie i dramatyczne jest rozdarcie między społeczeństwem a Kościołem.

Przecież do tej pory to właśnie kobiety były ostoją Kościoła. To kobiety były szczególne wierne ołtarzowi i jego misji. To w polskim Kościele tak żywa i silna jest symbolika maryjna, matczyna, kobieca. I to właśnie ona spotkała się dzisiaj z tak gwałtowną i rozpaczliwą reakcją głównie młodych kobiet. A Kościół nawet nie próbuje tego zrozumieć, tylko potępia i osądza z paternalistycznej pozycji surowego, ale sprawiedliwego i kochającego ojca. Ileż w tym obłudy i obojętności - sprzeczności z duchem miłości chrześcijaństwa.

Uważam, że to przeciwko temu skierowany jest krzyk kobiet. One pierwsze mają odwagę i desperację, by to wykrzyczeć. I jestem im za to głęboko wdzięczny.

– Jeszcze pamiętamy seminaria pełne kleryków, dziś uczy się w nich po kilka osób. W zasadzie należałoby je łączyć albo zamykać. Może dożyjemy czasów, gdy z braku powołań w polskich kościołach zaczną pracować czarnoskórzy misjonarze z Afryki, gdzie powołań jest zdecydowanie więcej?
– To kolejny, dramatyczny efekt zmian. Widzę tu głębokie analogie z tym, co dzieje się z naszym społeczeństwem. Tak, jak zaniedbaliśmy stan nauczania i nauczycielstwa, tak zaniedbaliśmy w Kościele stan nauczycielstwa duchowego. I to z podobnych, małostkowych powodów hierarchów tej instytucji. Tak jak autonomia, mądrość, wiedza, samodzielność myślenia jest nie na rękę władzy, tak podobne cechy są nie na rękę hierarchom Kościoła. To zasmucające i niebezpieczne. Następujące w Polsce procesy degradacji społecznej, degradacji autonomii obywatelskiej, degradacji nas jako podmiotu w Kościele – i mówię to jako katolik – nie są przypadkowe. Koalicja obecnej- populistycznej filozofii społecznej i bezduszności Kościoła jako instytucji jest nieprzypadkowa. Potrzebujemy lokalnych synodów. Może powiem bezczelnie, ale z pełnym przekonaniem, że jako katolicy powinniśmy się domagać lokalnych synodów. Powinniśmy zażądać pilnego zwołania synodu w duchu Vaticanum II. Chcemy i powinniśmy odzyskać podmiotowość w Kościele, jeśli ma on powrócić do swojej źródłowej i konstytutywnej dla ładu społecznego roli. Może to jest naiwne myślenie…

– ...bo przecież biskupi dobrowolnie nie oddadzą władzy.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego potrzebujemy działań w ramach (od)budowanych wspólnot i ich pospolitego ruszenia.

– Czymś takim stała się inicjatywa Kongresu Katoliczek i Katolików zainicjowana przez grupę świeckich i duchownych na rzecz niezbędnych zmian w Kościele rzymskokatolickim w Polsce, Europie i na świecie. Odbywa się to w momencie coraz głośniejszego postulatu podania się obecnego episkopatu do dymisji. Chcemy Kościoła dla ludzi, a nie dla biskupów.
– Takie działanie wymagałoby rzeczywiście pospolitego ruszenia, ale wcześniej społecznej i obywatelskiej edukacji wiernych i samych księży. Wydaje się to dzisiaj naiwnością i utopią, ale przypomnijmy sobie, w jakich okolicznościach i jak powstała „Solidarność”? Szansą Kościoła są gotowe struktury – ponad 10 tys. parafii w kraju i ich uśpiony potencjał. Gdyby mądrze,  w duchu chrześcijańskim właśnie, wykorzystać tę strukturę do narodowych rekolekcji i przygotowania synodu, opartego o wiernych, a nie kościelną nomenklaturę, to można byłoby zmienić Kościół od wewnątrz. Tylko że wymagałoby to odważnych -nie tylko oddolnych, działań. Uważam, że to jest być może jedna z niewielu szans dla Kościoła w Polsce: jeśli nie na odrodzenia roli duchowego i wspólnotowego przewodnictwa, to przynajmniej powstrzymania pogłębiającego się procesu … jego społecznej alienacji!

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Młodzi odchodzą z Kościoła, czyli gdzie ten Polak - katolik? Wyjaśnia socjolog - Gazeta Pomorska

Wróć na i.pl Portal i.pl