Marek Celej: Lepiej uniewinnić winnego, niż skazać osobę niewinną

Dorota Kowalska
Marek Celej: Sędzia powinien czuć, że wykonuje dobrą robotę dla społeczeństwa
Marek Celej: Sędzia powinien czuć, że wykonuje dobrą robotę dla społeczeństwa fot. Bartek Syta / Polskapresse
O pracy sędziego, pytaniach, na które musi sobie odpowiedzieć, zanim wyda wyrok, i o tym, gdzie leży największy problem polskiego wymiaru sprawiedliwości - mówi Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie, w rozmowie z Dorotą Kowalską.

Zna Pan taką maksymę: "Bez ciała nie ma zbrodni"?
Słyszałem ją wielokrotnie od oskarżonych, także podczas swojego ostatniego procesu. To potoczne powiedzenie, które funkcjonuje w potocznym języku. Przewija się przez sale sądowe, przewija się przez literaturę kryminalną, co nie oznacza, że jest do końca prawdziwe. Proces, w którym ostatnio sądziłem, nie był pierwszym w Polsce ani w Warszawie, gdzie nie mając ciała, sąd wydał wyrok skazujący za zabójstwo.

No dobrze, tyle tylko, że w tej sprawie nie chodzi o jedno ciało, ale o cztery!
Wiedziałem, biorąc tę sprawę do referatu, że będzie to trudna i skomplikowana sprawa i taką pozostała do końca. Przy czym ważne jest to, o czym mówiłem w uzasadnieniu ustnym: nie twierdzę, że jest to proces stricte poszlakowy, bo mamy wyjaśnienia oskarżonych, które podlegają ocenie. Proces jest o tyle nietypowy, co każdy zauważył, że nie mamy ciał i nie wiemy, co się z nimi stało. I to jest ta największa zagadka. Nietypowość druga jest taka, że jednemu ze sprawców prokuratura przedstawiła cztery zarzuty popełnienia zbrodni zabójstwa. To również nie zdarza się często.

Pana dowody przedstawione przez prokuraturę przekonały?
Może nie tylko przez prokuraturę. Proces toczył się bez mała dwa lata. I również sąd weryfikował dowody, które zostały przedstawione przez prokuraturę, dopuszczał nowe dowody, nowych biegłych, żeby potwierdzić, czy w istocie było tak, jak to wynikało z zarzutów.

Mariusz B. zamordował męża i córkę swej kochanki, partnera z kursu tańca oraz księdza, który przed laty miał go molestować. Tak było?
Tak było, czego dowodem jest wyrok sądu. Ale pamiętajmy, że jest jeszcze apelacja, i to sąd apelacyjny będzie się pochylał nad tym, czy tok rozumowania sądu pierwszej instancji był prawidłowy, logiczny i oparty na wszystkich dostępnych dowodach, zarówno działających na korzyść, jak i niekorzyść oskarżonych.

Sędzia myśli o tym, jak zostanie przyjęty jego wyrok?
Trudne pytanie. Wydaje mi się, że nie jesteśmy wyalienowani ze społeczeństwa, ale musimy pamiętać o jednej rzeczy: wydajemy wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej i nie powinniśmy poddawać się presji. Powinniśmy mieć poczucie, że wykonaliśmy dobrą pracę. A czy jest presja? Ja jej nie odczuwam.

Mówi się, że sędzia powinien być głuchy na szemranie salonów i pomruki ulicy.
Powinien taki być. Nie jest trybunem ludowym, który feruje wyroki na podstawie opinii kilku osób, klasy politycznej czy fragmentu społeczeństwa, które żąda takich, a nie innych wyroków. My musimy pamiętać, że na sali sądowej mamy do czynienia z człowiekiem, który dopuścił się określonego czynu. I ten czyn podlega określonej ocenie, zarówno faktycznej, dowodowej, jak i później ocenie prawnej, a co za tym idzie, w przypadku uznania winy - wymaga podjęcia właściwej decyzji co do wymiaru kary.

Ktoś kiedyś na Pana naciskał, sugerował, jak powinien Pan prowadzić sprawę, jaki wyrok wydać?
Nie, nigdy nic takiego się nie zdarzyło.

Nawet jak był Pan początkującym sędzią?
Nawet wtedy.

Dlaczego właściwie został Pan sędzią?
Sam wielokrotnie się nad tym zastanawiałem, ale widocznie coś musiało być na rzeczy, bo chciałem być prawnikiem już pod koniec szkoły podstawowej. A sędzią? Chyba po złożeniu egzaminu sędziowskiego, kiedy byłem na aplikacji sędziowskiej. Stwierdziłem wtedy, że warto spróbować, bo czasami łatwiej być adwokatem czy prokuratorem - osobą, która oskarża lub broni, niż osobą, która jest arbitrem. Kimś, kto ze wszystkich dowodów potrafi wysnuć to, co jest najistotniejsze - oddzielić ziarna od plew.

Jeden z sędziów powiedział mi kiedyś tak: "Być sędzią to tak, jakby wstąpić do elitarnego zakonu, członkostwo w nim daje wielką władzę na innymi ludźmi".
Nigdy nie traktowałem swojego zawodu, jak władzy nad innymi. Traktowałem go, jak władzę sędziowską na sali sądowej, ale nie władzę nad ludźmi, raczej nad sprawą, jaką przyszło mi osądzić. Zdaję sobie sprawę, że jest taki klasyczny pogląd na różnych korytarzach, niekoniecznie sądowych, że sędziowie się wywyższają, mają atrybut władzy przynależny temu, że noszą łańcuch na sali i mogą niepodzielnie rządzić.

A nie jest tak? Nie zawiniliście, wy, sędziowie, grzechem pychy?
Nie. Jeśli ktoś myśli, że sprawujemy władze nad ludźmi, to jest w błędzie. Sędziego powinien cechować określony standard zachowania: powinien być niezwykle skromny, ujmujący, miły, wrażliwy. Sędzia powinien czuć, że wykonuje naprawdę dobrą robotę dla społeczeństwa. Bo jesteśmy fragmentem politycznego państwa, w którym mamy władzę wykonawczą, władzę ustawodawczą i władzę sądowniczą. I ci, którzy zdali egzamin sędziowski, mają odpowiednie predyspozycje, mają określony zasób wiedzy, zostają sędziami. Musi być w tym namiastka powołania, bo jeśli chodzi o kwestie finansowe, nie jest to jakiś wymarzony zawód.

To dlatego mówi się o korupcji w wymiarze sprawiedliwości?
Od wielu, wielu lat środowisko sędziowskie jest zażenowane tym, jak państwo polskiej traktuje niezwykle odpowiedzialny zawód, jakim jest zawód sędziego. My jesteśmy III władzą, równorzędną do dwóch poprzednich, czyli do władzy ustawodawczej i wykonawczej. Od wielu lat walczymy, aby te wynagrodzenia były na wyższym poziomie. Właśnie po to, aby uniknąć dywagacji, niedopowiedzeń dotyczących korupcji wśród sędziów i tego, że "sędziowie biorą".

A biorą?
Nie spotkałem się z przypadkami korupcji wśród sędziów. Te sprawy, które były i w których prowadzono postępowania dyscyplinarne, skończyły się uniewinnieniem sędziów. Owszem wielokrotnie zdarza się, że świat przestępczy rzuca takie kolumnie, one padają zwłaszcza z ust świadków koronnych.

Co mówią ci świadkowie koronni?
Że obrońcy biorą większe pieniądze, bo muszą się podzielić z sędziami, albo że mafia gromadzi fundusze na opłaty dla sędziów. Czy to prawda? Nikt tego nie rozpoznawał, nie badał.

A Pana zdaniem to może być prawda?
Moim zdaniem nie. Mimo że w porównaniu z innymi prawniczymi zawodami zarabiamy mało, to mamy to bezpieczeństwo, że miesiąc w miesiąc mamy tę samą pensje. Adwokaci, notariusze, radcowie prawni - u nich różnie to bywa. Ale powtarzam, od lat walczymy o to, aby nasze wynagrodzenia rosły.

Jak zachować obiektywizm, będąc sędzią, czy to w ogóle możliwe?
To pytanie nie należy do nazbyt trudnych, ale zarazem jest pytaniem: czy do samego końca polscy sędziowie i polskie sądy są obiektywne? Są obiektywne o tyle, o ile mamy określony materiał dowodowy, tak w procesach karnych, jak cywilnych. Obiektywizm polega na tym, że trzeba bezstronnie spojrzeć na każdy dowód, zastanowić się z punktu widzenia logicznego, czy rzeczywiście sprawy się mają tak, jak przedstawia je prokurator. Do tego niezbędne są wiedza i doświadczenie, które pozwalają stanąć trochę z boku, bez emocji, bez tej empatii dla jednej czy drugiej strony. Bo gdzieś tam w każdym człowieku jest taka chwila refleksji: "Boże, jaka to okropna zbrodnia" albo "Boże, ten oskarżony jest niewinny, czemu ta prokuratura go oskarża". Te wszystkie emocje trzeba odsunąć na bok i spojrzeć na całość obiektywnie.

Jeden z sędziów powiedział mi , że najgorzej, kiedy do oskarżonego czujemy wstręt, odrazę niemal. Wtedy trudno patrzeć na sprawę z boku.
Powiem szczerze, nie znalazłem się jeszcze w takiej sytuacji, nawet jeśli miałem do czynienia ze straszną zbrodnią, abym czuł do człowieka na ławie oskarżonych odrazę czy wstręt. Wiem, że ten ktoś zabłądził, i mnie przyszło go osądzić. Staram się przy tym wszelkie przymiotnikowanie sprawcy odsunąć na plan dalszy. Moja prywatna opinia w żaden sposób nie może się przejawiać podczas narady nad orzeczeniem, kiedy siedzimy w sali i zastanawiamy się nad winą i karą. Musimy wtedy profesjonalnie podejść do wszystkich przesłanek, które legły u podstaw wyroku. A to, czy oskarżony jest piękny, brzydki, odrażający nie ma absolutnie żadnego znaczenia.

To Pan jest nadczłowiekiem! Bo nie wyobrażam sobie, że te sprawy nie wzbudzają w Panu emocji, a potwór, który zgwałcił i zabił pięć kobiet, nie budzi wstrętu i obrzydzenia.
Powtarzam: jest człowiekiem, który zbłądził, a mnie przyszło go sądzić. Obiektywnie, jak to pani ładnie powiedziała: sędzia musi być niezawisły także od siebie jako człowieka.
Żaden człowiek, nawet sędzia, nie jest pozbawiony emocji!
Nie wyobrażam sobie sędziego, który by nie miał emocji. Każda sprawa jest inna, nie ma takich samych spraw. Różni są sprawcy, różnymi osobami są pokrzywdzeni. Więc za każdym razem są emocje, przecież decydujemy o losach tych ludzie. Także wahania, napięcia, emocje są - tylko doświadczenie sprawia, że te czynniki nie wpływają na naszą pracę.

Ale myśli Pan o tej odpowiedzialności, która na Panu ciąży?
Każdego dnia. Dlatego staram się wykonywać obowiązki, które na mnie ciążą, najlepiej jak umiem. Poczucie odpowiedzialności istnieje zawsze, zważywszy czasami na surowość kary, ale przecież i niska kara, jeśli będzie niesprawiedliwa, może przynieść komuś ból, stratę i określone skutki, które są nie do odwrócenia.

Nie miał Pan nigdy poczucia, że się pomylił? Że uznał kogoś za winnego, choć nim nie był, albo oczyścił z winny człowieka, który popełnił straszną zbrodnię?
Kwestia pomyłek to kwestia instancji odwoławczych, która ocenia wyrok. Jasne jest też, że czasami punkt widzenia sądu kontrolującego może być odmienny od tego, co ustalił sąd pod moim przewodnictwem.

To się nie zdarzyło?
Nie jestem w stanie precyzyjnie powiedzieć: "Tak, dwa razy się pomyliłem. Nie powinien wydać takiego wyroku". Może dzisiaj dawałbym inne wyroki niż wtedy, kiedy byłem sędzią mniej doświadczonym, ale to kwestia wyłącznie wysokości kary. Po tylu latach pracy, pewnych doświadczeń życiowych, wynikających z bycia członkiem tego społeczeństwa uważam, że sędzia powinien spoglądać na sprawę wielowarstwowo, wielokulturowo. Nie tylko w aspekcie: popełnił zbrodnię, musi zostać ukarany. Czasami trzeba spojrzeć inaczej na sprawcę zdarzenia. Pamiętam, kiedy byłem asesorem, oceniano moją pracę pod kątem ewentualnej nominacji na sędziego rejonowego i ówczesna pani sędzia, dokonując analizy, rozmawiając ze mną, dostrzegła we mnie to, co nie wszyscy sędziowie posiadają: wyczucie wymiaru kary. I dzisiaj, patrząc szerzej, myślę, że to wyczucie udaje mi się zachować. To pierwsza rzecz, druga rzecz - zanim zostałem sędzią, byłem przez dwa lata kuratorem zawodowym. Miałem możliwość zobaczenia, jak zachowują się ludzie, którzy opuszczają zakłady karne. Nie mieli domu, pracy, szukali możliwości ułożenia sobie życia na nowo. Każda pomoc niesiona tym osobom utwierdzała mnie w przekonaniu, że resocjalizacja jest bardzo ważna, ale z drugiej strony dawała mi potem, kiedy już byłem sędzią, taką refleksję - zanim zadasz karę, zastanów się, jakie problemy może mieć człowiek, który za parę lat opuści mury więzienia. I były takie głosy, że fakt, iż miałem możliwość pracy z byłymi skazanymi, wpływał na mają zupełnie inną filozofię, kiedy reprezentuję sąd i decyduję o wymiarze kary.

Próbuje Pan tych ludzi tłumaczyć?
To nie tak. Ja po prostu dostrzegałem w nich ludzi, dostrzegam w oskarżonym człowieka.

Widzi go Pan także w pokrzywdzonych?
Zawsze. I rozumiem ich ból.

Jak o czyjeś winie czy karze może orzekać 30-letni człowiek, bez żadnego życiowego doświadczenia?
Możemy na to pytanie odpowiedzieć w dwojaki sposób. Po pierwsze, takie mamy ustawodawstwo: po ukończeniu studiów odbywamy aplikację, zdajemy egzamin sędziowski i zaczynamy sądzić - to wiek ok. 29-31 lat. W Polsce i wielu innych krajach Europy w podobnym wieku ludzie dochodzą do zawodu sędziowskiego. Możemy przyjąć rozwiązanie systemu anglosaskiego, gdzie przychodzi się do zawodu sędziowskiego, będąc już znanym prawnikiem reprezentującym radców, adwokatów, notariuszy. Tam bycie sędzią to ukoronowanie zawodu sędziowskiego. Nie znam pracujących w tym systemie sędziów przed czterdziestką.

Więc należałoby w Polsce wprowadzić system anglosaski?
Może nie do końca, aczkolwiek byłoby to marzenie. Nie spełnimy go z powodu jednej prostej przyczyny - finansów. Zarobki sędziów w systemie anglosaskim są na zdecydowanie wyższym poziomie, oczywiście są tam adwokaci, którzy zarabiają więcej niż ich angielscy koledzy sędziowie. Ale jest tam jeszcze jedna rzecz: ogromny prestiż. O to również walczmy, o wzmocnienie autorytetu sędziów w Polsce.

Miał Pan kiedykolwiek poczucie, że z braku dowodów wypuszcza na wolność człowieka winnego?
Jest taka słynna zasada: Lepiej uniewinnić jednego winnego, niż skazać jednego niewinnego. To kwestia stosunku sędziego do materiału dowodowego. Być może gdzieś tam w podświadomości była taka myśl: "Na pewno jest winien", ale nie miałem żadnych na to przekonujących dowodów. Ta wątpliwość rodzi się zawsze na tle dowodów, a nie mojego stosunku do oskarżonego. Więc tak, były sytuacje, kiedy wydawało mi się, że oskarżony jest winny, ale nie świadczyły o tym przedstawione przez prokuraturę dowody, więc cóż mogłem zrobić?

Było Panu kiedyś szkoda któregoś z oskarżonych?
Nigdy się nad tym nie zastawiałem. Zresztą to nie jest nawet kwestia tego, czy mi jest kogoś szkoda. Żal mi po prostu sytuacji, które doprowadziły do tego, że dana osoba stanęła przed obliczem sądu. Żal mi straconych szans. Bo można, stosując odpowiednią praktykę wychowawczą, pewnym sytuacjom zapobiegać. Czasami rozmawiamy z innymi sędziami i dochodzimy do wniosku, że gdyby było baczenie ze strony rodziny, rodziców, szkoły, to dana osoba nie weszłaby na złą drogę. Uważam, że elementy znajomości prawa powinny być wprowadzone już w gimnazjum. Przynajmniej raz w tygodniu powinny się odbywać takie edukacyjnej spotkania po to, żeby uświadomić wszystkim młodym ludziom, że prawo należy respektować, że nie można szkodzić sobie i społeczeństwu. Mamy świetnych sędziów, adwokatów, prokuratorów, którzy mogliby w tych szkołach rozmawiać z młodzieżą.

Pamięta Pan, co powiedział kilka lat temu: "Zawód sędziowski przeżywa dramat i nie chodzi o to, że sędziowie są najsłabiej opłacani, bo choć jedni uciekną w adwokaturę, idealiści zostaną. Poradzą sobie z funkcjonowaniem wśród niestabilnego prawa, w którym cały czas ktoś coś majstruje. Gorsza jest ta nieufność wśród ludzi, ten obraz sędziów opieszałych, leniwych".
Niestety, mimo że powiedziałem to kilka lat temu, sens pozostaje ten sam. Nadal ten zawód, mimo że z niektórych sondaży wynika, iż ludzie coraz bardziej nam ufają, nie cieszy się prestiżem.

To czemu jesteście opieszali i leniwi?
Jesteśmy opieszali i leniwi i będziemy takimi dotąd, dopóty dwie władze nie zmienią pewnej filozofii podejścia do rozwiązywania najważniejszych problemów w sądownictwie.

Jakie władze?
Ustawodawcza i wykonawcza. Władza ustawodawcza, która tworzy prawo, czasami bez nas sędziów, a czasami, jeśli nawet z nami, to wbrew nam. Bo nawet jeśli wypowiemy się o czymś krytycznie, to władza wykonawcza mówi: "Tak ma być i już". I przykłady tego, że głosy środowiska sędziowskiego nie były brane pod uwagę, jest multum, chociażby w kwestii powstania słynnej szkoły krakowskiej. Myśmy wskazywali, że nie tędy droga.
To którędy droga, Panie sędzio?
To nie jest tak, że my sędziowie mamy jedyny, nieomylny patent na to, jak powinny wyglądać przepisy. Nie chcę mówić o idei okrągłego stołu, jeśli chodzi o wymiar sprawiedliwości, bo ten okrągły stół już bardzo się wytarł, ale może warto by więcej wagi poświęcić na dyskusję, wprowadzając praktyków do różnego rodzaju gremiów, żeby wypośrodkować, znaleźć jak najlepsze rozwiązania. Czasami warto byłoby też wprowadzić symulacje pewnych rozwiązań, co jest praktykowane przez różne państwa. Nasza władza mówi: "Macie robić to i to". Nasza władza mówi: "Trzeba skrócić postępowania o jedną trzecią". Tylko my, jako sędziowie, pytamy: "Jak?", skoro mamy taki oręż, jaki mamy. I stąd te słowa o naszym lenistwie i opieszałości.

Więc jaki jest pomysł sędziów na to, żeby sprawy w sądach nie ciągnęły się latami?
Rama tej dyskusji nie pozwala na to, żeby ubrać to wszystko w jakieś konkretne, rozsądne propozycje. Jeszcze raz mówię: "Wróćmy do korzeni", musimy się zastanowić, co zrobić, żeby czas od momentu, kiedy ktoś wniesie pozew do sądu czy wniesie akt oskarżenia, do chwili rozstrzygnięcia był jak najkrótszy. I tu możemy znaleźć jako sędziowie wiele fajnych, ciekawych rozwiązań. Ale władza wykonawcza musi odejść od tej misji dziejowej, że tylko właściwy nadzór ministra sprawiedliwości nad sądownictwem powszechnym spowoduje, że będzie lepiej. Bo jak widać przez ostatnie 25 lat - wcale tak nie jest. Trzeba szukać nowych rozwiązań, my jako sędziowie mówiliśmy: "Oddajcie nadzór nad sądownictwem albo pierwszemu prezesowi Sądu Najwyższego albo rozszerzcie kompetencje Krajowej Radzie Sądownictwa". Ale przecież możemy się zastanowić nad inną kwestią: czy rzeczywiście wszystko to, co jak mówię kolokwialnie, rusza się w przyrodzie, musi być rozpoznawane przed obliczem Temidy, skoro mamy taki dostęp do zawodów prawniczych? Może trzeba by się zastanowić, czy część sporów nie mogliby rozwiązywać adwokaci czy radcowie, a jeśli nie dojdą do konsensusu w sprawach cywilnych, to dopiero wtedy wchodziliby na drogę postępowania sądowego. Czy wszystkie sprawy gospodarcze, defraudacje muszą kończyć się aktami oskarżenia. A może, jak to jest w Stanach Zjednoczonych, do pracy mogliby ruszyć prawnicy i próbować załatwić sprawę, tak by nastąpiło naprawienie szkody. Trzeba szukać coraz lepszych rozwiązań. Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia" co rusz zasypuje ministerstwo swoimi licznymi pomysłami. Podobnie Krajowa Rada Sądownictwa. My nie mamy możliwości tworzenia nowych projektów, nie jesteśmy ciałem legislacyjnym. To komu mamy o nich mówić? Ale ministerstwo nie kwapi się nad naszymi propozycjami pochylić. Nad czym się zasklepia cały czas Ministerstwo Sprawiedliwości? O reformie ustrojowej polegającej na ciągłym modelowaniu przy ustawie o ustroju sądów powszechnych. Niech pani sobie przypomni, ostatnie 20 miesięcy mówiliśmy tylko o tym i o deregulacji zawodów. Czy to jest reforma wymiaru sprawiedliwości? Śmiem wątpić.

Próbuje Pan powiedzieć, że najsłabszym ogniwem wymiaru sprawiedliwości jest Ministerstwo Sprawiedliwości?
Może nie najsłabszym. Ale bardzo żałuję, że przez ostatnie 20 lat tylu mieliśmy ministrów i żaden z nich nie miał spokoju, żeby przez okres 4 lat fantastycznie popracować. Mieć jakąś wizję, wdrażać tę wizję. Czasami mam wrażenie, że po świętej pamięci Lechu Kaczyńskim, kiedy media rozpisywały się, że Ministerstwo Sprawiedliwości jest trampoliną do kariery politycznej, późniejsi ministrowie robili wszystko, żeby tak właśnie było. Zamiast skupić się na pracy organicznej. Z dużą ciekawością przyglądam się obecnemu ministrowi Markowi Biernackiemu, który wydaje się pracować, a nie bywać w mediach.

A wy, sędziowie, oczywiście jesteście bez winy!
Nie! Nie jesteśmy bez winy. Często popełniamy grzech zaniechania, polegający na złym przygotowaniu logistycznym rozpraw, druga rzecz, która mi się nie podoba - nie jesteśmy niezawiśli od rozumu. Niektórzy uważają, że jak znają teorie, to sobie poradzą na sali sądowej - no nie! Sędzia nie może podnosić głosu, wdawać się w pyskówkę ze stronami. Sędzia nie powinien dawać się ponieść emocjom, powinien mieć kamienny wyraz twarzy.

Młode pokolenie sędziów nadąża?
Kiedyś my, sędziowie czy adwokaci, chodziliśmy na sale sądowe po to, żeby zobaczyć, posłuchać, co mówią nasi koledzy. Jakie mają wystąpienia. Myśmy się wzajemnie uczyli. Chcieliśmy chłonąć tę atmosferę, patrzeć, jak inni się zachowują. Ale w tej chwili nie widzę takiego zaciekawienia młodych sędziów.

No i wyjdzie na to, że starzy są świetni, a młodzi źli?
Nie chcę generalizować, ale trochę tak jest.

Myśli Pan, że wymiar sprawiedliwości może działać sprawniej?
Musi działać sprawniej. Nie może być tak, że rośnie liczba sędziów, bo spraw jest coraz więcej. Ich będzie coraz więcej, bo rośnie świadomość społeczna, społeczeństwo jest uświadamianie o możliwości załatwiania swoich przed obliczem Temidy. Ale skoro tak, to powtarzam: Czy to musi być do końca Temida? Czy wymiar sprawiedliwości to każda sprawa, która pojawia się w przyrodzie? Może trzeba się nad tym się zastanowić.

A tak na koniec: zmęczyła Pan jakaś sprawa?
Żadna. Poza tym, że sprawami żyję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl