Mirosław Miniszewski – Różnia i inne opowieści ze wsi obok

Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz
Mirosław Miniszewski – Różnia i inne opowieści ze wsi obok
Mirosław Miniszewski – Różnia i inne opowieści ze wsi obok Dzikie Siedlisko - Harkawicze
Tytułowa „różnia” i inne lokalne podania i legendy Mirosław Miniszewski przekuwa w jak najbardziej współczesne opowieści o Polsce – niby prowincjonalnej, a jednak żyjącej współczesnymi problemami i przede wszystkim podziałami – na faszystów, zwolenników LGBT i tutejszych – strażników tradycji, ale otwartych na zmieniający się świat.

Mirosław Miniszewski uprzedza już we wstępie, że dla niektórych pisane przez niego przypowieści mogą okazać się pornograficzne czy obrazoburcze, ale kilka potocznych określeń genitaliów, czy lekkie naigrawanie się ze skłonności duchownych do osób tej samej płci doprawdy nie jest gorsze od rozmów, jakie uczniowie ostatnich szkół podstawówek prowadzą na papierosie za węgłem szkoły. Za to same historie – wydobyte z meandrów mózgu Miniszewskiego potrafią czasem ubawić do łez, czasem zadziwić, ale i wprawić w osłupienie puentą.

Bo kiedy słuchamy jakoby prawdziwej historii o poszukiwaniu kwiatu paproci, z jak najbardziej wiarygodnym opisem narażania się na ataki kleszczy i tradycyjne poszukiwanie owego dziwa nago, to już efekty działania owego kwiatu są przystosowane zgoła do kapitalistycznych realiów. A że przypominają wizyty w ekskluzywnych klubach, z których można wyjść z wyczyszczoną kartą kredytową, to już inna sprawa.

Autor kreuje się na osobę żyjącą obok wsi, ale tak naprawdę sercem jest w środku polko-polskich wojenek. Stąd tak często w jego przypowiastkach pojawiają się słowa faszyści i LGBT. Ba, wymyśla nawet „Podlaski Front Ocalenia Wiary i Tradycji”. Dalej będzie coraz bardziej fantastycznie, aż do krwawego finału, docenienia perwersji przez turystów z Niemiec i wreszcie przemyśleń lokalnej Baby rzucającej uroki, która już raczej głosem doktora filozofii zauważy, że „chłopcy nie ogarnęli mocy swoich ukrytych pragnień”.

Pomiędzy dość wydumanymi opowieściami znajdzie się też miejsce dla represjonowanego w stanie wojennym, późniejszego kaleki, który w tym świecie, bez renty, nie jest nikomu potrzebny. Bo choć ukryty za maską ludowego bajarza, Miniszewski dostrzega o wiele więcej niż tylko zwyczaj zdejmowania butów podczas wizyt domowych w mieście. Dostrzega ciężką pracę wiejskich kobiet, jak Heli, która musiała przyjąć za dużo gości, podczas gdy mąż z synami oglądali mecz w TV.

Do kpin z faszyzmu, kojarzącego mu się z ostentacyjną religijnością, powraca w przypowieści o ukaranej faszystce, którą załatwiła ikona, a ludzie od razu obraz taki chcieli kupić. Bo to, że mieszkają we wsi obok, nie oznacza, że są głupi czy zacofani. Widać, że Miniszewski, który sam przeniósł się na wieś ich lubi, rozumie i akceptuje.

W „Różni” nie brakuje zaskakujących puent, jak choćby w opowieści o synu księdza, w wyniku której na pewno zadowolony będzie tylko pies. Ale to już trzeba zajrzeć do całości – zaręczam – pełnej fantastycznych i alegorycznych wydarzeń.

Nie brak w tym zbiorze uwspółcześnień dawnych zwyczajów – na przykład gotowania rosołu na wszelkie przypadłości albo zakochiwania się w określonych porach roku, z tym że tu starszych panów w młodszych panach albo przezabawnego wykorzystania protestanckiego podręcznika edukacji dzieci do stworzenia hasła „Łeb kretyna chroń metalem, aby mu się nie pogorszyło”w niezwykle zabawnym kontekście. Miniszewski pisząc o Podlasiu zasłania się zdaniem jakowejś pani profesor filozofii, która miała mu powiedzieć, że „Podlasie jest takim miejscem, które z wierzchu wygląda dosyć normalnie i życie tam się dziejące wydaje się zwykłym życiem, nawet nieco nudnym, ale wystarczy nieco podrapać tę powierzchnię paznokciem, a ukaże się zupełnie inny świat – świat, który wymyka się zwykłemu rozumieniu”. I właśnie opierając się na tych wyimagnowanych ponadnaturalnych wydarzeniach opiera swoją narrację ten utalentowany gawędziarz. Dlatego może spotkać anioły zwabione gruzińskim winem, czy dawać odpór komisji, która chce karać za brak ferm norek, bo… nie ma czego likwidować. A przy okazji korzysta z uroków lokalnej gwary pisząc, że „koty weszli przez okno, zabrali i pewnie już zjedli” i , że ‘zza oka zaś słychać było cały czas rozkoszne dźwięki mlaskania. To żywotne kuszały ze smakiem”.

Kogo nie zniesmaczają liczne odniesienia do genitaliów i nieco krwawe i dramatyczne zakończenia dużej części bajań, będzie się przy „Różni” nieźle bawił. Bo to krzywe, ale jakże prawdziwe zwierciadło nas samych, widziane z perspektywy wsi obok.

Czytaj też: Mirosław Miniszewski – Opowieści ze wsi obok. Gorzkie konopielki XXI wieku

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mirosław Miniszewski – Różnia i inne opowieści ze wsi obok - Kurier Poranny

Wróć na i.pl Portal i.pl