Mikołaj ciągle pyta: “Mama, kochasz mnie?”

Adam Willma
Adam Willma
Jeśli któreś z dzieci by odeszło, to będzie data również mojej śmierci.  Nie będą pochowane same - Anna mówi to zdecydowanym głosem.
Jeśli któreś z dzieci by odeszło, to będzie data również mojej śmierci. Nie będą pochowane same - Anna mówi to zdecydowanym głosem. Adam Willma
Mikołaj ciągle pyta: “Mama, kochasz mnie?”. A gdy mama nie usłyszy, sam sobie odpowiada: ‚Tak kocham cię, I jesteś dla mnie najcudowniejszy”.

Ania trzyma fason. Paznokcie umalowane, fryzura, pewność siebie. - Na zewnątrz - uśmiecha się.

Na zewnątrz, czyli rzadko. Pomiędzy Milą a Biedronką. Pomiędzy jednym gabinetem lekarskim a drugim. Najdłuższa się jest droga na spotkania biblijne, raz w tygodniu, bo w centrum Inowrocławia.

- Ale ja nie narzekam. Lubię być w domu. Gdybym nie musiałam mogłabym nie wychodzić. Zwłaszcza teraz, gdy mamy tak pięknie.

Pięknie zrobiło się kilka miesięcy temu, gdy z nieba spadło im mieszkanie komunalne. Czyste, nowe. Nie to samo co pokój w kamienicy, 20 metrów, piec kaflowy. Woda zamarzająca w łazience i pleśń, którą można zgarniać szufelką ze ścian.

- Ale ja nie narzekam - powtórzy to zdanie jeszcze kilkadziesiąt razy w czasie rozmowy.

Między szafą a lodówką

Od początku. Skąd się wzięłaś, Aniu?

- Z meliny, z brudu, z zaszczanego i obrzyganego mieszkania. Przepraszam, ale było dokładanie tak. Z PGR-u. Gdy dorastałam PGR-y właśnie się kończyły. Zawsze było picie, ale później picie było jeszcze większe, i jeszcze większa degeneracja. Wokół pili wszyscy. Mama piła i tata pił, choć rozstał się z mamą gdy miałam trzy lata. Więc mama piła z obcymi mężczyznami. Przychodzili już na drugie śniadanie do domu i wtedy zaczynali pić.

Mieliśmy wówczas pokój z kuchnią w czworakach. Bez łazienki, bez kanalizacji, z wychodkiem w ogródku. Nauczyłam się w tamtym domu ukrywać w kątach. Miałam taki ulubiony schowek między szafą a lodówką. Dobrze się tam czułam. A gdy chciałam się wyspać, wchodziłam do szafy trzydrzwiowej. Tam było spokojnie, i tam nie sięgały mnie ręce tych mężczyzn.

Najgorsze, że matka jeszcze krzyczała: „Przecież nic ci nie zrobili”. Komu miałam skarżyć? Dziadek pytał: Jesteś głodna? Nie. Głowa cię boli? Nie. Coś się stało? Nie.

Nikt nic nie wiedział.

Ojciec mieszkał w Inowrocławiu. Nigdy sobie z piciem nie poradził. Dlaczego akurat on? Cała reszta jego rodziny jest wykształcona, na stanowiskach. Prezes, dyrektor, lekarz, ksiądz. Pamiętam, że jak czasem brali mnie na wakacje, czułam się tak, jakbym wyjechała do Ameryki.

Picie u nas domu musiało być. Jedzenie niekonieczne, więc jedzenia często nie było. Trzeba było samemu się o nie postarać. Bywało, że żyłam dzięki marchewce, agrestowi, porzeczkom. Z tego, co udało się ukraść sąsiadom na działce. Zimą ciotka wołała mnie na obiady.

Kaczki, kury, gęsi hodowało się na zarobek. Przychodziłam ze szkoły i gdy już zatroszczyłam się o brata, brałam worek i szłam na kukurydzę. Później sierp do ręki i po worek lucerny. Nie było mowy o dyskotece. Nie było w czym, i nie było sił, żeby tańczyć.

Mój kochany dziadek, który wszystkie mnie nauczył, również pił. Ale dziadek był inny, bo, pomimo tego alkoholu, czuć było miłość w domu. Pił, ale kochał babcię. Wszystkiego mnie nauczył. Miałam 5 lat, kiedy czytałam dziadkowi gazetę. Szybko nauczyłam się liczyć, ale najbardziej lubiłam rysować. Dziadek pokazał mi nawet jak szydełkować i haftować . Dziś sobie myślę, że moje późniejsze związki to były próby, aby mieć taki dom jak dziadek i babcia. A przede wszystkim wyrwać z domu matki.

Pod rynną

W końcu znalazł się chłopak. Wtedy nie wiedziałam, że łajdus, jak wszyscy. Pił, urywał się z domu na 2-3 tygodnie. Trafiłam z deszczu pod rynnę. Ale drogi powrotnej nie było. Pojawiła się ciąża. Jedna, druga, trzecia. Później znajomi naraili mi innego. Że pracowity, jeździ tirami. Co z tego, że pracowity, jak znęcał się nad dzieciakami, kiedy nie było mnie w domu? Wyrzuciłam go, kiedy pobił najstarszego syna. Od tego czasu jestem sama. I dobrze.

To znaczy jest pewien mężczyzna. Dobry człowiek, troskliwy, samotny. Znamy się od dzieciństwa. Śmieszna sprawa, bo okazało się, że on samotny jest ze względu na mnie. Rozmawiamy, piszemy do siebie, ale bliżej już nie chcę. Wystarczy.

Ja byłam pijana raz w życiu. Kiedy matka zmarła. Chciałam zrozumieć dlaczego zapiła się na śmierć w zasikanym łóżku? Dlaczego wybrała picie, zamiast cieszyć się dziećmi i wnukami? Do dziś nie pojmuję jej wyboru.

Miałam łatwiej

Pierwsze dziecko urodziło się zdrowe. Potem była Paula, przy szła na świat w 5. miesiącu. Głębokie porażenie mózgowe. Miała nie przeżyć doby, a dziś ma 29 lat.

Wątpliwości? Nigdy. Nigdy nie brałam pod uwagę, żeby gdzieś ją oddać. Dzieci są po to, żeby je wychować.

Za to kolejna córka urodziła się zdrowa. A później Mikołaj. Przyduszony pępowiną. Po dwóch latach okazało się, że ma upośledzenie w stopniu znacznym, zespół Aspergera, nadczynność tarczycy, nadciśnienie.

Załamanie? Nie. Może to dziwne, ale ja nigdy nie narzekałam, że dzieci są chore. To nie jest problem. Problemem jest gorączka, ataki padaczkowe u Pauli, omdlenia u Mikołaja. Tego się lękam, to jest problem. Ludzie rodzą się różni. Jedni z upośledzeniem, drudzy - jak mój pierwszy syn - bardzo zdolni, bo zawsze z czerwonym paskiem. Miałabym mniej kochać dziecko tylko dlatego, że urodziło się jak roślina?

Może miałam łatwiej, bo zawsze był we mnie taki instynkt bronienia słabszych. Było w Inowrocławiu kilka takich upośledzonych osób. Nie mogłam znieść, gdy ktoś się z nich naśmiewał. Może dlatego Pan Bóg akurat mi dał chore dzieci. W nagrodę.

Nagrodę?

- No bo niektórzy mówią, że to kara. Krzyż. Rozumiesz? Jak dziecko może być krzyżem do dźwigania. Dla mnie to jest szczęście być z nimi. Dwa razy miałam operację na raka. Mikołaj siedział cały czas na stołku przy moim łóżku, ale zamartwiałam się o Paulę. Następnego dnia po operacji wychodziłam na własną prośbę. Może, gdyby nie te chore dzieci, moje życie potoczyłoby się znacznie gorzej?

To prawda, że nie jeżdżę na wczasy, do sanatorium, ale to nie jest żadna kara. Jestem domatorką, dobrze mi w naszym domku. Nie lubię wychodzić. Nawet wyjście do kościoła to dla mnie jak wyprawa na księżyc.

Paula 20 lat temu miała operowany wyrostek. Zarazili ją wówczas wirusem zapalenia wątroby, przez co do dziś są komplikacje. Ale najgorsze są ataki padaczki. Czasem przez dwa tygodnie nie ma żadnego ataku, ale bywają 3-4 ataki w nocy. Trzeba wiedzieć, jak zareagować, żeby nie połknęła języka. Umiejętnie ją trzeba wtedy trzymać. Te ataki to stres, ale gdy się obudzi, czeka człowieka nagroda. Niby Paula jest upośledzona w głębokim stopniu i nic nie rozumie. Ale kiedy mówię „Daj buzi”, po kolei się nastawia: czółko, oko, nosek, policzek jeden, policzek drugi i buzia. Przez te wszystkie lata pięknie się nauczyła.

Mikołaj jest moją podporą. Troskliwy, opiekuńczy, czuły. Nawet do lekarza nie puści mnie samej, już nawet do ginekologa ze mną chodzi. Wszystko chce wiedzieć. Zwłaszcza od kiedy zaczęłam chorować na nowotwory. Wtedy dowiedział się, że rak to śmiertelna choroba i dziś nawet jak mam katar, pyta lekarza, czy na to nie umrę. Kiedyś powiedział lekarzowi, że jak mama umrze, wyjdzie na ulicę i skoczy pod tira. Więc boję się umrzeć, ale z drugiej strony wiem, że nawet gdyby mnie nie było, zdrowe dzieci się nie odwrócą. Jeden z drugiego w ogień pójdzie. Reagują nawet jak ktoś źle spojrzy na Mikołaja.

Zdarza się, że Mikołaj ma napady agresji, wtedy mnie dusi albo ściska za ręce. Bywało, że musiałam uciekać z domu i wzywać karetkę, bo to potężny, silny chłop, kark może mi skręcić. Ale to szybko mija. Wtedy wpatruje się we mnie i pyta: „Mama, już mnie nie kochasz?”. A ja kocham go jeszcze bardziej.

Jeśli któreś z dzieci by odeszło, to będzie data również mojej śmierci. Nie będą pochowane same. Kiedyś Paula była ciężko chora. Przyszła sąsiadka i mówi - Pan Bóg wysłuchał mojej modlitwy i zabierze ci ten ciężar. Prawie ją zabiłam, wyrzuciłam z domu i nigdy już się nie odezwałam.

Gdyby można było jeszcze to wszystko spiąć finansowo. Bo trudno się żyje, gdy brakuje do pierwszego i trzeba spłacać pożyczki. Ale musiałam pożyczyć 1500 zł na remont mieszkania. Do tego opłaty, leki, pampersy. W dodatku czynsz socjalny w czerwcu zmienią nam na komunalny. Nie dałabym rady, gdyby nie jedna życzliwa firma i przyjaciółka mieszkająca w Niemczech. Zwłaszcza od kiedy diagnozowali u mnie toczeń i sama też muszę wydawać na leki.

Rozmowa z Duchem

Marzenia? Mam jedno. Chciałabym się wyspać. Gdzieś tak od 10 lat mam problem ze snem. Śpię dwie godziny w nocy, bez znaczenie kiedy się położę. Wtedy myśli krążą wokół człowieka. Układam sobie jak to wszystko połatać. Ale teraz na wiosnę jest pięknie. Budzę się, podnoszę roletę i oglądam wschód słońca. Mam czas na modlitwę. Przez 20 lat byłam ateistką. Nigdy bym nie pomyślała, że jeszcze kiedyś uwierzę, ale któregoś dnia miałam sen. Wierzę, że rozmawiałam w tym śnie z samym Duchem Świętym. Dziwna to była rozmowa, bo ja zwykle mówię gwarą, a w tym śnie mówiłam tak pięknie, poprawnie. Zapytał, dlaczego nie wierzę, skoro Bóg tyle razy pomógł mi w życiu? Po tej rozmowie zaczęłam sobie przypominać różne sytuacje. I rzeczywiście, wiele razy uniknęłam nieszczęścia. Dziś wiem, kto mnie chronił.

Zaczęłam szukać kościoła. Wiedziałam, że nie będzie to Kościół katolicki, bo jeszcze jako młoda dziewczyna nie mogłam słuchać tych modlitw do „wieży z kości słoniowej”, „domu złotego”. Ktoś powiedział, żebym poszukała protestanckiego kościoła, i dziś jestem u baptystów. Modlimy się w domu razem, czasem nawet mi wstyd, że o takie głupoty i drobiazgi, bo inni mają poważniejsze problemy. Ale Bóg tych modlitw wysłuchuje. Kiedyś mieli nam odciąć prąd, bo nie mieliśmy na rachunek - 260 złotych. No i idziemy ulicą, a tam portfel, niebieski. Żadnych dokumentów, żadnych rachunków. Tylko pieniądze - 260 złotych, ani więcej, ani mniej.

Jeśli cokolwiek mogłabym cofnąć w życiu, to tylko jedno. Dziś sobie myślę, że wszystkie te straszne rzeczy, które przeżyłam w dzieciństwie powinnam zgłosić na policję. Tak, żeby moją mamę na kilka lat zamknęli w więzieniu. Wówczas byłaby szansa, żeby ją uratować. Tak, mamy najbardziej mi żal.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mikołaj ciągle pyta: “Mama, kochasz mnie?” - Plus Gazeta Pomorska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl