Maciej Zakościelny zachowuje balans między ojcostwem i aktorstwem

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Chociaż miał zostać skrzypkiem, ostatecznie wybrał aktorstwo. Może to zasługa babci, która już za młodu widziała w nim przystojnego gwiazdora. Nigdy jednak nie chciał budować kariery wyłącznie na zwycięstwach w konkursach na „najpiękniejszych”.

Kiedy zaczynał przygodę z filmem, nazywano go „polskim Bradem Pittem”. Z czasem udowodnił jednak, że może się pochwalić nie tylko hollywoodzką urodą. Aż trudno uwierzyć – ale w tym roku stuknęła mu już czterdziestka. Właśnie oglądamy go na ekranach kin w filmie „Jak zostać gwiazdą”, gdzie jego postać to... przyprószony siwizną czarny charakter w średnim wieku.

- Nie jestem już tym przestraszonym chłopcem, którym byłem, który myślał sobie: „O Boże, jak tego nie zrobię, to nie będą mnie lubić, a ten mnie nie zatrudni”. Teraz staram się wsłuchać w to, czego ja chce i wtedy wchodzę w to albo mówię: „Przepraszam, ale nie chcę tego grać” - i nie boję się konsekwencji. Wiem, że nie robię nikomu krzywdy, do tego jestem w zgodzie ze sobą. A to jest dla mnie ważniejsze – mówi w Onecie.

Wychował się w rodzinie z mocnymi tradycjami patriotycznymi, mieszkającej w Stalowej Woli. Jego dziadek był w Armii Krajowej i po wojnie trafił w szpony Służby Bezpieczeństwa, która wyrywała mu paznokcie i wybijała zęby. Potem opowiadał te historie swoim wnuczkom, dlatego wojna długo śniła się małemu Maćkowi po nocach. Kiedy w domu Zakościelnych kawałek chleba upadł na ziemię, podnosiło się go i całowało na przeprosiny. Trzeba było mieć też duży szacunek dla pieniędzy.

- W domu obowiązywała kindersztuba. Babcia uczyła mnie zachowania przy stole. Musiałem trzymać łokcie przy sobie, a jeśli nie pamiętałem, babcia wsadzała mi książki pod ramiona i trzeba było tak jeść, żeby nie wypadały. Jeśli miałem wrócić o umówionej godzinie, o żadnych wymówkach nie było mowy. Raz się spóźniłem o parę minut, to mi mama za karę zamknęła drzwi. Co prawda wszedłem wtedy do domu po balkonach – śmieje się w „Twoim Stylu”.

Rodzina Zakościelnych była bardzo muzykalna: mama grała na pianinie, a ojciec – na gitarze i klarnecie. Nic dziwnego, że mały Maciek poszedł w ich ślady. Nauka w szkole muzycznej wymagała od niego nie lada poświęceń. Kiedy on godzinami ćwiczył w domu grę na skrzypcach, jego koledzy ganiali po podwórku za piłką. Chłopak lubił też śpiewać: jeszcze w szkole podstawowej wygrał lokalny konkurs młodych talentów „Minilista przebojów”, naśladując Shakin’ Stevensa.

- Kiedy byłem dzieckiem, babcia mówiła na mnie często „Mój ty mały Delonie". Nie wiedziałem, o co chodzi, więc odpowiadałem: „Babcia, przestań, nie jestem żadnym delonem”. Wtedy mi wyjaśniła, że to znany aktor. Chodziło oczywiście o Alaina Delona. Kim był, zrozumiałem po latach, ale jako dzieciak odczytywałem to tak, że być takim „delonem” to musi być coś, bo gdy babcia tak mówiła, patrzyła na mnie z zachwytem. Może babcia mi aktorstwo swoim żartem jakoś zaprogramowała? – zastanawia się w „Twoim Stylu”.

Gdy pojechał na egzaminy do szkoły teatralnej, komisja uznała, że ma predyspozycje aktorskie, ale musi popracować nad dykcją i wysławianiem się. Mówił wtedy „wzionć” zamiast „wziąć” czy „włanczać” zamiast „włączać”. Zgłosił się więc na lekcje do Ewy Różbickiej, która wcześniej przygotowywała Artura Żmijewskiego i Michała Żebrowskiego. Niewidoma aktorka była wyczulona na dźwięk i szybko postawiła Maćka do pionu. Kolejny egzamin do szkoły też jednak nie był łatwy.

- Jan Englert, który dowiedział się, że trenowałem karate, zaproponował mi, żebym powiedział przygotowany tekst i jednocześnie walczył z wyimaginowanym przeciwnikiem. Zaprezentowałem kilka obrotów, wyskoków i uników, w dodatku robiłem to bez skarpetek, a na koniec wyciągnąłem skrzypce i sam sobie akompaniując, zaśpiewałem „Mały biały domek”. Komisji spodobała się moja „prezentacja” – opowiada.

Po skończeniu studiów Maciek pojechał z bratem na wymarzony wypad do Paryża. Aby zarobić na utrzymanie, chłopaki grali w metrze dla przechodniów. Kontrolerzy nie raz gonili młodych Polaków, ale zawsze udało im się uciec. Po powrocie Maciek wynajął mieszkanie w Warszawie i zaczął aktorską karierę. Dostał etat w Teatrze Współczesnym, ale prawdziwy przełom nastąpił dopiero, gdy zagrał w serialu „Kryminalni” i w komedii romantycznej „Tylko mnie kochaj”. Stał się wtedy bożyszczem Polek.

- Nie mogę powiedzieć, że mnie to denerwowało, ale uważam, że każdy sam powinien stwierdzić, czy ktoś mu się podoba, czy nie. Takie wmawianie, że ktoś jest najlepszy czy najprzystojniejszy musi nieźle irytować. Cieszę się, że dziennikarze się już ode mnie odczepili w tej kwestii i że jako aktor mogę się sprawdzać w różnych rolach. Poza tym, broda mi siwieje, włosy mi siwieją – twierdzi w Plejadzie.

Pierwszą wielką miłością Maćka była koleżanka po fachu – Iza Miko. Poznali się w Polsce, ale ponieważ aktorka robiła karierę w Hollywood, para najczęściej widywała się na Skypie. „Czasami tylko na siebie patrzymy i milczymy” – opowiadała Miko. Kiedy oboje zostali zaangażowani do filmu „Kochaj i tańcz”, zamieszkali w wynajętym mieszkaniu w Warszawie. Wtedy szybko okazało się, że nie pasują do siebie i każde poszło swoją drogą.

Potem Maciek ulokował we uczucia we francuskiej modelce polskiego pochodzenia – Dianie Tadjuideen-Pakulskiej. Latał do Paryża na randki i kupował drogie prezenty, lecz skoncentrowana na karierze dziewczyna nie przypadła do gustu mamie aktora. Być może dlatego związek z czasem się rozleciał. Wtedy Maciek zakochał się w amerykańskiej aktorce – Caity Lotz, którą przedstawiła mu Weronika Rosati. Tym razem to ona odwiedzała swego wybranka w Polsce. Ale związek na odległość znowu się nie sprawdził.

W końcu kosa trafiła na kamień, kiedy w 2014 roku aktor poznał kolejną modelkę – Paulinę Wykę. Początkowo para ukrywała swój związek przed mediami, ale w końcu wszystko wyszło na jaw. Maciek i Paulina tak sobie przypadli do gustu, że choć nie wzięli ślubu, postanowili założyć rodzinę. Dziś aktor spełnia się jako ojciec.

- Mam taką filozofię, że moi synowie zaczęli swoje życie i muszą je przeżyć po swojemu. Mogę im pomóc się usamodzielnić, ale oni kiedyś wyprowadzą się z domu i pójdą w świat. Nie można więc pomijać w tym wszystkim siebie, bo później, gdy dzieci dorosną, nie będziemy umieli się bez nich odnaleźć. Są oczywiście momenty, kiedy trzeba się im oddać w stu procentach, ale generalnie uważam, że należy zachowywać balans i zdrowy rozsądek – deklaruje w Plejadzie.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Maciej Zakościelny zachowuje balans między ojcostwem i aktorstwem - Plus Gazeta Lubuska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl