Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Wiśniewski i Ich Troje znów podbiją serca Polaków?

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Koncerty Michała i Ich Troje zawsze były wielkim show
Koncerty Michała i Ich Troje zawsze były wielkim show Krzysztof Szymczak
Michał Wiśniewski znów ściąga przed ekrany miliony ludzi. Koncert z okazji 20-lecia Ich Troje w Katowicach oglądało w Polsacie ponad 1,5 miliona widzów. Czy nastąpi wielki powrót Michała i jego zespołu?

Czy szykuje się wielki powrót najbarwniejszej i najbardziej kontrowersyjnej postaci polskiej sceny muzycznej przełomu wieków? Nie wiadomo, pewne jest jedno, urodzinowy koncert Ich Troje pokazał, że magia Michała Wiśniewskiego wciąż działa.

Jego kariera zaczęła się w latach dziewięćdziesiątych minionego wieku. Wtedy Michał Wiśniewski poznał Jacka Łągwę, absolwenta szkoły muzycznej, syna pary łódzkich aktorów: Andrzeja Łągwy i Janiny Borońskiej. Michał razem z Jackiem założyli w Łodzi pierwszy w Polsce klub karaoke. Łodzianie chętnie go odwiedzali, ale brakowało odważnych, by zaśpiewać.

- W weekendy śpiewaliśmy z Jackiem po osiem godzin prawie sami - wspominał początki Michał Wiśniewski. - Dopiero przeniesienie klubu do centrum miasta zmieniło sytuację i rozśpiewaliśmy łódzką młodzież. W międzyczasie, wygrzebując ostatnie oszczędności, zakupiliśmy nowy sprzęt i z repertuarem ponad 1500 piosenek podbiliśmy Łódź, a karaoke stało się strzałem w dziesiątkę!

Z czasem Michał i Jacek postanowili założyć zespół. Oprócz nich w skład Ich Troje weszła pierwsza żona Michała, Magda Pokora, znana dziś pod pseudonimem Magda Femme. W maju 1996 roku ukazał się pierwszy ich singel z takimi przebojami jak „Prawo” i „Ci wielcy”. W lipcu tego samego roku na placu Dąbrowskiego odbył się ich pierwszy koncert. 9 września, w urodziny Michała. Jednak początki zespołu nie były łatwe.

- Nikt nie chciał wydać pierwszej płyty Ich Troje - opowiadał nam Michał. - Sfinansowaliśmy więc ją sami. Adaś Kołaciński z Radia Łódź namówił nas, byśmy pojechali do Warszawy. Pokazaliśmy tę płytę w kilku miejscach. Koch budował wtedy swój pierwszy polski katalog. I ta firma jako jedyna nas zauważyła. Mimo że nikt nie puszczał naszych piosenek, nie pokazywał w telewizji, to sprzedaliśmy 50 tysięcy płyt.

Razem z Magdą Femme Ich Troje nagrało jeszcze trzy płyty: „ITI Cd.”, „The best of...” i „3”.

- Wydanie tej ostatniej płyty poprzedziło wydanie singla z utworem „A wszystko to… bo ciebie kocham”, coverem znanego utworu niemieckiej grupy Die Toten Hosen - wspominał Michał Wiśniewski. - Płyta ukazała się w maju 1999 roku i pomimo bojkotu mediów odniosła sukces.

W 2001 roku z zespołu odeszła Magda Pokora i rozpoczęła karierę solową. Zastąpiła ją pochodząca ze Zduńskiej Woli Justyna Majkowska. I zaczął się złoty okres Ich Troje. Ukazała się płyta „Ad. 4”. A na niej wielki przebój „Powiedz”. Piosenka została zgłoszona do konkursu Premiery na festiwalu w Opolu. Zespół dostał za nią nagrodę publiczności. Cały kraj oszalał na punkcie Ich Troje. Pojawienie się Michała Wiśniewskiego wzbudzało histerię fanek. Na koncerty przychodziły tłumy, a ich płyta uzyskała status diamentowej. Michał szokował publiczność czerwonymi włosami, kolczykami, ekstrawaganckimi strojami. Krytykowała ich prasa, a oni byli coraz bardziej popularni. Każdy ich występ był wielkim show. Michał wyjaśniał, że taki przyjęli model.

- Nie byłem i nie będę Michałem Bajorem, bo nie mam takiego warsztatu - mówił. - Nie miałem szansy realizować się w piosence poetyckiej. Nie byłem charakterologicznie zbliżony do Ewy Demarczyk. Nic mnie nie zmuszało do tego, by na scenie prezentować tylko i wyłącznie swój kunszt. Poza tym jako fanowi musicalu zależało mi na tym, by to, co reprezentuję sobą w domu, różniło się od tego, co prezentuję na scenie. To mój model. Ja nienawidzę się nudzić. W tamtych czasach nie odpowiadał mi taki model, że wchodzę na scenę, staję przed mikrofonem i śpiewam. Z tym show bym tak nie przesadzał. My tak naprawdę wyważyliśmy pewne drzwi na polskiej scenie. Byliśmy pierwszymi, którzy wprowadzili balet, tancerzy... Po nas wszyscy, którzy potem występowali na festiwalu w Opolu, musieli mieć balet... Przy czym na światowych czy europejskich scenach robiono to już bardzo dawno temu. Tylko gdzieś tam było to odbierane jako kwintesencja obciachu.

Ich Troje stali się gwiazdami telewizji. Tu pomocną dłoń do Michała Wiśniewskiego i jego zespołu wyciągnęła Nina Terentiew. W 2002 roku ukazał się dwupłytowy album „Po piąte… a niech gadają”. W styczniu 2003 roku zespół wziął udział w polskich preselekcjach do konkursu Eurowizji z piosenką „Keine Grenzen” śpiewaną w trzech językach (polskim, niemieckim i rosyjskim). Wygrał je i w Rydze reprezentował Polskę w finale Konkursu Piosenki Eurowizji. Ich Troje zajęło siódme miejsce. Najlepsze od występu Edyty Górniak.

Po konkursie Eurowizji z Ich Troje odeszła Justyna Majkowska. Miała ją zastąpić Niemka Elli Mücke. Ale nie dało się pokonać bariery językowej. Justynę zastąpiła więc Anna Świątczak, laureatka „Szansy na sukces”, która z czasem została trzecią żoną Michała. Drugą była Marta Mandrykiewicz, czyli Mandaryna. Do Ich Troje trafiła jako mistrzyni Polski w hip-hopie. Mimo że była młodą dziewczyną, szybko została główną choreografką zespołu, a także jedną z tancerek. A niedługo potem żoną Michała. Ślub wzięli po dwóch latach znajomości, w 2002 roku. Najpierw cywilny, a po roku kościelny.

Dziś Michał jest szczęśliwym mężem Dominiki Tajner, córki Apoloniusza, prezesa Polskiego Związku Narciarskiego, trenera Adama Małysza. Poznał ją dzięki swej wielkie pasji - pokerowi. Dominika była menedżerką hotelu w Wiśle. Planowała zorganizować w nim turniej pokera dla kobiet. Po radę zgłosiła do Anny Świątczak. Poker był pasją jej i Michała. Podobno już wtedy Dominice zabiło mocniej serce na widok Michała. Ale zaczęli się spotykać dopiero po jego rozstaniu z Anią.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE...

- Uważam pokera za grę umiejętności - zapewniał nas Michał. - Nie jestem hazardzistą. Nie grywam w gry kasynowe, poker jest dla mnie odskocznią. Pozwala poznać wielu nowych ludzi, z różnych środowisk. Od absolwentów zasadniczej szkoły zawodowej po prezesów banków. Nie wspominając o sportowcach. Ja gram w pokera turniejowego. Nie ma nic wspólnego z sytuacjami, które znamy z kultowego filmu „Wielki Szu”. Poker daje mi kolejną odskocznię, poza lotnictwem i rajdami, do tego, by gdzieś się realizować.

Życie Michała, który urodził się 44 lata temu w Łodzi, nie było proste. Rodzice: Grażyna i Andrzej, byli alkoholikami. Michałem zajmowała się babcia, trafił też do domu dziecka w Grotnikach pod Łodzią. Potem został adoptowany przez siostrę ojca i wyjechał do Niemiec. Tam zdał maturę i po licznych konfliktach z ciotką wrócił do kraju. Zanim zajął się muzyką, produkował plastikowe karty rabatowe, prowadził biuro tłumaczeń, pośrednictwa pracy.

Odkąd pojawił się na scenie, szokował ufarbowanymi na czerwono włosami, tatuażami, kolczykami upiętymi na twarzy, eks-trawaganckimi płaszczami z wielkimi kołnierzami, w których śpiewał na scenie. Potem, gdy był reklamową twarzą Plusa, zadziwił fanów zieloną fryzurą.

Pojawił się w emitowanym przez TVN talk-show „Jestem, jaki jestem”. Kamery umieszczono w jednej z podwarszawskich willi, do której przeprowadziła się rodzina Wiśniewskich. Widzowie mogli oglądać Michała i Mandarynę m.in. w sypialni, ze szklaneczką whisky, w czasie małych sprzeczek rodzinnych, rozwiązywania różnych problemów. Nieoficjalnie mówiono, że za udział w tym programie zainkasował milion złotych.

- Oczywiście spotykałem się z zarzutami, że sam sprzedawałem swoją prywatność - mówił nam Michał Wiśniewski. - Tak było. Jest strefa zainteresowań i strefa wpływów. Nikt nie liczy się z tym, jaką cenę trzeba zapłacić za sukces. My działamy absolutnie empirycznie. W związku z czym, jeśli tego nie doświadczymy, nie sparzymy się, to nie wiemy, o czym mówimy. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że niczego nie żałuję. Doświadczyłem bardzo wielu przyjemnych sytuacji. Przeżyłem przygodę swego życia, która dalej trwa. Być może nie jest tak intensywna jak kiedyś, ale do dziś zbieram owoce tego, co zrobiłem wcześniej. Mogłem zrealizować swoje marzenie lotnicze, zostałem pilotem. Jeżdżę jako pilot w rajdach samochodowych, co nie każdemu jest dane. Dalej realizuję się muzycznie. Byłoby kłamstwem lub oszukiwaniem samego siebie, gdybym powiedział, że można powtórzyć sukces sprzed lat. Być może by się dało. Przykładem jest Budka Suflera, która po 20 latach zaśpiewała „Takie tango”. Gdyby była recepta na sukces, to byśmy ten sukces osiągali. Ale takiej recepty nie ma.

Otwarcie mówił też o swych problemach z alkoholem.

- Ja po prostu lubię pić - wyjaśniał nam. - To nie sprawa sukcesu. Piłem, zanim osiągnąłem sukces, po sukcesie. Mówię o tym problemie, bo wiem, że Janka Kowalskiego nikt nie posłucha. A mnie może tak. Dla mnie najważniejsze jest to, że dwudziestu czy trzydziestu kolegów poszło w moje ślady i przestało pić. Ja też poszedłem w czyjeś ślady. Nie jest jednak powiedziane, że ja się już nigdy nie napiję. Nie wiem, co nas jeszcze spotka... Cieszę się, że wyszedłem z przygody muzycznej bez narkotyków, depresji, lekarstw. Wiadomo, że życie jest wyboiste, trzeba przez nie przejść, złapać byka za rogi. Coś o tym wiem. Mój tata popełnił samobójstwo. Takich prób samobójczych, samobójstw jest coraz więcej. Bardziej przypominają krzyk o pomoc, zrozumienie, niż chęć odejścia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki