Ludzie służb specjalnych, czyli gdzie diabeł nie może…

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
14.04.2020 warszawa lotnisko chopina cargo przylot samolotu antonow an-255 mrija ze sprzetem medycznym na pokladzie sprzet medyczny maseczki kombinezony i przylbice an 255 cargo warszawa nz rozladunek samolotu fot. szymon starnawski / polska press
14.04.2020 warszawa lotnisko chopina cargo przylot samolotu antonow an-255 mrija ze sprzetem medycznym na pokladzie sprzet medyczny maseczki kombinezony i przylbice an 255 cargo warszawa nz rozladunek samolotu fot. szymon starnawski / polska press Szymon Starnawski /Polska Press
Są tacy, którzy nie mają wątpliwości, że byli oficerowie służb specjalnych mają do powiedzenia w naszym kraju więcej, niż mogłoby się wydawać. Teraz okazuje się, że za maseczki sprowadzone z Chin wielkim A-225, KGHM przepłacił pośrednikowi - spółce założonej przez byłego oficera WSI

To był news dnia, a przynajmniej w wielu państwowych mediach, bo oto KGHM sprowadziła do kraju z Chin miliony maseczek, które miały podratować między innymi polską służbę zdrowia. Ogromnego A-225 pokazały wszystkie telewizje, politycy Prawa i Sprawiedliwości chwalili się tym transportem przez kilka ładnych dni. Dziękuję panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie za jego rozmowę z prezydentem Xi Jinpingiem z Chin, która bardzo pomogła, ponieważ udrożniła kanały komunikacji. Nasze służby dyplomatyczne i my wszyscy kontaktowaliśmy się z władzami Chin po to, żeby te transporty jak najszybciej do Polski przylatywały - mówił na płycie lotniska Chopina premier Mateusz Morawiecki.

Tyle tylko, że kilka dni później „Gazeta Wyborcza” ujawiła, iż maseczki nie mają ważnych certyfikatów potwierdzających ich zgodność z normami unijnymi, nie ma więc pewności, że przed czymkolwiek chronią medyków walczących z koronawirusem. Teraz „GW” pisze, że KGHM miał za nie przepłacić pośrednikowi - spółce założonej przez byłego oficera WSI.

Z dokumentów, do których dotarła „Wyborcza”, wynika, że maski kupiła w Chinach polska spółka Quantron SA ze wsi Łazy pod Warszawą, która odsprzedała je potem KGHM i Lotosowi. To Quantron widnieje w dokumentach lotniczych jako jedyny nadawca ładunku. Z poświadczenia celnego wynika, że za 1,35 mln maseczek miedziowa spółka zapłaciła Quantronowi prawie 2,65 mln dol. To 1,96 dol. za sztukę, czyli ok. 8 zł. A jednorazowe maseczki są dostępne w sklepach po 1,62 zł za sztukę.

To nie koniec rewelacji: dziennikarze ustalili, że Quantron SA to firma, która zajmuje się m.in. handlem bronią. Jej założycielem i prezesem jest Andrzej Mikołajczyk, były oficer Wojskowych Służb Informacyjnych, wiceprezesem - Szymon Skalski, który potwierdził dziennikowi, że firma pośredniczyła w zakupach na rzecz KGHM i Lotosu.

„GW” zapytała KGHM, jak rozliczał się z Quantronem za zakupiony przez tę spółkę towar. - Oczywiste jest, że KGHM Polska Miedź SA, tak jak wiele innych organizacji sprowadzających teraz środki do Polski, nie realizuje takich przedsięwzięć samodzielnie. Szczegółowe ustalenia są objęte tajemnicą handlową, nie możemy w związku z tym odnosić się do poszczególnych pytań dotyczących kosztów czy rozliczeń - przekazała Lidia Marcinkowska, dyrektor naczelna ds. komunikacji KGHM.

Wcześniej KGHM wydała sprostowanie, w którym stwierdzono, że nieprawdziwe są informacje, jakoby „KGHM wydała miliony na chińskie maseczki z podrobionymi certyfikatami” oraz że „włoski certyfikat to lipa”.

- Spółka Quantron S.A. jest zaangażowana w walkę z globalną pandemią COVID19 i współpracuje z wieloma kontrahentami. Chętnie odpowiedziałbym na pana pytania, ale niestety z uwagi na obowiązującą mnie tajemnicę handlową nie mogę tego dzisiaj zrobić - poinformował dziennikarza „Wyborczej” wiceprezes przedsiębiorstwa.

„Operacja „największy samolot świata” to podręcznikowy przykład działania PiS. Premier i wicepremier uroczyście witali maseczki z lipnymi certyfikatami. Okazuje się, że zostały kilkukrotnie przepłacone, a sprowadził je tak naprawdę pośrednik- b. oficer WSI” - skomentował na Twitterze Tomasz Siemoniak, były minister obrony narodowej.

Nieszczęsne maseczki z Chin przyniosły rządzącym więcej kłopotów niż pożytku, przynajmniej tego PR-owego, bo poseł i przewodniczący Nowoczesnej Adam Szłapka złożył do NIK wniosek o kontrolę ws. gospodarności transportu środków medycznych samolotem Antonow An-225 Mrija.

„Koszt tej operacji, zrealizowanej na zamówienie państwowych spółek KGHM i Lotos, szacowany jest na kwotę 12 mln zł. Eksperci zwracają uwagę, że Antonow An-225 to najdroższy w eksploatacji samolot towarowy używany głównie do transportu wielkogabarytowego. Wskazywane jest, że mniejszy Boeing 777 bierze na pokład 112 ton ładunku, co może oznaczać, że 96 ton dostarczonego 14 kwietnia sprzętu można było przetransportować za jednym razem mniejszym samolotem i taniej. Z informacji dostępnych w środkach masowego przekazu wynika też, że koszt lotu do Warszawy to około 1,5 mln zł w ramach przelotu cargo. Jeśli informacja o kwocie 12 mln, jaka została wydana przez państwowe spółki potwierdziłaby się, cena za lot cargo byłaby 11 razy niższa niż koszt przelotu An-225. Dla porównania, rząd Czech za operację realizowaną mniejszym AN-124, który dostarczył 102 tony sprzętu, zapłacił 1,3 mln euro” - czytamy we wniosku Szłapki.

A tu na dodatek, w operację zamieszani są ludzie z agenturalną przeszłością.

Są tacy, którzy nie mają wątpliwości, że oficerowie służb specjalnych i ci obecni, i ci byli mają więcej do powiedzenia, niż mogłoby się wydawać, a już na pewno kreują życie społeczne i polityczne w Polsce. Jakiś czas temu Kazimierz Marcinkiewicz, były premier, przy okazji afery podsłuchowej, stwierdził nawet, że to ludzie służb specjalnych rządzą w naszym kraju.

- Większość afer, jaka w Polsce wybuchała, zawsze była związana w jakiś sposób ze służbami specjalnymi. Jestem w 99 proc. pewien, że afera podsłuchowa to jest także afera służb - powiedział Marcinkiewicz w „Kropce nad i”.

Jego zdaniem „jacyś ludzie służb” zasadzili się na polskich polityków.

- Zrobili to, wykorzystując Falentę i ponagrywali różnego rodzaju rozmowy - stwierdził Marcinkiewicz. To służby decydują już od dłuższego czasu o tym, kto może być ministrem i to od służb dziennikarz Cezary Gmyz dostał nagranie rozmowy szefa CBA Pawła Wojtunika z Elżbietą Bieńkowską - tak przynajmniej uważa były premierem.

Prawdą jest, że co jakiś czas dowiadujemy się o kolejnej sprawie, w którą zamieszani są ludzie związani ze służbami. Swego czasu głośno zrobiło się o zatrzymaniu pięciu osób związanych z wyłudzeniem blisko dwóch milionów złotych ze spółki PKP SA. Wśród nich był wysoki rangą oficer Biura Ochrony Rządu, a także tajemniczy biznesmen, który prowadził wspólne interesy z odwołanymi szefem BOR i szefem Agencji Wywiadu. Zatrzymanym postawiono zarzuty wyłudzenia na szkodę PKP SA środków finansowych w kwocie 1,9 mln zł, w związku z zawarciem i wykonaniem umowy na „Realizację przedsięwzięć profilaktycznych w zakresie zagrożeń terroryzmem bombowym”.

Dwa lata temu agenci katowickiej delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali zastępcę redaktora naczelnego czasopisma „Służby Specjalne” Tomasza Sz. i siedem innych osób, które powołując się na wpływy lub podając się za funkcjonariuszy służb, dokonywały wyłudzeń ze spółek prywatnych i Skarbu Państwa. Wśród zatrzymanych byli ludzie związani z WSI.

Wiele osób zadawało sobie pytanie, czy afera taśmowa, która walnie przyczyniła się do wyborczego zwycięstwa PiS, była intrygą rozgrywaną przez rosyjskie służby. Grzegorz Rzeczkowski, autor książki „Obcym alfabetem. Jak ludzie Kremla i PiS zagrali podsłuchami”, twierdzi, iż wskazuje na to wiele tropów. To on ujawnił nieznane do tej pory powiązania zleceniodawcy podsłuchów Marka Falenty z ludźmi Putina, rosyjskiej mafii i GRU.

„Na sprawie taśmowej zyskali wszyscy najważniejsi gracze, których ślady można znaleźć w tej aferze: PiS doszło do władzy na plecach krwawiącej PO, Rosjanie wywrócili niechętny sobie proeuropejski rząd. A Falenta? Za zlecenie nagrywania polityków sąd skazał Falentę na 2,5 roku więzieni” - pisał Rzeczkowski na łamach „Polityki”.

Reżyser Patryk Vega w swoich „Służbach specjalnych” idzie jeszcze dalej. Nie mówi tego wprost, ale sugeruje, że za śmiercią Andrzeja Leppera, Barbary Blidy, manipulacjami i aferami na najwyższych szczeblach władzy stoją właśnie ludzie służb. W filmie Vegi wszystko zaczyna się od rozwiązania Wojskowych Służb Informacyjnych nazywanych przez ich likwidatora, Antoniego Macierewicza „organizacją przestępczą”. Oficjalnie rozwiązana organizacja nie przestaje jednak działać. W jednej z tajnych komórek sieci, która ma przywrócić „stary układ” spotykają się trzej fachowcy od zadań specjalnych. Agenci nowej organizacji są bezwzględni, a wykonując polecenia szefostwa z zimną krwią mordują kolejnych wysoko postawionych polityków, biznesmenów i ludzi pociągających za tzw. sznurki. Czasem pozorują samobójstwo, czasem wplątują w zbrodnie niewinnych ludzi, manipulując przy tym media. Ktoś by powiedział - to artystyczna wizja reżysera, która nie musi mieć z nią nic wspólnego, ale wiele osób się z tą wizją zgadza.

Służby specjalne, definiowane przez pryzmat wywiadu i kontrwywiadu, ale też ludzie w nich pracujący od lat budzą spore emocje. Generalnie rzecz biorąc, praca w służbach, to zaszczyt. W krajach zachodnich czy Stanach Zjednoczonych to także dobry start do tego, żeby później zaistnieć w biznesie. Ludzie z przeszłością w służbach bardzo dobrze się w nim odnajdują, we wszystkich zresztą zawodach związanych z szeroko pojętą ekonomią. U nas kwestia służb specjalnych jest kojarzona historycznie - komuna, SB, agent, konfident. Ale jeśli wierzyć w te wszystkie doniesienia o WSI, także za wolnej Polski nie udało się całkowicie uzdrowić tajnych służb. Nie tylko Kazimierz Marcinkiewicz uważa bowiem, że nie ma większej afery kryminalnej czy gospodarczej, w której nie maczałyby rąk. Od zabójstwa generała Papały, po narkotyki, handel bronią. Inna sprawa, że to nie tylko polska specjalność. Działalności wszystkich tajnych służb na świecie towarzyszą afery i nielegalne interesy, o których sporo się pisze i mówi.

Ale też pula pieniędzy przewidziana na służby w budżetach poszczególnych państw najczęściej jest przeznaczana na funkcjonowanie organizacyjne: te wszystkie etaty, wynajem biur, ale nie na działania operacyjne. Jest więc normą, że większość służb zarabia na siebie - prowadząc jakieś firmy handlowe, grając na giełdzie. Problem zaczyna się wówczas, kiedy służby wchodzą w interesy sprzeczne z prawem. To się zdarza, ale żadne normalne państwo na to nie pozwoli, więc co jakiś czas wybuchają wielkie afery ze służbami specjalnymi w roli głównej.

Choćby w Wielkiej Brytanii, gdzie fundusze na finansowanie działalności służb specjalnych próbowano pozyskać za pomocą handlu bronią. Albo głośna afera Iran Contras, kiedy to Amerykanie nielegalnie sprzedawali broń Iranowi w zamian za pomoc w uwolnieniu amerykańskich zakładników w Libanie. Gdy taka sprawa wyjdzie na jaw, gazety piszą o niej na pierwszych stronach, zwołuje się komisje, sypią się wyroki więzienia.

- W kraju demokratycznym, w jakim my żyjemy, najistotniejsze jest to, jak będzie wyglądał mechanizm kontroli służb. I stąd powoływanie cywilnych koordynatorów służb specjalnych, różnego rodzaju komisji. Bo rzeczywiście służby mają inklinacje, żeby robić rzeczy sprzeczne z prawem - bo można zdobyć duże pieniądze, bo czują się bezkarne, wreszcie bo ich robienie nie sprawia im trudności. Ale trzeba powiedzieć jasno, że to patologia, a w państwie prawa z patologią się walczy. Komu potrzebne służby, które robią przekręty, mieszają w gospodarce, zamiast zajmować się bezpieczeństwem państwa, walką z terroryzmem na przykład.Jeśli więc okazuje się, że służby są chore, trzeba reagować. Lepiej odciąć rękę, niż pozwolić, by cały organizm zaatakował rak - mówił mi swego czasu Krzysztof Liedel, ekspert do spraw terroryzm.

Tym bardziej że granica pomiędzy tym, co legalne, a co nielegalne jest bardzo cienka. Taki choćby przykład - agenci działający pod przykrywką w grupach przestępczych w sprawach dużego kalibru, takich jak terroryzm, przestępczość zorganizowana, narkotyki, korupcja. Aby być wiarygodnym dla rozpracowywanych przestępców, muszą się zachowywać tak jak oni. Ale choć jest pewna kategoria wykroczeń, których mogą się dopuścić, jest też duży katalog czynów, których nie wolno im dokonać. Na przykład nie wolno im zamordować. Inna sprawa, że służby specjalne mają inklinacje do poszerzania zakresu swoich działań i uprawnień - dla wygody i na wszelki wypadek. Przecież po 11 września CIA, bazując na poczuciu zagrożenia, oburzeniu społecznym i politycznym, udało się przeforsować ułatwienia m.in. w zakładaniu podsłuchów i kontroli korespondencji.

Tak więc, jak pokazuje życie, czasami agenci służb specjalnych naginają prawo, będąc w czynnej służbie. Po niej zostają pozostawieni trochę sami sobie. Państwo polskie, w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych czy krajów zachodu, w żaden sposób nie korzysta z ich umiejętności, wiedzy, doświadczenia. A wielu czuje się rozgoryczonych, zwłaszcza tych, którzy swego czasu pracowało w Wojskowych Służbach Informacyjnych. Propozycja ich likwidacji padła w tzw. pakcie stabilizacyjnym, podpisanym przez Jarosława Kaczyńskiego, Romana Giertycha i Andrzeja Leppera. Sejm jeszcze w tym samym roku podjął decyzję o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Do tego zadania został wyznaczony Antoni Macierewicz.

Media od lat piszą, że byli oficerowie WSI żyją dzisiaj dostatnio, a z ich wiedzy skwapliwie korzystają prywatne firmy i instytucje. Kiedyś założyli stronę internetową, na której umieszczali różnego rodzaju analizy, tak polityczne, jak wojskowe. Wejść było bardzo wiele, najwięcej korzyli z ich materiałów ludzie obecnych służb specjalnych.

- Starsi są już nieaktywni zawodowo, ale sporo młodych oficerów WSI, których znam, znalazło zajęcie w różnych instytucjach finansowych. Pracują w bankach, zajmując się sprawami bezpieczeństwa, w ubezpieczeniach, firmach ochroniarskich - opowiadał mi jakiś czas temu Janusz Zemke, kiedyś wiceszef MON. - Trzeba pamiętać, że ci ludzie mają bardzo cenną wiedzę, często mówią kilkoma językami - dodaje.

Jeden z oficerów służb tak opowiada: „To, co wiem, mogę sprzedać wszędzie i to za całkiem spore pieniądze”.

W WSI schowana była duża wiedza o PRL i jej budowniczych, o ludziach PRL robiących karierę w III RP, o kulisach powstawania wielkich fortun pod koniec PRL i w III RP, a wreszcie o agenturze. W III RP było tak, że prawie każda nowa władza chciała wiele w WSI zmieniać, łącznie z ich likwidacją, koniec końców w miejsce zlikwidowanego WSI powołano Służbę Kontrwywiadu Wojskowego i Służbę Wywiadu Wojskowego.

- W Polsce nie dorobiliśmy się systemu zabezpieczającego ludzi odchodzących ze służby, których losy zapewne różnie się układają - mówił mi Marek Biernacki, poseł Platformy Obywatelskiej i były szef MSWiA. - Te osoby są gubione przez służby. Problem polega także na tym, że każda zmiana u steru władzy powoduje w Polsce roszady w służbach. Zwalnia się ludzi, nieważne, dobrze czy źle pracowali, ważne, że służyli innemu panu - tłumaczył poseł Biernacki.

A nie podlega dyskusji, że wszyscy ci ludzie są dysponentami ogromnie cennej wiedzy, kto wie, być może i dokumentów. Zawsze wśród zwolnionych może się trafić ktoś, kto swoją wiedzę wykorzysta do niecnych celów. Do szantażu, na przykład w pracy dla prywatnych firm, spółek, biznesmenów, wreszcie - obcych wywiadów. I choć to tylko hipoteza niepoparta żadną sprawą toczącą się przed sądem, żadnym wyrokiem, który zapadł, to jednak, jak przyznają nasi rozmówcy, hipoteza prawdopodobna.

Pewnie tych, którzy wybrali taką drogę, jest niewielu. Byli agenci żyją, jak my wszyscy: mają rodziny i radzą sobie w żaden sposób nie naruszając prawa, czy złożonych kiedyś ślubowań.

Czy ludzie związani ze służbami specjalnymi, tymi starymi i tymi nowymi, prowadzą jakieś interesy, biznesy? Tak. Czy, jeśli będą mieć taką możliwość, zechcą zarobić na pandemii koronawirusa? Na pewno.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ludzie służb specjalnych, czyli gdzie diabeł nie może… - Plus Polska Times

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl