Michał Kwiatkowski, kolarz niebezpiecznie wręcz inteligentny

Arlena Sokalska
Arlena Sokalska
Michał Kwiatkowski jest najmłodszym mistrzem świata w wyścigu ze startu wspólnego od piętnastu lat
Michał Kwiatkowski jest najmłodszym mistrzem świata w wyścigu ze startu wspólnego od piętnastu lat fot. Bartek Syta / Polskapresse
To jest niczym kronika zapowiedzianego sukcesu. Michał Kwiatkowski jako pierwszy Polak zdobył tytuł mistrza świata w zawodowym kolarstwie. Dla ekspertów to nie była żadna niespodzianka. Ten medal po prostu wisiał w powietrzu.

Lato, 12 lipca 2013 r. Nudny, przejazdowy etap podczas setnej edycji Tour de France. Drużyna walczącego o zwycięstwo w Wielkiej Pętli Alberto Contadora, jednej z największych gwiazd światowego kolarstwa, organizuje nagły atak dzięki silnemu bocznemu wiatrowi. Odrywa się kilkunastoosobowa grupa kolarzy, którzy przyjeżdżają na metę ponad minutę przed peletonem. Sprint wygrywa Mark Cavendish, wybitny kolarz, któremu podczas tej edycji wyścigu zdecydowanie się nie wiedzie, choć cały team bardzo na niego liczy. - Nie wiedziałem, że szykuje się poważny odjazd, ale Michał Kwiatkowski wyciągnął mnie do przodu i krzyczał: "Jedź, Mark, jedź!" - opowiadał na mecie rozentuzjazmowany Brytyjczyk. Skąd młody, wówczas 23-letni Kwiatkowski wyczuł, co się święci? Skąd wiedział, że jeśli ktoś chce wygrać ten etap, musi być właśnie w tej ucieczce?

Taktyka i czytanie peletonu to słowo klucz do sukcesu Kwiatkowskiego. Nie inaczej było na mistrzostwach świata. Zanim stuprocentowi faworyci - Valverde czy Simon Gerrans zorientowali się, co jest grane, młody Polak już samotnie mknął do mety i nawet sześcioosobowa grupa pościgowa nie dała rady go dogonić. - On nam rano powiedział, że przyjechał tu wygrać, wiedzieliśmy, że jest w świetnej dyspozycji - opowiada jego starszy kolega z reprezentacji Polski, a zarazem z teamu Omega Pharma-Quick Step, Michał Gołaś. Kolarz, który swoją cegiełkę do tego zwycięstwa też dołożył, zwłaszcza w ostatniej fazie wyścigu, gdy pomoc kolegów była na wagę złota.

Wypuściliście taki talent?
Gdy miałem osiem lat, wziąłem udział w wyścigu szkolnym, zająłem czwarte miejsce, w wieku 10 lat dostałem swój pierwszy rower od trenera i rozpocząłem treningi. Dwa lata później zacząłem poważnie marzyć o sukcesach, a gdy miałem piętnaście lat, pojechałem pierwszy raz na wyścig za granicę, to było bardzo poważne przeżycie - opowiada Kwiatkowski, jak zwykle bardzo skromnie, na filmiku promującym jazdę na rowerze. Ale też i w jego przypadku nie ma niesamowitych opowieści o tym, jak to musiał jeździć rowerem wiele kilometrów do szkoły pod górkę albo że dostał za duży sprzęt i nie dosięgał do pedałów.

Kolarstwem zainteresował się dzięki starszemu bratu Radosławowi. W Działyniu, gdzie mieszkał, sprawnie działała sekcja kolarska. - Nie mieliśmy nic innego do roboty, było nudno. Mój brat Radek zaczął trenować, a ja chciałem go naśladować - opowiadał portalowi kolarskiemu Velonews. Szybko został dostrzeżony przez TKK Pacific Toruń, bo wygrywał nawet ze starszymi od siebie chłopcami. Potem była Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Toruniu i pierwsze sukcesy. W 2007 r. został powołany do kadry juniorów na mistrzostwa Europy. W jeździe indywidualnej na czas zdobył srebrny, a w wyścigu ze startu wspólnego złoty medal. Podobnie jak w ubiegłą niedzielę - Kwiatkowski niespodziewanie zaatakował w końcówce i samotnie przekroczył linię mety. Na zdjęciach z tamtych mistrzostw widać roześmianą grupę młodych chłopców w biało-czerwonych strojach reprezentacji Polski, którzy toast wznoszą... coca-colą.

Rok później Kwiatkowski wywalczył w RPA złoty medal mistrzostw świata w jeździe indywidualnej na czas. - Doskonale to pamiętam, byliśmy na trasie razem z trenerem Franciszkiem Brzeźnym - opowiada wieloletni opiekun kadry juniorów Waldemar Cebula. - To była trudna trzydziestokilometrowa trasa. Na drugim okrążeniu Michał uzyskał lepszy czas niż faworyt Taylor Phinney, okazał się też lepszy od Niemca (Jakoba Steigmillera - red.). Jechaliśmy w aucie za nim i bardzo go dopingowaliśmy. Każdy zawodnik lubi inny doping, Michał woli taki bardziej umiarkowany. Ale emocje były ogromne - opowiada trener. Cebula ściśle współpracował wtedy z trenerem klubowym, wspólnie ustalali plan treningowy, który młodemu zawodnikowi bardzo odpowiadał i dzięki temu odnosił sukcesy.

Po latach Kwiatkowski się odwdzięczył. Założył szkółkę kolarską Copernicus, w której jego dawni trenerzy Marcin Mientki i Tomasz Owsian szkolą nowe pokolenie kolarzy.

Ale sam Kwiatkowski po złotym okresie juniorskim przeskoczył do następnej kategorii wiekowej - orlików, czyli U23. I nie było najlepiej. Co prawda w kraju wygrywał właściwie wszystko, ale w wyścigach o mistrzostwo świata mu nie szło. W 2009 r. nie ukończył wyścigu ze startu wspólnego, a w jeździe na czas zajął odległe 43. miejsce. Podobnie było rok później. Jazdę na czas wygrał jego niedawny rywal z czasów juniorskich -Phinney, a Kwiatkowski był dopiero 38. Przeskok z kategorii juniorskich to zazwyczaj trudny moment dla zawodnika, bo oznacza niejako początek kolarskiej dojrzałości. Wielu kolarzy, z którymi młody Michał ścigał się jako junior, jego niedzielne zwycięstwo obejrzało zapewne w fotelu wiele lat po tym, gdy zarzucili treningi. Kwiatkowski w tamtych latach też miał chwile zwątpienia, na dodatek nie układała mu się współpraca z ówczesnym trenerem.

W 2009 r. Kwiatkowski wyjeżdża z Polski i trafia do Aeronautica Militare-Amica Chips, gdzie jest stażystą. Potem podpisuje pierwszy zawodowy kontrakt - z drużyną kontynentalną Caja Rural i razem z bratem Radosławem trafia do Hiszpanii. Po raz pierwszy startuje w "dorosłych" wyścigach. W poniedziałek po mistrzowskim wyścigu hiszpańska prasa rozpaczała, że szefowie tworzącego się wtedy teamu Movistar przegapili taki wielki talent jeżdżący w ich kraju.

Ale wtedy młodym Polakiem zainteresowała się inna drużyna z world touru. Kwiatkowski podpisuje kontrakt z Radioshack. W tym samym teamie jeździ Lance Armstrong, który po przerwie próbuje wrócić do ścigania. "Nie jestem w stanie powiedzieć, jakim był gościem. Nie widywaliśmy się. Nie miałem nawet okazji podać mu ręki" - opowiadał Kamilowi Wolnickiemu na łamach "Przeglądu Sportowego" i nazywa Amerykanina oszustem. Tam Kwiatkowskiego wypatrzył jeden z najlepszych - a może nawet najlepszy - łowca młodych talentów Patrick Lefevere. Jak wspomina dziś szczęśliwy Belg - młody Polak był jednym z trzech kolarzy, którymi się wówczas interesował. Miał ograniczone środki finansowe i musiał zdecydować się na podpisanie kontraktu tylko z jednym z nich. Wybrał Kwiatkowskiego. Jak się okazało, miał nosa.
Wiem, znów Kwiatkowski!
Omega Pharma-Quick Step, w której barwach Kwiatkowski jeździ od trzech lat, uchodzi za kolarską FC Barcelonę. Choć w świecie kolarskim nie lubi się porównań z piłką nożną, to w jednym względzie jest ono zasadne. OPQS znacznie większą wagę przywiązuje do wyławiania młodych, utalentowanych zawodników i puszczania ich na szerokie kolarskie wody niż do pozyskiwania światowych gwiazd.

Omega dba o młodzież i potrafi ją dobrze prowadzić. Kwiatkowski pod tym względem nie mógł trafić lepiej. Co prawda w pierwszym roku w tym teamie nie ukończył żadnego z klasyków ardeńskich, ale o włos, czyli o 5 s, przegrał Tour de Pologne, a na ósmym miejscu zakończył trudny i prestiżowy Eneco Tour.

Wiosną 2013 r. Kwiatkowski pokazał, na co go stać. Zajął czwarte miejsce w Tirreno Adriatico, a wyprzedziły go tylko największe tuzy światowego kolarstwa, przyszli lub byli zwycięzcy Tour de France: Vicenzo Nibali, Chris Froome i Alberto Contador. Potem błysnął w klasykach ardeńskich. W Amstel Gold Race przegrał tylko z tymi, których pokonał w niedzielnym wyścigu o mistrzostwo świata, w Walońskiej Strzale zajął wysokie piąte miejsce. W lipcu wystartował w Tour de France i był bliski zdobycia żółtej koszulki lidera na początku wyścigu, potem przez wiele etapów jechał w białej koszulce najlepszego zawodnika w klasyfikacji młodzieżowej. Ostatecznie Wielką Pętlę zakończył na jedenastym miejscu. Nikt w światowym peletonie nie miał wątpliwości - to był najlepszy od lat debiut w najważniejszym wyścigu.

Wiosną 2014 r. Kwiatkowski robił, co chciał. Wygrał w lutym na Majorce, pokonał Contadora na portugalskim Volta ao Algarve, nie dał szans Saganowi w Strade Bianche. Wśród dziennikarzy krąży anegdota, że gdy szef sportowy OPQS odbierał telefony od współpracowników i słyszał pytanie "zgadnij, kto wygrał", automatycznie odpowiadał "Kwiatkowski". Miał też mu tłumaczyć, że w sezon należy wejść spokojnie, bo jest długi i są ważniejsze cele niż wygrywanie w każdym, nawet drugorzędnym wyścigu. Ale jak podkreślają wszyscy - byli i obecni trenerzy - Kwiatkowski jest zacięty i jak tylko widzi szansę na wygraną, daje z siebie wszystko.

Mistrzostwo to chyba ważny cel
Kryzys przyszedł szybko. Wyścig Tirreno--Adriatico okazał się porażką. Kwiatkowski wystąpił jako jeden z faworytów, szybko założył koszulkę lidera wyścigu. Na pierwszym górskim etapie jeszcze się obronił. Dzień później było znacznie gorzej. Polak został daleko w tyle, widać było, że kręci raczej siłą woli niż siłą mięśni. Nie poddał się. Na początku kwietnia, gdy wybuchła "afera z szopą" Jerzego Janowicza napisał na Twitterze: "Przegrywać też trzeba umieć. Nie można zapominać o tym, do czego się dąży, nawet po porażce".

Pytam jednego z jego pierwszych trenerów, Waldemara Cebulę, jak to było z determinacją u Kwiatkowskiego. - Michał z góry miał założony cel, jeszcze jako młody chłopak. Chciał być mistrzem świata i mistrzem olimpijskim. Wie pani, oprócz możliwości fizycznych, ważna jest też motywacja - mówi doświadczony trener, który dziś trenuje następców Kwiatkowskiego.

A nasz bohater? Kilka dni po tamtym wpisie na Twitterze startuje w ważnym Wyścigu Dookoła Kraju Basków. Przegrywa tylko z doświadczonym Contadorem, który rozkręca się w swoim najlepszym sezonie w karierze. Kwiatkowski szalał, bo na sześć etapów w pięciu zajął trzecie miejsce. Widać było, że bardzo chce coś wygrać. A przypomnieć trzeba, że był to moment, gdy polskie kolarstwo od 2009 r. czekało na jakieś zwycięstwo w wyścigu kategorii world tour. Bo w latach kolarskiej posuchy jedynym, który tego dokonał, był Sylwester Szmyd.

Kwiatkowski błysnął potem w klasykach, zwłaszcza w "staruszce" - Liege -Bastogne - Liege. To najstarszy wyścig kolarski na świecie, zaliczany do monumentów. Przed nim na podium tych najważniejszych klasyków stawali tylko dwaj Polacy: Zbigniew Spruch w Mediolan - San Remo w 1999 i Rafał Majka w Il Lombardia w 2013 r. W Polsce jego wyczyn nie był szeroko komentowany, ale zagraniczne media zaraz po zdobyciu złotego medalu przypomniały, że podium w tym klasyku wyglądało tak samo jak to w Ponferradzie. Tylko kolejność była inna: Simon Gerrans, Alejandro Valverde, Michał Kwiatkowski.
Sukces rodzi się w porażce
W lipcu tego roku, tuż po Tour de France Kwiatkowski pojawił się w Warszawie na konferencji prasowej zapowiadającej Tour de Pologne. Nie wyglądał najlepiej. Szczerze życzył sukcesów Rafałowi Majce, ale widać było, że rezygnacja z udziału w polskim wyścigu wiele go kosztuje. A jeszcze więcej pytania o przyczyny słabszego występu w Wielkiej Pętli. Czy rzeczywiście słabszego? Polak świetnie pojechał pierwszą część wyścigu. Potem, gdy zaczęły się etapy górskie, nie zdołał utrzymać dobrego miejsca w klasyfikacji generalnej. Ale też przyznać trzeba, że trasa tegorocznej edycji była o wiele trudniejsza niż rok temu. Kolarskie "odcięcie prądu" zaliczył nie tylko Kwiatkowski, ale również tak doświadczeni kolarze jak choćby Richie Porte.

A Kwiatkowski pojawił się kilka dni później na trasie Tour de Pologne w jego rodzinnym Toruniu i opowiadał mi o swoich planach: dobrym przygotowaniu do mistrzostw świata. - Ten wyścig to doskonały cel, by zebrać resztki motywacji, by dobrze przygotować się do startu - mówił. Gdy miesiąc później po treningach we Włoszech wrócił do ścigania, czuło się, że medal wisi w powietrzu. Kwiatkowski nie tylko zmienił sylwetkę - jak mówią kolarze, "wycieniował się", ale też zmężniał, nabrał większej pewności siebie. Mówili o tym wszyscy koledzy z reprezentacji Polski, którzy ciężko pracowali, by pomóc zdobyć mu medal. Maciej Paterski, który wraz z Michałem Gołasiem towarzyszył młodemu mistrzowi do końca wyścigu, wspomina, że wszyscy, także ci kolarze, którzy dawali z siebie wszystko na początku wyścigu, wierzyli, że pracują na medal. Na pomysł, że trzeba gonić ucieczkę i zabrać się do roboty od pierwszych rund, wpadł Michał Gołaś, który podjechał do dyrektora sportowego reprezentacji na konsultacje. - Ostateczną decyzję podjął Piotr Wadecki, ale zaproponowałem, by przejść na czoło peletonu, bo jeszcze kilka rund i możemy zapomnieć o medalu - opowiada klubowy kolega Kwiatkowskiego. I dodaje, że cały zespół zupełnie inaczej pracuje, gdy jest pewien formy lidera. A oni byli. - Cieszyłem się tak, jakbym sam wygrał - mówi Gołaś, który wjechał na metę ze łzami w oczach.
- Widać było, że Kwiatkowski jest bardzo mocny psychicznie. Jechał po zwycięstwo i ani przez moment nie odpuścił, choć pogoń Valverde i Gerransa była bardzo mocna - ocenia były kolarz Zenon Jaskuła. - Siła psychiczna jest równie ważna jak moc w nogach - dodaje trzeci kolarz Tour de France w 1993 r.

Z zamiłowania - gadżeciarz
To zaskakujące, ale gdy pytam o złoty medal Kwiatkowskiego, słyszę, że chyba z sukcesu żadnego innego zawodnika polski świat kolarstwa nie cieszyłby się bardziej. Dlaczego? Bo wszyscy go znają i lubią - taka odpowiedź pada najczęściej. - Hm, faktycznie większość kolarzy go lubi - zastanawia się głośno jego przyjaciel Michał Gołaś. - Wiadomo, że zawsze się znajdzie ktoś, kto myśli inaczej. Ale Michał raczej nie ma w peletonie wrogów i nieprzyjaciół.

O Kwiatkowskim z szacunkiem wypowiadają się też największe gwiazdy światowego peletonu - To kolarz, na którego zawsze trzeba uważać - mówił Chris Froome. - Jest groźny, zwłaszcza na czasówkach - komplementował go w kwietniu Alberto Contador.
- Wie pani, jaki to jest chłopak? - zagaja trener Cebula, nim jeszcze zdążę o to zapytać. I opowiada: - Byliśmy kiedyś na wyścigu w Czechach. Wracamy do hotelu, a tam awantura, bo ktoś nabałaganił i powypisywał na ścianach jakieś rzeczy. No i nie chcą nas wymeldować z hotelu. Wiem, że nie zrobili tego moi chłopcy, bo byli ze mną. Atmosfera robi się nieprzyjemna. W pewnym momencie łapią mnie za rękaw Michał Kwiatkowski i Łukasz Owsian : "Trenerze, niech się trener nie denerwuje, myśmy tam posprzątali, co nam szkodzi". On właśnie taki jest - podsumowuje z wyraźną sympatią w głosie.

Kwiatkowski bardzo strzeże swojej prywatności. Wiadomo, że jest bardzo związany z rodzeństwem, czasami na portalach społecznościowych publikuje swoje zdjęcia z małą siostrzyczką Mają i starszą Eweliną. Swoją narzeczoną pokazał światu dopiero po zdobyciu złotego medalu. Była na Okęciu, gdzie witali go kibice. Pani Agata kategorycznie nie chce rozmawiać z mediami: - Tak ustaliliśmy i tego nie zmienię - mówi z sympatycznym uśmiechem.

Kwiatkowski ma nietypowe jak na kolarza hobby. Uwielbia nowinki techniczne, komputery i smartfony. - Można powiedzieć nawet, że jest gadżeciarzem - śmieje się Gołaś. - Ale świetnie się na tym zna. Nawet się przy nim uwsteczniłem, bo jak coś nie działa, to wiadomo, że Michał sobie z tym poradzi - mówi torunianin, który traktuje Kwiatkowskiego jak młodszego brata.

W najbliższą niedzielę Gołaś znów będzie pomagał Kwiatkowskiemu. Razem wystartują w prestiżowym "Wyścigu spadających liści", Il Lombardia. - Jechałem tam już trzy razy, ale nigdy tego wyścigu nie ukończyłem. Czas w końcu to zrobić w koszulce mistrza świata - mówi Kwiatkowski. To będzie jego ostatni start w tym sezonie.

A wiosną znów z całą mocą rozgorzeje dyskusja, na czym właściwie powinien skupić się Kwiatkowski. Patrick Lefevere, jego dyrektor sportowy, zaraz po zdobyciu złotego medalu zapowiedział, że będzie namawiał Polaka, by na kilka lat porzucił marzenia o Tour de France i skupił się na klasykach oraz wyścigach tygodniowych. A w tym czasie schudnie - nawet sześć kilo i zacznie myśleć o wielkich tourach.

- Ja też kiedyś mu przypiąłem łatkę klasykowca. Ale powinien startować i wygrywać - mówi Zenon Jaskuła. - Nie można czekać i liczyć na to, że za dwa-trzy lata wygra się Tour de France. A co będzie, jak się wtedy nie wygra? Może powinien zmienić cykl przygotowań, nie startować w lutym czy marcu w najwyższej formie, tylko szykować ją na lipiec, jak inni. Doświadczony kolarz przypomina, że przecież Kwiatkowski był już jedenasty w Wielkiej Pętli. - Nie musi od razu wygrać. Niech będzie piąty, trzeci. I tak będziemy się bardzo cieszyć - kończy Jaskuła.

O to samo pytam trenera Cebulę. Klasyki czy wielkie toury? - Klasyk to błyśnięcie gwiazdy, tam może najlepiej zaprezentować swoje walory. Ale przecież Michałowi leży na sercu Tour de France, bo to najważniejszy wyścig w kolarstwie. Michał jest wszechstronny, nikt mu drogi do wielkich tourów nie zamyka. Zresztą to mądry chłopak i świetnie prowadzony. Z pewnością dobrze wybierze - podsumowuje doświadczony szkoleniowiec.

Wyścig Il Lombardia będzie można zobaczyć w niedzielę, 5 października na antenie Eurosportu. Transmisja bezpośrednia od godz.14.30

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl