Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego: To był rok, który do bólu obnażył wszystkie słabości systemu ochrony zdrowia

Patrycja Dziadosz
Patrycja Dziadosz
Marcin Jędrychowski: "Po roku omijania szerokim łukiem służby zdrowia, chorzy nie są w stanie wytrzymać już w domu. Widzimy to na przykładzie statystyk z SOR-u, gdzie na dalszą hospitalizację przyjmujemy po 20-30 osób na dobę"
Marcin Jędrychowski: "Po roku omijania szerokim łukiem służby zdrowia, chorzy nie są w stanie wytrzymać już w domu. Widzimy to na przykładzie statystyk z SOR-u, gdzie na dalszą hospitalizację przyjmujemy po 20-30 osób na dobę" Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Przez rok trwania pandemii szpital Uniwersytecki w Krakowie wykonał ponad 144 tysięcy testów na obecność koronawirusa SARS-CoV-2, a także przyjął ponad 3,5 tysiąca zakażonych pacjentów. 80 proc. z nich udało się wyleczyć. - Błędne koło traktowania zdrowia jako towaru, doprowadziło do sytuacji, że gdy w marcu 2020 obudziliśmy w nowej rzeczywistości pandemii COVID-19 to okazało się, że pacjentom nie będzie miał kto i gdzie pomóc, bo wcześniej szpitale likwidowały oddziały zakaźne, które były dla nich nieopłacalne – mówi w wywiadzie dla naszej gazety Marcin Jędrychowski, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

Jaki to był rok?

Jeśli pyta mnie Pani z perspektywy dyrektora szpitala – to to był rok, który do bólu obnażył wszelkie bolączki ochrony zdrowia, a także w dobitny sposób uświadomił nam, że nie należy traktować zdrowia jako towaru. Przez wiele lat przeliczaliśmy wszystko na pieniądze, przekraczając tym samym magiczną granicę, której w mojej ocenie nigdy nie powinnyśmy przekroczyć. Teraz ponosimy tego konsekwencje.

Chora służba zdrowia, która jeszcze została zakażona koronawirusem?

To błędne koło traktowania zdrowia jako towaru doprowadziło do sytuacji, że gdy w marcu 2020 obudziliśmy w nowej rzeczywistości pandemii, to okazało się, że pacjentom nie będzie miał kto i gdzie pomóc, bo wcześniej szpitale likwidowały oddziały zakaźne, które były dla nich nieopłacalne. Przez pierwsze tygodnie, a nawet miesiące błądziliśmy we mgle. Chorzy krążyli karatekami od szpitala do szpitala, bo nikt nie chciał ich przyjąć. Dyrektorzy nie mając jasnych zasad finansowania działalności szpitali w dobie pandemii bali się, że po jej zakończeniu przyjdzie im rozliczyć środki na które nie mają pokrycia w wykonanych procedurach, a przecież koszty stałe szpitali są ogromne. Okazało się również, że jako system ochrony zdrowia kompletnie nie potrafimy się ze sobą komunikować, a koordynacja z poziomu centralnego jest iluzoryczna i absolutnie niewystarczająca. Wszystkie problemy dnia codziennego jak m.in. braki personelu, z którymi zmagaliśmy się od lat nagle stały się jeszcze bardziej widoczne.

Mam wrażenie, że wtedy zaczęliśmy w pospiechu szukać rozwiązań, by ta dziurawa łódka nie utonęła do końca.

Racja, gorączkowo rzuciliśmy się do próby integrowania systemu i szukania recepty, która chociaż trochę te problemy pomogłyby rozwiązać. Jednym z takich sposobów był finansowy zastrzyk dla szpitali z funduszy covidowych. To jednak tylko wielka proteza. Obawiam się, że nie zdoła ona wytrzymać tego z czym mamy teraz do czynienia, a więc z początkiem trzeciej fali. Wchodzimy w nią mocno poobijani z olbrzymim niesmakiem jaki wywołują wprowadzone dodatki covidowe, które zamiast motywować, doprowadziły do skłócenia środowisk medycznych.

Znowu jest źle?

Niestety tak. Zaczęliśmy zbierać żniwo pandemii, a więc braku dostępu do lekarzy specjalistów czy zamkniętych poradni i gabinetów przed pacjentami z chorobami przewlekłymi, którzy nie byli zakażeni koronawirusem. Po roku omijania szerokim łukiem służby zdrowia, chorzy nie są w stanie wytrzymać już w domu. Widzimy to na przykładzie statystyk z SOR-u, gdzie na dalszą hospitalizację przyjmujemy po 20-30 osób na dobę. Nawet będąc tak dużym szpitalem, to są ilości które zapełniają w kilkanaście godzin cały jeden oddział. Ponadto trafiają do nas chorzy w poważnych stanach klinicznych. Lekarze mówią wprost, tak ciężkich przypadków jeszcze nie widzieli. Od jednego z ordynatorów usłyszałem ostatnio, że z punktu widzenia studentów, którzy mają teraz okazję kształcić się na terenie SU jest to bezcenne. Do tej pory o niektórych z powikłań medycy czerpali wiedzę tylko z książek, bo takich pacjentów nie było. . Na to wszystko nakłada się kolejna fala zachorowań. Ostatnie 24 godziny to 46 przyjęć do szpitala w tym 19 pacjentów zakażonych Covid-19. To bardzo dużo, zważywszy na to, że chorzy covidowi trafiający do na oddziały są w coraz cięższym stanie.

Boi się Pan?

Trochę tak. Wprawdzie jesteśmy bardziej świadomi, z czym mamy do czynienia, ale dalej nie wiemy czym wirus nas znów zaskoczy. Liczę tylko, że decyzje kierunkowe, które będą podejmować rządzący nie będą oderwane od rzeczywistości. Nic tak nie frustruje jak fakt, że oprócz walki z koronawirusem musimy mierzyć się z nierozsądnymi pomysłami na walkę z pandemią.

A jakbyśmy mieli podsumować ten rok w liczbach, ilu zakażonych pacjentów przewinęło się przez Szpital Uniwersytecki?
Od marca 2020 roku do końca lutego na szpitalne oddziały przyjęliśmy 3577 zakażonych pacjentów. Najgorszym czasem pod względem liczby hospitalizacji był wrzesień październik i listopad. Wówczas miesięcznie na leczenie szpitalne przyjmowaliśmy nawet 600 chorych. Niestety 18 proc. z wszystkich zakażonych i leczonych przez nas pacjentów nie udało się uratować. W SU w rok trwania pandemii zmarło 641 chorych na COVID-19. Zaś blisko 500 zakażonych trafiło na oddziały intensywnej terapii.

Rok pandemii koronawirusa w Polsce. Te obrazy pozostaną w pa...

Co po tych 12 miesiącach wiemy o koronawirusie?

Więcej, ale na pewno nie zaryzykuje stwierdzenia, że dużo więcej. Jesteśmy mądrzejsi o sposób postępowania z pacjentami zakażonymi. Wykluczyliśmy terapie, które były czasochłonne, a których skuteczność była na niskim poziomie. Udało nam się wprowadzić standardy, które pozwalają efektywnie leczyć pacjentów. W wielu kwestiach odrobiliśmy pracę domową. Wypracowaliśmy m.in. system, w którym w ciągu 48 godzin jesteśmy w stanie utworzyć oddział covidowy, a w 62 godziny przywrócić go do stanu pierwotnego. Chciałbym wierzyć, że jesteśmy bardziej przygotowani na dalszy rozwój epidemii, bo nie mamy już problemów ze środkami ochrony osobistej. Poprawiliśmy także dostępność do tlenu i sprzętu medycznego. Covid jest jednak tak nieprzewidywalny, że nadal nie wiemy czego się po nim spodziewać.

Który moment z perspektywy czasu był dla was, jako szpitala najgorszy?

Okres wakacji, na które nałożyła się druga fala zachorowań. Wiele osób nie wierzyło wówczas, że jest aż tak źle, bo wskaźniki zakażeń w skali całego kraju nie były tak wysokie jak w Małopolsce. Zostaliśmy wtedy pozostawieni sami sobie. W tamtym czasie pacjentami covidowymi nie zajmowały jeszcze się wszystkie szpitale. Był taki moment, że dla niezakażonych pacjentów zostały nam trzy oddziały. Ze strony personelu szpitala coraz częściej zaczęły pojawiać się głosy: dlaczego zostaliśmy pozostawieni sami sobie? Wtedy zaczęliśmy tłumaczyć, że covid jest problem i powinny się nim zająć wszystkie szpitale. Wiele naszych pomysłów zostało wysłuchanych i wdrożonych na szeroką skalę w całym kraju.

Jak Pan widzi naszą przyszłość po pandemii?
Służba zdrowia będzie jednym z tych obszarów, który będzie musiał zostać zdefiniowany na nowo. Doświadczenie covidu powinno nas nauczyć tego, że dbanie o zdrowie nie ma ceny. Ochrona zdrowia wymaga konkretnych nakładów i nie możemy na niej oszczędzać. Powinniśmy ukrócić komercyjne podejście do leczenia pacjentów i nie dopuścić znów do sytuacji, że szpitale będą wykonywać tylko te procedury które są opłacalne, a chory by móc się leczyć musi szukać pomocy na drugim końcu Polski. Jako spektakularny przykład zawsze podaję leczenie stopy cukrzycowej. Nasz szpital jest jednym z tych ośrodków w którym z dużymi sukcesami leczmy tę chorobę. To bardzo mozolny proces, który z punktu widzenia wycen realizowanych przez NFZ jest po prostu nie opłacalny. Nie chcę jednak, żyć w kraju w którym z uwagi na wycenę NFZ, bardziej opłaca się amputować nogę, niż ją leczyć. Nie zwracając uwagi na koszt społeczny jaki poniesie chory, który do końca życia będzie kaleką i nie będzie miał szansy na normalność.

No właśnie, jeśli już o normalności mowa to wszyscy za nią tęsknimy. Myśli Pan, że uda nam się kiedyś do niej wrócić?

Myślę, że najpierw będziemy musieli zweryfikować co to znaczy normalność. Uważam, że będziemy musieli na nowo nadać definicję temu słowu. Nikt na ten moment nie wie, czy naszą nienormalnością będzie noszenie maseczek, czy może okresowe szczepienia co jakiś czas przeciwko kolejnym mutacjom koronawirusa, praca zdalna w tych obszarach gdzie to tylko możliwe. W moim przekonaniu powrót do normalności - tej którą znamy z przeszłości, w tym roku na pewno nie będzie możliwy.

Co w Szpitalu Uniwersyteckim przez ten trudny rok udało się zrobić?
Jako szpital niestety nie przepracowaliśmy ani jednego dnia w normalnych warunkach. Jak tylko skończyliśmy przeprowadzkę do nowej siedziby to wybuchła pandemia. Pragnę jednak zapewnić, że sięgnęliśmy po wszystkie możliwe rozwiązania, by pacjentom nie ograniczyć dostępu do specjalistów a przede wszystkim do leczenia. W przyszłym miesiącu w ramach rozbudowy potencjału onkologicznego szpitalach, mamy w planach uruchomienie najnowocześniejszego w Polsce ośrodka brachyterapii, w którym będziemy leczyć nowotwory wielu narządów. Mamy nadzieję, że jak tylko sytuacja się uspokoi, będziemy mogli wrócić do tego co umiemy robić najlepiej, a więc do leczenia pacjentów. Planujemy też rozbudowę nowej siedziby o kolejne dwa budynki i parking. Chcemy przenieść oddziały które zostały na ulicy Kopernika do nowego kompleksu. Pandemia uświadomiła nam bowiem, że najefektywniejsze leczenie jesteśmy zapewnić pacjentom w jednym miejscu. Rozproszenie oddziałów w różnych miejscach generuje również niepotrzebne koszty.

Koronawirus w ostatnim czasie przybiera na sile. Mówi się, że właśnie mierzymy się z trzecią falą koronawirusa i żyjemy w obawie, czy w najbliższych dniach nie okaże się, że powrócimy do zwiększenia obostrzeń. Jak możemy uniknąć zakażenia COVID-19?Najlepszym sposobem jest izolacja, co jest niezwykle trudne do przeprowadzenia. Są jednak miejsca, a także osoby, z którymi w tym trudnym czasie warto ograniczyć kontakty. Przestrzegając tych zasad, masz szansę na uchronienie się przed COVID-19. A jest to szczególnie ważne dla osób, które mają obniżoną odporność albo są w grupie ryzyka.Chociaż rozprzestrzenianie koronawirusa jest bardzo łatwe i równie łatwe jest zarażenie osoby, w trakcie pandemii zaobserwowano, że tylko kilka osób lub kategorii osób jest odpowiedzialnych za masowe rozprzestrzenianie się wirusa. Mówiąc najprościej, podczas gdy niektórzy rozprzestrzeniają wirusa na nieliczne, są inni, którzy są narażeni na ryzyko zarażenia ogromnych grup lub rozprzestrzeniania wirusa na poziomie społeczności.POLECAMY:Nietypowe powikłania po COVID-19. Koronawirus może nawet uszkodzić wzrok!WIDEO: Koronawirus. Poznaj dane o zakażeniach z 3 marca 2021

Koronawirus: te osoby mogą najszybciej zakażać koronawirusem...

FLESZ - Polska zainwestuje w produkcję szczepionek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl