Mateusz Morawiecki: Afera taśmowa powinna być dawno wyjaśniona. Żałuję pewnych słów, które tam padły [WYWIAD]

Paweł Siennicki
Morawiecki: Przewodniczący Tusk stoi po jednej stronie sporu, nie chce reformy sądownictwa, nie chce zrozumieć naszych racji i podgrzewając atmosferę, utrudnia osiągnięcie kompromisu
Morawiecki: Przewodniczący Tusk stoi po jednej stronie sporu, nie chce reformy sądownictwa, nie chce zrozumieć naszych racji i podgrzewając atmosferę, utrudnia osiągnięcie kompromisu Bartek Syta
- Afera taśmowa powinna być już dawno wyjaśniona. Koniec i kropka. Ale w tej sprawie widać niebezpieczną dla państwa siłę mainstreamowych mediów w kreowaniu nowej rzeczywistości - mówi w rozmowie z "Polską" premier Mateusz Morawiecki.

Kampania PiS opiera się na Panu. Rozumiemy, że dlatego mówi Pan tak często o skutecznej walce z wyłudzaniem VAT, o 500 plus, „srebrach rodowych” w rękach państwa, a dużo mniej o samorządach. Ale czy nie był to błąd? Nie o to chodzi w tych wyborach.
Nasza kampania jak najbardziej jest na temat samorządów i życia ludzi w małych ojczyznach. Nasze samorządowe pięć punktów to program europeizacji wsi, średnich i małych miast. Kraków czy Wrocław nie tak bardzo różnią się już od przeciętnego miasta hiszpańskiego czy francuskiego. A my mówimy o modernizacji, o standardzie życia w tej części Polski, która pozostaje wciąż bardziej zaniedbana. Olkusz jest tak samo ważny jak Kraków, a Łuków jest tak samo ważny jak Lublin. Rozwój gospodarczy musi realnie przekładać się na podnoszenie jakości życia ludzi, a tego brakowało w pierwszych 25 latach wolnej Polski.

Zostaje jednak głównie ta narracja o sukcesach rządu.
Powtarzaliśmy o tej naszej piątce setki razy, ale może to temat mniej polaryzujący i elektryzujący, dlatego trudniej się z nim przebić. A ja jestem autentycznie dumny z naszego programu samorządowego. Z internetu szerokopasmowego dla każdej gminy czy szkoły, z funduszu na remonty dróg lokalnych, z odbudowy transportu lokalnego dla ludzi, z budżetu obywatelskiego, który przecież jest ściśle powiązany z odbudową społecznego kapitału, z oddolną demokracją. To są kolejne projekty zmieniające Polskę.

Dobrze, zatem gdyby na ostatniej prostej kampanii chciałby Pan coś dodać, co by Pan powiedział Polakom?
Miejmy świadomość tego, że to właśnie w samorządach jest najwięcej ludzi mających realną władzę. Wybierajmy tych, którzy – symbolicznie rzecz ujmując – zaczynają inwestycje miesiąc po wyborach, a nie miesiąc przed wyborami. Polski lokalnej, samorządowej nie stać na to, żeby przypominać sobie o niej raz na pięć lat. Jeśli chcemy w pełni wykorzystać potencjał rozwojowy Polski, to w samorządach muszą być odpowiedzialni, ambitni i pracowici gospodarze. Moim zdaniem, głos oddany na kandydatów Prawa i Sprawiedliwości to jest właśnie głos za szybszym rozwojem i prawdziwą modernizacją kraju.

Jak Pan widzi ustrojowe miejsce samorządu? Koalicja Obywatelska mówi o pogłębianiu samorządności, chce nawet likwidować urząd wojewody czyli przedstawiciela rządu w terenie. PiS jest posądzany o skłonności centralistyczne, kilka razy odbierał samorządom uprawienia, dopóki prezydent Duda nie zahamował tego wetując ustawę o samorządowych izbach obrachunkowych. Jak jest zatem z samorządem w Polsce - jest go za mało, za dużo, w sam raz?
Jedna polemika: poprawiając instytucję regionalnych izb obrachunkowych, nie odbieraliśmy samorządom uprawnień. Chcieliśmy tylko skończyć z sytuacją, kiedy samorządy kontrolowały się same. A co do istoty – uważam, że samorządu jest, jak pan powiedział, „w sam raz”. Trzeba żeby był sprawniejszy, uczciwszy, ale nie należy mu ani powiększać kompetencji, ani odbierać. Warto pamiętać, że to my powiększyliśmy zasadniczo budżety samorządów uszczelniając pobór CIT i PIT. Dzięki uszczelnieniu, samorządy wojewódzkie w latach 2016-2018 mają 2,2 mld złotych więcej w swoich budżetach z PIT i CIT! W rozbiciu na województwa to setki kilometrów nowych dróg. A wiecie panowie, ile wzrosły dochody z PIT i CIT dla samorządów województw za PO-PSL? 142 mln, 16 razy mniej niż u nas tylko w trzy lata. Jest różnica? Na poziomie krajowym, dzięki uszczelnieniu możemy wydawać duże sumy na politykę społeczną, a w likwidacji zjawiska ubóstwa dzieci wyprzedziliśmy niektóre kraje starej Unii.

Czyli jeśli ktoś powie: PiS chce okrajać uprawnienia samorządu, to Pan zaprzeczy?
Tak. Nie mamy takiej woli.

A pomysły Koalicji Obywatelskiej na samorząd jeszcze bardziej samorządny?
W 15 na 16 województwach rządzi od ponad dekady koalicja PO-PSL. W ciągu 10 lat zatrudnienie w Urzędach Marszałkowskich wzrosło ponad 2-krotnie, z 7 do 17 tysięcy, dług samorządów wojewódzkich wzrósł 3-kronie z 2 do 6 miliardów złotych. To są dobrzy gospodarze? Inna sprawa - o problemie uchodźców powinien decydować suweren, naród, a nie poszczególni prezydenci miast czy urzędy marszałkowskie. To dotyczy także wielu innych dziedzin i instytucji, choćby kolei. Podam panom przykład: wprowadzamy jednolity bilet kolejowy, a tu nagle marszałek sejmiku dolnośląskiego to oprotestowuje. W czyim interesie? Na pewno nie zwykłego Polaka.
Zatem czy nie żałuje Pan sugestii, że jeśli wyborcy wybiorą na samorządowe urzędy ludzi Zjednoczonej Prawicy, będzie im łatwiej współpracować z rządem, dostawać od niego pieniądze? Przecież to pobrzmiewa politycznym szantażem.
Nic podobnego. Stawiamy na sprawność, uczciwość. Zjechałem w tej kampanii całą Polskę, rozmawiałem z tysiącami ludzi. I niejednokrotnie, na poziomie Polski powiatowej, ludzie opowiadali mi o miastach, miasteczkach, powiatach opanowanych przez sitwy. Aż korci człowieka, żeby to przewietrzyć. Owszem mówiłem, że ze sprawniejszymi i uczciwszymi samorządami będzie nam się współpracowało lepiej. Ale nie jest tak, że w tej kadencji nie współpracowaliśmy z tymi, gdzie dominowały inne ugrupowania. Łatwo to sprawdzić.

Kiedy Pan został premierem, odebrano to tak: PiS chce pozyskać wyborców, których nie ma, albo stracił po roku 2015. Tymczasem Pan jeździł głównie po wsiach i małych miasteczkach. Zrezygnowaliście z dużych miast?
Nie, choć walka polityczna o wielkie miasta jest dla nas trudniejsza, to prawda. Ale ja byłem w każdym mieście wojewódzkim w ostatnich kilku miesiącach, co najmniej dwa razy. Zarazem ludzie w mniejszych ośrodkach często nie widzieli przez lata liderów krajowej polityki. Odwiedziłem w sumie około 170 miejsc. Te spotkania wiele mi dały, bo była to swoista księga oczekiwań i nadziei Polaków Anno Domini 2018.

Jaki wynik będzie Pana zadowalał w tych wyborach?
Lepszy niż cztery lata temu. Wykonaliśmy w terenie wielką pozytywistyczną pracę. Wierzę, że to przyniesie sukces. Prognozować jednak nie będę, bo wierzę w zasadę, że najlepszym sposobem przewidywania przyszłości jest jej tworzenie. Jestem przekonany, że stworzyliśmy mocne podwaliny pod dobry wynik wyborczy.

Ile sejmików wojewódzkich powinniście zdobyć, żeby powiedzieć: to sukces? Teraz PiS rządzi tylko w jednym sejmiku.
Na pewno wygramy w większej liczbie sejmików. Proszę się nie martwić.

Nasze państwo było za rządów PO dziurawe jak durszlak. Ich polityka zbierania podatków to był jeden krok w przód i dwa w tył, jak w tangu argentyńskim

Ale o ile więcej?
Będziemy po wyborach rozmawiać w sejmikach z różnymi potencjalnymi koalicjantami. Mimo tego języka nienawiści o „kordonie sanitarnym”, o „depisizacji”, a ostatnio o „szarańczy”. Ale poczekajmy na rozkład głosów.

Na tej kampanii zaciążyła jednak kwestia nagrania Pana wypowiedzi w restauracji „Sowa i przyjaciele”. Państwo polskie jest za słabe żeby sobie z tym poradzić? Wezwał Pan ministra sprawiedliwości i koordynatora służb, aby to ostatecznie wyjaśnili?
Zgadzam się, że to powinno być dawno wyjaśnione. Koniec i kropka. Ale o czym my rozmawiamy, co jest tą rzekomą sensacją? Moje wypowiedzi były już kiedyś publikowane, „Newsweek” poświęcił im kilka stron. Teraz to jest odgrzewane. Widać tu niebezpieczną dla państwa siłę mainstreamowych mediów w kreowaniu nowej rzeczywistości.

Żałuje Pan swoich słów?
Żałuję pewnych słów, zwłaszcza przekleństw. Zwracam uwagę, że mówimy o rzekomych rewelacjach opublikowanych dwa i pół roku temu. Nikt się wtedy tym nie interesował, chociaż byłem już wicepremierem. Wyrywanie poszczególnych zdań z kontekstu powoduje, że z igły robi się widły.

A czy istnieje jakieś inne nagranie? I czy ono nie wypłynie na przykład podczas kampanii parlamentarnej?
Nie mam takich obaw. Kilka razy byłem w tej restauracji jako osoba prywatna, ale nie pamiętam niczego, czego miałbym się wstydzić.

W tym co Pan mówi w restauracji nie ma niczego nagannego? Platforma chciała Panu stawiać zarzuty przed prokuraturą – zwłaszcza za pomysł finansowania Aleksandra Grada, skądinąd dawnego ministra z PO.
Odpowiem bardzo konkretnie: w czasach, kiedy kierowałem bankiem, nie wydano żadnych pieniędzy na wspieranie jakiegokolwiek polityka. Wspieraliśmy za to setki, czy raczej tysiące przedsięwzięć społecznych i patriotycznych – od „Czasu honoru”, przez „Czarny Czwartek”, „Bitwę Warszawską 1920”, po badania na „Łączce”. Sens tej mojej wypowiedzi jest taki, że próbowałem się pozbyć problemu z panem Gradem.

To właśnie, ta sytuacja z taśmami, jest najgorszym Pańskim doświadczeniem w polityce?
Wszyscy rozmawiający byli osobami prywatnymi.
Pytamy o Pana emocje.
Doświadczyłem przez ostatnie trzy lata kilku innych przykrych rzeczy, tyle że one nie działy się przy otwartej kurtynie. Pozostawiam je dla siebie.

Politycy PO, media dawnego mainstreamu zarzucają Panu, że zdradził Pan ich środowiska. Ba, że Pan równocześnie doradzał w Radzie Gospodarczej Donaldowi Tuskowi, a potem szedł Pan doradzać Jarosławowi Kaczyńskiemu. Grał Pan na dwie strony?
Po kolei. Zasiadałem w Radzie Gospodarczej od stycznia 2010 do grudnia 2011. Ówczesny premier pojawił się tam, żeby mi wręczyć nominację i przyjąć moją dymisję. W międzyczasie Rada dyskutowała o sytuacji gospodarczej w kontekście kryzysu. Szalał wielki kryzys gospodarczy i finansowy, w obliczu którego nie liczyły się sympatię polityczne, bo chodziło o przyszłość i stabilność Polski. W obliczu kryzysu doradzałem wraz z innymi prezesami banków prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Zresztą do Pałacu Prezydenckiego przychodził na te narady też Donald Tusk, raz przynajmniej tak było w mojej obecności. Ja jestem dzieckiem „Solidarności”. Moimi politycznymi przyjaciółmi z Wrocławia byli Adam Lipiński, Ryszard Czarnecki czy Ola Natalii-Świat, w Warszawie m.in. Grażyna Gęsicka. Na spotkaniach z nimi i z innymi przyjaciółmi zawsze apelowałem o zmniejszanie zależności od zagranicy, rozmawialiśmy o ważnych ryzykach gospodarczych, jak wzmacniać polską własność, przestrzegałem przed wyprzedawaniem majątku, nawoływałem do redukowania deficytu na rachunku bieżącym. Tak - żeby przekonać do tego, korzystałem z różnych swoich kontaktów.

Może, powiedzmy umownie, „ludzie III RP”, uważali Pana za element swojego świata stąd rozczarowanie?
Powtórzę, moim naturalnym środowiskiem byli ludzie wrocławskiej „Solidarności”. A w szerszym sensie, co może najważniejsze - kręgi patriotyczne dbające o polską rację stanu.

Co Pan w takim razie uważa za największe osiągnięcie swego obozu?
Odzyskanie sterowności państwa, czego najważniejszym narzędziem są podatki. Nasze państwo było za rządów PO dziurawe jak durszlak. Ich polityka zbierania podatków to był jeden krok w przód i dwa w tył, jak w tangu argentyńskim. Oni myśleli starymi kategoriami i dlatego w obliczu naszych ambitnych projektów społecznych prorokowali bankructwo, drugą Grecję. Mierzyli nas swoją miarę. A tu niespodzianka…właśnie tydzień temu podniesiono nam rating. Drugi wielki sukces to również wewnątrzsterowność państwa w polityce zagranicznej. Weźmy relacje polsko-izraelskie. Wspólna deklaracja z premierem Izraela pokazała, że potrafiliśmy uzyskać coś niebywałego, odbudowę honoru naszych przodków.

Wcześniej była jednak niezbyt fortunna ustawa o IPN. Ta deklaracja to element wydobywania się z naszego błędu.
Ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi. W 2006 roku uchwalono podobną ustawę, nikt wtedy nie protestował, a uchylił ją Trybunał Konstytucyjny. Dziś mamy o wiele lepszą sytuację ma tym polu, taką jakiej nie mieliśmy nigdy dotąd. Idźmy dalej: stanowisko w sprawie uchodźców. Dzięki naszej determinacji, ale i umiejętności rozmowy, dzięki spójności Grupy Wyszehradzkiej, dziś sprawą naszych suwerennych decyzji jest kogo i na jakich warunkach przyjmujemy, czy raczej nie przyjmujemy. Gigantyczna zmiana jest też w relacjach z USA. Trzy lata temu w Polsce było 300 amerykańskich żołnierzy. Dziś jest 4600. Przecież to znacząca poprawa naszego bezpieczeństwa.

Ale jest inny kłopot, chyba nie do obejścia – spór wokół polskiej praworządności. Jeśli w lutym Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zakwestionuje naszą reformę sądów, nie podważymy go. Jeśli nie wykonamy wyroku, czekają nas kary. Pan jest jedną z twarzy twardej polityki wobec sądów. Nie czeka nas na końcu rejterada, jak w przypadku ustawy o IPN?
Rozmawialiśmy o tym w sposób konstruktywny w Brukseli od początku tego roku. Zobowiązaliśmy się do pewnych zmian w naszych ustaw i to wykonaliśmy. Świadomi wagi tej reformy, kontynuowaliśmy ją, tymczasem druga strona, „podbijała” tylko licytację. Panowie mówicie, że jestem twarzą „twardej polityki” wobec sądów. Tak, ja uważam, że obecność sędziów stanu wojennego w Sądzie Najwyższym to hańba. Ale już np. nasze reformy na poziomie sądów powszechnych są bardzo w Unii chwalone, tyle że po cichu – myślę np. o losowym przydzielaniu spraw sądowych i zakazie przesuwania sędziów między izbami.
Na Zachodzie, także w USA, wizja usuwania znacznej części organu sądowego nie może się podobać. A pierwotnie chcieliście odwoływać cały Sąd Najwyższy.
W 1998 roku Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że można obniżyć wiek emerytalny sędziów.

Doskonale Pan wie, że celem waszej reformy nie jest poprawianie zasad wysyłania na emeryturę, a pozbycie się części sędziów „nie waszych” i zastąpienie ich „waszymi”. Po to zmieniliście też zasady wybierania Krajowej Rady Sądownictwa.
Panowie, nam wyłącznie chodzi o naprawę sądownictwa. Wiecie, że po Niemczech mamy największą liczbę sędziów w Europie? Ponad 10 tysięcy. To więcej niż Francja, Hiszpania, czy Włochy. My podjęliśmy bardzo spóźnioną próbę naprawy polskiego nieefektywnego i nietransparentnego sądownictwa. Nie ma w tym nic niezwykłego.

Co jeśli Trybunał Sprawiedliwości UE zakwestionuje reformę. Wrócą starzy sędziowie? Jaki będzie scenariusz?
Będę o tym nadal rozmawiał z europejskimi politykami, z Komisją Europejską. Komisja może jeszcze wniosek wycofać. Nie my eskalujemy temat. Ja prowadzę dialog. I mam ciągle nadzieję, że wyroku TSUE dramatycznie sprzecznego, z tym co się naprawdę w Polsce dzieje, nie będzie. Dlatego nie snuję zbędnych i czarnych scenariuszy.

Mówi Pan o niezrozumieniu Waszych racji, o zawiedzionych obietnicach. Przypisuje Pan w tym jakąś rolę Donaldowi Tuskowi?
Przewodniczący Tusk stoi po jednej stronie sporu, nie chce reformy sądownictwa, nie chce zrozumieć naszych racji i podgrzewając atmosferę, utrudnia osiągnięcie kompromisu.

Co jeszcze uważa Pan za sukces „dobrej zmiany”?
Przywrócenie elementarnej sprawiedliwości historycznej. Składa się na to ustawa dezubekizacyjna czy przyznanie stałych dodatków działaczom „Solidarności”. Ale przede wszystkim prowadzimy ambitną politykę społeczną. Dotąd można było być tylko, albo niedobrym socjalistą, niepoprawnym romantykiem, radykałem, który niepotrzebnie troszczy się o najbiedniejszych, albo liberałem, który dba o wolny rynek. To była fałszywa alternatywa. Diabelska. W Polsce jeszcze niedawno jakieś 50, 60 procent społeczeństwa żyło na marginesie modernizacji. My tych ludzi odzyskujemy, także dla demokracji, bo trudno o niej mówić, kiedy ktoś jest głodny. W tym sensie jesteśmy rzeczywistymi wolnościowcami.

Ludzie opowiadali mi o miastach, miasteczkach, powiatach opanowanych przez sitwy. Aż korci człowieka, żeby to przewietrzyć

Skoro tak, czy nie odczuwa Pan jako doświadczony finansista niepokoju, że za dużo wydajemy? Sympatyzujący z Panem generalnie Jan Rokita napisał: może warto by wykorzystać czas prosperity do gromadzenia budżetowych nadwyżek?
Panowie, proszę Was…my mamy dziś deficyt rzędu jednego procenta z niewielkim haczykiem, w latach PO-PSL deficyt szybował nawet do 8 procent. Musimy inwestować, żeby nie stracić szansy na rozwój. Za naszych poprzedników środki unijne stanowiły 52 procent inwestycji publicznych. Teraz to jest około 30 procent. Widzicie różnicę? To też element odzyskania przez Polskę sterowności – coraz więcej samodzielności w polityce rozwojowej. A dodatkowo. Jeśli my wydajemy 2 procent PKB na politykę obronna, a inny kraj 1 procent i ten kraj ma zerowy deficyt, a my mamy 1 procent deficytu, to kto uczciwiej wypełnia zobowiązania związane z Sojuszem NATO? To znaczy, że porównując „jabłka z jabłkami” bardzo prosto też moglibyśmy mieć nadwyżkę w budżecie.

Ale są takie sfery, gdzie nie ma Pan dla Polaków samych dobrych wieści. Sam był Pan sceptyczny wobec mechanicznego cofnięcia wieku emerytalnego. Konsekwencją będą głodowe emerytury, jeśli nie załamanie się całego systemu.
Panowie, daliśmy ludziom prawo wyboru. Zgodnie z obietnicą wyborczą. Dodatkowo, przez Sejm przeprowadzamy właśnie Pracownicze Plany Kapitałowe. Tworzymy system krajowych oszczędności zamiast permanentnego zapożyczania się zagranicą. Pamiętajmy, że OFE nie były źródłem prywatnego kapitału. W PPK oszczędności pracownika na które składa się solidarnie państwo, pracodawca i obywatel, będą prywatne. Dlatego nie walczę za wszelką cenę o budżetową równowagę. Inwestujemy w społeczeństwo, inwestujemy w przyszłość Polski, bo to się opłaca polskim rodzinom i polskiej gospodarce.

W służbie zdrowia nie zmieniliście prawie nic. Kolejki jak były tak są, personel jest niedopłacany, brakuje pielęgniarek.
Nie doceniacie panowie tego, że zwiększyliśmy o ponad połowę, z 3000 do 4700 nabór studentów medycyny na uczelnie stacjonarne, a w niektórych obszarach zatrzymaliśmy przyrost kolejek. Wiosną przyszłego roku zaczniemy je skracać, umacniając finansowanie szpitali. Nie wszystko możemy osiągnąć od razu.
Chlubi się Pan zachowaniem w rękach państwa „rodowych sreber”. Można się cieszyć z odkupienia kolei linowej w Zakopanem. Ale generalnie spółki skarbu państwa to rezerwuar posad dla kadr politycznych, ich krewnych i znajomych. Na przykład KGHM ma w ciągu trzech lat piątego prezesa. Każdy dostaje odprawę…
KGHM ma osiągnięcia, choćby zmniejszając problemy nietrafionych, ale za to potężnych inwestycji poprzedników. A bardziej generalnie patrząc – my jednak obniżyliśmy członkom zarządów wynagrodzenia, a odprawy też są zupełnie inne niż kiedyś.

Pan powinien być zainteresowany racjonalnością. Ma Pan pewność, że do tych spółek wchodzą sami kompetentni ludzie?
PiS jest reformatorską siłą polityczną, bardzo mocno zmienia Polskę. Zaprasza do współpracy menadżerów, ale nie ma ich tak bardzo wielu. Stawiamy więc czasem na ludzi nowych, czasem sprawdzają się w boju, a czasem nie. Co do jednego nie ma wątpliwości: spółki państwowe mają coraz lepsze wyniki.

Zbliża się Pan do końca pierwszego roku premierostwa. I mówi się, że jest Pan zainteresowany rekonstrukcją rządu, który w sporej części Pan odziedziczył.
Chciałbym, żeby ten zespół dalej pracował. Stabilizacja jest istotną wartością. Każdy nowy minister potrzebuje kilku miesięcy żeby się wdrożyć.

Z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą też chce Pan dalej pracować?
Jak najbardziej.

Mówił Pan ostatnio o brutalizacji języka politycznego. Ma Pan jakiś pomysł na sklejenie dwóch Polsk?
Kierowałem taki apel do Polaków choćby na Westerplatte 1 września. I wierzę, że 11 listopada możemy wszyscy pójść razem, także w jednym Marszu Niepodległości. Jestem gotów z każdym pójść ramię w ramię dla uczczenia setnej rocznicy odzyskania Niepodległości, świętej Niepodległości. Rozmawiamy o tym także ze środowiskami, które go dotychczas organizowały. Staramy się uwzględnić ich postulaty dotyczące choćby trasy pochodu, ale chcemy żeby szedł on jedynie pod biało-czerwonymi flagami. Sam jestem gotów pójść jako szeregowy uczestnik.

Chce się Pan dogadać się z ONR? Do tej pory PiS wynosił się 11 listopada do Krakowa.
Nie ma lepszej okazji wypracowania nowej formuły tego marszu jak stulecie Niepodległości. W tym marszu niech z przodu idą kombatanci prowadzeni przez harcerzy. To musi być wielkie święto naszej wspólnoty. Wspólnoty państwa i Narodu.

Ale z obecną opozycją, którą nazywacie totalną, porozumienie wydaje się nieprawdopodobne.
Jarosław Marek Rymkiewicz pisał, że co nas podzieliło, to już się nie sklei. Ja wierzę, że może się skleić. Dlatego apeluję do nas wszystkich, a zwłaszcza do przedstawicieli klasy politycznej: obniżmy temperaturę sporów!

Przecież dzielą was z opozycją fundamentalne spory, o ustrój państwa, wartości.
Poczekajmy. Na razie mam nadzieję, że coraz więcej osób zobaczy, doceni jak wiele dobrego stało się w Polsce przez ostatnie 3 lata. Dziś spotykamy się wyłącznie z zaślepieniem. A ja jestem wdzięczny takim ludziom jak Jarosław Kaczyński, Marek Kuchciński, Joachim Brudziński, Beata Szydło, Piotr Gliński i innym za wszystkie wielkie zmiany, które w Polsce wprowadziliśmy. Mam przekonanie, że przywróciliśmy polskiej polityce wiarygodność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl