Marek Belka: Rewolucja cyfrowa może się stać mordercą demokracji

Agaton Koziński
Belka: Internet skłania do myślenia liniowego, od punktu A do punktu B - bez uwzględnienia kontekstu. Takie myślenie liniowe może doprowadzić do załamania porządku demokratycznego
Belka: Internet skłania do myślenia liniowego, od punktu A do punktu B - bez uwzględnienia kontekstu. Takie myślenie liniowe może doprowadzić do załamania porządku demokratycznego Piotr Smoliński
- Trzeba się przyzwyczajać do myśli, że Europa na świecie będzie znaczyć coraz mniej. Nie znaczy to jednak, że będzie znaczyć kompletnie nic. Stworzenie Unii Europejskiej to sygnał, że Europa jednak zamierza walczyć. To próba jeśli nie odwrócenia trendu, to przynajmniej jego przyhamowania - mówi Marek Belka, były premier.

Podczas dyskusji o przyszłości trzeba analizować dwie zmienne: znane nieznane i nieznane nieznane. Tej drugiej zmiennej nie przewidzimy. Co wiemy o pierwszej?
Są trzy znane nieznane, o których już dziś wiadomo, że będą kształtować przyszłość Polski. Pierwsza to demografia.

GUS przewiduje, że w 2050 r. będzie 34 mln Polaków - teraz jest ponad 38 mln.
Być może będzie więcej osób w naszym kraju mieszkało, na przykład przeprowadzi się do nas kilka milionów Ukraińców. Na pewno jednak dojdzie do zmian demograficznych generujących problemy, o których dyskutować można już dziś.

Druga znana nieznana?
Zmiana technologiczna. Widzimy, jak szybko wszystko wokół nas się zmienia - choć nie wiemy, dokąd nas to doprowadzi.

A trzecia?
Geopolityka - ona w przypadku Polski zawsze miała kluczowe znaczenie. Na to jeszcze nakłada się cała seria czarnych łabędzi, zdarzeń polityczno-gospodarczych, których dziś przewidzieć się w żaden sposób nie da, ale które odcisną swe piętno na rzeczywistości w sposób znaczący.

Porozmawiajmy o tym, co dziś wiemy. Najpierw demografia. Rząd się uwija, próbując odwrócić zły trend. Dał „500 Plus”, teraz dorzuca „wyprawkowe”. Uda mu się?
Jestem sceptyczny w tej kwestii, nie wydaje mi się, żeby udało się cokolwiek zrobić. Na całym świecie społeczeństwa osiągają pewien poziom rozwoju demograficznego i w tym miejscu się zatrzymują. Nie mówię tylko o Europie. Także w Azji, która przyrost naturalny ma dużo większy niż nasz kontynent, zaczyna on zwalniać.

W Japonii jedna kobieta rodzi średnio 1,46 dziecka - podobny współczynnik jak w Polsce w 2017 r.
O tym, że Japonia się szybko starzeje, wiadomo od dawna. Ale nawet w Tajlandii, która do tej pory kojarzyła się z dużą liczbą dzieci, nagle przyrost naturalny mocno zahamował, dziś jedna kobieta rodzi tam przeciętnie 1,5 dziecka, choć jeszcze w latach 70. ta przeciętna wynosiła 4,5 dziecka. Widać więc, że mówimy o globalnym trendzie - choć w różnych częściach światach przybiera on inne tempo.

CZYTAJ TAKŻE: Kevin Kelly: Sztuczna inteligencja całkowicie zmieni nasz świat

I programy jak „500 Plus” tego trendu nie zmienią?
Nie. Być może mądra polityka prorodzinna byłaby w stanie ten trend odwrócić. Ale nie „500 Plus”, tylko lepsza opieka nad małymi dziećmi - tak, by kobiety mogły iść do pracy, czy elastyczny system zatrudnienia umożliwiający im pracę w domu. Oddzielna sprawa to rynek pracy osób starszych. Też trzeba stworzyć system, który umożliwi im pracę dwa - trzy dni w tygodniu.

Jest to niezbędne, bo kryzys demograficzny sprawi, że w Polsce wkrótce nie będzie rąk do pracy - i nie będzie komu zarabiać na wypłaty dla coraz większej rzeszy emerytów.
Akurat brakiem rąk do pracy tak bardzo bym się nie martwił, bo z tym ludzkość sobie jakoś poradzi. Albo zostanie udoskonalony system migracyjny, albo zaczniemy stosować roboty. Gorzej natomiast z systemami zabezpieczenia społecznego, bo one będą się stawały coraz bardziej niewydolne. Trzeba ten problem jakoś rozładować.

W 2040 r. wybory w Polsce wygra Narodowa Partia Emerytów? Bo wtedy emerytów będzie już tak wielu, że będą mogli układać politykę po swojemu.
Nie, tak daleko to nie pójdzie, choć na pewno emeryci będą mieli coraz więcej do powiedzenia w polityce. Już raz pokazali swoją siłę - gdy doprowadzili do brexitu, bo przecież to głównie ich głosy przechyliły szalę w referendum w Wielkiej Brytanii.

Generalnie emeryci to zdyscyplinowana grupa wyborcza - dużo chętniej biorą udział w wyborach niż inni.
Mają więcej czasu, więc chętniej też angażują się w życie publiczne. Natomiast wzrost ich liczebności będzie mieć inny efekt: osłabi tempo wzrostu gospodarczego. Choć pewnie nie będzie tragedii, jeśli to tempo spadnie nam do 2 proc. PKB, a jednocześnie spadnie liczba Polaków. Przy takich proporcjach i tak nam się będzie żyło lepiej.

Bo na żadnym kontynencie nie ma piękniejszych miast. W Azji nigdy nie powstanie Paryż, Kraków czy Wenecja.
W ogóle Europejczycy są szczęśliwsi niż ludzie żyjący na innych kontynentach, choć ostatnio im się w głowie przewraca. Trzeba się jednak przyzwyczajać do myśli, że Europa na świecie będzie znaczyć coraz mniej. Nie znaczy to jednak, że będzie znaczyć kompletnie nic.

Europa ma wpisany w siebie gen megalomanii. Trudno jej będzie zaakceptować spadek własnego znaczenia.
Oczywiście, że będzie trudno - przecież przez kilkaset lat była najważniejszym rejonem świata.

Zaakceptuje zmianę roli czy zacznie walczyć o to, by wrócić do dawnej potęgi?
Wydaje mi się, że stworzenie Unii Europejskiej to sygnał, że Europa jednak zamierza walczyć. To próba jeśli nie odwrócenia trendu, to przynajmniej jego przyhamowania.

Czy może po prostu forma pudrowania staruszki?
Przesada. Jestem zbyt proeuropejski, by zgodzić się z takim postawieniem sprawy.

To proszę o przykłady tego, w jaki sposób UE walczy z tym trendem.
Cały czas Europa jest najlepszym producentem przemysłowym na świecie. Nie największym, ale najlepszym właśnie. Poza tym na naszym kontynencie cały czas powstają dobra kultury. Może nie 80 proc. jak sto lat temu, ale cały czas jest to 40 proc. światowego dorobku w tej dziedzinie.

Tyle że ostatnie naprawdę przełomowe odkrycia w Europie to Beatlesi i bikini. Od tamtej pory wszystkie przełomy powstają za oceanem.
To niejedyne atuty Europy. Proszę pamiętać, że cały czas to imperium normatywne, pod tym względem jest ona większa niż ktokolwiek inny. Google czy Facebook bardziej się boją komisarz UE Margrethe Vestager niż ludzi z Białego Domu. Ale na pewno Europa potrzebuje zmian.

Jakich?
Musi bardziej agresywnie bronić swojej tożsamości. Powoli zacząć się zamieniać w twierdzę.

Rozumieć Pana słowa dosłownie czy metaforycznie.
Nie, to przenośnia. Europa nigdy nie stanie się prawdziwą twierdzą, bo pewnie zawsze będzie potrzebować imigrantów do pracy. Ale na pewno trzeba będzie znaleźć nową formułę ich ściągania. Albo selekcjonować, albo dokonywać outsourcingu.

Zamiast ściągać Afrykanów do nas, budować fabryki w Afryce?
Na przykład. Oddzielna sprawa, że dziś postęp technologiczny jest tak szybki, że trudno powiedzieć, jak rynek pracy i produkcji będzie wyglądał za kilkadziesiąt lat.

Nowe technologie się rozwijają w zawrotnym tempie, ale Europa w tym udziału nie bierze.
Jesteśmy pewnie w połowie rewolucji cyfrowej. Potrwa ona jeszcze 20-30 lat - i dziś trudno przewidzieć, jak w tym czasie zmieni się świat. Nie wykluczam sytuacji, że dojdzie do tego, że większość technologicznych wynalazków znajdzie się w publicznej domenie, tzn. będą dostępne dla wszystkich. To sprawi, że ich proliferacja będzie duża.

Na razie producenci tych technologii zazdrośnie trzymają karty przy sobie.
Dziś informacje, dane są cenniejsze niż ropa naftowa. To zacznie zmieniać charakter globalizacji, doprowadzi na przykład na obniżenia kosztów produkcji. Dla krajów najlepiej rozwiniętych to szansa. Oddzielna sprawa, że definicja krajów rozwiniętych pewnie też się zmieni. To już nie będzie trzydzieści kilka krajów jak dziś, tylko kilka.

USA, Japonia, Chiny. Ktoś jeszcze?
Nie rozumiem, dlaczego pan omija Unię Europejską. Dzięki wprowadzeniu euro przedsiębiorstwa z naszego kontynentu stały się równie potężne jak amerykańskie, bo teraz mają za sobą ogromny rynek kapitałowy. Euro - tak jak dolar dla USA - to podstawowy filar potęgi przemysłu na naszym kontynencie. Zgadza się, to przemysł tradycyjny.

TVN24/x-news

POLECAMY:

Teraz Pan stawia tezę, że euro to europejski Google?
Jednak nie. Euro ma podstawową słabość: za każdą walutą powinno stać państwa, tymczasem w tym przypadku tak się nie dzieje. Nie wydaje mi się, by Unia Europejska mogła zostać państwem, nawet za sto lat. Z drugiej strony, euro sprawia, że USA mają przeciwnika. Widać to po zachowaniu Donalda Trumpa, który intuicyjnie postrzega Europę jako główne zagrożenie. Choć najważniejsza obecnie rywalizacja to USA - Chiny. Pytanie, czy Amerykanie będą w stanie zablokować napór Chińczyków. Nie w produkcji T-shirtów, tylko technologii.

Pomysł Trumpa to zablokować ekspansję Pekinu cłami.
Podczas dyskusji o tej rywalizacji trzeba zadawać pytania z gatunku wręcz egzystencjalnych: czy model organizacji społeczeństw, chińskiego i amerykańskiego, pozwoli wytrzymać tę rywalizację. Amerykański model doznał dużego uszczerbku podczas ostatniego kryzysu. Nie można wykluczyć, że napięcia, które są jego efektem, doprowadzą wręcz do upadku demokracji.

Aż tak?
Starożytny Rzym przeszedł taką drogę, gdy za czasów Juliusza Cezara zamienił się z demokracji w cesarstwo. Wcale bym nie przekreślał takiego scenariusza w przypadku USA.

Na razie takiej zmiany dokonują Chiny. Xi Jinping skasował kadencyjność władz, może rządzić krajem dożywotnio.
Chiny mają inne problemy - utajone kłopoty społeczne oraz ogromne marnotrawstwo środków publicznych. Tego się nigdy nie da przeskoczyć przy gospodarce centralnie planowanej. Wcześniej czy później te problemy dadzą znać o sobie. A o tym, czy Ameryka zacznie ewoluować w kierunku autorytaryzmu, przesądzi to, jak trwała okaże się jej wyższość technologiczna nad resztą świata. Gdy USA stracą swoje przewagi, demokracja może tam upaść. Nie musi, ale taki scenariusz jest możliwy.

W ten sposób doszliśmy do trzeciej znanej nieznanej: geopolityki.
Pytanie, jak geopolityka da o sobie znać, gdyby się okazało, że internet, rewolucja cyfrowa okazały się mordercami demokracji. Demokracji liberalnej - ale nie ma innej. Demokracja nieliberalna przekształca się w dyktaturę.

Dlaczego nazywa Pan internet zabójcą demokracji? To narzędzie jak wiele innych.
On zmienia sposób myślenia. Do tej pory obowiązywało myślenie matrycowe, obserwowanie zjawisk w szerokim kontekście. Tymczasem internet skłania do myślenia liniowego, od punktu A do punktu B - bez uwzględnienia kontekstu. To sprawia, że coraz więcej osób widzi kolejne drzewa, ale nie widzi lasu. Próbują się - jak w grze komputerowej - przemieszczać od drzewa do drzewa, zamiast się cieszyć spacerem po lesie. Takie myślenie liniowe może spłaszczyć obraz świata i doprowadzić do załamania porządku demokratycznego.

Tempo zmian jest ogromne, z drugiej strony są stałe elementy - jak choćby to, że Polska leży między Niemcami a Rosją.
Nasze położenie geopolityczne się nie zmienia, ale zmienia się charakter zagrożeń. Niewykluczone, że w przyszłości wojny będą się rozgrywać w kosmosie czy przesądzać o ich wyniku będą cyberataki lub uderzenia podprogowe. To, co się stało we wschodniej Ukrainie, należy potraktować jako laboratorium w badaniach nad przyszłością wojen. Tym bardziej że innej lokalizacji Polski nie będzie.

A Rosja na Ukrainie pokazała, że jest nieprzewidywalna.
Rosjanie mają przede wszystkim problem z tym, że żyją w kraju, którym nie da się rządzić. To szczyt nieefektywności.

To sprawia, że z ich strony należy się spodziewać wszystkiego? Nawet gdy w Polsce stacjonują wojska amerykańskie?
Nie łudźmy się, że Amerykanie będą bronić Europy. Oni mają swoje problemy, przede wszystkim z Chinami. Na to nakłada się jeszcze tradycyjny w USA agresywny izolacjonizm.

Dyskutujemy o przyszłości już ponad godzinę, ale ani razu nie pojawił się wątek zaniku państw narodowych - czyli Polska przez kolejnych sto lat będzie istniała. Jakie są nasze najważniejsze aktywa na przyszłość? Uda nam się w końcu przegonić Niemcy?
My chyba obsesję mamy z tym doganianiem czy przeganianiem Niemiec. Co chwila ktoś wraca z analizą, kiedy może do tego dojść.

Niemcy to ważny dla nas punkt odniesienia - porównują nas do nich wszyscy: od Balcerowicza, przez Orłowskiego, po Morawieckiego.
Ale skąd założenie, że my zdołamy kiedykolwiek Niemców dogonić? Zamiast prowadzić takie dywagacje, lepiej się zastanowić, jakie mamy przewagi, które zaprocentują w przyszłości. Nie wykluczam, że okaże się nią nasza współczesna homogeniczność, która umożliwia kontrolowanie procesu przyjeżdżania do nas imigrantów z innych państw. Nie popełniliśmy błędów krajów zachodnich, które od kilkudziesięciu lat sprowadzają do siebie obcokrajowców.

Zaczęło się w latach 60. i dziś wychodzą na jaw potężne problemy z ich asymilacją.
Myśmy tych kłopotów uniknęli. Dopiero teraz przyjmujemy milion Ukraińców. Innym naszym atutem jest z kolei porządek - tym bijemy na głowę Ukrainę i Rosję. Z kolei Niemców przewyższamy kreatywnością. Jeśli uda nam się wypośrodkować te dwie nasze cechy narodowe, mamy szansę rzeczywiście realnie konkurować z krajami Zachodu. „Polska będzie wielka albo nie będzie jej wcale” - mówił Józef Piłsudski, za nim powtórzył premier Morawiecki. Zgadzam się - ale Polska może być wielka tylko dzięki efektywnej, elastycznej, konkurencyjnej gospodarce oraz dzięki dobrze stworzonemu systemowi sojuszy.

Skupmy się na gospodarce. W których obszarach mamy największy potencjał?
Nie umiem wskazać, w których dziedzinach możemy się stać liderem. Tacy czempioni wyłaniają się znienacka, czasami przypadkiem, także skupianie się na pogoni za nimi to droga donikąd. Natomiast dziś rolą rządu powinno być wspieranie ekspansji polskiego biznesu. Polska ma naturalny dynamizm. Nam się jeszcze chce, podczas gdy Niemcom już się nie chce. Trzeba to wykorzystać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl