Marek Biernacki: Tak, Łukaszenka rozpoczął działania hybrydowe

Witold Głowacki
Witold Głowacki
Fot: POLSKAPRESS
Europa staje się moralnym zakładnikiem sytuacji, która zaistniała po wycofaniu się Amerykanów z Afganistanu. Łukaszenka - i być może także Putin - chcą to wykorzystać, by uzyskać karty przetargowe - mówi poseł Marek Biernacki, były minister spraw wewnętrznych i koordynator służb specjalnych

Wiem, że był pan tym chyba jedynym posłem, który jeszcze przed wkroczeniem talibów do Kabulu starał się zainteresować polską klasę polityczną losem obywateli Afganistanu, którzy wspierali polską armię i polskich dyplomatów podczas misji w tym kraju. Niech pan o tym nieco opowie.
Tak, rzeczywiście mniej więcej w połowie lipca zacząłem starania o zwołanie komisji do spraw służb specjalnych w sprawie afgańskich przyjaciół Polski, rozmawiałem też na ten temat z posłem Michałem Jachem, przewodniczącym komisji obrony narodowej. Od obu przewodniczących komisji usłyszałem w odpowiedzi, że będzie jeszcze czas się tym zająć, że wrócimy do tematu po wakacjach, na wrześniowych posiedzeniach komisji. Nie udało mi się przekonać nikogo. Tymczasem do mnie docierały coraz bardziej alarmujące wieści od naszych weteranów - obecnie już poza służbą, bo nowa władza podziękowała im za współpracę - którzy utrzymywali kontakt z Afgańczykami wspierającymi naszą armię podczas misji. Ich relacje pokrywały się z moimi intuicjami dotyczącymi dalszego rozwoju wypadków w Afganistanie. Miałem niemal pewność, że talibowie w szybkim tempie opanują większość kraju, w tym stolicę, a w każdym razie uważałem to za bardzo wysoce prawdopodobne.

Dodajmy, że w tamtym momencie, według ówczesnych prognoz CIA cytowanych przez amerykańskie media, do ewentualnego zajęcia Kabulu miało dojść w perspektywie… 90 dni.

Nie wiem, na czym opierały się te prognozy o mocno życzeniowym charakterze - ich rozpowszechnienie było zaś co najmniej niefortunne, bo uśpiło czujność Zachodu, zarówno jeśli chodzi o opinię publiczną, jak i NATO, i inne instytucje odpowiadające za bezpieczeństwo. Nie określiłbym siebie jako eksperta od Afganistanu, ale znam ten kraj i jego specyfikę wystarczająco dobrze, byłem tam wielokrotnie podczas misji, wiele razy zajmowałem się kwestiami bezpieczeństwa związanymi z tym krajem oraz przewodniczyłem sejmowej grupie polsko-afganskiej, dlatego też wydawało mi się, że wszystko zmierzało w bardzo szybkim tempie ku katastrofie. Już na początku lipca doszło do spotkania przywódców talibów z Rosjanami, co zdecydowanie nie było dobrą wróżbą. A w momencie, w którym wojska USA i pozostałych państw NATO opuściły kluczowe bazy w tym kraju, nie miałem już żadnych złudzeń - wiedziałem, że postępy talibów będą szybkie, jeśli nie błyskawiczne. Niemcy nadzorowali Mazar-i-Sharif, Brytyjczycy częściowo Kandahar - zdaje się i jedni, i drudzy wcale nie kwapili się do tak szybkiego opuszczenia tych baz, dobrze zdając sobie sprawę z potencjalnych konsekwencji. Przeważyło jednak zdanie najsilniejszego z sojuszników, czyli Stanów Zjednoczonych. Zupełnie fundamentalne znaczenie, zarówno militarne, jak i symboliczne, miało opuszczenie przez Amerykanów bazy Bagram. To był jasny sygnał, że to absolutny koniec obecności USA w Afganistanie, że odtąd ten kraj zostaje pozostawiony samemu sobie.

Bagram, ta ogromna baza pod Kabulem będąca właściwie całym wojskowym miastem, opustoszała w jedną noc.
Tę bazę zbudowali jeszcze Sowieci podczas swoich działań w Afganistanie, miała ona zupełnie podstawowe znaczenie dla wszystkich operacji w tym kraju, podczas misji była namacalnym symbolem działań obecności wojsk koalicji i prowadzonych przez nie działań stabilizacyjnych, a zarazem rodzajem bramy do Kabulu. Kiedy opustoszałą bazę w Bagram opanowali - czy raczej po prostu zajęli - talibowie, było jasne, że ich następnym celem będzie stolica. Na decyzje Amerykanów nie mieliśmy wpływu, na przyszły los Afganistanu również - to co nam w tym momencie pozostało, to zadbać o bezpieczeństwo i przyszłość afgańskich przyjaciół Polski. O ludzi, którzy nam zaufali i wierząc w nowy, lepszy Afganistan, aktywnie wspierali polskie działania stabilizacyjne w tym kraju.

Jak pan szacuje liczbę osób, które powinny zostać ewakuowane z Afganistanu ze względu na zagrożenie wywołane wcześniejszą współpracą z polskim wojskiem?

Nazwijmy to zagrożenie po imieniu - to pewna śmierć z rąk talibów. A chodzi o łącznie kilkaset osób. Oczywiście nie mówię o samych współpracownikach polskiej armii czy dyplomacji, ale także o ich rodzinach, bo i one wymagały i wymagają ewakuacji. Dodajmy przy tym - bo to bardzo ważne - że nie chodzi tylko o to, żeby tych ludzi wyciągnąć z Afganistanu i dać im miejsce do życia w Polsce, ale także o to, by objąć ich całym programem wsparcia, tak żeby mogli na nowo urządzić sobie życie tysiące kilometrów od swojej ojczyzny w sposób, który byłby dla nich możliwie satysfakcjonujący. Wciąż liczę na to, że taki program powstanie. Cieszę się też, że sama ewakuacja się rozpoczęła, choć dopiero pod ogromnym naciskiem opinii publicznej i mediów, które spełniły tu ważną rolę.

Teraz przenieśmy się kilka tysięcy kilometrów od Afganistanu, za to ledwie niewiele ponad 200 kilometrów od Warszawy. Co się dzieje w Usnarzu Dolnym na granicy polsko-białoruskiej?
Zacznijmy od tego, że ta sprawa ma swój wręcz tragiczny wymiar - bo przecież stawką w niej jest los tych konkretnych, coraz bardziej przerażonych ludzi, którzy tam utknęli.

Tam, czyli właściwie gdzie? Na „ziemi niczyjej”? W pasie granicznym? Po stronie białoruskiej?

Rząd stoi tu na stanowisku, że ta grupa nigdy nie przekroczyła polskiej granicy i pozostaje po stronie białoruskiej. Służy temu także wysłanie konwoju humanitarnego z pomocą dla migrantów nie prosto na granicę, ale przejściem granicznym przez Białoruś, co ma podkreślać, że strona polska uważa, że migranci wciąż znajdują się na terytorium tego kraju. W ten sposób daje się potencjalnym naśladowcom tej grupy do zrozumienia, że nie doszło do skutecznego wejścia na terytorium kraju i że nie powstanie nowy kanał przerzutowy do Unii Europejskiej przez wschodnią granicę Polski.

To nie pierwszy raz, gdy słyszymy o możliwości wykorzystania tej drogi przez migrantów, prawda?

O potencjalnej możliwości powstania kanału przerzutowego migrantów przez wschodnią granicę Polski mówiło się niemało już podczas wielkiego kryzysu migracyjnego lat 2014-2015. Z technicznego punktu widzenia to nie takie proste, bo nasza wschodnia granica jest dość szczelna i dobrze zabezpieczona także za sprawą środków Unii Europejskiej, jednak te scenariusze zakładały aktywne wsparcie takich kanałów przerzutowych przez służby specjalne innych państw - przede wszystkim Rosji. Do pewnych działań o takim charakterze dochodziło już wtedy. Mieliśmy na przykład sygnał, że może dojść do poważnej próby aktywnego przerwania ochrony granicy przez dużą, zorganizowaną grupę osób próbujących się przedostać do Polski ze Wschodu transportem kolejowym. Straż Graniczna udaremniła tę próbę, co zresztą skutkowało sporą burzą w mediach społecznościowych, niemniej było dla nas dość jasne, że w tym wypadku migranci otrzymali wsparcie ze Wschodu, a było to wymierzone zarówno w Polskę, jak i Ukrainę, która miała zostać przedstawiona jako państwo upadłe, przez którego terytorium mogą bez przeszkód kursować wielkie transporty migrantów. Spotkałem się wtedy z szefem ukraińskiej SBU, co zaowocowało aktywną współpracą, strona ukraińska skierowała pewne siły do zabezpieczenia tego potencjalnego kanału przerzutowego, który ostatecznie nigdy nie został rozwinięty. A miał wówczas prowadzić przez Ukrainę i Białoruś.

Ze stroną ukraińską dało się wtedy współpracować, dałoby się zapewne i dzisiaj, zwłaszcza jeśli znów wystąpiłaby wspólnota interesów. Ale z Białorusią Łukaszenki sprawa wygląda zupełnie inaczej.

Oczywiście. Tu nie ma szans na współpracę. Przeciwnie - białoruskie służby niemal na pewno udzieliły szeroko zakrojonego wsparcia migrantom i posługują się nimi, by postawić Polskę w określonej sytuacji, z której raczej nie ma dobrego wyjścia.

Do Mińska było latem bardzo łatwo dolecieć z Iraku czy Syrii, do niedawna było też nie tak trudno dostać się tam z Afganistanu.

Dodajmy też, że w wypadku kierunku afgańskiego możliwe jest także wykorzystywanie transportu kolejowego. Według ostatnich informacji z Urzędu do Spraw Cudzoziemców obserwowany jest wzrost liczby wniosków o udzielenie ochrony międzynarodowej składanych przez obywateli afgańskich - do 31 lipca było to 275 osób. Do tej pory większość z nich przyjeżdżała do Polski z południa Europy, zaś w ostatnim czasie, to jest w lipcu aż 90% Afgańczyków ubiegających się o ochronę międzynarodową trafiło do Polski szlakiem z Afganistanu przez Tadżykistan lub Uzbekistan, dalej Kazachstan, Rosję i Białoruś. I to też nie jest przypadek. Jeśli przez Białoruś czy Rosję mogą w kierunku granic Unii Europejskiej bez przeszkód przemieszczać się spore grupy migrantów, to z całą pewnością nie dzieje się to bez wiedzy i przyzwolenia tamtejszych władz. Nie ma takiej możliwości, żeby bez przyzwolenia, a może nawet i wsparcia aparatu państwa mógł na większą skalę powstać jakikolwiek poważniejszy szlak przerzutowy prowadzący przez te kraje.

Czy mówienie o elementach wojny hybrydowej w kontekście sytuacji na granicy polsko-białoruskiej jest uprawnione?

Tak. Klasyczna wojna rozumiana jako otwarty konflikt zbrojny była jakimś przedłużeniem polityki…

A wojna hybrydowa może być jej bieżącym uzupełnieniem?
Owszem - wojna hybrydowa lub konflikty asymetryczne stają się jednym z elementów bieżącej polityki. W tym wypadku konkretnym Łukaszenka posunął się do zaaranżowania czegoś w rodzaju incydentu granicznego, który ma odegrać określoną rolę w jego relacjach z Unią Europejską i Polską, a także w polityce wewnętrznej. Łukaszenka w pewnym sensie walczy o życie. Jest nieuznawanym przez Unię prezydentem bez żadnej legitymizacji swej władzy na forum międzynarodowym i ze sporym oporem społecznym na Białorusi. Kraj został objęty sankcjami, podobnie jak białoruskie elity władzy. Tego rodzaju działania na granicy z Unią Europejską mogą dawać Łukaszence pewne karty przetargowe, w ten sposób wysyła on Unii sygnał, że może przyprowadzić na granicę więcej i więcej migrantów. Co więcej, to może być także sygnał od Moskwy.

Jaki sygnał?

Dla Rosji fakt, że NATO wycofało się nagle z Afganistanu, wcale nie jest korzystną wiadomością. Kreml jest z pewnością zaniepokojony sytuacją i tym, że został w centralnej Azji z talibami sam na sam już bez udziału Zachodu. Teraz Moskwa może wskazywać na granicę polsko-białoruską i wołać: „patrzcie, to też wasz problem, właśnie idą do was tysiące uchodźców, musimy ten problem razem rozwiązać”. Jednocześnie - przynajmniej dla Łukaszenki - liczy się także wymiar medialny całej sprawy. Na ekranach telewizorów i w mediach społecznościowych widzimy teraz cały czas obrazy, wobec których trudno pozostawać obojętnym. I które stawiają Polskę w dość dwuznacznym, nieciekawym świetle - jednocześnie wywołując w kraju bardzo ostrą dyskusję na temat tego, co właściwie powinniśmy zrobić. Dodajmy, że obrazy z granicy przydają się Łukaszence również w polityce wewnętrznej.

Białoruska machina propagandowa bez przerwy straszy Białorusinów polskimi kolumnami pancernymi, które mają szykować się do ataku na Grodno i regularnie oskarża Polskę o sterowanie ruchem protestu przeciwko Łukaszence.

Przekaz z ostatnich dni doskonale się w to wpisuje, ale niespecjalnie widzę na to radę.

Czy gdyby podobna sytuacja miała miejsce w czasach pańskiego kierowania MSWiA, jako minister przyjąłby pan podobną strategię postępowania?

Pod wieloma względami tak, choć z całą pewnością nie ośmieszałbym się rozciąganiem drutu kolczastego i ogłaszaniem, że zbuduję większy płot. To nie są ani współczesne, ani skuteczne sposoby zabezpieczania granicy, do tego stosuje się przede wszystkim środki elektroniczne. Przemytnicy już długie lata temu stosowali na przykład drony do przerzucania na polską stronę papierosów czy innych towarów. Powtarzam przy tym, że nasza wschodnia granica będąca jednocześnie granicą zewnętrzną Unii Europejskiej była i jest zabezpieczona na wysokim poziomie. W razie konieczności jej dalszego uszczelnienia mamy na to środki i mamy do kogo zwrócić się o wsparcie. Prawda jest jednak taka, że z tej sytuacji nie ma idealnie dobrego wyjścia. Przytaczałem już ten przykład z naszej południowo-wschodniej granicy - wtedy także nie dopuściliśmy do wkroczenia sporej grupy migrantów na terytorium kraju i także spotkało się to z bardzo różnymi reakcjami mediów i opinii publicznej. Ale chodziło o to, by w żadnym sensie nie otworzyć tej nowej drogi napływu migrantów do Unii. Teraz stawka jest podobna, choć potencjalna skala zjawiska jednak znacznie mniejsza.

Co pan ma na myśli?

W 2014 i 2015 roku mieliśmy do czynienia z wielomilionową falą migracyjną. Gdyby teraz doszło do naprawdę masowej migracji z Afganistanu, nie sądzę, żeby kierunek europejski wybrało więcej niż kilkaset tysięcy osób. Oczywiście i taka liczba ludzi szturmujących granicę polsko-białoruską oznaczałaby katastrofę humanitarną.

Główne kierunki emigracji Afgańczyków to tradycyjnie Iran i Pakistan.
I tak to pozostaje, choć zaznaczmy, że zwłaszcza Pakistan patrzy na to coraz bardziej niechętnie, obawiając się że ruch talibów, który przecież powstał na terytorium tego kraju, a nie w Afganistanie, może jeszcze powrócić do Islamabadu, razem z fundamentalistycznym islamem i terrorem na sporą skalę. Nie zmienia to jednak faktu, że taka masowa, kilkusettysięczna migracja z Afganistanu do Europy również jest potencjalnie możliwa. A noszące znamiona konfliktu hybrydowego działania białoruskich służb na granicy z Polską pozostawione bez stanowczej odpowiedzi, mogłyby stanowić do niej bardzo wyraźną zachętę o wyborze drogi do Europy, która po wycofaniu Amerykanów z Kabulu staje się moralnym zakładnikiem całej tej sytuacji.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl