Marek Rezler o Powstaniu Wielkopolskim: Nie szukajmy sensacji na siłę, nie twórzmy mitów [ROZMOWA]

Zbyszek Snusz
Zbyszek Snusz
- Jak się okazało, Wielkopolanie pokazali najskuteczniejszą drogę do zwycięstwa - przyznaje dr Marek Rezler
- Jak się okazało, Wielkopolanie pokazali najskuteczniejszą drogę do zwycięstwa - przyznaje dr Marek Rezler Grzegorz Dembiński
O faktach i mitach. A także o tym, co powinniśmy wiedzieć, a czego jeszcze nie wiemy na temat Powstania Wielkopolskiego, które wybuchło 27 grudnia 1918 roku, rozmawiamy z dr. Markiem Rezlerem.

Zbyszek Snusz: Mocno się Pan denerwuje, słysząc, że Powstanie Wielkopolskie było jedynym zwycięskim?

Marek Rezler: Bardzo. Denerwuje mnie zwłaszcza swoiste frajerstwo Wielkopolan. W miejsce autentycznych osiągnięć wymyślamy mity, którymi w gruncie rzeczy się ośmieszamy. Slogan o jedynym zwycięskim powstaniu pojawił się już przed wojną, gdy powstańcy wielkopolscy, którzy byli nie najlepiej traktowani w środowisku weterańskim, postanowili - jak to u Wielkopolan w zwyczaju - stworzyć mit. Nie brali pod uwagę innych wydarzeń na terenie regionu, tych które nastąpiły jeszcze w XIX wieku. Uważali, że Powstanie Wielkopolskie było jedynym zwycięskim, bo na całe 20 lat zapewniło wolność, doprowadziło do włączenia Wielkopolski w granice II RP. Z ową legendą walczę od 40 lat. Boli mnie, że Wielkopolanie nie znają swojej historii, nie wiedzą, że w XIX wieku opracowali własną, jak się okazało, niezwykle skuteczną, drogę do niepodległości, składającą się z trzech etapów.

Pierwszy to lata 1815-1918, czyli praca organiczna połączona z gotowością do walki zbrojnej. Drugi to zwycięskie powstanie z lat 1918-19, a trzeci - funkcjonowanie regionu przez ponad rok jako oddzielnego państwa, gdyż powstanie w myśl prawa międzynarodowego nie miało mocy sprawczej; to była tylko demonstracja zbrojna, ostateczna decyzja zaś należała do mocarstw sojuszniczych w Paryżu. Gdyby nie powstanie, prawdopodobnie doszłoby do plebiscytów, w wyniku których utracilibyśmy wiele powiatów, wątpliwe nawet, czy Leszno i Rawicz byłyby w rękach polskich, bo były to miasta przed rokiem 1918 silnie zniemczone. Od 27 grudnia 1918 r. do stycznia 1920 r., kiedy uprawomocniły się postanowienia traktatu wersalskiego, Wielkopolska musiała funkcjonować jako oddzielne państwo i radziła sobie sama. Wtedy okazało się, jak skuteczna była praca organiczna w regionie, tworzenie struktur konkurencyjnych i kadr dla przyszłej władzy.

O ilu zwycięstwach zapominamy?

Jeszcze o trzech. Pierwsze było powstanie przeciwko Prusakom z lat 1806-1807, o którym pisze Adam Mickiewicz w "Panu Tadeuszu", później powstanie z 1809 r. przeciwko Austriakom. A ostatnim zwycięskim powstaniem z wielkim udziałem Wielkopolan było III powstanie śląskie z 1921 r., które jest określane jako zwycięskie nawet w podręcznikach szkolnych. Więc jeśli ktoś opowiada o wielkopolskim jako jedynym zwycięskim, to ma zaległości sięgające czasów szkolnych. Ja to powstanie nazywam powstaniem wielkopolsko-śląskim, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę skład dowództwa poszczególnych frontów. Obaj głównodowodzący - Maciej Mielżyński i Kazimierz Zenkteler - byli przecież Wielkopolanami. A Wojciech Korfanty choć był Ślązakiem, przez wiele miesięcy piastował stanowisko komisarza Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu, odpowiedzialnego za sprawy polityczne i wojskowe. Łącznie Wielkopolanie mają więc na swoim koncie cztery zwycięskie powstania.

Czasami można usłyszeć opinię, że inne powstania były mało ważne.

Ale powstań nie można wartościować. Kiedy zaczyna się walka o niepodległość, nie ma powstaniątka, powstania, powstaniska i super powstania. Należy podkreślić, że Wielkopolanie nie mieli najmniejszego udziału w przyszłej klęsce, nie ich winą był upadek Napoleona, nie ich winą była napaść Hitlera i Stalina na Polskę - oni zrobili swoje, spisali się znakomicie i wygrali, nie mogą sobie nic zarzucić. Tylko wskazane jest, żeby się odpowiednio chwalili tymi zwycięstwami, a nie opowiadali o „jedynym zwycięskim”, bo w ten sposób zamiast podnieść swój prestiż, ośmieszają się i obniżają rangę własnych zasług.

Mitów na temat powstania narosło przez lata wiele. W okresie międzywojennym w Poznaniu ukuto nawet określenie "nie rybkuj". Co oznaczało?

W tamtym czasie w Poznaniu było kilku badaczy - bardzo często ludzi, którzy zajęli się Powstaniem Wielkopolskim, nie mając fachowego przygotowania historycznego. To oni stworzyli tradycje Powstania Wielkopolskiego, swoimi wypowiedziami ukształtowali opinie o powstaniu i poszczególnych wydarzeniach i osobach. Jednym z takich aktywnych działaczy niepodległościowych w Poznaniu był Stanisław Rybka-Myrius, autor tekstu do Marsylianki Wielkopolskiej. Bardzo reklamował Powstanie Wielkopolskie, był autorem wspomnień, w których opisywał m.in. rzekomy szturm gmachu prezydium policji wieczorem 27 grudnia 1918 r. Stanisław Rybka swoją aktywnością zaczął drażnić weteranów powstania, którzy uczestniczyli w wielu wydarzeniach i dobrze wiedzieli, że duża część jego opowieści to konfabulacje, efekt fantazji i osobistych przekonań. Pogrążył się w 1924 r., kiedy wystąpił w filmie "Odrodzona Polska" jako jeden ze statystów - dowódca ataku na gmach prezydium policji. W rezultacie w okresie międzywojennym zostało ukute powiedzenie "nie rybkuj". "Rybkujesz", oznaczało, że po prostu zmyślasz, konfabulujesz, opowiadasz bzdury.

Czyli tablica objaśniająca nazwę ulicy F. Ratajczaka, na budynku Arkadii, mija się z prawdą?

Oczywiście. Jest tam wizerunek Franciszka Ratajczaka, jest objaśnienie kim był i jest też wiadomość o tym, że poległ w szturmie gmachu prezydium policji. To fałsz. Od około 40 lat wiadomo, że szturmu gmachu prezydium policji nie było, to jedna z legend powstańczych. Była strzelanina, wymiana ognia, ale budynek nie był ani razu atakowany. Został zajęty w wyniku porozumienia zawartego między stroną polską a niemiecką. O sprawie pisał m.in. Arkady Fiedler w swoim pamiętniku "Mój ojciec i dęby". Pisarz był w środku jako sanitariusz, udzielał pomocy Niemcom znajdującym się w środku, widział, co się dzieje. Był też świadkiem początku pertraktacji. Bardzo się dziwię, że po tylu latach owa tablica mogła być umieszczona.

Jak zatem zginął Ratajczak?

Dokładnie nie wiadomo. Był skierowany jako wysłannik Sokoła do Poznania, został szefem kompanii straży służby i bezpieczeństwa. Kompania ta z Zamku szła w kierunku Bazaru m.in. ulicą Rycerską (czyli dzisiejszą Ratajczaka) i skręciła w prawo w stronę Bazaru. Szef kompanii szedł na końcu. Wtedy młody chłopak, żołnierz niemiecki, który siedział przy ckmie przy wejściu do gmachu prezydium policji prawdopodobnie nie wytrzymał napięcia i wypuścił serię w stronę kolumny. Ratajczak dostał kilka kul w plecy, żołnierze szybko rozbiegli się po bramach. Rannego wciągnięto do bramy, jeszcze żył, ale zmarł w lazarecie garnizonowym przy dzisiejszej ulicy Libelta. Na temat jego śmierci krążyły różne legendy. Leon Prauziński namalował go ginącego w ataku z granatem w ręku. Jest tam zresztą wiele innych przekłamań, nie było wtedy śniegu na ulicach, a uliczne latarnie się nie paliły. Stanisław Nogaj sugerował natomiast, że Ratajczak "w stanie mocno wskazującym", przechodząc koło gmachu prezydium policji, odwrócił się i strzelił w okna - Niemcy odpowiedzieli ogniem z wiadomym skutkiem. Absolutnie nie można się z tym zgodzić.

Kto jeszcze przyczynił się do upowszechnienia mitu o szturmie gmachu prezydium policji?

W okresie międzywojennym do generała Taczaka, który stał na czele komisji badającej dzieje Powstania Wielkopolskiego zgłosiło się kilka tysięcy powstańców z wnioskami o weryfikację. Twierdzili oni, że uczestniczyli w szturmie. Po pierwsze, skąd ich tylu miałoby tam być, po drugie - tyle osób po prostu by się tam nie zmieściło.

Kim byli pierwsi powstańcy i ilu ich było?

Okres spontanicznego powstania obejmował okres do połowy stycznia 1919 r., czyli momentu przybycia generała Józefa Dowbora-Muśnickiego i objęcia przez niego dowództwa nad wojskami powstańczymi. W tym czasie w całej Wielkopolsce walczyło kilkanaście tysięcy troszkę zwariowanych młodych ludzi, którzy nie do końca byli świadomi tego, na co się porywają. Ludzi, którzy wykorzystywali chwilową słabość Niemców. Ludzi, którzy zachowywali się kompletnie nie po wielkopolsku. Spontanicznie, żywiołowo, z wielką fantazją. Większość z nich nie przeszła jeszcze przez front, więc nie znała zagrożenia. Frontowców początkowo nie było wielu, bo po doświadczeniach spod Verdun wojaczki mieli powyżej uszu. Dołączyli dopiero później, w wyniku zarządzonej mobilizacji.

W ubiegłym roku miejscy urzędnicy z dumą ogłosili, że w kościele na Jeżycach "znaleźliśmy dokument, wskazujący dokładną godzinę wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Możemy uznać, że wybuchło ono o godzinie 4.40 po południu". Po co nam poznańska "godzina W"?

Szukanie na siłę owej jednej godziny, jest niezgodne z wiedzą o Powstaniu Wielkopolskim i szukaniem sensacji na siłę. Nie da się ustalić poznańskiej "godziny W". Historycy wiedzą, że powstanie wybuchło między godz. 17 a 17.30, że pochód niemiecki z Jeżyc nie był w stanie w ciągu 40 minut dotrzeć pod Bazar. Ktoś rzucił hasło godz. 16.40, ktoś inny podchwycił i lawina poszła. Szykowała się kolejna legenda. A nie w godzinie jest tu istota. Można bić w dzwony o 15, 17, 20, itp. Te dzwony całkiem słusznie będą głosiły chwałę powstańców. Ale wystąpiła tu próba odwoływania się do warszawskiej "godziny W" z 1 sierpnia 1944 r., na zasadzie, że skoro mają swoją "godzinę W" warszawiacy, to muszą mieć i poznaniacy. A to zupełnie innych charakter wydarzeń. Robienie z przypadkowej godziny przeciwwagi dla Warszawy świadczy o jakimś zupełnie niepotrzebnym kompleksie. Wielkopolanie nie potrzebują legend, bo mają duże osiągnięcia, tylko muszą znać własną przeszłość, docenić ją, a nie wpadać w kompleksy. Nie musimy na siłę dorównywać komukolwiek.

Dużo jeszcze nie wiemy o wydarzeniach z lat 1918-1919?

Bardzo dużo. Zgłębianie wiedzy na temat powstania to praca jeszcze dla następnego pokolenia. Do końca nie są zbadane archiwa brytyjskie i francuskie. W niewystarczającym stopniu zostały zbadane archiwa niemieckie. A w tamtym czasie działo się naprawdę sporo. Każdy tydzień powodował zmianę sytuacji i konfiguracji politycznej. Profesorowi Michałowi Polakowi udało się dotrzeć w Londynie do relacji oficerów misji brytyjskiej, którzy byli z Paderewskim 26 grudnia 1918 r. w Poznaniu. Okazuje się, że kontaktowali się oni z niemieckim Dowództwem Okręgu V w Poznaniu, wysyłali meldunki do Paryża z tego, co się działo w stolicy Wielkopolski. Jeśli ich relacje weźmiemy dosłownie, to opis wydarzeń możemy tworzyć od nowa. Ale musimy tu też brać pod uwagę motywację autorów. Dodatkowo nie znamy dokładnie wysiłku ekonomicznego regionu. Musimy urealnić powstanie na tle kontaktów Warszawa-Paryż. Ostatnio prawdziwym skarbem okazały się ustalenia germanisty, doktora Karola Górskiego, który przebadał literaturę niemiecką na temat Powstania Wielkopolskiego. Znalazł rewelacyjne informacje, m.in. dane, które pozwalają zmienić naszą ocenę stosunku Niemców do Polaków i do powstania. Wcale to nie wyglądało tak jednoznacznie, inaczej patrzył na to zwykły szeregowy armii regularnej, inaczej żołnierz Grenzschutzu, a jeszcze inaczej polityk czy dziennikarz.

A potrafimy wyciągać wnioski z historii, którą już znamy?

Potrzeba było kilkudziesięciu lat spokoju, żeby w ludziach zaczęła się pojawiać refleksja na temat przeszłości. Nie jest to już bezustanne kultywowanie męczeństwa, przegranych powstań i stawiania walki na pierwszym miejscu. Ludzie zaczynają myśleć inaczej. Walka nie może być celem sama w sobie. Romantyczne myślenie jest przekleństwem naszej historii, bardzo nim się szczycimy, ale Polsce niewiele to nie dało. Jak się okazało, Wielkopolanie pokazali najskuteczniejszą drogę do zwycięstwa.

Dr Marek Rezler, historyk zajmujący się dziejami Wielkopolski, a zwłaszcza udziałem mieszkańców tej części kraju w walkach narodowo-wyzwoleńczych, autor m.in. takich książek jak "Powstanie Wielkopolskie" i "Wielkopolanie pod bronią 1768-1921. Udział mieszkańców regionu w powstaniach narodowych".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Marek Rezler o Powstaniu Wielkopolskim: Nie szukajmy sensacji na siłę, nie twórzmy mitów [ROZMOWA] - Głos Wielkopolski

Wróć na i.pl Portal i.pl