PRZECZYTAJ TAKŻE:
Poznań: Pocztowcy protestowali przeciw zwolnieniom
Skąd taka decyzja? Dziś klienci skarżą się, że listonosze często w ogóle nie próbują poleconych dostarczać. Nawet nie pukają do drzwi, tylko od razu wrzucają awizo do skrzynki. To ma się jednak zmienić. Według nowych zasad, pozostawienie awiza odbiłoby się na pensji. Listonosz o wiele więcej dostawałby za dostarczenie listu do rąk własnych klienta.
Od 1 października w siedmiu urzędach pocztowych w Polsce, w ramach pilotażu, listonosze pracują po nowemu. Tak będzie do końca roku.
- Liczymy, że nowy system wynagradzania m.in. poprawi wskaźnik skuteczności doręczania, co zmniejszy liczbę przesyłek awizowanych i kolejki w urzędach - twierdzi Zbigniew Baranowski, rzecznik Poczty Polskiej. - Nowy system opiera się na zasadzie im więcej doręczysz, tym wyższe wynagrodzenie - zaznacza.
Na potrzeby pilotażu ustalono stawki za doręczenie listu poleconego, paczki pocztowej, telegramu czy przekazu pocztowego. Wyceniono również przyjęcie listu, prenumeraty, wpłaty na rachunek bankowy.
Niby proste, ale jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.
- W urzędzie pocztowym w Świebodzinie, gdzie trwa pilotaż, pracują trzy dodatkowe osoby, które dokładnie liczą listy zwykłe. Trzeba je policzyć, żeby móc za ich doręczenia zapłacić. Dotąd nie było takiej potrzeby - mówi Sławomir Stel-mann, szef pocztowej Solidarności w tamtym rejonie. - Mówi się, że później zostanie to w jakiś sposób uśrednione, ale czy uda się tak, żeby było sprawiedliwie?
Zarząd Poczty Polskiej twierdzi, że według nowego systemu pensje listonoszy powinny wzrosnąć. Oni sami mają jednak wątpliwości.
- Jesienią, kiedy przesyłek jest więcej, być może - twierdzi Stelmann. - Ale latem, kiedy na poczcie trwa martwy sezon? Nie sądzę. Żeby taki pilotaż miał sens, musiałby trwać rok.
Czy jednak faktycznie wielokrotnie wyższa stawka za dostarczenie listu poleconego do rąk adresata niż za pozostawienie w skrzynce informacji o nim sprawi, że unikniemy wreszcie wycieczek na pocztę po list polecony?
- Szczerze wątpię - mówi Janusz Bialecki, przewodniczący Związku Zawodowego Listonoszy. - Sam pracowałem w rejonie, w którym doręczenia odbywały się na dwie zmiany. Jeśli adresatów nie było w domu przed południem, przekazywaliśmy przesyłki kolegom, którzy jeszcze raz próbowali je dostarczyć między 16 a 20. Udawało się to z co dziesiątym listem. A kto chciałby, żeby listonosz dzwonił o pierwszej w nocy?
Więcej czytaj w we wtorkowym wydaniu "Głosu Wielkopolskiego"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?