Maria Czubaszek o tym, jak nie katować się dietą i nie uprawiać sportu [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Redakcja
Maria Czubaszek
Maria Czubaszek Fot. Piotr Krzyzanowski
„Dzień dobry, jestem z kobry, czyli jak stracić przyjaciół w pół minuty i inne antyporady” to nowa książka Marii Czubaszek. O tym, jak nie katować się dietą, nie uprawiać sportu, jak napisać książkę i z fasonem jeździć do pracy.

Jak przeżyć 12 kaw dziennie
Kawę zawsze lubiłam. Nie powiem, że od dziecka ani że wyssałam ją z mlekiem matki, bo mama nie piła kawy, więc nie mogłam jej wyssać z piersi, ale faktem jest, że wcześnie zaczęłam pić kawę i bardzo ją polubiłam. Natomiast - choć nikt w to nie wierzy - nigdy w życiu nie wypiłam szklanki herbaty. Dlatego gdy mi mówią: „Nie masz dzieci, to kto ci na starość poda szklankę herbaty?”, odpowiadam, że jakby ktoś taki się znalazł i mi podał tę szklankę herbaty, to jeszcze bym go w ucho trzepnęła. Bo ja herbaty nie znoszę. I nawet wiem dlaczego. Kiedyś jako małe dziecko szłam przez plac Trzech Krzyży w Warszawie. Był tam taki postój dorożek. Pora była zimowa. Na ziemi leżał śnieg. I wtedy zobaczyłam, jak koń na ten biały śnieg zaczyna sikać. Ja zawsze zwierzątka lubiłam, więc patrzyłam zafascynowana. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. A ten koń sikał i sikał. A mnie się wtedy skojarzyło, że na białym śniegu ten koń sika herbatą. I gdy mi ktoś dziś proponuje, żebym się napiła herbaty, to od razu przed oczami staje mi sikający koń. Od tamtego czasu nigdy nie tknęłam takiego napoju. Kawa to co innego.

Zresztą nie mam wyjścia. Coś przecież muszę pić. Słodkich soków nie cierpię, a za wodą, która jest z pewnością bardzo zdrowa, nie przepadam. Kiedyś próbowałam wypić dwa litry w ciągu dnia, tak jak to zalecają lekarze. Udało mi się tylko litr i się poddałam. Za to mogę wypić 10-12 kaw. Zwłaszcza odkąd można już w Polsce kupić kawę rozpuszczalną.

Tak zwanej plujki, czyli kawy sypanej zalanej wrzątkiem, dziś już bym do ust nie wzięła. Kiedyś innej nie było. Brałam więc sitko i przez sitko przelewałam zrobioną kawę do szklanki, żeby nie było potem tam jakichś farfocli. Tego nie cierpiałam.

Kawa nie jest mi potrzebna po to, żeby się jakoś ożywić, bo ja się budzę sama o szóstej rano bez budzika. Może dlatego, że w ogóle mało śpię, do czterech, pięciu godzin, nie dłużej. Napoleon ponoć jeszcze mniej spał. Zawsze tak miałam, dlatego byłam nieszczęśliwa jako dziecko, bo cała moja rodzina, zwłaszcza mama, w niedzielę lubiła sobie dłużej pospać. Mama była najważniejszą osobą w domu i trzeba było na palcach chodzić, żeby jej nie obudzić. A wtedy nie było jeszcze telewizji, żeby jakoś przetrwać kilka godzin. Oczywiście czytałam książki, ale ile można czytać książki? Kolegów ani koleżanek nie miałam, żeby wyjść gdzieś na podwórko i się pobawić. Nigdy tego nie praktykowałam. A jak tylko wstałam, żeby przejść się po mieszkaniu, to ojciec syczał do mnie: „Cicho, bo Ula śpi!”. Ula to oczywiście moja mama - Urszula. To „cicho, bo Ula śpi” pamiętam do dzisiaj i ciągle się dziwię, że tak trzeba było się po domu skradać, chociaż Ula tak spała, że mogłabym na rowerze jeździć, a i tak by się nie obudziła. Bardzo mnie to wkurzało, a od kiedy jestem dorosła też budzę się koło szóstej i na ogół, jeżeli mam coś do napisania, robię to rano, żeby odwalić jak najszybciej i żeby później już był spokój.

No i spokojnie wypijam sobie pierwszych kilka kaw. A potem kolejne. Zawsze z mlekiem, bo tak mi smakuje.
Przez sport do kalectwa
Tak, znam nazwę „jogging” i nawet mi się ona podoba. Ale niestety odpada, ponieważ wiąże się z ruchem fizycznym, którego nie znoszę. Od dziecka nie znosiłam nawet chodzić. Uważam, że kobieta ma nogi nie do chodzenia, tylko żeby były ładne i się podobały.

Ja najchętniej w ogóle bym tylko siedziała i była wożona. Może być taki samochód najnowszej generacji, co to go nie trzeba w ogóle prowadzić, czyli ja sobie mogę siedzieć i czytać, co chcę, a auto niech mnie wiezie. Brzydzą mnie wszelkie ćwiczenia fizyczne. Ludzie się przez to pocą jak w najgorszy upał. Rozumiem, że niektórzy uwielbiają sport, ale mnie od tego odrzuca i uważam, że hasło „Sport to zdrowie” wymyślił ktoś, kto sportu nigdy nie uprawiał. Jeśliby choć raz spróbował się przebiec po Warszawie, to wymyśliłby hasło „Przez sport do kalectwa”. Co chwilę słyszymy o kimś, kto sobie tak zdrowo biegał, a potem padł i umarł w wieku trzydziestu lat, bo sobie nie robił badań i myślał, że od tego biegania to jest zdrowy jak ryba. Albo w „Wiadomościach” mówią o naszej tyczkarce, która złamała sobie kręgosłup i do końca życia będzie sparaliżowana. Natomiast, żeby ktoś siedział w fotelu i sobie coś złamał, to nie słyszałam. Siedząc w fotelu, można najwyżej zasnąć. A niechbym nawet i tak umarła w fotelu na siedząco, to chyba bym tak wolała, niż sobie coś złamać i nie móc się ruszać.

Sport jest dziś modny. Nawet gwiazdy jeżdżą na rowerach, hulajnogach, na koniach, skaczą z samolotów. To jakieś szaleństwo. Pewno myślą, że od tego będą tak zdrowi, że zrobią się nieśmiertelni.

Znam wiele osób, które przez sport się wykończyły. Zwłaszcza dziewczyny, które trenowały, trenowały, a jak przychodził pewien wiek, to przestawały trenować i natychmiast robiły się grube jak beczki. Bo organizm był przyzwyczajony, że one tak ciągle trenują. Przecież to jest ogólnie wiadoma sprawa. A mimo to wszystkie kolorowe magazyny zachęcają dziewczyny, żeby trenowały. Ja już bardziej rozumiem tych, którzy chcą mieć dziesięcioro czy piętnaścioro dzieci. Choć sama dzieci nie znoszę, to jeśli kogoś stać i ma taką potrzebę - proszę bardzo. Ale żeby promować ruch? Mnie nikt w to nie wciągnie. I to nie dlatego, że jestem już stara. Gdy byłam młoda - proszę nie patrzeć na mnie z powątpiewaniem, bo ja naprawdę byłam kiedyś młoda i podobno atrakcyjna - to właśnie głównie przez sport rozwiodłam się z moim pierwszym mężem. (...)

Gdybym była mężczyzną, to chciałabym uprawiać tylko jeden sport - wyścigi samochodowe. Oczywiście nie po jakichś wertepach i błotach, tylko po szybkim torze F1. Mój dobry kolega Adam Kreczmar jeździł kiedyś na taki tor, bo miał różne ciekawe znajomości, a nawet pozwolili mu przejechać się samochodem wyścigowym i mówił, że to duża frajda. Gdy w telewizji zaczęli pokazywać wyścigi Formuły 1, to z przyjemnością patrzyłam. Zwłaszcza jak wygrywał szalenie przystojny Brazylijczyk Ayrton Senna. Ale on się zabił, niestety, i na jakiś czas przestałam oglądać wyścigi. Potem znów zaczęłam, gdy jeździł Robert Kubica, ale to bardziej mój mąż mu kibicował. Nawet jeździł gdzieś za granicę, żeby takie tory F1 filmować.

Jeżdżenie w wyścigach samochodowych podobałoby mi się z jeszcze jednego powodu. Tam są tak niebezpieczne prędkości, że jeśli są już wypadki, to często kończą się śmiercią. A ja wolałabym zginąć, niż zostać kaleką.
Jak wykiwać Urbana
W branży, w której pracuję, najczęściej stykam się z ludźmi zdolnymi, ale bardzo leniwymi. Sama jestem bardzo leniwa, bo tak naprawdę, to nie cierpię pisać. Nie znoszę też spotkań autorskich, na które ostatnio bardzo często jeżdżę. W ogóle nie lubię pracować. Podziwiam ludzi, którzy potrafią zmusić się i wydawać co najmniej jedną książkę rocznie. A już w ogóle tytanem pracy jest według mnie Marcin Wolski, który wydał chyba sześćdziesiąt siedem książek i na tym wcale nie poprzestał. Ciągle coś pisze.

Nie wiem, po co tyle się pisze i wydaje, bo przecież teraz już więcej ludzi pisze niż czyta. Ja zresztą wolę krótkie formy, jak na przykład słuchowiska radiowe.

Zdobyłam sobie tymi słuchowiskami pewną popularność, ale zawsze powtarzam - i nie jest to z mojej strony fałszywa skromność - że to nie dlatego, że byłam taką fajną autorką, tylko dlatego, że miałam niezwykłych wykonawców.

Mówię w czasie przeszłym, bo przecież dawno radio nie nagrywa moich nowych tekstów. Zresztą już przestałam pisać słuchowiska, bo w większości nie ma aktorów, dla których to robiłam. Nie ma też już człowieka, który mnie do pisania zmusił - reżysera Jurka Dobrowolskiego. To on kazał mi pisać skecze radiowe, a potem dawał to, co napisałam, do zagrania Irenie Kwiatkowskiej, Wojtkowi Pokorze czy Bogusiowi Łazuce. To ich zasługą jest to, że ludzie mieli mnie za świetną autorkę słuchowisk radiowych.

Trzymałam się też przez całe życie jednej żelaznej zasady: nigdy nie dałam się wciągnąć do studia radiowego, żeby - jak to się mówiło - „dać głos”. Koledzy z „Ilustrowanego Tygodnika Rozrywkowego”, którzy prowadzili te audycje, czasami pod jakimś pretekstem ściągali mnie do studia w czasie nagrania i łaskotali, żebym chociaż jedno słowo powiedziała. Albo żebym się zaśmiała. Chodziło o to, żebym udowodniła, że naprawdę istnieję. Bo w tamtym czasie wszyscy autorzy co jakiś czas występowali przed mikrofonem. A ja - nigdy. I mimo że podstępem mnie próbowano do tego zmusić, to się nie dałam. Uważałam, że skoro nie bardzo nadaję się do pisania słuchowisk - a tak wtedy myślałam - to tym bardziej nie powinnam w nich występować.

I myślę, że ta moja niechęć do publicznych wystąpień sprawiła, że stałam się mimowolnie bohaterką jednego z felietonów Jerzego Urbana. Napisał w „Polityce”, że choć cała Warszawa mówi cytatami ze słuchowisk Czubaszek, to tak naprawdę taka osoba w ogóle nie istnieje, a teksty piszą zbiorowo sami aktorzy pod pseudonimem „Maria Czubaszek”. Dał się na to złapać nawet Jeremi Przybora, którego wtedy jeszcze nie znałam. Gdy któryś z naszych aktorów pochwalił jego Kabaret Starszych Panów, to Przybora machnął ręką i kurtuazyjnie odpowiedział: „Przecież wy to lepsze rzeczy piszecie pod tym zabawnym pseudonimem »Czubaszek«”.

Miałam więc satysfakcję, że nie istnieję, a pracuję. Pisałam wtedy najchętniej krótkie skecze: „Dzień dobry, jestem z Kobry” czy „Serwus, jestem nerwus”. Dobrze mi się pisało, ale potem radio przestało mieć pieniądze na aktorów. To znaczy pieniądze może by się i znalazły, ale po prostu ktoś na samej górze doszedł do wniosku, że nie warto tyle wydawać na kabarecik, i nas z radia wyrzucono. A ja odetchnęłam, bo nigdy specjalnie nie lubiłam pracować, a skoro nawet Urban nie wierzył w to, że ja istnieję, to znaczyło, że wyrzucili kogoś, kogo tak naprawdę nigdy nie było. Więc w sumie nic się takiego nie stało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl