Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między Maroko a Kaukazem

Marcin Mindykowski
Na koncert Iana Gillana z Orkiestrą Filharmonii Bałtyckiej można wchodzić od godz. 18
Na koncert Iana Gillana z Orkiestrą Filharmonii Bałtyckiej można wchodzić od godz. 18 Materiały prasowe
Z Ianem Gillanem, gwiazdą sobotniego koncertu "Dziwny jest ten świat - Przestrzeń wolności", rozmawia Marcin Mindykowski

Zdradziłeś niedawno, że tytuł Twojej solowej płyty "One Eye to Morocco" zainspirowało polskie przysłowie "Jedno oko na Maroko, drugie na Kaukaz", które doskonale oddaje Twoją karierę. Z jednej strony masz swój Kaukaz, czyli występy z Deep Purple, ale od czasu do czasu zdarza Ci się też Maroko, czyli wakacyjny wypad albo solowy projekt. A Twój dzisiejszy koncert to Maroko czy Kaukaz?
Ani to, ani to. To zupełna zmiana kierunku, choć pewnie bliżej mu do Maroka. Zagramy jednak przede wszystkim utwory Deep Purple. Mam tu je zresztą wszystkie spisane. Kiedy gram z Deep Purple, nigdy nie wiem, co się wydarzy. Program może się zmienić nawet tuż przed wejściem na scenę. Ale grając z orkiestrą, nie można improwizować. Dlatego mogę powiedzieć, że na pewno wykonamy m.in. "Highway Star", "Strange Kind of Woman", "Black Night", "Pictures of Home", ale także "No Lotion for That" z mojej solowej płyty "One Eye to Morocco".

Z orkiestrami symfonicznymi współpracowałeś już wielokrotnie, choćby na pionierskiej pod tym względem płycie "Concerto for Group and Orchestra" z 1969 roku.
To zawsze fascynujące przeżycie być zaproszonym do takiego projektu. Za pierwszym razem było to jednak bardzo trudne - orkiestra ma swoje tradycje i przez lata rozwinęła swój styl prezentacji muzyki. Kiedy orkiestra lub np. jazzowy zespół wykonuje muzykę Deep Purple, to nie ma tego problemu, bo robią to w swoim własnym stylu. Ale kiedy dochodzi do fuzji rockowego wykonawcy z orkiestrą, rodzą się trudności technicznie. Żebym mógł śpiewać naturalnie, muzycy muszą grać głośniej niż ja. Kiedy jest za cicho, gubię się. Po latach wspólnych występów z orkiestrami wypracowałem jednak swoją formułę.

Jak układała się Twoja współpraca z Orkiestrą Filharmonii Bałtyckiej?
Niewiele mogę na ten temat powiedzieć, bo pierwszą próbę zagraliśmy dopiero wczoraj wieczorem. Wcześniej słyszałem jednak, że są świetni, dlatego jestem pewien, że wszystko pójdzie dobrze.

Koncert "Dziwny jest ten świat" ma być protestem artystów przeciwko różnym formom przemocy. Myślisz, że muzyka ma taką siłę?
Muzyka, choćby ta najprostsza, popowa, jest częścią kultury. Nawet w tych najgorszych czasach, we wczesnych latach 70., kiedy byłem jeszcze dzieckiem, a na świecie trwała zimna wojna, mniej liczyło się to, czy drzwi stoją otworem dla dyplomatów, a bardziej to, żeby były otwarte dla sportu, teatru, tańca, muzyki... Pamiętam moje pierwsze spotkania z ludźmi, którzy byli uwięzieni w bloku sowieckim. Mówili mi, że kiedy docierała do nich muzyka rockowa, byli nią absolutnie poruszeni, bo zdawali sobie sprawę, że na zewnątrz żelaznej kurtyny żyją dzieciaki, które myślą tak samo.
Kiedyś walczyliśmy o ziemię. Dziś chodzi bardziej o dominację tego, a nie innego języka czy idei. Często myślę, że gdybym urodził się w Mekce, raczej nie zostałbym katolikiem. Wydaje mi się jednak, że idea tego koncertu nie jest pacyfistyczna. To raczej próba żonglowania tą cywilizacyjną dychotomią: mamy edukować inne cywilizacje czy dawać im się edukować? Oczywiście, walka jest okropna. Ale czasem lepsza jest partia szachów niż partia w Monopoly. Można wyciągać ludzi z kłopotów, pożyczać im pieniądze. Kiedy jednak grasz w szachy, walczysz na śmierć i życie, ale potem podajecie sobie rękę, a za chwilę gracie następną partię. I czasem to jest zdrowsze. Myślę, że jedyną rzeczą, przeciwko której musimy naprawdę protestować, jest ucisk - zarówno polityczny, jak i religijny.
Koncert upamiętnia też ideały Solidarności. To dla Ciebie wyróżnienie?
Oczywiście. Śledziłem w telewizji, jak rozwijała się Solidarność z Lechem Wałęsą. Gdańsk stał się wtedy ogniskiem wydarzeń. Czuło się, że macie wielką siłę, żeby pokonywać trudności. To w ogóle kraj twardych ludzi, z mocnym poczuciem tożsamości. Zawsze kiedy tu przyjeżdżam, czuję się poruszony.

Jak wspominasz pierwszą wizytę w Polsce podczas trasy promującej Twoją płytę "Toolbox" w 1991 roku?
Pamiętam, że było zabójczo zimno. Utkwiliśmy wtedy parę razy na granicy, piliśmy dużo wódki. Ale było w tym jakieś niezwykłe podniecenie. I świetna zabawa. Nawiązałem też wtedy wiele polskich przyjaźni, które trwają do dziś. Następnym razem przyjechałem do Polski w 1993 roku, już z Deep Purple. Byłem wtedy przeziębiony i miałem kłopoty ze śpiewem.

To wtedy Ritchie Blackmore zakomunikował wam, że odchodzi z zespołu?
Tak, ale wiesz co? Nagle przestało padać, chmury zniknęły i zaświeciło słońce. Było fantastycznie (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki