Mały wirus demoluje świat. Czeka nas teraz bunt pokoleniowy?

Marek Kęskrawiec
Marek Kęskrawiec
Andrzej Banaś
Młodzież wielkich miast. Biodegradowalny kubek z kawą, płatne studia, praca w korporacji, otwarta niechęć do polityki. Życie rozpięte między wygodą nieznaną wcześniejszym pokoleniom, a dojmującym uczuciem, że tak naprawdę karierę zrobią nieliczni.

Kolejne powojenne pokolenia kształtowały przełomowe momenty historii.

Październik 1956, Marzec 1968 wraz z Grudniem 1970, Radom i Ursus 1976, Sierpień 1980 z Grudniem 1981, wreszcie Czerwiec 1989 z dopełnieniem w postaci wstąpienia Polski do NATO i Unii Europejskiej. Tych wydarzeń było wiele i w zasadzie nikt z dzisiejszych 50- i 60-latków (to pokolenie rządzi dziś Polską) nie mógł przejść obok nich obojętnie.

Historyczne wstrząsy odciskały się mocnym piętnem na każdym z nas, także na ludziach niepełnoletnich. Jedni z nich angażowali się wzorem rodziców w politykę, mając w głowie jasny, klarowny podział – za lub przeciw komunizmowi. Innych fascynowały ruchy kontrkulturowe skupione wokół nowych norm obyczajowości i muzyki, będącej w ówczesnej smutnej rzeczywistości jednym z niewielu kanałów generujących szczere emocje. Mieliśmy bigbitowców, gitów, a potem hipisów, punków, nowofalowców, metalowców, popersów. Każda z tych subkultur, jakkolwiek wyśmiewana przez część dorosłych, była silnym źródłem identyfikacji i jeśli nawet kryła się za nią naiwna ideologia, to dla młodych uczestników tych ruchów była ona niezwykle ważna i do dziś dla części dorosłych jest doświadczeniem, które wpłynęło na późniejsze wybory.

Ważnym elementem tego zjawiska były okoliczności sprzyjające naturalnej potrzebie buntu młodzieży drugiej połowy XX wieku. Świat był wtedy szary, w dużej mierze podły, pełen marazmu, niewoli, ocenzurowany. Jeśli miało się choć trochę oleju w głowie, mówiło się systemowi: nie. I nawet jeśli większość uczniów, studentów i młodych pracowników przed 30-tką nie buntowała się otwarcie przeciw PRL, to jednak w kategorii wartości podstawowych wiedzieliśmy, po której stronie stawać nie wypada.

Niby było nam trudniej o komunikację, bo nie istniały wolne media, Internet i Facebook, ale z drugiej strony – wzajemne relacje nie były tak naskórkowe, jak dzisiaj. Dzieci i młodzież spotykali się bezpośrednio, poza domem, łączyły w „ideologiczne” grupy, konkurowały z sobą od dzieciństwa na podwórku, ustalały hierarchie. Wiedzieliśmy, na kogo można liczyć w sytuacjach kryzysowych, łatwiej wyrzucaliśmy z siebie nadmiar energii i frustracji, a kultura fizyczna była oczywistością. Dla pogoni za piłką i zabaw ze skakanką w tłumie rówieśników nie było specjalnej alternatywy. Socjalizacja była normą, a siedzenie samotnie w domu odstępstwem od reguły.

Cierpienie nie uszlachetnia

A potem wszyscy dorośliśmy. Na naszych oczach upadł komunizm i (zupełnie niespodziewanie) Związek Sowiecki, który wcześniej wydawał się wieczny.

Mogliśmy cieszyć się wolnością, ale dość szybko wyszło na jaw, że wielu z nas rozumie ją zupełnie odmiennie. Także neoliberalny kapitalizm, z jego całą nienawiścią do podatków i do państwa (do którego zresztą teraz wyciąga rękę po pomoc), nie okazał się przesadnie sprawiedliwy.

Był też trzeci i najważniejszy aspekt kształtujący naszą świadomość: mentalny. Trwające długie lata i dość wyjątkowe w skali świata cierpienie, pozostawiło w naszych umysłach trwałe i głębokie blizny. Przekonanie, że całe to cierpienie nas uszlachetni, okazało się jednak mrzonką, bo cierpienie zazwyczaj nie uszlachetnia. Szybko wyszły więc na jaw różne patologie życia społecznego i wytłumione w czasach „Solidarności” radykalizmy, które trwale podzieliły społeczeństwo na obozy odbierające sobie prawo do Polski.

Wszystko to nie znaczy, że stworzyliśmy dzisiejszej młodzieży świat najgorszy z możliwych. On jest wciąż zdecydowanie lepszy niż to, do czego przyzwyczaiła nas powojenna historia. Pozostaje pytanie, jak młodzież się w tym nowym świecie odnalazła i czy mogliśmy jej stworzyć lepsze warunki do wchodzenia w dojrzałość?

Jedno jest pewne. Jeśli tożsamość pokolenia kształtują przełomowe momenty, to tego akurat – do wybuchu pandemii koronawirusa - zabrakło. Być może na szczęście, bo przełomy to zazwyczaj katastrofy. Jeśli więc coś kształtowało milenialsów urodzonych na przełomie wieków i dziś wkraczających w dorosłość – to raczej długotrwały proces niż przełom. Choć faktem jest również, że ten proces w końcu wywrócił istniejący wcześniej świat, i do góry nogami.

Młodzież nie biega dziś za piłką i nie spotyka się pod blokiem. Po pierwsze jest jej o wiele mniej niż za czasów wyżów demograficznych, a po drugie sposób spędzania czasu i forma kontaktów międzyludzkich uległy zupełnej zmianie z powodu rewolucji technologicznej.

Można ten wywód kontynuować w stronę narzekań na naskórkowość relacji internetowych i pewien fałsz tkwiący za wykreowanym, a nie prawdziwym wizerunkiem wyzierającym z mediów społecznościowych, ale po co? Niech któryś z dorosłych pierwszy rzuci kamieniem, jeśli jest pewien, że mając (dzisiaj) kilkanaście lat nie uległby fascynacji światem cyfrowym. Każdy z nas by mu uległ i każdy z nas jest też, mimo doświadczenia życiowego, jego obecną ofiarą. Nawet jeśli kultywujemy jeszcze stare formy kontaktów międzyludzkich, to nie udawajmy, że i nam nie weszło na dobre w krew uzależnienie od smartfonów.

Widać to wyraźnie niemal wszędzie. Ludzie stojący w kolejkach przed marketami, siedzący w pociągach czy oczekujący na tramwaj na przystanku – z rzadka zagłębiają się we własne myśli. Zamiast tego nerwowo spozieramy w telefony, które nie pozwalają ani na chwilę zwolnić naszemu umysłowi, nabrać dystansu do świata i pobyć z samym sobą - tu i teraz. I jeśli coraz częściej opisujemy niebezpieczne uzależnienie od smartfonów i martwimy się, że część naszych dzieci powinna tak naprawdę iść natychmiast na „antycyfrowy” odwyk, to pamiętajmy, że sami im ten świat stworzyliśmy i sami też mu w dużej mierze ulegliśmy.

Mały wirus demoluje świat

W marcu milenialsi stanęli wreszcie przed ważnym pokoleniowym doświadczeniem, które zapewne zmieni bardzo wiele w ich życiu. W efekcie niespodziewanej pandemii poczucie podstawowej stabilizacji odchodzi na naszych oczach w niepamięć, nawet jeśli kryzys gospodarczy nie będzie aż tak głęboki, jak się nam dzisiaj wydaje.

Ludziom wkraczającym w dorosłość dla pozbycia się złudzeń i pewności siebie wystarcza w zasadzie świadomość, że małe w skali świata zaburzenie, jakim okazał się koronawirus, zdemolowało porządek i wywołało panikę u rodziców, którzy model zachodniej cywilizacji uważali za pewny i trwały. To w zasadzie wręcz kompromitacja tej wizji świata, zwłaszcza gdy się weźmie pod uwagę, że dzisiejszej pandemii nie można nawet próbować porównywać z dewastującą ludzkość przed wiekami dżumą lub cholerą, czy też z grypą hiszpanką sprzed stu lat.

Prawie nikt z nas nie zna nikogo, kto zaraziłby się wirusem, a jednak wszyscy się go boimy, bo w zglobalizowanym świecie nie tylko zarazki rozprzestrzeniają się dużo szybciej niż przed wiekami, ale również lęk. Lęk czasem irracjonalny, ale jednocześnie bardzo realnie wpływający na naszą świadomość i poczucie bezpieczeństwa. W walce z tym uczuciem nie pomaga nam nawet oszałamiający postęp medycyny, jaki nastąpił w ostatnich dziesięcioleciach.

W tym kontekście doświadczenie koronawirusa może być katalizatorem ważnych zmian w pokoleniu milenialsów, zarzewiem buntu wobec „starych” i potrzeby wzięcia wreszcie spraw w swoje ręce. Dziś wciąż nie wiemy, ile w tym pokoleniu drzemie energii, ile jest w nim jednostek twórczych, mogących pociągnąć świat w stronę inną niż dzisiejsi skompromitowani młodzi celebryci, którym nie przyszło do głowy, by podzielić się swym bogactwem i wspomóc walkę z koronawirusem. Wciąż za wcześnie ważyć czy energia tego buntu będzie w stanie przeważyć w pojedynku z cyfrowymi algorytmami manipulującymi pragnieniami młodzieży, tworzącymi zbędne im potrzeby oraz linie podziałów wokół spraw tak naprawdę nieistotnych.

Na pewno jednak szok koronawirusowy będzie miał większą siłę wybijająca młodzież z utartych torów niż wszystko to, co działo się do tej pory. Bo chyba nie ma wątpliwości, że dostarczony przez 50-latków zestaw tematów był dla milenialsów nieco abstrakcyjny.

Choćbyśmy nie wiem jak często powtarzali, że głupotą jest opór młodych przed polityką i tłumaczenie, że stanie z boku nie ma sensu, bo polityka i tak do nich przychodzi każdego dnia – młodzież i tak w zdecydowanej większości będzie uważać spory KOD-u z PiS-em za obciach. A język tego sporu i jego temperaturę za dziwadło z archiwum. Ci ludzie nie znajdą też kanału dla swych frustracji w ramach jakiejkolwiek kontrkultury, bo nikt dziś nie zakazuje nikomu słuchać określonej muzyki, nikt też nie narzuca ubioru i nie cenzuruje treści w sieci. Żadnej władzy nie zależy na ograniczaniu dostępu do Internetu, zależy bardziej na manipulowaniu nim. Pytanie, czy stojący na czele kraju „starcy” umieją robić to sprawnie. Oby nie potrafili.

Bunt zawsze wynika z biedy

Młodzież od kilku tygodni wie, że obowiązujący ład korporacyjny okazał się zamkiem na piasku, nieodpornym na zwykłe zarazki. Ta właśnie konstatacja może być w przyszłości zarzewiem buntu; głęboki lęk z powodu gwałtownej utraty bezpieczeństwa ekonomicznego, a nie wizja braku demokracji czy zaniku wolności. Zresztą, z historii wiemy, że najsilniejsze rewolucje społeczne nie wybuchały z powodu braku praw obywatelskich, ale z powodu biedy. Tak było wielokrotnie w czasach PRL, gdy komunizm okazywał się do tego stopnia niewydolny, że wielu dóbr nie był w stanie dostarczyć albo nagle kazał za nie płacić horrendalne kwoty.

Pandemia uchwyciła milenialsów na progu dorosłości. Ledwo zaczęli zarabiać, ledwo wzięli kredyt (albo zaczęli o nim myśleć), ledwo pomyśleli o założeniu rodziny – nagle wszystko stanęło na głowie. Głęboki kryzys objął szeroko rozumiany sektor usług, w którym większość z nich pracowała. Wielkie i dotychczas silne firmy zaczęły się nagle pozbywać ludzi, a tzw. rynek pracownika umarł. Nawet jeśli w tej chwili nie widać w świadomości tego pokolenia pomysłów, co z tym wszystkim zrobić, to jest tylko kwestią czasu, aż jakaś reakcja nastąpi. I nie będą mieli na nią wpływu obecnie rządzący ludzie, choćby kolejni politycy masowo zaczęli używać TikToka. Te światy są już do tego stopnia rozbieżne, że każdy medialny sposób podlizywania się młodym uznany zostanie za „cringe” (w młodzieżowym slangu – żenada), a jego autor co najwyżej usłyszy „ok, boomer” (czyli: skończmy rozmowę, bo i tak się nie dogadamy człowieku pokolenia wyżu demograficznego XX wieku).

Nie tylko rządzący, ale też sfrustrowani kryzysem i zapracowani rodzice, a także spauperyzowani nauczyciele, pójdą na margines autorytetów. Zwłaszcza teraz, gdy okazało się, że ci ostatni, darzeni szacunkiem i kształtujący umysły w czasach PRL, nie umieją w większości sprawnie korzystać z komunikatorów, a ich bezradne próby podczas lekcji online budzą śmiech uczniów. Zaś rodzice kojarzą się w większości z tymi, którzy przez całe lata powtarzali, jacy to młodzi są roszczeniowi i że „za moich czasów to…”. A gdy przyszła pandemia, ich system wymiękł w miesiąc.

Wiele dziś zależy od jednego. Czy wymuszona izolacja sprawi, że młodzi zapadną się w sobie i stracą ochotę na wspólne działania, obdarzając coraz większym kultem swe smartfony, sączące im maintreamowe prawdy? Czy też zmęczeni izolacją i obserwowaniem masek zamiast twarzy, powiedzą wreszcie głośno, co o nas myślą i przejdą do czynów, przy okazji uznając, że wiele z przedpandemicznych potrzeb było im jednak zbędnych. Mam nadzieję, że ta druga opcja okaże się bardziej prawdopodobna. Inaczej oni nic nie zyskają, a my będziemy powoli tonąć. Bo że toniemy, przynajmniej w Polsce, widać już wyraźnie. Rozpada się na naszych oczach ekonomia, więdnie wywalczona z trudem demokracja.

Nowy ład na gruzach

Kiedyś mogliśmy się pocieszać, że system totalitarny nie został wprowadzony w Polsce za zgodą społeczeństwa, ale przywieziono go nam na sowieckich czołgach.

Teraz widać jednak wyraźnie, że dla wielu z nas demokracja jest tylko wtedy wartością, gdy potwierdza naszą wizję świata. Do polskiej polityki przestali się garnąć ideowcy, bo tacy wiedzą, że gdy wejdą między wrony, to będą zmuszone krakać jako one, jeśli poważnie myślą o karierze.

Ten negatywny dobór nie jest zresztą cechą tylko partii rządzącej, ale – w mniejszym lub większym stopniu – wszystkich uczestników sceny politycznej. Dlatego nie ma co liczyć, że obecny system się zmieni. Jeśli jest jakaś nadzieja, to chyba tylko w tych pasywnych dziś, zarażonych wirusem nowych technologii młodych ludziach. Tych, na których tak ciągle narzekamy. Oby tylko zrozumieli, że naprawa systemu nie przyjdzie poprzez radykalizmy, nieważne czy lewicowe, czy prawicowe. Ale że jest możliwa tylko wtedy, gdy te dwa XIX-wieczne pojęcia, traktowane dziś wygodnie i nie mające wiele wspólnego z pierwowzorami, po prostu się rozpadną, a linie nowego podziału (i zarazem znajdywania elementów łączących) pójdą w poprzek. A może nawet gdzieś zupełnie obok, gdzie zacznie się na nowo odradzać jakaś wspólnota i umowa społeczna, którą dorośli właśnie niszczą. Może wtedy coś dobrego stanie się też z kapitalizmem, w którym najbogatszymi na powrót staną się ci, którzy coś konkretnego produkują, a nie ci, których nazw zawodów nawet nie potrafimy powtórzyć, ani tym bardziej domyślić się, co tak naprawdę robią.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mały wirus demoluje świat. Czeka nas teraz bunt pokoleniowy? - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl