Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marta Podulka trzecia w "Mam talent" [ZDJĘCIA]

Marcin Kostaszuk
Marta Podulka wystąpiła w finale "Mam talent".
Marta Podulka wystąpiła w finale "Mam talent".
Piosenka z filmu "Jutro nie umiera nigdy" o przygodach Jamesa Bonda dała Marcie Podulce, wokalistce poznańskiego zespołu 7sekund, trzecie miejsce w finale IV edycji programu "Mam talent!". Zwycięzcą został Kacper Sikora przed Piotrem Karpienią. Inni Wielkopolanie - poza podium.

W oryginale utwór "Tomorrow Never Dies" 14 lat temu śpiewała Sheryl Crow. Wybór wydawał się nieco zachowawczy - teraz możemy już ujawnić, że Marta Podulka myślała pierwotnie o "Smells Like Teen Spirit" Nirvany. I tak jednak wprawiła w zachwyt Roberta Kozyrę, który wyznał miłość dziewczynie z Brzozowa, ale od kilku lat mieszkającej w stolicy Wielkopolski.

Niespecjalnie udał się występ Lenie Romul, choć wybrała chyba najciekawszy utwór - balladę "Ostatni" Edyty Bartosiewicz. W czasie występu Olafa Bressy z Kalisza potwierdziła się obiegowa opinia o "polskim Justinie Bieberze". Nieźle wypadł zespół akrobatyczny Mira Art, w którego barwach wystąpiła poznanianka Anna Górna.

Trzecie miejsce dla Marty Podulki to dla niej dobry znak - zajmujący je w poprzednich edycjach artyści zazwyczaj radzili sobie świetnie, jak AudioFeels i Piotr Lisiecki. Mniej słychać jedynie o Alexandrze Martinezie z II edycji.

Czytaj także:
Olaf Bressa o "Mam talent". Finał to szczyt marzeń
Lena Romul: W "Mam talent" prezentuję swoją wizję
Mam talent!: Poznaj finalistów z Wielkopolski! [FILMY]
Poznań: Eliminacje do programu "Mam talent"

Marto, mam dla ciebie pomysł na dotarcie do nowej grupy wielbicieli.
Marta Podulka: - ???

Wystarczy, że przyznasz się do bliskości z ojcem Tadeuszem.
Marta Podulka: - Rzeczywiście, mój tata ma na imię Tadeusz. Mało tego, był też dyrektorem domu kultury, więc spokojnie mogę powoływać się na ojca dyrektora. (śmiech) Ale obawiam się, że to nic nie da, bo na swojej stronie mam też banner "Nie chcę do Budapesztu".

Żarty żartami, ale jak chcesz powalczyć o głosy widzów w sobotnim finale "Mam talent!"?
Marta Podulka: - Piosenka finałowa musi spełniać multum dziwnych kryteriów. Nie możesz sobie pozwolić na zagranie kawałka, który jest mało znany - zresztą odgórnie dostaliśmy prośbę, żeby wybierać utwory bardzo znane. My zatem wybieramy piosenkę, ale producenci muszą ją zatwierdzić.

I jaką wybraliście?
Marta Podulka: - Znajomy poszedł twoim tokiem myślenia i powiedział mi: "Słuchaj Marta, jest taki kawałek, który powali widzów na kolana: zaśpiewaj "Barkę" ze zdjęciami młodego papieża w tle"

I co ty na to?
Marta Podulka: - Powiem tylko tyle, to nie będzie "Barka"

Język tekstu i gatunek są ważne?
Marta Podulka: - Zaśpiewam po angielsku - tyle mogę zdradzić. Czuję się dobrze w wielu gatunkach, lubię śpiewać i rzeczy jazzowe i chill-outowe i rockowe - wszędzie tam, gdzie można przekazać emocje. Ale to musi się spodobać szerszej publiczności, no i trzeba się też trochę podlizać jury. (śmiech) Ważne by przearanżować znany utwór - nie ma dla mnie sensu śpiewać czegoś w takiej wersji, jaką znamy z oryginału. Nigdy nie będzie lepiej niż w wykonaniu pierwszego twórcy.

Porozmawiajmy o Poznaniu - pochodzisz z Brzozowa, ale wybrałaś Poznań, bo liczyłaś, że będziesz flecistką i że papier wyższej uczelni coś ci da. Skąd ten flet?
Marta Podulka: - 19 lat. Nie chciałam nic poza muzyką robić - dlatego poszłam nie na prawo czy filozofię, a na studia muzyczne.

A flet?
Marta Podulka: - Nikt nie chciał się go uczyć w szkole muzycznej, a moja nauczycielka pianina powiedziała: "Marcia słoneczko, ty nie będziesz na pianinie grała, bo ciężko ci te rączki pogodzić razem". No i wymyśliła flet, a ja - wtedy siedmiolatka - zgodziłam się bez wahania.

Ojciec Tadeusz zapewne się cieszył, że będziesz grała w jego w orkiestrze dętej.
Marta Podulka: - Z drugiej strony pamiętasz film "Hannibal"? Jak flecista fałszował, to Hannibal jego pierwszego zjadł. I to jest ryzyko, bo jak flecista gra czysto, to go prawie nie słychać. Ale gdy gra nieczysto - słychać od razu. Strasznie dużo w niego trzeba dmuchać, ale to okazało się dobre dla mojego głosu - łatwiej mi go wydobyć po wieloletnim fletowym treningu.

Czyli wychowywano cię na cichą myszkę z flecikiem, do szóstego rzędu w orkiestrze...
Marta Podulka: - Bez przesady, szło mi całkiem dobrze, wygrywałam ogólnopolskie konkursy, ale moja natura jest zupełnie inna, dlatego od 15 roku życia śpiewałam w mocnej, rockowej kapeli.

Nazywaliście się Dilema. Czym różnił się ten zespół od twoich obecnych kolegów z grupy 7sekund?
Marta Podulka: - Nie da się tego porównać - inne klimaty, inni ludzie. Dilema była bardzo młodzieńczą mieszanką zacięcia, pasji, niekoniecznie umiejętności. Nic nas nie ograniczało, graliśmy dla siebie, bo i tak wiedzieliśmy, że żadne radio nas nie puści, a gdy raz zarobiliśmy 100 złotych na głowę to już był szał. Z 7sekund jest inaczej, bardziej dojrzale.

To jeszcze jedno porównanie: "X -Factor" czy "Mam Talent!"
Marta Podulka: - Formuła "X -Factor" jest brutalna. Znalazłam się w pierwszej piętnastce, ale etapy były cięższe, bo narzucano nam utwory, których musieliśmy się nauczyć w 2 godziny, często w nocy. Były chwile załamania.

Najgłupsza rzecz jaką zaśpiewałaś to...
Marta Podulka: - "Bad Romance" Lady Gagi. Nauczyłam się tego tekstu, ale wiedziałam, że mój mózg go nie przyjmie. Wyszłam, i pamiętałam tylko jakieś "gaga, ulala", reszta to było szycie na miarę. Okazało się, że wyszło nie najgorzej, bo na przykład Gienek Loska wyszedł na bezczela z kartką. Szkoła przetrwania.

I przygotowanie do zawodu weselnego klezmera?
Marta Podulka: - Dla mnie niepotrzebna, bo ten etap miałam już za sobą. Cieszę się, że grałam wesela, bo to dopiero było hartowanie! Dziś już się nie obawiam, że głos mi siądzie po dwóch godzinach.

Pamiętasz jakąś weselną historię pod wysokim napięciem?
Marta Podulka: - Opowiem ci tylko jedną, grzeczną. W trakcie naszego występu podchodzi do gitarzysty świadek i mówi mu, że po tym utworze ma być przemowa dziadka. Gitarzysta woła do basisty, że za chwilę przemowa, basista krzyczy do mnie: "Przemowa!"... No i kończy się utwór, a ja informuję grzecznie: "Drodzy państwo, a teraz... grzybowa!".
Ale bywa o wiele gorzej. Gramy imprezę firmową, przed nami Kayah akustycznie z kwartetem smyczkowym. Przy drugim numerze Kayah zagroziła, że zejdzie ze sceny, bo nikt nie zważał, że to muzyka do słuchania, więc było nawoływanie się na wódkę. Weszliśmy po Kayah, zagraliśmy coś pod nóżkę. I szał. A nam wstyd - ludzie, których my podziwiamy, zostali potraktowani bez szacunku, a my po nich zagraliśmy szmiry i zyskaliśmy powodzenie.

Masz jakieś uzależnienia niemuzyczne? Zgodzie z zasadą 3 x F: fajki, filmy, facebook?
Marta Podulka: - Fajki - niestety tak, filmy - jak najbardziej, facebook - niekoniecznie. Mam konto, odpisuję na wiadomości fanów, ale nie jest to mój codzienny priorytet. Wolę realne życie.

Feminizm?
Marta Podulka: - Nie jestem feministką. Panowie z zespołu otwierają mi drzwi, to oni dźwigają wzmacniacze i pulpity. Ja już się nanosiłam, teraz uczę się korzystać ze swej kobiecości. Ale ciężko z tym (śmiech)

Jeszcze jedno F: fani.
Marta Podulka: - Mamy dwójkę absolutnych wariatów. Ostatnio powiedzieli mi, że ich małżeństwo ma sens tylko dzięki Marcie Podulce. Bo oni nie mają lepszego tematu, jesteśmy ich wspólną pasją, to ich łączy. Jeśli nie dostaną biletów na finał, to wejdą przez wentylację. Dziwni, ale naprawdę pozytywni ludzie.

Talent show to dla nieznanego muzyka jedyny sposób by szerzej zaistnieć?
Marta Podulka: - Niestety chyba tak. Z ulicy nie dostaniesz się na rozmowę o wydaniu płyty z wytwórnią płytową, nikt nie puści twojej piosenki w radio. Programy telewizyjne to jedyna droga do show biznesu, ale dobrze że są, bo dzięki nim nie pojawiliby się Ania Dąbrowska, płyta "Granda" Moniki Brodki i wiele innych ciekawych rzeczy. Lepsze to niż śpiewać do szuflady.

Nagroda w "Mam talent!" to 300 tysięcy złotych - co z nimi zrobisz?
Marta Podulka: - Nie zastanawiam się nad tym. Nie ma się co nakręcać - jak wygram, będę wiedziała co z nimi zrobić. Mam wiele marzeń i planów do zrealizowania, na pewno takie pieniądze dałyby nam możliwości rozwoju z zespołem i wyjścia z długów. Aha, Jareczkowi kupiłabym gitarę.

Nie powiesz mi że nie myślałaś o zwycięstwie.
Marta Podulka: - Założyłam sobie, żeby dostać się do finału i to się udało. Nie usiadłam na laurach, ale to już jest dla mnie ogromny sukces. W naszym zespole 7sekund nikt nie ma 15 lat i rodziców, którzy są naszymi sponsorami. Mamy rodziny, dzieci, żyjemy z muzyki. A to nie jest rarytas. Dziś jesteś w pięknym studiu telewizyjnym, jutro w naszej sali prób, w której ze ścian odpada tynk. Marzymy o koncertach - żeby grać swoją muzykę, dla ludzi, którzy chcą jej słuchać. Nie ma nic piękniejszego dla muzyka.

No, jeszcze zostaje demolowanie pokojów hotelowych...
Marta Podulka: - Moi chłopcy to rock’n’rollowcy... gawędziarze. Piją słabo, ale są z Poznania, więc nie ma się co dziwić. Tu się inaczej pije. A ja jestem z gór, więc jak ojciec przyjechał z samogonem, to od razu nazwali mnie "Amy Winehouse telewizji śniadaniowej". (śmiech)

Wiem, że szykujecie przed finałem niespodziankę dla internautów...
Marta Podulka: - Po raz pierwszy będzie można oglądać koncert z punktu widzenia poszczególnych muzyków zespołu. Internauta będzie mógł przełączać widok pomiędzy poszczególnymi osobami i samemu wybierać perspektywę. Wymyśliliśmy taką formułę i dzięki wsparciu firmy Sony Ericsson nagrywaliśmy nasz występ smartfonami. Efekt zobaczycie w sieci 26 listopada na stronie www.7sekund.pl.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski