Maciej Stuhr: Moja publiczność siłą rzeczy trochę się podzieliła

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
W minionym roku mimo pandemii Maciej Stuhr był częstym gościem na małym i dużym ekranie
W minionym roku mimo pandemii Maciej Stuhr był częstym gościem na małym i dużym ekranie Sylwia Dąbrowa
Na ekranie potrafi zarówno rozśmieszać, jak również uwodzić i przestraszać. Tymczasem prywatnie jest spokojny, wrażliwy i małomówny. Dlatego w pełni sobą jest w domowym zaciszu.

Mimo pandemii, ten rok był dla niego wyjątkowo udany pod względem zawodowym. Oglądaliśmy go bowiem na dużym, jak i na małym ekranie. To role w filmach „Sala samobójców. Hejter” i „Bad boy” oraz w serialu „Szadź”. Dla niego najważniejsza okazała się jednak przygoda z reżyserią. Pracując ze swymi studentami we Wrocławiu i w Warszawie zrealizował spektakl telewizyjny i cykl filmowych noweli.

- Jako aktor czuję się człowiekiem bardzo spełnionym i z pewnością będę dalej grał, ponieważ to uwielbiam, kocham, i jest to moim przeznaczeniem, natomiast ta przygoda reżyserska zdecydowanie poszerzyła moje horyzonty, zelektryzowała mnie na nowo, odmłodziła. Poczułem motyle w brzuchu i entuzjazm i nowe połączenia neuronów w głowie, których już dawno nie czułem – mówi w „Gazecie Prawnej”.

*
Jako niemowlak był bardzo grzeczny. Potrafił cały dzień cichutko bawić się w łóżeczku, nie zakłócając spokoju rodzicom. Gdy podrósł, mama zrobiła eksperyment i przestała się do niego odzywać. Dwa tygodnie później ze zdziwieniem skonstatowała, że w ogóle nie rozmawiała z synem przez ten czas. W szkole lepiej dogadywał się z dziewczynkami, choć miał również bliskich kolegów.
Najbardziej męską przygodę w dzieciństwie przeżył w harcerstwie.

Gdy Maciek dorastał, jego ojciec był już znanym aktorem. Często wyjeżdżał na plan, dlatego momentami brakowało go chłopakowi. Radosne były za to momenty jego powrotu do domu, kiedy przywoził ze sobą prezenty – choćby banany i pomarańcze z zagranicznych wojaży. Pojawiał się jednak również stres, ponieważ ojciec był wymagający i dwa dni przed jego powrotem, trzeba było posprzątać mieszkanie na wysoki połysk.

- Był dość autorytarnym, ostrym, wymagającym. Takim bardzo pryncypialnym. Dostałem od niego dość surowe wychowanie. Nie mam traumy, ale porządek musiał być, zasady musiały być przestrzegane – wspomina aktor w „Twoim Stylu”.
Początkowo rodzice myśleli, że Maciek będzie muzykiem. Uczył się bowiem gry na fortepianie. Z biegiem lat spędzał jednak coraz więcej czasu w kinie i w teatrze. Chodził na próby i spektakle, w których grał ojciec, nie myślał jednak o aktorstwie. Bał się bowiem, że kiedy pójdzie w jego ślady, będzie się mówiło, że to on „załatwił” mu wstęp na uczelnię i kolejne role. Dlatego po maturze zdecydował się studiować psychologię.

*
Wcześniej zagrał jednak swą pierwszą rolę w „Dekalogu X” Krzysztofa Kieślowskiego. To sprawiło, że złapał bakcyla aktorstwa. Aby uniknąć porównań z ojcem, postanowił spróbować swych sił w kabarecie. Już w szkole umiejętność rozśmieszania nauczycieli sprawiła, że nazywano go „klasowym trefnisiem”. W czasie studiów jego specjalnością stały się parodie znanych postaci – Stanisława Soyki czy Gustawa Holoubka.

- W ogóle to najlepiej podrywało się na Staszka Soykę. Znałem wszystkie jego piosenki. Jak się trafiła fanka Soyki, to było sto procent sukcesu. Już niczego nie trzeba było udawać. Wystarczyło spytać: „Słuchaj mała, jaką piosenkę Staszka lubisz najbardziej?”. Wymieniała tytuł, a ja albo kolega, graliśmy. Zawsze działało – śmieje się w „Playboyu”.

Jego komediowe talenty zostały dostrzeżone przez kino. Pierwszą dużą rolę dostał w 1999 roku w filmie „Fuks” u boku Agnieszki Krukówny. Potem pojawił się w szalenie popularnych komediach Olafa Lubaszenko – „Chłopaki nie płaczą” i „Poranek kojota”. Ojcu niespecjalnie podobały się te występy – choćby dlatego, że prezentowały dosyć niewybredny humor. Dlatego Maciek zdecydował się w końcu na akademię teatralną.

- Jestem wychowany na Starym Teatrze w Krakowie, na tym wspaniałym pokoleniu artystów teatru, do którego należy mój tato. Wiedziałem, że bez tego nie będę się czuł do końca spełniony i szczęśliwy. Już na samym początku, po moich przygodach kabaretowych i po roli w „Fuksie” i „Chłopaki nie płaczą”, poszedłem do szkoły aktorskiej i zamknąłem się tam na 3 lata, ćwicząc
warsztat aktora teatralnego – podkreśla w „Gazecie Prawnej”.

*
Opłaciło się: po skończeniu szkoły Maciej zaczął odnosić sukcesy w kinie i w teatrze w bardziej poważnym repertuarze. Na scenie zabłysł w spektaklach Krzysztofa Warlikowskiego, dzięki czemu ostatecznie dołączył do zespołu Nowego Teatru Teatru w Warszawie. W kinie zaskoczył wszystkich dramatycznymi rolami w „Mistyfikacji”, „Obławie” i „Pokłosiu”. Ten ostatni z filmów, poruszając drażliwy temat relacji polsko-żydowskich, wywołał duże kontrowersje i sprawił, że aktor doświadczył hejtu.

- Z tamtego okresu jestem zasadniczo dumny. Oprócz kilku przykrości, spotkało mnie wiele dobrego, otrzymałem mnóstwo wsparcia od wielu ludzi. Moja publiczność siłą rzeczy trochę się podzieliła, ale ci ludzie, którzy przy mnie zostali, to jest właśnie ta widownia, do której chciałbym mówić – deklaruje w „Newsweeku”.

Internetowa nagonka za „Pokłosie” nałożyła się na trudny okres w życiu prywatnym aktora. Po pięciu latach rozpadło się wtedy jego małżeństwo z Samantą Janas. Brukowce wyśledziły, że kobieta ma romans – i informowały o tym szeroko na swych łamach. Paparazzi czatowali nie tylko na Macieja, ale również na jego córkę. Tego było mu za wiele: aktor zaskarżył poczynania mediów do sądu – i wygrał. Od tamtego momentu ma jedno marzenie: żyć jak najdalej od dziennikarzy.

Córka Matylda urodziła się, kiedy Maciej miał 24 lata i zaczynała się jego wielka kariera. Dlatego nie udało mu się poświęcić jej tyle czasu, ile by chciał. Dziś mają przyjacielską relację: lubią razem podróżować i realizować pasje do narciarstwa i nurkowania. Zupełnie innym ojcem jest dla swego dwuletniego syna Tadeusza.

Chłopiec jest owocem jego drugiego małżeństwa. Katarzynę Błażejewską poznał w Nowym Teatrze, gdzie pracowała jako koordynatorka pracy artystycznej. Po burzliwym rozwodzie potrzebował kobiecego ciepła i czułości – i właśnie to znalazł u swej nowej partnerki. Dlatego stanął z nią w 2015 roku na ślubnym kobiercu.

- Przyjaźń jest najważniejsza. To musi być dobra przyjaciółka, wtedy można stworzyć świetny układ. Zaufanie i troska też są dla mnie bardzo ważne. Ta troska nie musi być permanentna, ale miło jest od czasu do czasu dać znać, jak ważna jest dla ciebie ta druga osoba. Ważne jest też to, że jak przyjdzie gorszy czas, to będziemy przy sobie i będziemy o siebie walczyć – podkreśla w „Twoim Stylu”.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Maciej Stuhr: Moja publiczność siłą rzeczy trochę się podzieliła - Plus Gazeta Lubuska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl