18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Marek Zając: Dziś o potędze przesądza nie silna armia, lecz nauka

Marek Zając redaktor "Polski"
Tuż po demokratycznym przełomie powtórzono hasło Lecha Wałęsy z 1980 roku, żeby nad Wisłą budować drugą Japonię.

Jak zwykle skończyło się na sloganie, za którym nie poszły żadne decyzje rządzących. To właśnie najgroźniejsza choroba, która toczy polskie życie polityczne: wysyp bon motów zamiast odważnych reform i systemowych rozwiązań. Po niemal dwudziestu latach od odzyskania pełni suwerenności żaden prezydent ani premier nie zdefiniował, co w przebudowie kraju uznać musimy za absolutny priorytet. Nikt precyzyjnie nie nakreślił, w jakim właściwie kraju mamy żyć za dwadzieścia, trzydzieści lat. Przed społeczeństwem stawia się cele wprawdzie istotne, ale z punktu widzenia tzw. długiego trwania - doraźne.

Bo za kluczowe, rozłożone na pokolenia zadanie dla prawie czterdziestomilionowego narodu w sercu Europy trudno uznać organizację piłkarskich mistrzostw Starego Kontynentu czy dokończenie trzech autostrad. Dlatego szkoda, że nikt na serio nie potraktował słów tak lekko rzuconych przez Lecha Wałęsę. Nikt, nawet sam ich autor, a ówczesny prezydent. Bo akurat z japońskich dziejów moglibyśmy wyciągnąć cenną naukę. Do tego przez wieki odizolowanego od zachodnich wpływów kraju pierwsi Europejczycy, portugalscy kupcy, przypłynęli dopiero w 1542 roku. Nie minęło jednak nawet sto lat, a Japończycy - tym razem już na własne życzenie, w lęku m.in. przed postępującą chrystianizacją - odcięli się od kontaktów z cywilizacją Starego Kontynentu.

Dopiero restauracja cesarstwa w XIX wieku zapoczątkowała błyskawiczną modernizację. Japończycy stanęli przed pytaniem fundamentalnym: na czym oprzeć potęgę rozwijającego się kraju? Wybrali, zgodnie zresztą z powszechnym wówczas przekonaniem, drogę militaryzacji i kolonialnych podbojów, co doprowadziło ich... do katastrofy w 1945 roku. Pobici i upokorzeni nie zrezygnowali jednak z mocarstwowych ambicji. Po wojnie za priorytet uznali przyspieszenie rozwoju technologicznego. Na badania i eksperymenty przeznaczyli aż 3 proc. PKB. Efekt, biorąc pod uwagę przeciętne tempo procesów historycznych, uznać należy za imponujący: już w 1967 roku Państwo Wschodzącego Słońca stało się drugą potęgą gospodarczą globu. Japonia dysponuje trzecim, po USA i UE, budżetem na badania naukowe w wysokości około 130 miliardów dolarów. Skoro żyjemy w czasach, gdy potęgę narodów mierzy się nie siłą ich armii, ale właśnie technologicznym zaawansowaniem, dlaczego Polska nie miałaby wziąć przykładu z Japonii?

Tyle że na początek potrzebna jest wola polityczna. To przecież nie społeczeństwo zdecydowało, że na naukę przeznaczamy zaledwie 0,3 proc. naszego PKB. Polska czeka na Nobla. Tak, zgoda. To również slogan, zgrabne hasło, symbol. Marzymy wprawdzie o nagrodzie w naukach ścisłych, ale w gruncie rzeczy nie martwimy się, że w tym roku znowu nie dostaliśmy Nobla. Mamy do niego kilku kandydatów, żeby wspomnieć tylko profesorów Aleksandra Wolszczana, Andrzeja Udalskiego, Krzysztofa Matyjaszewskiego czy Mariusza Ratajczaka. Poważnie martwimy się tym, że - jak zauważył Tomasz Rożek w artykule, który publikujemy na stronie 14 - żaden z tych naukowców nie odniósłby sukcesu i nie zyskałby światowego rozgłosu, gdyby nie wyjechał z Polski. Martwimy się tym, że w 2006 roku Europejski Urząd Patentowy zarejestrował z naszego kraju dwadzieścia dwa rozwiązania, podczas gdy z Hiszpanii - ponad czterysta.

Martwimy się tym, że słaba jest współpraca między polskimi instytutami badawczymi i przemysłem. W rankingu tysiąca firm inwestujących w badania znalazły się tylko dwa rodzime przedsiębiorstwa. Martwimy się tym, że polska nauka - jak przyznają sami badacze - jest bliższa literaturze, która streszcza i porządkuje osiągnięcia innych, niż empirycznym poszukiwaniom. W wieku dwudziestu trzech lat Maria Skłodowska-Curie, nie wierząc, że kiedykolwiek wyjedzie na wymarzoną Sorbonę, pisała w liście do siostry: "serce mi się kraje nad swymi zdolnościami zmarnowanymi, które przecież były czegoś warte". Ale los się odmienił, Maria Skłodowska-Curie zdobyła Nobla z fizyki i chemii. Kłopot w tym, że na podobny łut szczęścia nie mogą liczyć tysiące zdanych tylko na siebie polskich naukowców. Może to właśnie dlatego Maria Skłodowska-Curie pozostaje naszą jedyną, choć aż dwukrotną noblistką w naukach ścisłych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl