Marta Żmuda Trzebiatowska: Podlasie mnie zachwyca

Magda Ciasnowska
Magda Ciasnowska
Wojciech Wojtkielewicz
Marta Żmuda Trzebiatowska po porodzie i pandemicznym zamknięciu w domu wróciła na plan. Obecnie pracuje nad najnowszym sezonem serialu "Blondynka". Aktorka opowiedziała nam o tym, jak radziła sobie w czasach wielkiej kwarantanny i jakie emocje towarzyszą jej przy powrocie do pracy.

Rozpoczęłaś właśnie w Supraślu zdjęcia do nowego sezonu „Blondynki”. Jakie to uczucie wrócić na plan po wielkiej narodowej kwarantannie?
Z jednej strony wspaniałe, bo bardzo tęskniłam za pracą! Jako, że spodziewałam się dziecka, już jakiś czas temu wiedziałam, że moje życie na wiosnę zwolni, ale planowałam pracować jeszcze w kwietniu. Lockdown rzeczywiście pokrzyżował moje plany. Z drugiej strony temu powrotowi towarzyszy delikatny niepokój, ponieważ wirus wciąż szaleje, a praca w zaostrzonym rygorze sanitarnym wygląda nieco inaczej niż zwykle. Na planie przestrzegamy wszelkich zasad sanitarnych, ale i tak jest strach. Przecież my, aktorzy, nie możemy grać w maseczkach ani trzymać zalecanego dystansu społecznego...

W czasie, gdy koronawirus zamknął nas wszystkich w mieszkaniach, ty... dalej grałaś. Razem z mężem stworzyliście serial internetowy „Zostań w domu”. Skąd pomysł na taką produkcję?
To pomysł mojego męża. Po kilku dniach lockdownu stwierdził, że warto stworzyć coś, co opowie o tym momencie, w którym teraz wszyscy jesteśmy.

Dzięki temu staliście się poniekąd youtuberami.
Tak. Śmieję się, że mój mąż, który dopiero miesiąc przed pandemią założył instagrama, nagle został youtuberem. A ja razem z nim, chociaż kompletnie się na tym nie znam! Dzięki pomocy innych udało nam się ten serial zrealizować. Jestem wdzięczna za ten projekt, bo po pierwsze się nie nudziliśmy, a po drugie, zajęło nam to trochę głowę, w której -podczas pandemii, pojawiały się różne niepokoje. Za ten serial dostaliśmy nagrodę publiczności w zorganizowanym przez TVN Fabuła i TVN Player Pierwszym Festiwalu Filmów w Czasie Kwarantanny. To udowodniło, że warto było poświęcać swój czas.

Poza tobą i twoim mężem w tym serialu można też oglądać m.in. Ewę Kasprzyk, Małgorzatę Kożuchowską, Sonię Bohosiewicz czy Mikołaja Roznerskiego. Trudno było namówić ich do tego projektu?
Najpierw zadzwoniliśmy do Małgosi Kożuchowskiej. I zgodziła się bez wahania. Potem każdy, do kogo dzwoniliśmy, mówił, że widział już w internecie nasze odcinki i że chętnie do nas dołączy. Nie było nikogo, kto by nam odmówił. A z panią Ewą Kasprzyk łączy się taka historia, że od początku chcieliśmy, żeby zagrała moją i Małgosi mamę, tylko czekaliśmy aż zostaną napisane odcinki. Kamil chciał zadzwonić do niej wieczorem, kiedy już położymy dziecko spać, ale ona go ubiegła i zadzwoniła do nas już rano z pytaniem, czy nie mamy dla niej jakiejś roli. Więc bywało i tak, że aktorzy sami się do nas zgłaszali.

Wróćmy do Blondynki. Jesteś już czwartą serialową Sylwią. Pewnie nie było łatwo wcielić się w tę postać po tylu poprzedniczkach?
Na tym właśnie polegała cała trudność. Kiedy zaczynasz jakiś projekt, robisz go od początku, to doskonale znasz swoją postać. Czasem lepiej niż scenarzyści. Natomiast granie postaci, którą już wcześniej kreował ktoś inny, jest dużo trudniejsze. W tym sezonie jednak miałam to szczęście, że drugim reżyserem jest nasz scenarzysta. Jeśli wiec mam jakieś pytania, wynikające ze scenariusza czy z zaprzeszłych relacji, mogę dowiedzieć się wszystkiego u źródła. Widziałam cały ostatni sezon i kiedyś oglądałam też pierwszy, ten z Julią Pietruchą. Jak zapewne wiesz, 10 lat temu ta rola została zaproponowana mnie, ale wtedy się na nią nie zdecydowałam. Jednak scenariusz czytałam i potem z czystej ciekawości czasami zerkałam jak to jest realizowane. Teraz pragnę tchnąć trochę swojego temperamentu w tę bohaterkę. Bo każda z aktorek daje Sylwii coś od siebie. Poza tym, po tych wszystkich sezonach, nie jest to już ta sama blondynka, która pojawiła się w Majakach w „poszukiwaniu ósmego koloru tęczy”. Nie jest już naiwna, zdążyła dojrzeć. Ale dalej jest temperamentną i czasami pyskatą kobietą. A jak twierdzi reżyser, dzięki mnie stała się bardziej ciepła i uczuciowa.

Dlaczego 10 lat temu odrzuciłaś tę rolę, a teraz się na nią zdecydowałaś?
Wtedy dostałam równolegle rolę Klary w „Ślubach panieńskich” i nie mogłam pogodzić terminów. Teraz, gdy ta propozycja do mnie wróciła, poczułam, że jest to już propozycja nie do odrzucenia, że to jakieś przeznaczenie.

Grasz panią weterynarz, więc jesteś na planie otoczona zwierzętami. Zdarzają się jakieś trudności?
Generalnie nie boję się zwierząt, bo się wśród nich wychowywałam, ale czuję do nich respekt. Moi dziadkowie mieli bardzo duże gospodarstwo rolne pod Słupskiem, gdzie było ich mnóstwo. Choć muszę przyznać, że nie wszystkie zwierzaki lubię. W tym sezonie będziemy mieli na przykład pytona, a ja nie przepadam za gadami i płazami. Ponadto jako dziecko bałam się krów, a w tamtym sezonie „Blondynki“ musiałam ten lęk oswoić. Na planie mamy weterynarza – Michała, który jest naszą skarbnicą wiedzy na temat wszystkich zwierząt i uczy nas indywidualnego podejścia do każdego z nich. Więc w momencie, kiedy opowiedział mi o „wrażliwości” krów, o tym, co i jak one widzą, i w jaki sposób do nich podejść, nie mam już z tym problemów. Wszystko wydaje się proste, kiedy przestrzega się zasad. Dla mnie zwierzęta póki co są bardzo łaskawe, ale w zeszłym roku jedna z krów kopnęła naszego reżysera, że nie wspomnę co zrobiła na jego śnieżnobiałe spodnie...(śmiech).

W serialu twojego kolegę po fachu gra Kamil Kula – prywatnie twój mąż. Jak układa wam się współpraca na planie?
W teatrze graliśmy razem w wielu tytułach. Ta współpraca jest więc przećwiczona. Z Kamilem jestem w stanie dogadać się szybciej niż z niejednym kolegą po fachu. W końcu znamy się na wylot i czasami rozumiemy bez słów. A że na planie pracuje się szybko, myślę, że to sporo ułatwia.

Jak łączysz powrót na plan z opiekowaniem się dwumiesięcznym dzieckiem?
To kwestia dobrej organizacji i ludzi, których ma się wokół. Olbrzymim wsparciem jest mój mąż, który bardzo się angażuje i pomaga przy dzieciach. Dzięki temu mam duży komfort pracy. Ponadto ogromny ukłon zrobiła w nasza stronę produkcja, bo sceny zostały tak poukładane, że mam czas, by spokojnie nakarmić dziecko. Moja agentka wykonała też kawał dobrej pracy bym miała możliwość na tak szybki powrót. Jestem tym wszystkim ludziom bardzo wdzięczna.

Powrót na plan serialu wymagał od ciebie powrotu do blond fryzury. Zmiana koloru włosów to duże poświęcenie?
My, aktorzy, jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Poza tym dobrze odnajduję się w blondzie, więc nawet cieszyłam się, że znowu będę musiała zostać blondynką. Lubię blond, ale nie lubię odwiedzać fryzjera co dwa tygodnie (śmiech). A ponad to teraz, będąc mamą dwójki dzieci, nie mam na to zbyt wiele czasu. Dlatego też zapewne po zakończeniu zdjęć znowu wrócę do swojego naturalnego koloru.

Cieszy cię powrót do blondu, a czy radość sprawia ci też powrót na Podlasie, gdzie kręcicie Blondynkę?
Oczywiście! Bardzo lubię zdjęcia w plenerze. Okoliczności przyrody są tutaj piękne, wiec tym bardziej miło jest tu pracować. Poza tym, w niektórych miejscach telefony nie mają zasięgu, dzięki temu nic mnie nie rozprasza.

Dzięki „Blondynce” udało ci się zapewne poznać jakieś piękne podlaskie zakątki.
W tym roku w czasie dnia wolnego odwiedziliśmy Kruszyniany. Zachwycające miejsce i przepyszna kuchnia! Pani Dżenneta jest tam takim aniołem. Przywitała nas bardzo serdecznie. Można się poczuć, jakby jadło się u jakieś cioci, a nie w restauracji. Natomiast w zeszłym roku pozwiedzaliśmy Białystok. O Supraślu nawet nie wspomnę, bo po tych uliczkach chodzimy przecież codziennie. W tym sezonie mam jeszcze w planach zahaczenie o Sokółkę. W zeszłym roku potkałam bowiem bardzo miłych ludzi, którzy prowadzą w Sokółce cukiernię „Stara szkoła” i przywieźli nam na plan przepyszne ciasta i lody. Byłam nimi zachwycona! Bardzo chciałabym ich odwiedzić.

Teraz jesteśmy na planie Blondynki, a jakie są twoje kolejne zawodowe plany?
Po „Blondynce“ wracam do „Na dobre i na złe”. O jakichś innych planach ciężko na razie opowiadać, bo tak naprawdę to nikt z naszej branży nie wie, co wydarzy się jesienią. Wiele projektów jest wstrzymanych, zamrożonych albo przesuniętych na przyszły rok. Ja się z tego powodu specjalnie nie martwię, bo to oznacza, że dzięki temu spędzę jeszcze więcej czasu z rodziną. Mam jednak nadzieję, że w przyszłym roku koronawirus będzie tylko wspomnieniem i ruszymy ostro do pracy. Czego sobie i Państwu życzę.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Marta Żmuda Trzebiatowska: Podlasie mnie zachwyca - Plus Kurier Poranny

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl