Magia. Wierzę, ale nie za bardzo

Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar
Tomasz Kwaśniewski i jego książka „W co wierzą Polacy” wydana przez krakowskie wydanictwo ZNAK
Tomasz Kwaśniewski i jego książka „W co wierzą Polacy” wydana przez krakowskie wydanictwo ZNAK
Rzucił klątwę, brał udział w sabacie, przepowiadano mu przyszłość. Tomasz Kwaśniewski, reporter i pisarz, próbował doświadczyć magii na własnej skórze. Wyniki opisał w książce „W co wierzą Polacy?”, uchylając czytelnikom drzwi do świata wróżek, jasnowidzów i szeptuch.

„Trzeba wierzyć, ale nie za bardzo” - mówi w twojej książce jasnowidz Paweł. Ty wierzysz, ale nie za bardzo?
Geneza tego zdania jest taka: jasnowidz Paweł powiedział mi, że prowadzi coś w rodzaju indywidualnych kursów rozumienia kart tarota. Co polega na tym, że pokazuje klientom kartę, na przykład wieży, i to, co oni wtedy muszą, to się w nią „wmyśleć”, wyobrazić sobie, że koło niej stoją. Ta wieża ma to do siebie, że się rozwala. Niebezpieczeństwo polega na tym, że jeśli ktoś za bardzo się wczuje, to ona na niego się zwali. Co może być przyczyną traumy, wręcz prowadzić do tego, że z tej karty będzie mu trudno wyjść. Jestem człowiekiem prostym, więc zapytałem, jak to zrobić, żeby za bardzo się nie wkręcić. I wtedy usłyszałem, że „generalnie w tym wszystkim chodzi o to, żeby w to uwierzyć, ale nie za bardzo”. To jest w ogóle bardzo fajne hasło, mądra życiowa formuła, myślę, że ją się powinno drukować na koszulkach. A jak jest ze mną? No cóż, ja właśnie wierzę, ale nie za bardzo.

Wróżce Barbarze powiedziałeś, że wierzysz.
A wtedy ona, co było dość niesamowite, się popłakała. Zapytałem, dlaczego płacze? Odpowiedziała, że nawet nie zdaję sobie sprawy, jak często słyszy, że jest hochsztaplerką. Z tym, że mnie nie chodziło o to, że ja wierzę w istnienie tych wszystkich rzeczy, co do których istnienia ona jest przekonana. Tylko, że dla niej one są realne. A co za tym idzie nie wciska cynicznie mi kitu, chcąc mnie naciągnąć na parę stów. Generalnie ludzie, których spotkałem przy okazji pracy nad tą książką, takie przynajmniej mam poczucie, faktycznie wierzą w to, co mówią i robią. Co nie znaczy, że raz czy dwa nie miałem wrażenia, że jednak próbują mnie zrobić w konia.

Na przykład?
Bardzo chciałem rzucić na kogoś klątwę, a żadna ze znajomych wróżek nie chciała mi w tym pomóc. Bo to jest jednak coś złego, czarnego, demonicznego. Postanowiłem więc zrobić to podstępem. Znalazłem panią od klątw w internecie, podszyłem się pod klienta. Wymieniliśmy kilka SMS-ów, to była zresztą bardzo zabawna wymiana. Zaczęło się o tego, że ona mi napisała, że klątwa kosztuje tysiąc złotych. Ja do niej, że muszę się zastanowić, poza tym nie mam teraz aż takiej kasy. Wtedy ona: wie pan, teraz jest najlepszy moment na rzucenie klątwy, jutro idę do szpitala, nie wiem, kiedy wrócę. Ja twardo, że nie mam pieniędzy. No to zaproponowała mi raty: pięćset złotych teraz, drugie pięćset później, bo czuje, że jestem uczciwym człowiekiem. Odpowiedziałem, że nie lubię mieć długów, że poczekam, aż wróci ze szpitala. I już następnego dnia rano, dostałem SMS-a, że jednak już wyszła i możemy umawiać się dalej.

Rzuciliście w końcu tę klątwę?
Tak, ale było z tym trochę przejść, również dość zabawnych. W szczególności kiedy już wiedziałem, że to kosztuje tysiąc złotych, zapytałem mojego wydawcę, czy mi to opłaci. Dodałem też, że chciałbym ją rzucić na Antoniego Macierewicza albo Zbigniewa Ziobrę. Wcześniej wśród znajomych przeprowadziłem konsultacje, co w ramach klątwy miałoby się im zdarzyć. Jedna z koleżanek zasugerowała, żeby w widocznym miejscu wyskoczył im wyraźny pryszcz. Wyobraź sobie, co to by było, gdyby Macierewicz wystąpił z ogromnym pypciem i tylko ja bym wiedział, skąd go ma! Po selekcji pomysłów, stanęło na tym, że klątwa powinna dotyczyć tego, by stracili pracę. Wydawca jednak odmówił współpracy. Argumentując, że rzucanie klątw jest nieetyczne, złe, w ogóle jak to tak można rzucić na kogoś klątwę. Ale żeby jego argumentacja miała sens, trzeba by uznać, że klątwa to jest coś, co realnie działa. Zapytałem więc, czy wierzy w takie rzeczy. Powiedział, że nie. No to zapytałem, czy gdybym znalazł kogoś, kto się zgodzi, bym rzucił na niego klątwę, to on nie będzie z miał z tym problemu. Powiedział, że tak. Zapytałem więc, czy w związku z tym, że on nie wierzy, mogę na niego rzucić klątwę? I wtedy usłyszałem, że na tyle to on jednak „nie nie wierzy”. Stanęło na tym, że muszę kogoś takiego znaleźć. Co okazało się trudne. Zdumiewające, bo przecież rzucanie klątw to kompletna bzdura.

Ale na bliskich byś jej nie rzucił.
Mój ojciec, katolik, po tym jak mu się zwierzyłem ze swoich problemów z rzucaniem klątwy, powiedział, że skoro jestem taki chojrak, to powinienem rzucić klątwę na własne dzieci. I wtedy, w pierwszym odruchu, rzeczywiście się zawahałem. A potem zacząłem się zastanawiać, dlaczego tak się stało. I nie znalazłem racjonalnego wytłumaczenia. Co nie zmienia faktu, że klątwy na swoje dzieci nie rzuciłem. Tłumacząc to sobie w ten sposób, że mogłoby być im przykro, gdyby o tym się dowiedziały. Poza tym żona trochę w to wierzy, więc mogłaby mieć pretensje. A jakby jeszcze coś wtedy nie daj los, się stało - to już w ogóle miałbym przechlapane. Na szczęście profesor Jan Hartman się zgodził, bym rzucił na niego klątwę. A jak zapytałem, czy się nie boi, odpowiedział, że dostaje tyle wiadomości o treści „obyś zdechł ty parchu żydowski”, że kompletnie się uodpornił.

Jedna z wróżek przepowiedziała ci, że coś się stanie z twoim dzieckiem, będziesz miał problem z teściową i że z nieba spadną ci pieniądze. Coś się sprawdziło?
Ta sprawa z teściową rzeczywiście była dość niesamowita. Otóż wróżka mi przepowiedziała, że coś się z nią stanie w takim, a takim miesiącu, a mojej żony wtedy nie będzie w pobliżu. Wróciłem do domu, a tu żona mi mówi, choć o wróżbie nic nie wiedziała, że właśnie wtedy wyjeżdża z Polski. Kilka dni później wychodziłem ze spotkania z inną wróżką, miałem jechać do jasnowidza Pawła. Patrzę w telefon, który miałem wyciszony, a tam kilka nieodebranych połączeń i SMS-ów. W tym od żony, że jej matka, czyli moja teściowa, źle się poczuła. I od jasnowidza Pawła, że musi odwołać nasze spotkanie. Przyznam - od razu pomyślałem, że on się wycofał, bo zobaczył, jak coś się dzieje z moją teściową i dał mi czas, żebym się nią zajął. Doszła do siebie bez mojej pomocy. I też nic później się jej nie przydarzyło. Co nie znaczy, że gdy nadszedł wyznaczony czas, nie czułem niepokoju.

Klątwy na swoje dzieci nie rzuciłem. Tłumacząc to sobie w ten sposób, że mogłoby być im przykro, gdyby o tym się dowiedziały

A co z dzieckiem?
Wróżka zobaczyła, że wtedy i wtedy coś nieprzyjemnego stanie się z jednym z nich. Uspokajała przy tym, że to nie będzie coś bardzo poważnego. No i potem Franka zaczęła boleć noga. Trochę to zignorowaliśmy, uprawia sport, więc to normalne - czasami coś sobie nadwyręży. Ale bolało go i bolało, więc w końcu poszliśmy do lekarza. I okazało się, że miał naderwaną kość. Na tyle poważnie, że gdyby do razu poszedł do lekarza, dostałby gips. I to wszystko działo się w czasie, który przewidziała wróżka. Mam też historię o pieczeniu ręki, chcesz?

Pewnie, że chcę.
Szukając kogoś, kto rzuci klątwę, zostałem skierowany do osoby o pseudonimie Lilith Black Moon. Wysłałem do niej maila, a ona z kolei mnie skierowała do człowieka o pseudonimie Canis. Sprawdziłem, co to może znaczyć, okazało się, że pies albo szakal. No to wybrałem to drugie, bo bardziej mroczne. A potem wyobraziłem sobie, jak mnie zaprasza do jakiegoś budynku na końcu miasta. Rozbujałem wyobraźnię, wyświetliłem sobie w głowie przeróżne filmy grozy. A potem napisałem do niego maila. Odpisał, że spotkać się nie możemy, ale możemy korespondować. I wtedy zaczęła piec mnie ręka. Ale to tak, że żywym ogniem! Nigdy w życiu mnie tak nie piekła. A potem, gdy już zasnąłem, przyśniło mi się, że ta ręka jest cała w czarne kropki. Obudziłem się przerażony. Natychmiast wszedłem do sennika, choć zazwyczaj tego nie robię. I przeczytałem, że zadałem się z niewłaściwymi ludźmi. Wszystko się składało - Lilith Black Moon, Canis, klątwa, paląca ręka. A też jasnowidz Paweł, z którym spotkałem się w południe dorzucił swoje, mówiąc, że ręka w czarne kropki oznacza, że ktoś chce mi coś złego zrobić. Ten sen można było zignorować, ale to, że piekła mnie ręka, było faktem. Zacząłem gorączkowo szukać dla niego wytłumaczenia. I nagle mnie olśniło - tego dnia wcześniej kroiłem papryczkę chilli! Natychmiast wróciłem do domu, pokroiłem papryczkę chilli i po jakimś czasie znów zaczęła mnie palić ręka.

Nie zdziwiło cię, że w katolickim kraju jest tak ogromny rynek wróżek? Że tyle osób w to wierzy?
Nie, bo to jest w sumie ten sam porządek. A to, że Kościół zabrania chodzenia do wróżek, no cóż, takich mamy w Polsce katolików: w niedzielę do kościoła, a w przedpokoju figurka Żyda w chałacie i z brodą, który ma zapewnić powodzenie finansowe. To, że chodzimy do wróżek, jasnowidzów itd. jest też dla mnie opowieścią o samotności. O tym, że nie mamy się z kim podzielić tym, co nas dręczy, smuci. O niepewności. Ale też o nadziei, że wszystko będzie dobrze.

Mnie zaskoczyło, że esemesujesz z wróżkami. Wyobrażałam sobie, że wiadomości do nich zostawia się gdzieś na karteczkach.
Często popełniamy błąd polegający na tym, że gdy myślimy o świecie magii, to wyobrażamy go sobie jako świat bez techniki. Starodawny. Sęk w tym, że świat magiczny polega na specyficznym, magicznym podejściu do wszystkiego - w tym do techniki. A więc jeżeli zaklęcie sprawdzało się wtedy, kiedy dotyczyło wozu ciągniętego przez konie, to dlaczego ma nie zadziałać na samochód? Albo komputer?

Na koniec powiedz mi jeszcze o przepowiedniach, które dostałeś: co z pieniędzmi, które miały spaść ci z nieba?
Zapytałem wróżkę Orianę, czy będę bogaty. Rozłożyła karty i aż krzyknęła: „O kurczę, pieniądze spadną ci z nieba!”. I teraz słuchaj, jakiś czas temu napisałem tekst do gazety, w której pracuję. To był wywiad na temat klimatu, tak się złożyło, że zrobił furorę, w związku z czym redakcja dodatkowo mnie nagrodziła. I wtedy natychmiast przeszło mi przez głowę, że to są właśnie te pieniądze, które miały spaść mi z nieba. Bo raz - były niespodziewane. Dwa - dużo w tym wywiadzie mówiliśmy o niebie. Ale to była dość mała suma, więc wolę myśleć, że to jeszcze nie to.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Magia. Wierzę, ale nie za bardzo - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl