Mateusz Morawiecki uwiarygadnia PiS w świecie biznesu. Jak szef banku trafił do rządu Szydło?

Anita Czupryn, Katarzyna Kaczorowska
Historyk, bankowiec, ekonomista. W rządzie Beaty Szydło Mateusz Morawiecki, syn legendy Solidarności - Kornela Morawieckiego - został wicepremierem
Historyk, bankowiec, ekonomista. W rządzie Beaty Szydło Mateusz Morawiecki, syn legendy Solidarności - Kornela Morawieckiego - został wicepremierem Fot. Tomasz Bołt
Dlaczego PiS zaufał Mateuszowi Morawieckiemu, powierzając mu tekę wicepremiera i superministra? Dlaczego Mateusz Morawiecki przyjął propozycję PiS? W jaki sposób ambicje byłego bankowca i wizja Polski prezesa Jarosława Kaczyńskiego znalazły wspólne podłoże.

Jest 6 listopada, trwa uroczysta gala magazynu „Polish Market” - przyznanie Honorowych Pereł za wybitne osiągnięcia. Wśród grona nagrodzonych laureatów znalazł się też Mateusz Morawiecki. Ale jego samego na gali nie ma. Został pilnie wezwany na ważne rozmowy. - Dzisiaj już wiem, że pewnie były to rozmowy dotyczące wejścia do rządu - przyznaje prof. Andrzej Wiszniewski, działacz Solidarności Walczącej i szef Komitetu Badań Naukowych w rządzie Jerzego Buzka. I nie kryje radości: - Wszyscy wiedzą, że mi z PiS-em jest nie po drodze. A polskiej gospodarce potrzeba ludzi z wiedzą, fachowców, nie pokrzykiwaczy. I tu akurat Mateusz Morawiecki jest idealnym kandydatem na wicepremiera. To naprawdę dobra decyzja i daje nadzieję, że temu rządowi jednak może się udać to, co planuje w sferze gospodarczej - mówi wprost Wiszniewski, wychwalając zalety wicepremiera: - Odpowiedzialny, uczciwy i piekielnie pracowity, ale chyba zbrzydła mu polityka, gdy był radnym sejmiku, bo po jednej kadencji zdecydowanie poświęcił się biznesowi. Cóż, najwyraźniej polityka sama sobie o nim przypomniała - konstatuje Wiszniewski. Sam Kornel Morawiecki pytany dwa tygodnie przed wyborami, czy widzi swojego syna Mateusza w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, mówił: - Bardzo bym chciał, bo ma do tego wszelkie dane. Jest dobrze przygotowany do pełnienia służby publicznej, ale czy tak się stanie? mam wrażenie, że to pojawienie się jego nazwiska jest próbą spalenia jego kandydatury. Nie miał racji. Nominacja Mateusza Morawieckiego na stanowisko wicepremiera i szefa kluczowego resortu rozwoju w rządzie PiS (będzie nadzorować ministerstwa gospodarki, rozwoju i skarbu) stała się przedmiotem wielu analiz, dywagacji, spekulacji i teorii. Wielu zastanawia się, jak to się stało, że Jarosław Kaczyński zaufał człowiekowi, który był przecież ekspertem u premiera Tuska? Inni - dlaczego Mateusz Morawiecki, bankowiec z imponującą pensją, na dodatek syn legendarnego opozycjonisty, który po wyborach zasiadać będzie w ławach opozycji, powiedział prezesowi PiS „tak”?

Tymczasem odpowiedź na te dwa pytania wydaje się być prosta i oczywista - rządy bywają różne, ale gospodarka jest jedna. I jedna jest Polska, a jeśli prześledzi się karierę i dokonania Mateusza Morawieckiego, widać, że układa się ona w ścieżkę państwowca i szczerego patrioty.

Mateusz Morawiecki daje nadzieję, że rządowi PiS może się udać to, co planuje w sferze gospodarczej

Morawiecki, wychowany w na wskroś patriotycznej rodzinie, niemal dziecięciem jeszcze będąc, angażował się w działalność antykomunistyczną i opozycyjną. Przyjaciele jego ojca - Kornela Morawieckiego - z lubością wspominają, jak kilkuletni Mateusz, siedząc w pokoju na podłodze, składał podziemne gazetki, przysłuchując się rozmowom dorosłych. A były to, ma się rozumieć, rozmowy o Polsce wolnej, niepodległej i o walce z komunistycznym reżimem. W stanie wojennym zasłynął z malowania antykomunistycznych napisów na murach, zrywania komunistycznych flag, rozwieszania transparentów, rozklejania plakatów i ulotek, druku i kolportażu podziemnych pism, oraz demonstracji organizowanych przez wrocławską opozycję Represje ze strony ówczesnej władzy dotknęły go, gdy był jeszcze uczniem - kilkakrotnie był pobity, wzywany na przesłuchania (głównie w sprawie ukrywającego się przed bezpieką ojca), gdzie grożono mu bronią i wyrządzeniem krzywdy matce i siostrom; zatrzymywany, w jego domu przeprowadzano rewizje. Sam, by uniknąć kolejnego zatrzymania, w czasie matury „ukrył się” w szpitalu, skąd wychodził w towarzystwie świadków tylko na egzaminy. Zaangażował się w „Solidarność Walczącą”, jaką założył jego ojciec, działał też w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Na studiach wybrał historię i jak opowiada prof. Włodzimierz Suleja, były szef IPN we Wrocławiu i jego akademicki nauczyciel, był wyróżniającym się studentem. - Nie chcę nadużywać słowa wybitny, ale na pewno należał do czołówki. Pracę magisterską pisał u nieżyjącego już prof. Wojciecha Wrzesińskiego, poświecił ją Solidarności Walczącej. Była nietypowa, bo oparta nie tylko na skąpych źródłach oficjalnych, ale przede wszystkim na relacjach, jakie zebrał - mówi w rozmowie z „Polską” prof. Suleja. Lista tych relacji jest obfita. O Solidarności Walczącej opowiadali m.in. i Władysław Frasyniuk, i Sławomir Bugajski, i Karol Modzelewski, Józef Pinior, i jego nauczyciel akademicki Władysław Suleja, a także jego ojciec, Kornel Morawiecki. Tą pracą, jak głosi opinia, udało mu się przełamać opór wobec postrzegania Solidarności Walczącej jako swoistego rodzaju terrorystów, czy radykałów.
Po obronie pracy magisterskiej nie spoczął na laurach, ale kształcił się dalej: studia z zakresu Business Administration na Politechnice Wrocławskiej i Central Connecticut State University(1993), dyplom MBA na Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu (1995). Ukończył także studia podyplomowe z zakresu prawa europejskiego i ekonomiki integracji gospodarczej na Uniwersytecie w Hamburgu (1995). Lata 90. przyniosły nowe możliwości i Mateusz Morawiecki rzucił się w nurt biznesu. Współtworzył firmę wydawniczą Reverentia, został redaktorem gazety „Dwa Dni”, pracował jako menadżer odpowiedzialny za marketing i finanse w przedsiębiorstwach konsultingowych i wydawniczych. W 1995 odbył staż w Deutsche Bundesbanku. Tam poznawał tajniki nadzoru kredytowego i nadzoru nad rynkami finansowymi W latach 1996-1997 prowadził projekty badawcze w zakresie bankowości i makroekonomii na Uniwersytecie we Frankfurcie nad Menem. W 1998 został zastępcą dyrektora Departamentu Negocjacji Akcesyjnych w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Był członkiem zespołu ministerialnego negocjującego warunki przystąpienia Polski do Unii Europejskiej w kilku obszarach. W 1997 wraz z Frankiem Emmertem opublikował Prawo Europejskie, podręcznik z zakresu prawa unijnego i ekonomiki integracji gospodarczej. W latach 1998-2001 był członkiem rad nadzorczych Zakładu Energetycznego Wałbrzych i Agencji Rozwoju Przemysłu. Przez cztery lata był radnym sejmiku dolnośląskiego z list AWS. Od 1998 roku związał się z Bankiem Zachodnim. Początkowo jako doradca prezesa zarządu, potem dyrektor, po połączeniu Banku Zachodniego i WBK został członkiem zarządu Banku Zachodniego WBK, by w maju 2007 roku objąć stanowisko prezesa. „Forbes” pisał wtedy: „Syn znanego opozycjonisty okazał się czarnym koniem w wyścigu do fotela prezesa zarządu BZ WBK. Mateusz Morawiecki pokonał sześciu silnych konkurentów”. - To, że ma też wykształcenie humanistyczne, wedle mojej prywatnej opinii, bardzo mu pomaga. Jak się okazuje, wykształcenie historyczne, również w obszarach finansowych, jest bardzo przydatne, rozszerza horyzonty, daje umiejętność dostrzegania kontekstu - uważa prof. Suleja.

Od kiedy Morawiecki zaczął kierować Bankiem Zachodnim WBK, to właśnie ta instytucja stała się bodajże głównym mecenasem w Polsce, wspierającym wszelkie inicjatywy, których celem jest upamiętnianie polskiej historii i narodowych bohaterów. Patriotyczne wystawy, rekonstrukcje, publikacje, filmy, pomniki Żołnierzy Wyklętych - na Dolnym Śląsku wszyscy wiedzą, kto finansuje te ambitne przedsięwzięcia. Jak wieść niesie, Antoni Krauze nie mógłby zrealizować swojego filmu „Czarny czwartek”, gdyby nie pomoc Mateusza Morawieckiego. Nic więc dziwnego, że instytucja, którą kierował Morawiecki zwana była, o czym mówią liczne świadectwa zaangażowanych twórców - „ministerstwem polskiej kultury i dziedzictwa narodowego”.

Kiedy w 2010 roku Donald Tusk poprosił go, aby wszedł w skład Rady Gospodarczej przy premierze, radził się ojca. - Premier prosi, więc jeśli możesz, to pomóż - powiedział mu Kornel Morawiecki. Ale w następnej kadencji - już premierowi odmówił. Politycy PiS przypominają, że już wcześniej prezydent Lech Kaczyński zwrócił uwagę na wyróżniającego się prospołeczną i państwową postawą Morawieckiego juniora. Jak niedawno ujawnił w jednym z programów Adam Bielan, Morawiecki był eksperckim zapleczem PiS i wyliczenia, jakie przedstawiała partia Jarosława Kaczyńskiego odnośnie spraw gospodarczych, były w efekcie wyliczeniami samego Morawieckiego. - To znaczy, że działał na dwa fronty? - zapytała dziennikarka prowadząca program, stając się niejako przy okazji wyrazicielką opinii wszystkich tych, którym trudno mieści się w głowie, że można działać na rzecz państwa, bez konieczności opowiadania się za taką, czy inną partią. A wydaje się, że to jest właśnie klucz do zrozumienia motywacji Mateusza Morawieckiego. - Myślenie kategoriami ekonomicznymi wyklucza myślenie kategoriami politycznymi czy ideologicznymi - mówi politolog prof. Kazimierz Kik.

Media ekscytują się tym, że przyjmując propozycję wejścia do rządu Beaty Szydło, Morawiecki rzucił pracę z pensją 3,6 miliona złotych rocznie (czyli 300 tysięcy miesięcznie), zamieniając ją na pensję ledwo kilkanaście tysięcy złotych brutto, bo tyle wynosi gaża wicepremiera rządu. A to oznacza, że nie o pieniądze mu chodzi.

- W biznesie osiągnął już chyba wszystko i wysoki standard życia również. To, że przyjął propozycję PiS oznacza, że jest człowiekiem ambitnym. Ambitni podejmują nowe wyzwania. To naturalny odruch - tłumaczy prof. Kazimierz Kik. Uważa przy tym, że jako człowiek związany jednak z kapitałem międzynarodowym (BZ WBK należy dziś do Santandera), Morawiecki dla tego kapitału stanowi gwarancję, że interesy tego kapitału nie będą na szwank wystawione. - Daje światu kapitału obcego gwarancje - na płaszczyźnie socjalnej będziemy oczywiście próbowali zrealizować część programu socjalnego, ale w gospodarce PiS ma swoją Zytę Gilowską. To wygląda jak powtórka z sytuacji, kiedy w 2006 roku Lech Kaczyński powołał Gilowską na stanowisko wicepremiera i ministra finansów. Była liberalnym ekonomistą. Obecna sytuacja zgodna jest z tradycją PiS. Plany i programy można mieć bardzo różnorodne, ale na ziemi trzeba stać obiema nogami. Morawiecki jest też gwarantem dla rządu PiS i Jarosława Kaczyńskiego osobiście, że gospodarka się nie wywróci, bo na jej czele stoi osoba racjonalna, w miarę obiektywna, i stanowi równowagę dla szeregu innych działań i ideologów, którzy będą chcieli realizować sprawy socjalne. Morawiecki uwiarygadnia więc ekonomicznie i finansowo rząd PiS w świecie biznesu. No i po ogłoszeniu jego nazwiska giełda się nie zachwiała, co wskazuje, że to była trafna decyzja - mówi prof. Kik.
Jeśli chodzi o motywacje prezesa Jarosława Kaczyńskiego to one też są jasne, choć różni ludzie różnie je widzą. Można widzieć tak, jak Jacek Kurski, który publicznie mówi o „iluminacji prezesa PiS”, która to iluminacja rozpoczęła się już w momencie, kiedy wytypował Andrzeja Dudę na kandydata na prezydenta. Można widzieć to, jak posłanka Krystyna Pawłowicz, dla której każda decyzja jaką podejmie Jarosław Kaczyński jest najlepsza, bo to on ją podjął. Te z lekka nabożne powody wykazują jednak dużą dozę irracjonalności, czego o Jarosławie Kaczyńskim w żadnym razie powiedzieć nie można. Po pierwsze, jak uważa prof. Kik, osoba Morawieckiego wskazuje, że ten rząd, tak negatywnie kreślony przez Platformę i tak zwany salon okazuje się nie takim złym wilkiem, jak próbują go malować. Po drugie - Jarosław Kaczyński również myśli w kategoriach gwarancji dla świata kapitału. Jemu również chodzi o to, aby nie było negatywnych tendencji na giełdzie, ani gwałtownych zachowań, jeśli chodzi o inwestycje w Polsce.

W analizie Pawła Strawińskiego z „Forbes” znalazła się jeszcze jedna motywacja: Morawiecki miałby też równoważyć partyjny beton, który zasiadł w rządzie w postaciach Antoniego Macierewicza, Zbigniewa Ziobry i Mariusza Kamińskiego. Ale czy tak faktycznie jest? Politycy PiS tłumaczą, że Macierewicz, Ziobro i Kamiński otrzymali w tych wyborach wysoki mandat społeczny, to wyborcy ich wybrali.

Inną sprawą i znacznie ciekawszą jest, w jaki sposób nowy wicepremier będzie godził własną wiedzę, doświadczenie i wizję z programem PiS. Dobrze wie, co znaczy być solidarnym („Forbes” przypomina, że w czasie kryzysu, jako jedyny prezes banku w Polsce obciął sobie pensję). Dbał o pracowników, dzięki czemu uniknęli zwolnień zarówno w kryzysowym 2009 roku, jak i po połączeniu BZ WBK z Kredyt Bankiem. Stawia na rozwój i innowacje, co pokrywa się z wizją Jarosława Kaczyńskiego. Jak bowiem całkiem niedawno Andrzej Urbański w rozmowie z „Polską” podkreślał, wręcz obsesją Jarosława Kaczyńskiego stało się to, by Polska dogoniła zachód w dwa lata. - Tym, co najbardziej ekscytuje prezesa Jarosława Kaczyńskiego, jest to, co powiedział w Szczecinie: „Chcemy jak najszybciej dogonić Zachód”. A to oznacza, że on chce w ciągu dwóch lat powrócić do 7-proc. PKB. Czyli zacząć dwukrotnie szybciej doganiać Zachód, niż to się działo za premiera Donalda Tuska. To jest obsesja prezesa. On zostawił w 2007 roku 7 proc. I nigdy się Donaldowi Tuskowi nie udał się taki wynik, co najwyżej 3 proc., może 3,1 - mówił Andrzej Urbański. Teraz widać, że chce to zrobić z pomocą Morawieckiego.

Sam Morawiecki, choć powstrzymuje się od publicznych wypowiedzi do czasu oficjalnej nominacji, tuż przed ogłoszeniem składu rządu, 7 listopada wygłosił mowę, którą media podchwyciły i zatytułowały jako jego małe expose. Morawiecki, który często lubi odwoływać się do historii, zacytował wówczas słowa marszałka Józefa Piłsudskiego: - Józef Piłsudski powiedział kiedyś takie słowa pamiętne, że Polska będzie albo wielka, albo nie będzie jej wcale. Silna gospodarka musi polegać na budowie polskiego kapitału - i dodał: 90 miliardów złotych rocznie wypływa z Polski legalnie. I w tych słowach również może zasadzać się sedno decyzji prezesa - skąd wziąć pieniądze na sfinansowanie programu PiS. Ale niekoniecznie będzie to łatwe. Mateusz Morawiecki to silna osobowość, ci, co go znają, mówią nawet, że jest nieugięty. Podobnie widzi to profesor Kik. - To rząd dużych nadziei socjalnych, ale jednocześnie skrępowany silną osobowością i kompetencją Morawieckiego, który się nie ugnie. On nie jest tu klientem, człowiekiem Kaczyńskiego,. Jest osobowością niezależną i jest raczej wartością dla Kaczyńskiego, niż odwrotnie. Może się więc okazać, że od środka ten rząd będzie sparaliżowany - wróży politolog. Z kolei Mirosław Jasiński, były wojewoda wrocławski w latach 1991-1992, pytany o Mateusza Morawieckiego uśmiecha się. - Nie pali. Bardzo kocha żonę i dzieci. Porządny, z kościami. Pracowity. No i ta wyobraźnia, bo w polityce bez wyobraźni niczego nie da się ani zrobić, ani osiągnąć.

To dzięki tej wyobraźni, kiedy Jasiński był wojewodą, powstał przy Urzędzie Wojewódzkim specjalny zespół przygotowujący tutejsze PGR-y na prywatyzację. - Morawiecki i Jagiełło, dzisiejszy prezes PKO BP, jeździli po tych pegeerach i robili szkolenia, między innymi z zupełnie nieznanego wtedy u nas programu o nazwie Excell. Kiedy panie pracujące w księgowościach przedsiębiorstw rolniczych przyszły potem do BGŻ, to tamci bankowcy oniemieli, że są takie wyszkolone. Dlatego też, u nas ta prywatyzacja wyglądała zupełnie inaczej niż na Pomorzu Zachodnim. Żeby jednak wpaść na pomysł takich szkoleń, trzeba nie tylko chcieć je zrobić, ale przede wszystkim trzeba mieć otwarta głowę i myśleć inaczej niż wszyscy dookoła - mówi. A to akurat 47-letni dziś Mateusz Morawiecki opanował doskonale.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl