Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Sadowska: Chcę odczarować jazz, zabrać go na ulicę [ROZMOWA]

Marek Zaradniak
Marię Sadowską usłyszymy w niedzielę w klubie Blue Note.
Marię Sadowską usłyszymy w niedzielę w klubie Blue Note. Sony Music Polska
Płytą "Jazz na ulicach" Maria Sadowska po dłuższej przerwie powraca do świata jazzu. W niedzielę zaśpiewa w poznańskim klubie Blue Note.

Pojawiasz się tym razem ze swoją nową płytą "Jazz na ulicach". Czy ten tytuł ma symbolizować wyjście muzyków na ulice i granie na nich czy chodzi po prostu o klubowe granie w miejscach znajdujących się pod danym adresem?
Maria Sadowska: Oczywiście, że możemy potraktować to dosłownie i chcemy też tę płytę poprzeć taką akcją. Będziemy organizować granie w różnych dziwnych miejscach jak tramwaj czy autobus w Warszawie. Wejdziemy, zagramy jeden numer i znikniemy. Taki mamy plan, ale tak naprawdę chodzi o symboliczne znaczenie tego wszystkiego. Chciałam bardzo odczarować jazz i zabrać go z tych hermetycznych sal koncertowych na ulice, bo jazz stał się muzyką hermetyczną przynależną tylko intelektualistom, jakiejś elicie. A wydaje mi się to bardzo niewłaściwe bo przecież jazz powstał z bluesa, z potrzeby wolności, bardzo prostych ludzi i jest tak naprawdę muzyką ludu. I przez wiele lat również w Polsce miał taką funkcję Jazz odegrał w czasach komunizmu podobną rolę na drodze do wolności i w łamaniu obyczajowości jak rock'n'roll. Chcę przypomnieć, że jazz był w dużej mierze muzyką rozrywkową. To jazz był pierwszą muzyką taneczną. To przecież na występy Big Bandu Counta Bassiego ludzie przychodzili tłumnie tańczyć. Dopiero później pojawiły się dyskoteki, muzyka disco i muzyka klubowa.

A więc dziś jazz już nie jest muzyką rozrywkową?
Maria Sadowska: Mam nadzieję, że może być, choć w Polsce wydaje mi się, że niestety jest z tym pewien problem. Mamy wspaniałych polskich jazzmanów. Oni są w stricte mainstreamowym jazzie, który rzeczywiście może być trudny dla przeciętnego odbiorcy. Natomiast ja działam na pograniczu jazzu i łącze go z muzyką pop, bo to co proponuję to są piosenki i muzyka klubowa, z którą jestem związana od wielu lat. Wykorzystuję elementy jazzowe, które lubię najbardziej, a więc brzmienia, możliwość improwizacji, wolność w formie i przebiegu kompozycji.

Podobno łamiesz muzyczne tabu?
Maria Sadowska: Przede wszystkim łączę gatunki przełamując je sobą nawzajem. Wydaje mi się, że w Polsce mało osób to robi, choć nie będę udawać, że odkrywam jakąś Amerykę. Ale ja bardzo lubię nie iść utartą drogą i za każdym razem gdy mam piosenkę staram się uciekać od schematu. Jeśli coś wydaje się bardzo oczywiste, to ja staram się iść w odwrotnym kierunku.
Zaprosiłaś do tych nagrań Urszulę Dudziak. Jak się pracowało?
Maria Sadowska: Wspaniale. To było moje wielkie marzenie, aby Ula zaśpiewała na tej płycie. W duecie razem ze mną wykonuje utwór tytułowy "Jazz na ulicach". Od początku gdy go napisałam było w nim puste miejsce. Wymarzyłam sobie, żeby wypełniła je swoim śpiewem Ulka. Za każdym razem kiedy słuchałam tego utworu wyobrażałam sobie solówkę Uli i okazało się, że to się stało. Ula się zgodziła. Utwór bardzo się jej spodobał, zaśpiewała i tym samym dodała mi skrzydeł. To, że zgodziła się wziąć udział w tym utworze dało mi też ogromny impuls do zrobienia płyty, która we mnie dojrzewała dość długo. Ale nadszedł moment, że poczułam iż chcę wrócić do takiego beztroskiego grania bez podtekstów. Zatęskniłam do muzyki jako abstrakcji, do czegoś co daje radość bez żadnych podtekstów.

Co jest takiego w tym, że młodzi polscy wykonawcy zapraszają do nagrań Urszulę Dudziak? Niedawno w Poznaniu odbyła się premiera videoklipu Daniela Moszczyńskiego i jego grupy, którzy do nagrania utworu "Plotka" również zaprosili Ulę Dudziak?
Maria Sadowska: Mogę mówić tylko za siebie. Dla mnie Ulka zawsze była wielką inspiracją. I była mi bardzo bliska ponieważ ja zawsze lubiłam śpiewać scatem, o czym doskonale wiedzą bywalcy moich koncertów. Coraz bardziej myślę o tym, żeby nagrać więcej takich utworów. W Polsce nie ma wielu osób, które potrafią improwizować w ten sposób. Może Ania Serafińska… Ula była zawsze wielkim wzorem i to, że zaśpiewała ze mną to dla mnie jest jakiś naturalny krok. I cieszę się, że ciepło mnie przyjęła.

Jest Twoja nowa płyta, a co u Marii Sadowskiej w sferze filmu? Był "Dzień kobiet" i co dalej?
Maria Sadowska: Filmy się robią, a dokładnie piszą, bo jestem na etapie scenariuszy. I nadal podejmuję w nich trudne tematy, które powinny wzbudzać dyskusje. Dla mnie film jest rodzajem rozmowy ze społeczeństwem, z widzem. Lubię zadawać niewygodne pytania i na razie będę szła w tym kierunku. Ale kiedy nowy film ujrzy światło dzienne trudno mi na ten moment powiedzieć.

A co Ci jest bliższe film czy muzyka?
Maria Sadowska: Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu kocham jedno i drugie i nie mogę żyć zarówno bez muzyki jak i bez filmu. Kiedy bardziej zagłębiłam się w film wiedziałam, że nigdy nie porzucę muzyki. I zawsze za nią bardzo tęskniłam. A ta płyta jest wyrazem radosnego powrotu.

Rozmawiał: Marek Zaradniak

Poznań, 13 kwietnia, godzina 20, Blue Note (ul. Kościuszki76/78), bilety: 40-50 zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski