Media publiczne ery PiS. PO ogłasza bojkot TVP, ale telewizja Jacka Kurskiego staje się problemem także dla części obozu prawicy

Witold Głowacki
Szefa TVP krytykują już nawet ludzie z otoczenia prezydenta Andrzeja Dudy. Ale Jacek Kurski i tak może spać spokojnie
Szefa TVP krytykują już nawet ludzie z otoczenia prezydenta Andrzeja Dudy. Ale Jacek Kurski i tak może spać spokojnie fot. Michał Dyjuk
Stosunek TVP do Pawła Adamowicza skupiał w sobie jak w soczewce całą paletę zarówno metod, jak i obsesji mediów publicznych pod rządami PiS. Nic nie wskazuje na to, by ten styl miał ulec zmianie.

Za pomocą telewizji można wykreować obraz, jaki się chce, bo społeczeństwo nie analizuje tego, co tam widzi, tylko przyjmuje jako prawdziwe - mówił prawie trzy lata temu, niedługo po objęciu rządów przez PiS, Jarosław Kaczyński. Szef PiS w tym samym wystąpieniu jasno określił rolę mediów publicznych w swojej strategii politycznej: mają stanowić „osłonę rządu” i stanowić „kanał dotarcia do Polaków z własnym przekazem”.

Dziś można śmiało powiedzieć, że ta wizja została w pełni albo i z naddatkiem zrealizowana. Media publiczne pod rządami PiS powróciły do zwyczajów z czasów peerelowskiego Radiokomitetu. Partia i rząd formułują linię polityczną, a zadaniem mediów publicznych jest sformułowanie odpowiedniego przekazu i wtłoczenie go do głów widzów - czyli wyborców.

Pierwsze kampanie propagandowe programów informacyjnych i telewizji publicznej pod rządami PiS miały miejsce już pod koniec 2015 roku. Pierwszymi politycznymi celami mediów publicznych byli sędziowie Trybunału Konstytucyjnego i działacze powstającego wówczas Komitetu Obrony Demokracji. Pod nieustannym ostrzałem znajdowała się już wtedy i znajduje dzisiaj parlamentarna opozycja. Kampania przeciw sędziom TK bardzo szybko została rozszerzona na ogół środowisk sędziowskich - i tak już pozostało. Z czasem obiektami zorganizowanych wielotygodniowych nagonek mediów publicznych zaczęły się stawać także inne środowiska niezwiązane bezpośrednio z polityką, a nawet pewne grupy zawodowe. Tak było z działaczami organizacji pozarządowych, które przez media publiczne były przedstawiane. Tak było z protestującymi lekarzami rezydentami, którzy stawali na głowie, by nie dopuścić do upolitycznienia swojego protestu i przeganiali polityków z miejsca, w którym strajkowali, ale i tak zostali potraktowani jako śmiertelni wrogowie rządu. Tak było z protestującymi w Sejmie opiekunami osób niepełnosprawnych - których pracownicy TVP filmowali dosłownie na okrągło, by później móc wybrać odpowiednie do emisji momenty, rzecz jasna, najbardziej niekorzystne dla protestujących. Tak było wreszcie z samorządowcami.

Czym mają być media publiczne według prezesa PiS? „Osłoną dla rządu”, „kanałem dotarcia do Polaków z własnym przekazem”

W ten sposób telewizja publiczna osiągnęła stan, który nie znajduje żadnych punktów odniesienia w historii Polski po 1989 roku. Owszem, media publiczne bywały politycznie stronnicze i za wcześniejszych rządów, owszem, swoje grzechy i grzeszki mają też na sumieniu największe stacje prywatne. Ale przekaz TVP w wydaniu Jacka Kurskiego można uczciwie porównywać jedynie z praktykami tej samej instytucji w czasach PRL.

Platforma Obywatelska ogłosiła we wtorek bojkot TVP - którego jak dotąd przestrzega. Ale media publiczne stały się problemem nawet dla części obozu prawicy. - Największym błędem TVP jest zaangażowanie się w wielki spór polityczny i ideologiczny, który rozdziela Polskę, a w którym telewizja publiczna stała się stroną - mówił w zeszłym tygodniu w wywiadzie dla „DGP” nie kto inny, a szef Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Witold Kołodziejski, powołany ponownie na tę funkcję w 2016 roku (był też szefem KRRiT w latach 2007-2010 i wówczas również zawdzięczał tę nominację PiS). Teraz coraz głośniej o tym, że jakąś przykrą niespodziankę dla prezesa TVP Jacka Kurskiego może szykować prezydent Andrzej Duda. Jego otoczenie sugeruje, że jeśli nie nastąpią w telewizji publicznej radykalne zmiany, w tym personalne, to prezydent zawetuje kluczową dla TVP tzw. ustawę o rekompensacie za abonament. W jej myśl media publiczne mają dostawać co roku około 1,26 miliarda złotych z budżetu, co uzasadniane jest tym, że zdecydowana większość Polaków od lat nie opłaca abonamentu RTV. Dlatego ewentualny nacisk ze strony Dudy może się okazać bardzo skuteczny. Czy nastąpi? - Myślę, że tak jak i wiele osób, tak samo pan prezydent jest krytyczny wobec tego, co się stało - mówił w rozmowie z RMF FM prezydencki rzecznik Błażej Spychalski.

Ostatecznym impulsem do tych wciąż nieśmiałych pohukiwań po stronie obozu władzy były oczywiście materiały emitowane przez TVP po śmierci Pawła Adamowicza - co w połączeniu ze stosunkiem telewizji publicznej do prezydenta Gdańska za jego życia wywiera wręcz przerażające wrażenie.

Wdowa po zamordowanym prezydencie Gdańska w mocnym wywiadzie dla TVN24 bez ogródek oskarżyła TVP o przyczynienie się do ukształtowania postawy zabójcy - Stefana W. - To jest odpowiedzialność TVP. Ja tak uważam. Mowa nienawiści, sposób pokazywania wpłynął na to, że zabójca wybrał Pawła na ofiarę. Mojego męża zabiły słowa - mówiła Magdalena Adamowicz.
Nie mamy żadnych podstaw, by wyciągać tak daleko idące wnioski jak wdowa po prezydencie Gdańska, i wywodzić jakikolwiek związek przyczynowo-skutkowy między przekazem TVP a motywacją zabójcy. Możemy się z nią jednak w pełni zgodzić w kwestii sposobu, w jaki Paweł Adamowicz był przedstawiany w mediach publicznych.

Bo stosunek TVP do Pawła Adamowicza skupiał w sobie jak w soczewce całą paletę zarówno metod, jak i obsesji mediów publicznych w epoce PiS. Adamowicz był regularnym antybohaterem głównych wydań „Wiadomości” oraz programów TVP Info. Przedstawiano go wyłącznie w negatywnym świetle. Jego nazwisko powracało nie tylko w ramach regularnego zwalczania przez media publiczne opozycji. Powracało i w ramach szczucia na uchodźców, i w kampaniach przeciw samorządowcom, i przy próbach politycznego dyskontowania afery Amber Gold, i wreszcie w trakcie ubiegłorocznej kampanii przed wyborami prezydenta Gdańska.

TVP nie zmieniła swojego stosunku do Adamowicza nawet po jego śmierci. Dzień po zabójstwie Pawła Adamowicza w „Wiadomościach” TVP można było zobaczyć zupełnie kuriozalny materiał o mowie nienawiści w polityce. Przypomniano w nim zabójstwo Marka Rosiaka z PiS przez, jak podkreślono, „byłego członka Platformy” Ryszarda Cybę. Przytoczono archiwalne wypowiedzi Donalda Tuska (o tym, że „PiS wyginie jak dinozaury”), Grzegorza Schetyny (o „współczesnej szarańczy”) i Radosława Sikorskiego (o „dorzynaniu watahy”). Nawet sekunda materiału nie została poświęcona brutalnym wypowiedziom polityków Zjednoczonej Prawicy. Nie było również żadnego uderzenia się w piersi ze strony TVP.

Dziennikarz Krzysztof Leski, który przez ostatnie lata codziennie utrwalał na Twitterze listę tematów „Wiadomości” TVP i sposoby ich realizacji, napisał: „Tylko w zeszłym roku, tylko w głównym wydaniu »Wiadomości TVP« było co najmniej 100 materiałów o Adamowiczu »kryminaliście, oszuście, łapówkarzu«, bez oddania głosu oskarżanemu”.

Nam udało się ich naliczyć „zaledwie” dziesiątki - pamiętajmy jednak, że rok ma ledwie 365 dni - i tyle też jest w jego przeciągu wydań „Wiadomości”. Przyjrzyjmy się temu, jak TVP traktowała Pawła Adamowicza, a zobaczymy cały wachlarz metod stosowanych przez media publiczne wobec polityków uznanych przez PiS za szczególnie groźnych rywali. Zobaczymy również, jak wiele tematów i wydarzeń stawało się do tego pretekstem.

Zacznijmy od kwestii uchodźców - pamiętając, że Adamowicz był zdeklarowanym zwolennikiem udzielenia im przez Polskę pomocy, całkowicie wbrew linii PiS. W 2016 roku, w programie „Minęła 20” na antenie TVP Info, wyemitowano materiał o powołanej przez Pawła Adamowicza gdańskiej Radzie Imigrantów. W jej skład weszło dwanaścioro mieszkańców Gdańska, m.in. z Czeczenii, Palestyny, Anglii, Niemiec, Tunezji, Ukrainy, Kolumbii, Kazachstanu, Uzbekistanu, Rosji i Syrii. Cały materiał o gdańskiej Radzie Imigrantów TVP Info zilustrowała ujęciami z zamieszek i scenami nielegalnego przekraczania granic.

„Kilkuminutowy materiał, autorstwa Jana Koraba, w głównym wydaniu serwisu informacyjnego telewizji publicznej poświęcono szczuciu na emigrantów. Nie omawianiu zjawiska, wskazywaniu problemów, pokazywaniu przyczyn - tylko właśnie szczuciu. Uchodźców pokazano jako groźne zwierzęta, które hordami ciągną ku Europie ośmielone zdradziecką postawą polityków PO” pisał po jednym z takich materiałów w „Newsweeku” historyk Piotr Osęka, badacz m.in. propagandy z okresu PRL.

Kiedy Adamowicz wraz z innymi prezydentami miast podpisywał (czerwiec 2017 roku) wspólną deklarację o współdziałaniu w migracji, TVP znów na okrągło zestawiała go ze zdjęciami z zajść ulicznych i płonących samochodów na Zachodzie Europy. - Niech sam sobie weźmie uchodźców - krzyczał internet. Dopiero po śmierci Adamowicza Ruch Solidarności z Ubogimi z Trzeciego Świata MAITRI ujawnił, że prezydent Gdańska od 17 lat wspierał jego działalność. Adamowicz poprzez „adopcję serca” wziął pod finansową opiekę trójkę dzieci w Rwandzie i Demokratycznej Republice Konga: Eveline z Kibeho, Louise z Rutshuru i Laurien z Nyakinama. „Adopcja serca” polegała na comiesięcznym wpłacaniu stałej kwoty na utrzymanie i wykształcenie dziecka w Afryce.

Adamowicz był oczywiście zwalczany przez TVP również w ramach stałego polowania na polityków opozycji. Pamiętamy, jak w TVP i TVP Info typowe dla telewizji informacyjnych obrazki, w których grupa reporterów z różnych mediów z różnym skutkiem stara się zadać politykowi pytania, stopniowo zastępowały wielominutowe pościgi pracowników TVP za czołowymi postaciami opozycji. Tego samego doświadczał również Paweł Adamowicz. „Ściganiem” prezydenta Gdańska zajmowali się najczęściej pracownicy gdańskiej TVP. „Skąd mieliście te pieniądze i skąd miał pan te mieszkania, niech pan odpowie, panie prezydencie!” - to motyw przewodni większości takich pościgów, rzecz jasna, chodziło tu o postępowanie w sprawie możliwych nieprawidłowości w oświadczeniu majątkowym Adamowicza. Zaznaczmy, że jest to jedyny związany z Adamowiczem temat, który budził głębokie wątpliwości również innych, niezwiązanych z obozem rządzącym, mediów.
Zgodnie z zasadą, że skuteczna propaganda musi mieć możliwie holistyczny charakter, prawie każdy materiał o Adamowiczu ilustrowano zdjęciem prezydenta Gdańska ciągnącego w żółtej kurtce samolot OLT Express. Po co? By nieustannie łączyć go z aferą Amber Gold - z komisją śledczą, z której sprawą PiS jeszcze rok temu wiązało ogromne polityczne nadzieje. „Dlaczego pan wspiera przestępczość w Gdańsku? Kto skorzystał na Amber Gold? Gdzie jest 800 mln?” wołał podczas kolejnego „pościgu” wyspecjalizowany w pogoniach za Adamowiczem pracownik gdańskiej TVP Łukasz Sitek.

Była wreszcie kampania wyborcza, w której stałe wsparcie od mediów publicznych otrzymywał konkurent Adamowicza z PiS Kacper Płażyński - podobnie jak miało to miejsce w przypadku wyborczych batalii we wszystkich dużych polskich miastach. Kolejne materiały „poświęcone” Adamowiczowi i jego „zbrodniom” nie zawierały wypowiedzi prezydenta Gdańska, za to niemal zawsze znajdowano czas antenowy na komentarz jego kontrkandydata. „Dlaczego nie stanie pan po stronie mieszkańców Gdańska?” mógł więc zawołać na antenie TVP Płażyński, gdy stacja oskarżała Adamowicza o spowodowanie katastrofy ekologicznej (spusty ścieków do Motławy). „Jesteśmy zakładnikiem areny wojennej, którą prowadzi prezydent Adamowicz” - mógł powiedzieć Płażyński, gdy toczył się w Gdańsku spór o obecność żołnierzy podczas rocznicowych uroczystości na Westerplatte. W tym samym materiale TVP oskarżała Adamowicza o propagowanie nazizmu i budowę kultu historycznego Wolnego Miasta Gdańsk. Przy okazji wrześniowego materiału „Wiadomości” TVP o „układzie deweloperskim”, w którym rzekomo miał uczestniczyć Adamowicz, Płażyński dostaje nawet możliwość wygłoszenia małego przemówienia: „ ze swojej strony deklaruję, że moja prezydentura będzie oparta naprawdę na dialogu z mieszkańcami Gdańska, będzie oparta o współpracę i o rozmowy z każdym, również z tymi, którzy mają odmienne poglądy ode mnie. Żałuję, że pan prezydent Adamowicz tej zasadzie się nie oddaje” - tak wygląda komentarz Płażyńskiego do materiału teoretycznie informacyjnego.

Przekaz TVP w wydaniu Jacka Kurskiego można porównywać jedynie z przekazem TVP w czasach PRL

Paweł Adamowicz został zasztyletowany podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Inicjatywa charytatywna Jerzego Owsiaka również pozostawała nieustannym obiektem krytyki ze strony TVP. Nawet w dniu zabójstwa Adamowicza w TVP można było zobaczyć urywki wyrwanych z kontekstu wypowiedzi Owsiaka, z których miało wynikać, że niespecjalnie - czy też w ogóle przejął się tragedią. Tuż przed zabójstwem - i tuż przed finałem WOŚP - Owsiak stał się z kolei antybohaterem tzw. plastusiowej dobranocki Beaty Pieli, emitowanej cyklicznie w programie „Minęła 20” na antenie TVP Info. Przedstawiono go jako kukłę stworzoną przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Na rozkaz byłej prezydent Warszawy (tego, dlaczego to akurat ona ma być „władczynią” Owsiaka, plastusiowa dobranocka nam nie wyjaśnia) kukła zwozi jej małą ciężarówką góry banknotów. Ponieważ na jednym z nich widać było podobiznę Lecha Kaczyńskiego i gwiazdę Dawida, tym razem nie skończyło się na samym oburzeniu sympatyków Owsiaka. Pracownik TVP Michał Rachoń został odsunięty od prowadzenia „Minęła 20” i „Woronicza 17”. Został zastąpiony przez Adriana Klarenbacha. Następca Rachonia zdążył się już od tego czasu wsławić słowami „Jaka śmierć, takie życie - być może to jest odważna teza” o Pawle Adamowiczu. Oddajmy mu jednak sprawiedliwość - przeprosił za to.

Dodajmy za to, że wcześniej w innym filmiku z „plastusiami”, wyemitowanym przez TVP Info, wystąpiła również kukiełka Pawła Adamowicza. Został przedstawiony jako oszust ze stertą pieniędzy i zegarków.

Ale kampania skierowana przez TVP przeciw Owsiakowi i WOŚP nie kończy się, ani nie zaczyna na nieszczęsnych „plastusiach”. Dwa lata temu montażyści TVP dosłownie wymazali serduszko WOŚP z płaszcza wypowiadającego się na antenie stacji Arkadiusza Myrchy z PO. Prezes TVP Jacek Kurski potrzebował 4 miesięcy na przedstawienie wyjaśnienia, dlaczego do tego doszło. „Materiał z wymazaną plakietką powstał jako jedna z przygotowanych wersji montażowych, opracowanych na wypadek uznania, że materiał wyjściowy zawiera elementy promocji działań lub instytucji, mogącej nosić cechy kryptoreklamy. Do emisji przedmiotowego materiału doszło w wyniku pomyłki realizatora” - tak tłumaczył się wtedy prezes TVP.

Nie przeszkadzało to jednak TVP w wielokrotnych atakach na WOŚP. Podobnie jak w wypadku materiałów poświęconych Adamowiczowi, również one miały możliwie holistyczny charakter, nazwisko Owsiaka powracało w mediach publicznych w niezliczonych negatywnych kontekstach, niekiedy bardzo odległych od obszarów zwykle kojarzonych z szefem WOŚP.

W obu wypadkach - i Adamowicza, i Owsiaka - przekaz mediów publicznych roznosił się mocno zwielokrotnionym echem po przestrzeni publicznej, przede wszystkim w sieci, korespondował również doskonale z wypowiedziami najostrzejszych harcowników PiS. Dlaczego? Bo tak jak w każdym innym wypadku - opozycji, samorządowców, uchodźców, opiekunów niepełnosprawnych, lekarzy rezydentów, sędziów etc., etc., był on ścisłą realizacją linii wyznaczanej przez kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości. Dlatego też najpewniej Jacek Kurski może spać spokojnie - nic nie wskazuje na to, żeby w obszarze mediów publicznych miało dojść do jakiejkolwiek głębszej korekty. „Osłona dla rządu” i „kanał dotarcia do Polaków z własnym przekazem” są dla Prawa i Sprawiedliwości zbyt ważne, by z nich rezygnować, lub też osłabiać ich przekaz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl