Magdalena Sadłowska: Początków roku jest tyle, że każdą datę możemy sobie wybrać na zmiany

Andrzej Matys
Andrzej Matys
Dlatego, jeszcze raz podkreślam, że styczeń powinien być miesiącem jedynie planowania. Jeśli zaplanujemy szybko, to działajmy. Ale jeżeli wiemy, że jesteśmy skuteczni jedynie w robieniu postanowień i nic więcej, to musimy sobie wreszcie uświadomić, że coroczne powtarzanie tego samego schematu do niczego nowego nas nie doprowadzi. Powtarzanie tych samych błędów nic nam nie da poza upewnieniem się, że jesteśmy nieskuteczni. Najpierw wszystko dokładnie zaplanujmy.
Dlatego, jeszcze raz podkreślam, że styczeń powinien być miesiącem jedynie planowania. Jeśli zaplanujemy szybko, to działajmy. Ale jeżeli wiemy, że jesteśmy skuteczni jedynie w robieniu postanowień i nic więcej, to musimy sobie wreszcie uświadomić, że coroczne powtarzanie tego samego schematu do niczego nowego nas nie doprowadzi. Powtarzanie tych samych błędów nic nam nie da poza upewnieniem się, że jesteśmy nieskuteczni. Najpierw wszystko dokładnie zaplanujmy. Wojciech Wojtkielewicz
O noworocznych postanowieniach, które chętnie na początku roku podejmujemy, ale niechętnie spełniamy, opowiada Magdalena Sadłowska, białostocka trenerka i psycholożka biznesu.

Składa pani każdego pierwszego dnia nowego roku tzw. noworoczne przyrzeczenia?

(śmiech) Ja co roku składam sobie przyrzeczenie noworoczne, że nie będę składała w styczniu żadnych przyrzeczeń noworocznych.

Dobre. Ale inni przyrzeczenia gęsto składają. Ledwie zacznie się nowy rok, a już ludzie deklarują, że w tym roku na pewno się odchudzą, zaczną chodzić na angielski, chiński, siłownię, fitness, zaczną czytać książki, nauczą się gotować dietetycznie albo nie będą już zawodowo mijali się z prawdą. Po co im to? Żeby życie stało się lepsze? Znowu? Przecież lepsze miało już być wiele razy.

Mnie to w ogóle nie dziwi. Ja to rozumiem, to zupełnie normalne. Z każdym umownym nowym początkiem pojawia się chęć, by coś tam zacząć. Jak zaczynamy, to zazwyczaj od poniedziałku, od nowego miesiąca, więc i tym bardziej od nowego roku. To jest taki super ważny moment, by dokonać jakichś zmian. Przy czym, z mojego punktu widzenia, zaczynanie czegokolwiek 1 stycznia jest skazane na porażkę. Chyba że zmianę wprowadzimy tak, jak ona powinna faktycznie wyglądać.

Ja jestem wyznawczynią zasady (którą wszystkim polecam) Pięciu P: „Pominięcie przygotowania przesądza o przyszłej porażce”. To jest święta zasada i uważam, że w styczniu dobrze jest postawić sobie cele i wyobrazić sobie, jak to będzie, gdy ja już się zmienię.

To dlaczego wszyscy upierają się przy 1 stycznia? Dlatego, że nie rozmawiali z panią wcześniej? Czy dlatego, że po sylwestrze człowiek nie ze wszystkiego zdaje sobie sprawę i dopiero, kiedy zorientuje się, co sobie obiecał, myśli: „Matko, a co ja znowu nawymyślałem?“

(śmiech) Nie, potrzebujemy tego, tych odcinków czasu. Po to mamy kalendarze i cezury, które ten początek wyznaczają. My, ludzie Zachodu, postrzegamy czas w taki sposób, że widzimy linię, a nie widzimy pewnych cyklów w naszym życiu, więc dla mnie jest zupełnie normalne, że kiedy mamy nowy odcinek, to wraz z nim potrzebujemy nowych zadań na ten właśnie okres. I to jest całkiem spoko. A że zazwyczaj nie udało nam się w poprzednim roku, więc dlaczego nie zacząć raz jeszcze od pięknej, nowej daty? A teraz nie dość, że mamy początek roku, to jeszcze początek dekady, czyli megaważną datę magiczną!

Ale człowiek – podejmując nowe zobowiązania – powinien mieć w pamięci, że robił to już i rok, i dwa lata temu, i że w ogóle to żadna z ostatnich piętnastu prób nie zakończyła się sukcesem. To po co te kolejne postanowienia?

Ponieważ jedyne, co mi się udaje, to robić co roku postanowienia. To jest rzecz, która mi się super udaje, więc co roku ją powtarzam. Ja rozumiem, że u ludzi pojawia się potrzeba zmiany. I to tych rzeczy, o których wiemy, czujemy albo przypuszczamy, że wymagają zmiany w naszym życiu. To znaczy, że od jakiegoś czasu, od roku czy od poprzednich lat – zależnie jak długo składamy te noworoczne postanowienia – jest jakiś obszar naszego życia, który nam ciąży. Albo w którym widzimy potrzebę jakiejś korekty. Problem polega na tym, że mało kto rozumie, że zmiana jest procesem. Zmiana jest super i to bardzo ważne, by ją rozpocząć, ale zmiana nie dzieje się z dnia na dzień. Zmiana, sama z siebie, nie zacznie się 1 stycznia. Natomiast superfajne w postanowieniach noworocznych jest zdecydować, że właśnie rozpoczniemy proces zmiany. Styczeń jest do tego świetny, bo – jak sama nazwa wskazuje – styczeń jest na styku. Jeszcze zostaliśmy w starym roku, bo mylą nam się cyferki w datach i 2020 jeszcze z nas nie wyszedł, a 2021 rok nie wszedł „na grubo”. Jest to więc bardzo dobry czas, żeby się zastanowić, co chcemy zmienić. A jeszcze bardziej powinniśmy się skupić na tym, dlaczego chcemy to zmienić. Czy tylko dlatego, że wszyscy zmieniają, a media pełne są programów o noworocznych postanowieniach ? Czy też sami rzeczywiście czegoś bardzo pragniemy?

No właśnie, mam wrażenie, że spora część ludzi chce się zmieniać tylko dlatego, że wszyscy się zmieniają i informują o tym na lewo i prawo na facebookach, instagramach, snapchatach i Bóg wie gdzie jeszcze. W dobrym tonie jest więc deklaracja: ja też będę się zmieniał!

Tak, tutaj mamy społeczny dowód słuszności, który jest olbrzymim mechanizmem społecznym. I nie należy się wstydzić, że ulegamy społecznemu dowodowi słuszności, bo gdyby nie to, nie bylibyśmy społeczeństwem. Dlatego uważam, że od stycznia powinniśmy zacząć zmiany w tym sensie, że zastanawiamy się, po co mi to? Czy rzeczywiście ten obszar mojego życia wymaga zmiany, czy działam na zasadzie owczego pędu, bo biegną wszyscy, to i ja się przebiegnę. Jeśli dotychczas czytałam góra dwie książki rocznie, a teraz postanowiłam, że przeczytam 54, to muszę sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego w 2021 roku muszę przeczytać aż 54?

To nie takie proste, bo jeśli ktoś do tej pory prawie w ogóle nie czytał, a teraz musi, to ma kolejny poważny dylemat: kupować książki czy je wypożyczać? Bo jeśli będzie kupował, to musi też kupić etażerkę na książki, bo dwie pod poduszką się zmieszczą, ale 54 to już nie.

I tutaj dotknął pan następnego etapu procesu zmiany. I znowu powtarzam: styczeń jest super, żeby odpowiedzieć sobie na pytania: dlaczego?, jak to zrobię?, jakich potrzebuję zasobów i czy w ogóle mam siły i środki, by tę zmianę przeprowadzić? Bo jeżeli chcę schudnąć do czerwca, to jak to zrobię?, sama czy z kimś?, czy potrzebuję trenera personalnego?, a jeśli tak, to skąd go wezmę? Plus skąd wezmę na to pieniądze? Trzeba sobie wymyślić, jak ja to zrobię. Jeśli widzę, że czegoś mi brakuje, to następnym krokiem (takim superstyczniowym) jest odpowiedź na pytanie: kto może mi w tym pomóc? Jeśli nie mam czegoś sama, to może potrzebuję sojuszników. Jeżeli chcę zmienić pracę, muszę zastanowić się, kto mi może w tym pomóc. Czy będzie to portal pracuj.pl, koleżanka ze szkoły, znajomy czy codzienna gazeta z ogłoszeniami? Po prostu muszę przemyśleć, jak tę zmianę wprowadzę. I ostatnia rzecz – powinniśmy zwalidować te swoje zachcianki. Czyli skoro dotychczas czytałam dwie książki rocznie, to czy 54 to nie przesada? Może bardziej trafionym postanowieniem byłoby przeczytanie w ciągu roku 14 albo nawet 12 książek? A jeżeli przekroczę swój plan, będzie super, będę przekonana o własnej skuteczności. Natomiast jeśli już po pierwszym tygodniu stwierdzę, że nic mi się nie uda, bo nawet nie podeszłam do książki, to poczuję, że jestem na straconej pozycji i moje noworoczne postanowienie padnie na tzw. pysk.

Padnie też jak się okaże, że nie znam stolarza, który mi tanio zbuduje regał na te nowe książki. Żartuję sobie.

Rozumiem. Świetnie jeśli użyjemy stycznia – tego początku roku i rozpędowego miesiąca – jako czasu do planowania i „mózgowania” na temat zmiany. Bo przecież nie jest tak, że skoro mamy w roku 365 dni, a coś postanowimy i zaczniemy realizować dopiero w lutym, to świat się zawali i nie damy rady. Damy, bo będziemy mieli na to na przykład aż 334 dni.

A nie prościej – zamiast tracić czas na obwieszczanie wszystkim wokół, że od 1 stycznia będę robił to i to – po prostu od razu, jak najszybciej, bez zbędnych przygotowań zacząć realizować swoje noworoczne deklaracje?

To bardzo kusząca myśl i ja na przykład jestem z „drużyny króla Juliana“, który mówi: „Róbmy, róbmy, zanim zorientujemy się, że to wszystko jest bez sensu“. Rozumiem więc tę pokusę, natomiast ja jestem wyznawczynią zasady (którą wszystkim polecam) Pięciu P: „Pominięcie przygotowania przesądza o przyszłej porażce”. To jest święta zasada i uważam, że w styczniu dobrze jest postawić sobie cele i wyobrazić sobie, jak to będzie, gdy ja już się zmienię. Jak będę wyglądała po odchudzaniu, gdy moje postanowienia się ziszczą? Jak będzie wyglądało moje mieszkanie z tą półką na książki itd.?

To motywuje. A gdyby tak pójść do sklepu, kupić ubranie o dwa numery za małe i powiesić w widocznym miejscu, żeby od rana do wieczora mieć na oku wzór sylwetki, którą chcemy osiągnąć? Może być taka motywacja czy nie za bardzo?

Na niektórych taka motywacja zewnętrzna zadziała, natomiast w przypadku otyłości sprawa jest bardziej skomplikowana, bo tam w grę wchodzą jeszcze pewne procesy psychologiczne, psychiczne. Taka o dwa numery mniejsza kiecka przypomni nam, jak bardzo nieskuteczne byłyśmy dotychczas. Tak samo jest z za małym garniturem, więc w przypadku odchudzania to może być podcinanie sobie skrzydeł.

Mówię o tym dlatego, że ledwo zacznie się nowy rok, a już mnóstwo ludzi obiecuje sobie i wszystkim wokół, że w końcu będą się odchudzać.

(śmiech) Moim ulubionym kawałkiem jest to, że w tym roku zostanę fitneską i pierwsze, co się wtedy robi, to wizyta w sklepie i zakup za grube pieniądze stroju do fitnessu.

Słusznie, bo człowiek czuje się wtedy tak wyfitnesowany, że już nic więcej nie musi robić, prawda? Gdy poćwiczy, to dres się spoci i zniszczy, a tak ciągle w szafie nóweczka. Oczywiście, odrobinę ironizuję.

Ale tak jest, dokładnie. Pieniądz został wydany, pierwsze działanie, czy pierwszy krok został zrobiony. To, że strój do fitnessu będzie potem służył do sprzątania albo i do niczego, to zupełnie inna sprawa. A tak naprawdę, to warto sobie uświadomić, że wystarczy włączyć film z jakąś gimnastyką na YouTube i ćwiczyć w wytartym dresie. I dopiero, gdy sprawdzę, że ten rodzaj ćwiczeń mi odpowiada, to biegnę do sklepu po ten fitnesowy strój, a następnie idę do klubu i zapisuję się na zajęcia. Dlatego, jeszcze raz podkreślam, że styczeń powinien być miesiącem jedynie planowania. Jeśli zaplanujemy szybko, to działajmy. Ale jeżeli wiemy, że jesteśmy skuteczni jedynie w robieniu postanowień i nic więcej, to musimy sobie wreszcie uświadomić, że coroczne powtarzanie tego samego schematu do niczego nowego nas nie doprowadzi. Powtarzanie tych samych błędów nic nam nie da poza upewnieniem się, że jesteśmy nieskuteczni. Najpierw wszystko dokładnie zaplanujmy.

To jeszcze jedna kwestia – do kiedy powinniśmy składać noworoczne przyrzeczenia? Bo jak w styczniu nam się nie udało, to w lutym zapomnimy, w marcu przypomnimy sobie, ale już zredukujemy te zobowiązania i przełożymy je na później. I będziemy jak Scarlett O’Hara z „Przeminęło z wiatrem“, która mówiła: „Pomyślę o tym jutro”. A później dojdziemy do wniosku, że w tym roku to już się nie opłaca...

Każdy dzień jest dobry. Są ludzie, którzy zaczynają od każdego nowiu Księżyca albo od każdej pełni. Tak naprawdę to bez znaczenia. Jak sobie usiądziemy i pomyślimy, to każda z dat, np.: 1 stycznia, poniedziałek, pierwszy tydzień miesiąca, początek wiosny, to są umowne daty, które mają nas jedynie ustawić w linii czasu. Dla naszej wewnętrznej zmiany nie mają żadnego znaczenia, żadnego wpływu. Jeśli postanowimy, że zmieniamy się od wtorku, 4 kwietnia, to też będzie ok. Dlatego ja jestem zwolenniczką robienia planów i ich zapisywania. Bo materializacja swoich myśli: zapisanie ich lub nagranie jest nadaniem im materialnego kształtu. A jeśli coś materialnie istnieje, to już nie możemy zaprzeczyć istnieniu tego czegoś. Nie możemy więc udać, że to nie miało miejsca. Miało, bo sami sobie to obiecaliśmy i jeszcze zapisaliśmy.
Owszem, ale wtedy można powiedzieć: a tam, miałem chwilę słabości i coś tam palnąłem o jakiejś zmianie, to kiedyś tam jeszcze raz to sobie przemyślę. Tylko że nie mówię kiedy, czyli odsuwam tę decyzję w czasie.

Wszystko fajnie i nawet OK, pod jednym wszak warunkiem. Że za każdym razem zadam sobie pytanie: dlaczego?

Dlaczego miałem chwilę słabości? Dlaczego teraz odsunąłem to od siebie i dlaczego znowu odkładam decyzję o zmianie? Jeśli zadamy sobie to pytanie i odpowiemy na nie uczciwie, prawie jesteśmy w domu.

Dlatego, jeszcze raz podkreślam, że styczeń powinien być miesiącem jedynie planowania. Jeśli zaplanujemy szybko, to działajmy. Ale jeżeli wiemy, że jesteśmy skuteczni jedynie w robieniu postanowień i nic więcej, to musimy sobie wreszcie uświadomić, że coroczne powtarzanie tego samego schematu do niczego nowego nas nie doprowadzi. Powtarzanie tych samych błędów nic nam nie da poza upewnieniem się, że jesteśmy nieskuteczni. Najpierw wszystko dokładnie zaplanujmy.

Czyli, tak naprawdę, noworoczne postanowienia możemy podejmować przez cały rok.

Ależ oczywiście że tak. Nie znam się dokładnie na innych kalendarzach, ale tych początków roku jest tyle, że każdą datę możemy sobie wybrać i będzie ona równie dobra i znacząca jak miniony niedawno 1 stycznia. Za chwilę mamy chiński nowy rok. Tam to są supersprawy, dzieją się rzeczy na niebie i Ziemi, więc można zacząć od chińskiego nowego roku. Od wiosny, od czegokolwiek. Jeśli jednak my niczego nie zmienimy, nic samo się nie zmieni. Zmiana wymaga tego, by zrobić coś inaczej niż dotychczas.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Magdalena Sadłowska: Początków roku jest tyle, że każdą datę możemy sobie wybrać na zmiany - Plus Gazeta Lubuska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl