Marek Kamiński: To, co dajesz innym, masz na zawsze

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Marek Kamiński: Idąc na Biegun Północny czy Południowy, przeżywałem życie w pigułce. W ciągu jednego dnia mogłem sto razy umrzeć
Marek Kamiński: Idąc na Biegun Północny czy Południowy, przeżywałem życie w pigułce. W ciągu jednego dnia mogłem sto razy umrzeć Archiwum Marka Kamińskiego
Życie pełne jest paradoksów. Może nam się wydawać, że cele są najważniejsze, a potem się okazuje, że najważniejsza jest droga. Wydaje się, że teoria nic nie znaczy, a według mnie najlepszą praktyką jest dobra teoria. Wydaje się, że porażki są gorsze niż sukcesy, ale często lepiej przeżyć mądrą porażkę, która nas czegoś nauczy, niż głupi sukces, który może nas sprowadzić do wielkiej porażki – mówi Marek Kamiński, podróżnik, filozof i innowator.

Luzowanie obostrzeń pandemicznych, możliwość podróżowania to dla Pana powrót do normalności, do wolności?

To miłe, że nie trzeba już nosić maseczek, że można spotykać się w kawiarniach, restauracjach, a kolejne kraje znoszą obostrzenia i otwierają granice. Naprawdę super! Ale myślę, że prawdziwa wolność manifestuje się bardziej wewnątrz człowieka niż na zewnątrz. Nie jest tak, że wcześniej czułem się zniewolony, a teraz jestem wolny. Gdyby moja wolność zależała od tego, czy noszę maseczkę albo czy mogę pójść do restauracji, to bym się nad sobą głęboko zastanowił (śmiech). Zniesienia ograniczeń nie odczuwam w jakiś szczególny sposób, może dlatego, że w okresie, kiedy one obowiązywały, mogłem się skupić na swoich projektach. Mogłem pracować w domu; mogłem pisać. Uczestniczyłem w spotkaniach online, nie musiałem jeździć. Wtedy czułem się wolny, tylko w inny sposób i teraz czuję się wolny. Żyję swoim rytmem. A on nie zależy od tego, czy mogę pójść do restauracji, czy muszę nosić maseczkę. Najważniejsza jest wolność, którą mamy w głowie.

Dla kogoś, kto jest aktywny, kto przez większą część życia podróżuje, takie nagłe uziemienie nie było chyba łatwe do przeżycia?

Owszem, ale tak naprawdę jestem filozofem. Podróże dla mnie to tylko element istnienia, nie istota. Nie jest tak, że kiedy podróżuję, to jestem sobą, a jak nie podróżuję, to już nic nie robię. Przeciwnie. Podróżowałem małą częścią mojej aktywności, bo nawet będąc w podróży, bardziej liczyło się dla mnie to, co się działo w głowie, niż to, że byłem na Biegunie Północnym, czy że szedłem do Santiago de Compostela. W tym sensie brak podróży specjalnie mnie nie ograniczył. Dla mnie jedną z ważniejszych rzeczy w życiu jest to, co zostawiamy po sobie, to, co tworzę. Niekoniecznie musi to być od razu coś wielkiego, ale jest to coś, co powstaje w głowie i z czego mogę być zadowolony. Przyznam, że czas pandemii w ogóle postrzegam jako moment zastanowienia się; jako czas, który został nam dany, aby go wykorzystać. To nie były wyłącznie ograniczenia.

Pan ten czas wykorzystał niezwykle twórczo.

W momencie, kiedy zdałem sobie sprawę, że przez rok, albo dwa lata nigdzie nie wyjadę – a wiedziałem to intuicyjnie, kiedy zaczęła się pandemia i związane z nią ograniczenia – zająłem się pisaniem książki. I napisałem ją.

„Power4Change. Sztuka osiągania celów”.

Tak jest. Taki był zresztą tytuł mojej wyprawy dookoła świata, jaką miałem odbyć. Na tej podstawie, razem z zespołem metodyków, między innymi z Anką Waligórą, Joasią Heidtman i Przemysławem Powalaczem stworzyliśmy program dla młodzieży Life Plan Academy, który w założeniu ma zmienić życie młodym ludziom na lepsze teraz i w przyszłości. Ma im dać narzędzia do tego, żeby się nie bać. Żeby się nie poddawać. Żeby umieć radzić sobie z porażkami i żeby osiągać cele, które sobie ktoś założył. Krótko mówiąc – żeby podążać za swoimi marzeniami, jakkolwiek wielkie by one były. Ten program udało nam się sformułować. Pracujemy z grupami młodzieży w wieku 14-17 lat; jest też grupa w wieku 9-14 lat. Są osoby niepełnosprawne, dorosłe, którym potrzebne jest usamodzielnienie się. Są dzieci z fundacji a także domy poprawcze, w których młodzież jest odizolowana i niekoniecznie chętna do uczestniczenia w zajęciach, ale akurat w naszych chcą uczestniczyć. Nasz program jest wdrażany w jednym z takich ośrodków w Poznaniu. Pracujemy nad aplikacją opartą o Metodę Biegun.

Tak nazwał Pan swój projekt.

To metoda osiągania celów; na tej metodzie oparte są konstrukcje książek „Power4Start” i „Power4Change”. Metoda ta została już przetestowana, na przykład podczas wyprawy z Jaśkiem Melą; prowadziłem też na SWPS studia oparte o tę metodę; organizowaliśmy obozy dla młodzieży, zajęcia dla dzieci chorych na serce. Było wiele doświadczeń, a teraz w połączeniu z technologią, platformami opartymi o sztuczną inteligencję możemy stworzyć programy, częściowo wirtualne, które można realizować przez Zoom i na przykład szkolić trenerów w Afryce, bez potrzeby jeżdżenia tam.
Przeszkoliłem też 20 master trenerów, następnie oni kolejnych 300 trenerów i w tej chwili zaczynamy pracę w organizacji. Będziemy prowadzić zajęcia w szkołach, oczywiście w ramach zajęć pozaszkolnych, więc przez wakacje będziemy intensywnie pracować, również z nauczycielami, by ten program mógł od września ruszyć. Ale z młodzieżą szkolną pracujemy również w wakacje – podczas kolonii. Rozpoczęliśmy pracę z zespołem szkół polskich z Londynu; pracujemy też z organizacjami, takimi jak na przykład SOS Wioski Dziecięce, czy Fundacja Aktywizacja i wieloma innymi. Naszym celem jest, aby w ten roku przez nasz program przeszło 2 tysiące młodych ludzi. Napisałem książkę dla starszej młodzieży „Power4Start”, którą będę niedługo wydawał. Cały czas intensywnie pracuję.

Nie wspomniał Pan jeszcze o Marek Kamiński Academy.
To dedykowane organizacjom i ich pracownikom innowacyjne rozwiązania do doskonalenia skuteczności osobistej, pomagające w sześciu obszarach: budowaniu odporności psychicznej, radzeniu sobie ze stresem i porażkami, adaptacji do szybko zmieniających się warunków oraz odkrywaniu ludzkiego potencjału.

Co jest dziś największym problemem ludzi pracujących w firmach? Jakie są ich deficyty?

Myślę, że problemem jest przede wszystkim brak poczucia bezpieczeństwa, poczucia stabilności; strach, który się pojawia i rodzi pytania: „Co będzie dalej? Co będzie z moją rodziną i moją pracą?” Do tego dochodzi brak odporności psychicznej, a następstwem przeżytego strachu może być też wypalenie. Ludzie nie potrafią wypoczywać, dobrze planować czasu, zadań, obciążenia. To prowadzi do wypalenia, a przez to do poczucia braku sensu życia w ogóle. Chyba ten brak sensu i brak odporności to najczęstsze problemy, z którymi się spotykam. To oznacza zmęczenie, fizyczne i psychiczne znużenie również negatywnymi informacjami płynącymi z różnych pól. Obiektywnie nie jest z nami tak źle, ale to poczucie wypalenia, strach, brak odporności powoduje, że jesteśmy dużo mniej efektywni i spełnieni w życiu.

Pan doświadczył w swoim życiu takich momentów zmęczenia, wypalenia?

Oczywiście. Gdybym nie doświadczył, pewnie trudno by mi było wiedzieć, jak sobie z tym poradzić. Idąc na Biegun Północny czy Południowy, przeżywałem życie w pigułce. W ciągu jednego dnia mogłem sto razy umrzeć. Świadomość tego powodowała poczucie braku sensu i wypalenie. Mam tu na myśli stany emocjonalne, jakie się przeżywa. Czyli zagrożenie życia czy zmęczenie – tam to wszystko było spotęgowane do maksimum.

A kiedy nadszedł taki moment, kiedy mówił Pan: „Nie chcę już tego, nie podoba mi się. Nie idę dalej”. A jednak Pan szedł, bo nie można było nie iść.

Zawsze można zawrócić. Zawsze można nie wyruszyć. To od naszej odporności psychicznej zależy, czy powiemy sobie: „OK, mój mózg mówi, że już nie dam rady, ale to jest tylko umysł. To są tylko myśli”. Nie wszystko, co pomyślimy jest prawdziwe i rzeczywiste. Większość myśli to złudzenia.

Jak rozpoznać, że to nie jest prawdziwe, że to złudzenie?

Przede wszystkim trzeba mieć pewien dystans do swoich myśli, swojego strachu. Trzeba umieć nauczyć się nie reagować emocjonalnie, nie działać pod wpływem emocji; umieć zbudować klin. Oczywiście ważne jest, żeby dopuszczać emocje, dopuszczać strach, nie odwracać się od emocji. Emocje są informacją o naszym stanie, kondycji, o świecie. Natomiast ważny jest dystans do emocji. Ważne jest nauczyć się rozpoznawać, co one nam mówią, jakie informacje przekazują i potem, mówiąc w skrócie, te informacje wykorzystać. Nie ma magicznego słowa typu „abrakadabra”, które wypowiem i wszystko się nagle odmieni. Przy okazji – ciekawostką jest, że słowo „abrakadabra” jednak coś znaczy, a przynajmniej takie są interpretacje. Jedna mówi, że słowo to pochodzi z języka staroaramejskiego i ma oznaczać: „zrobił, jak powiedział”. Dobrze jest więc być uważnym na słowa, które wypowiadamy, a co do których, wydaje nam się, że nic nie znaczą.

Jak się nie bać? Kiedy się boimy włącza się w nas program, który sprawia, że albo uciekamy, albo atakujemy.

Samo to, że się boimy wcale nie oznacza, że jest czego. Staram się wtedy włączyć oddychanie, zbadać, czy rzeczywiście są powody do strachu, czy nie. Kiedy szedłem na biegun, przez zamarznięte Morze Arktyczne, lód pode mną mógł pęknąć w każdej chwili. Mogłem się bać i w ogóle na tej lód nie wejść, albo sprawdzać kijkiem, czy lód pęknie, czy nie i iść dalej. Nie poddałem się temu strachowi. To nie oznacza, żeby się w ogóle nie bać. Warto sprawdzać. Życie mnie nauczyło, że w przeważającej liczbie przypadków strach jest wyolbrzymiony. To znaczy, że warto spróbować iść dalej. Nie chodzi o to, aby iść za każdą cenę, ale spróbować zrobić jeszcze jeden, drugi, trzeci krok. Mam taką technikę, że kiedy się zaczynam bać, to sprawdzam czy mogę jeszcze zrobić ten jeden, dwa, trzy kroki i zobaczyć, co jest za horyzontem. I próbuję iść dalej. Jeżeli informacja się potwierdza, że dalej jest przepaść, to odpuszczam. Ale często okazuje się, że można iść dalej.

Dlaczego w czasie pandemii zdecydował się Pan na pracę z myślą o innych? Dlaczego Panu na tym zależy, aby ludzie zmieniali swoje życie na lepsze?

Zastanawiałem się, co można w tej sytuacji zrobić. Doszedłem do wniosku, że mam doświadczenie, jak sobie radzić ze strachem, jak być odpornym. Musiałem zbudować swoją odporność, żeby mając 31 lat dojść na oba bieguny Ziemi, żeby przepłynąć Atlantyk. Żeby pójść na obydwa bieguny z Jaśkiem Melą. Żeby dojść do Santiago de Compostela. To wymagało odporności. Ponieważ zobaczyłem, że odporność psychiczna, radzenie sobie z trudnościami, restart i to, żeby się nie bać, będzie deficytowym towarem w naszych czasach. Jest na ten temat dużo książek, ale ten temat traktują dość powierzchownie; nie dają recept, jak budować w sobie tę odporność. Postanowiłem więc zająć się tym tematem; zobaczyłem jak wielki wpływ na życie ludzi miała historia Jaśka Meli, który jest przykładem, że można przekroczyć ograniczenia swojego ciała i umysłu. Jasiek doszedł na dwa bieguny i pokazał, że można mimo wielu ograniczeń.

Zrobił to z Panem – i można tak powiedzieć – dzięki Panu.

Postanowiłem wykorzystać swoje doświadczenie; niekoniecznie trzeba od razu iść na biegun, ale zawsze warto mieć wiedzę. Jak już wspomniałem, bardziej jestem filozofem niż podróżnikiem; nigdy nie studiowałem geografii; ona nigdy nie była przedmiotem moich zainteresowań. Zawsze w centrum moich zainteresować był człowiek, a także filozofia, fizyka, matematyka; myślę systemowo. W związku z tym postanowiłem stworzyć system, pisać książki, zbudować metodologię, wdrażać tę wiedzę. W sumie, najważniejsze, co mi się do tej pory udało osiągnąć w życiu to wcale nie bieguny, choć to było fajne, było moim spełnieniem. Ale na koniec dużo ważniejsze okazało się to, że zmieniłem życie Jaśka Meli i innych ludzi, na lepsze. Jeśli miałbym powiedzieć, z czego jestem w życiu dumny i dlaczego warto żyć, to będzie właśnie to. Wniosek jest taki, że warto dalej to robić, tylko na większą skalę. To jest moją motywacją. Wyraża się ona w prostym zdaniu – to co dajesz innym, masz na zawsze. W rzeczywistości nic nie mamy w życiu na zawsze, wszystko możemy stracić. Mogą nam zabrać inni, może być wojna; wiele rzeczy może się zdarzyć. Ale jeśli coś komuś damy, to nikt nam tego nie zabierze, prawda? To co damy, mamy na zawsze. Drugie ważne dla mnie zdanie brzmi: „Żeby zrozumieć, trzeba stawać się”. Nie doszedłem do nich dzięki temu, że gdzieś te zdania przeczytałem, tylko rzeczywiście poczułem je na własnej skórze.

Wrócę do pandemii, bo chyba można powiedzieć, że przyniosła ona również coś dobrego; dzięki niej, dzięki izolacji, wielu ludzi otworzyło się na chęć własnego rozwoju.

Dokładnie. Dla mnie właśnie to był czas, który można było wykorzystać na rozwój wewnętrzny, na zwrócenie uwagi na to, o czym często w pędzie zapominamy. Czasem takie zatrzymanie jest potrzebne, podobnie jak choroba. Choroby nie biorą się z niczego, ale również z tego, że nasz organizm jest wyczerpany. Mogą być spowodowane przez wirusy, ale często to, że zostaliśmy zainfekowani wynika z tego, że jesteśmy wyczerpani, że nasz system odpornościowy jest słaby, co ma często odzwierciedlenie w naszym stylu życia. Nie chciałbym wchodzić głębiej w zagadnienie chorób, bo każda z nich jest sprawą indywidualną, ale często wynikają z psychosomatycznego stanu człowieka. Ale jeśli już jesteśmy chorzy, to też warto ten czas wykorzystać dla podreperowania naszego zdrowia, a nie tylko na przechorowanie. Bywało, że dla niektórych ludzi choroba stała się momentem zwrotnym w ich życiu i zmieniła to życie na lepsze.

Z jakimi trudnościami zmagał się Pan podczas tak różnych wypraw, jak te na bieguny i jak pielgrzymka do Santiago de Compostela? Czy w ogóle można je ze sobą porównać?

Trudno je porównywać. To jest tak, jakby chcieć odpowiedzieć na pytanie, kto jest większym bohaterem, koszykarz Michael Jordan czy mistrz szachów Garri Kasparow? To są inne gry. Chociaż… Jeśli chodzi o wyprawy, to na pewno ważna jest odporność psychiczna. Być może w przypadku wyprawy na biegun ważniejsza była odporność fizyczna, ale, jak mówię – to były różne wyprawy. Można je porównać pod takimi kątami, że ważna była wytrzymałość, odwaga, konsekwencja. Może to zabrzmi zaskakująco, ale powiem, że większej odporności psychicznej wymagało ode mnie przejście 4 tysięcy kilometrów przez Europę, czyli pielgrzymka do Santiago, niż wyprawa na biegun.

Dlaczego?

Wyprawie na biegun towarzyszyła piękna scenografia; biegun jest bardzo malowniczy, widowiskowy, głęboki. To było zetknięcie z absolutem. Do Santiago de Compostela szedłem przez Europę, jaką widziałem każdego dnia. Nie jest łatwo odnaleźć się w tej rzeczywistości i uwierzyć, że to ma sens, kiedy każdego dnia przemierza się odległość maratonu i tak przez 100 dni. Właśnie przez to, że to było mniej spektakularne, nie takie ładne, a bardziej zwyczajne, to wymagało ode mnie większej odporności psychicznej. Takie właśnie jest życie – pełne paradoksów. Może nam się na przykład wydawać, że cele są najważniejsze, a potem się okazuje, że najważniejsza jest droga. Wydaje nam się, że teoria nic nie znaczy, a według mnie najlepszą praktyką jest dobra teoria. Wydaje nam się, że porażki są gorsze niż sukcesy, ale często lepiej przeżyć mądrą porażkę, która nas czegoś nauczy, niż głupi sukces, który może nas sprowadzić do wielkiej porażki. Przejrzenie okiem duszy tej iluzji, z jaką się spotykamy, za różnego rodzaju schematami, którymi jesteśmy karmieni od dzieciństwa, to wydaje mi się bardzo trudne.

Można powiedzieć, że Marek Kamiński Academy otwiera ludziom oko duszy?

Choć to program biznesowy, to na pewno tak jest. Warunkiem szczęśliwego życia i tego, żeby w biznesie być skutecznym jest to, aby przejrzeć przez iluzje. Częścią tego procesu jest otwarcie oka duszy, choć pewnie nie dla wszystkich, bo nie wszyscy wierzą w duszę. Ale na pewno zobaczenie, co jest, a co nie jest iluzją i poznanie samego siebie sprawia, że się jest skuteczniejszym w działaniu, w życiu i biznesie.

Na pielgrzymkę do Santiago de Compostela idzie się zwykle z intencją. Może Pan powiedzieć o swojej?

Szedłem z intencją, żeby zmienić swoje życie. Po wyprawach na bieguny chciałem spojrzeć na siebie, na swoje życie, na to, dokąd mam iść dalej, poznać dalszy ciąg. Pamiętam taki moment, kiedy przechodziłem koło Góry Chełmskiej. Spotkałem kobietę, która powiedziała mi, że tam, w Santiago, czeka na mnie lepsza wersja Marka Kamińskiego i jak go spotkam, to od tej pory będziemy szli razem. Wziąłem to jako swoją intencję. I tak się stało. Może nie w samym Santiago, ale gdzieś po drodze spotkałem tę inną wersję samego siebie. I potem już rzeczywiście szedłem dalej trochę inną drogą, niż tą, jaka była przed pielgrzymką do Santiago.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl